Hej!
Z lekkim opóźnieniem, ale przybywam wraz z nowym rozdziałem! Nie będę się rozpisywać, bo po co :D Najważniejszy jest rozdział. Jeżeli są jakieś błędy... to idę się powiesić, bo sprawdzałam to cholerstwo z dziesięć razy i mam ogromną nadzieję, że jednak ich nie znajdziecie :D
Enjoy!
~~*~~
Nareszcie
spadł śnieg. Błonia Hogwartu przywitały uczniów dzisiejszego poranka w
puchowym, bielusieńkim płaszczu i zachęcały do świetnej zabawy w wojnę na śnieżki
i robienia orłów na śniegu.
Wiele
dzieciaków skusiło się na ten widok i od razu po lekcjach pobiegło na błonia z
okrzykiem radości.
Niestety,
nie wszystkim było do śmiechu.
Lekcje OPCM
stały się ostatnio dość… zwyczajne patrząc przez pryzmat nastrojów profesorów.
Obydwaj byli przygnębieni i snuli się po zamku jak cienie, często zaglądając do
skrzydła szpitalnego z nadzieją, że Harry już się obudził.
Hermiona
zauważyła to. Tylko ślepy nie ujżałby w oczach profesora Blacka tej ogromnej
troski. Nawet Fred i
George odwołali ostatnie przedświąteczne spotkanie umożliwiające zobaczenie
nowych produktów na sprzedaż. Gryfoni byli jednością, rodziną, zjednoczoną
grupą, która wraz z Ronem i Hermioną odwiedzali Harry’ego w nadziei, że ten
powita ich z dużym uśmiechem.
Aczkolwiek
tak się jeszcze nie stało.
Hermiona
siedziała zmartwiona przy przyjacielu i trzęsącymi dłońmi porządkowała notatki,
które specjalnie dla niego napisała podwójnie podczas zajęć. Położyła stosik na
etażerce obok łóżka i oparła się o krzesło z westchnięciem. Ron powinien zaraz
wrócić. Oliver niedawno rozpoczął spotkanie z drużyną Quidditcha, na którym życzył
im wesołych świąt. Ron mówił, że siódmoroczny chciał również z nimi omówić
sprawę podsłuchiwacza, którego jak dotąd nie udało się jeszcze schwytać.
Dziewczyna uniosła
się, chwyciła przyjaciela za rękę i pogłaskała kciukiem po jej zewnętrznej
stronie.
Chłopak
wyglądał o niebo lepiej. Madame Pomfrey powiedziała, że już niedługo powinien
się wybudzić. Dziewczyna pamięta jak parę dni wcześniej do skrzydła weszli
profesor Black i profesor Lupin patrząc na nią i Rona z ogromnym bólem w oczach.
Powiedzieli im, że Harry miał wypadek. Przygniotła go konstrukcja jednego z
budynków, a mianowicie był to balkon. Wtedy dziewczyna
słysząc to zasłoniła swoje usta dłonią i pokręciła niedowierzająco głową. Ron
czując obowiązek przyjaciela chwycił ją uspakajająco za ramię i posłał
uspokajający uśmiech. Widziała, że w jego niebieskich oczach również tliły się
iskry smutku, strachu i przygnębienia.
Za półtorej
tygodnia wszyscy mieli wyjechać do swych rodzin, gdyż wraz z dniem wyjazdu
rozpocznie się przerwa świąteczna. Ron z całą swoją rodziną wyjedzie do brata
do Rumunii, gdyż ten poczuwszy obowiązek starszego syna z chęcią zaprosił swych
rodziców i rodzeństwo na święta do siebie. Ron był bardzo podekscytowany
możliwością zobaczenia prawdziwych smoków. I to nie tych malutkich miniaturek,
a ogromnych przeraźliwych potworów ziejących ogniem i chuchających czarnym jak
smoła dymem. Hermiona
natomiast wyjedzie do dziadków. Święta u nich były rodzinną tradycją. Dziewczyna
bardzo się za nimi stęskniła, jednak na myśl, że jej przyjaciel jako jedyny z całej szkoły pozostaje na ten
okres w zamczysku ostudził jej zapał i chętnie zostałaby z nim na miejscu aby
dotrzymać mu towarzystwa.
Tak,
dokładnie. Jako jedyny. Wszyscy
wyjeżdżają do rodzin. Nikt nie pozostaje. Tylko Harry.
Nagle drzwi
od skrzydła otworzyły się i wbiegła przez nie zmachana Ginny, która odkąd
usłyszała o wypadku Harry’ego codziennie po zajęciach odwiedzała go wraz z prezentami
od koleżanek, które nie miały tyle odwagi by samodzielnie dostarczyć je
chłopakowi. Były to zazwyczaj jakieś koralikowe bransoletki wykonywane przez
połowę dwunastolatek w Hogwarcie. Co z tego, że nie były męskie. Dziewczyny na
myśl, że mogłyby zrobić coś dla tego
Harry’ego Pottera nie zastanawiały się nawet nad tym co robiły.
Po prostu…
tworzyły. ‘Urocze’. ‘Serio’.
- Hej! –
lekko uśmiechnięta dziewczyna usiadła obok Hermiony i spojrzała na Harry’ego –
Nadal nic?
- Nadal nic.
Ginny
westchnęła i wyjęła z czarnej torby jakąś paczuszkę.
- Laura z
Ravenclawu kazała mi to przekazać. Kolejny prezent dla Harry’ego – spojrzała na
nieprzytomnego ze zmartwieniem – Wiesz… ja się czasem zastanawiam czy nie lepiej
by było gdybyśmy ukryły przed nim te prezenty. Na ich widok z pewnością
dostanie Smoczej Ospy – zażartowała
Hermiona
zaśmiała się cicho i chwyciła paczuszkę w dłonie. Jej przyjaciel lubił
prezenty, ale… taką ilość? Do tego
trzy czwarte z pewnością przydałaby się bardziej dziewczynom niż jemu. Który
chłopak nosiłby wisiorek w serduszka z wyżłobionym wielkim ’I love Quidditch’?
Dziewczyna
znów spojrzała na paczkę dostarczoną przez młodszą koleżankę. Przez minuty
analizowania jej zawartości w końcu dała za wygraną.
- Co to?
Ginny
wzruszyła ramionami.
- Nie wiem –
przyznała ruda dziewczyna i oparła nogę o brzeg łóżka – Laura ma dziwne
pomysły. Wolę tego nie otwierać – przysłoniła paczkę dłonią – Merlin wie czy jakiegoś
eliksiru miłosnego tam nie dodała – napotkała zdziwione spojrzenie koleżanki –
Mieszka się pod jednym dachem z Fredem i Georgem, to wie się takie rzeczy –
uśmiechnięta wzruszyła bezradnie ramionami.
- Cóż… - z
lepszym humorem odłożyła przedmiot na etażerkę – Jak nie otworzymy to się nie
dowiemy, prawda? – posłała jej lekki uśmiech
Ginny
przeniosła wzrok na nieprzytomnego chłopaka.
Był blady.
Niezdrowo
blady. Pod oczami widniały głębokie sińce, a policzki były lekko zapadnięte.
Pośród tej nieskazitelnie białej pościeli wyglądał tak niewinnie i krucho. Bez
jakiejkolwiek skazy. Chciałoby się go w tym momencie delikatnie do siebie przytulić,
pocałować w czoło i ciepłym głosem szepnąć na ucho wszystko będzie dobrze.
- Jak
myślisz, kiedy się wybudzi? – spytała cicho nie spuszczając Harry’ego z oczu.
Hermiona
spuściła ramiona w dół i przygryzła dolną wargę.
- Nie wiem –
odpowiedziała szczerze – Może to być jutro, albo nawet za tydzień. Jednakże nadal
czekam z niecierpliwością na ten moment – wyznała i szybkim ruchem wytarła
niechcianą malutką łezkę w rogu oka – Dlaczego akurat jemu trafiają się takie
nieszczęścia? – zapytała załamana młodszą koleżankę.
Ginny z
kamienną miną nie odpowiedziała, lecz jej jedyną reakcją było chwycenie Hermiony
za dłoń i posłanie dziewczynie lekkiego uśmiechu.
Do
pomieszczenia wpadł zdyszany Ron. Najprawdopodobniej biegł.
- Hej! Już
jestem – zmarszczył brwi na widok swojej siostry – A ty przypadkiem nie masz
teraz Zielarstwa?
Dziewczyna
zarumieniła się i napotkała zszokowany wzrok Hermiony.
- No nie
mów, że zerwałaś się z lekcji specjalnie dla tego, aby zobaczyć Harry’ego.
- Ale to mój
przyjaciel! – krzyknęła i rozzłoszczona spojrzała na brata – Jak wspomnisz o
tym mamie to Cię zabiję. Letnie odgnamianie ogrodu będzie twoim najmniejszym
zmartwieniem.
Ron uniósł
obronnie ręce i westchnął.
- No nie
powiem… ale proszę, nie chcę, aby moja młodsza siostrzyczka opuszczała zajęcia
– poczochrał ją po włosach i napotkał rozgniewany wzrok Ginewry – No co?
-
Nadopiekuńczy brat mi się trafił – burknęła – I tak masz milczeć – pogroziła
palcem.
- Okay, okay
– zapewnił ją i przysiadł obok dziewczyn – Coś nowego?
- Nic –
odpowiedziały chórem po czym spojrzały na niego. Tym razem odezwała się
Hermiona – Oliver przekazał wam coś istotnego?
Chłopak
ożywił się i wyjął z kieszeni garść cukierków.
- Tak się
złożyło, że Wood miał dzisiaj urodziny i poczęstował nas cukierkami –
wyszczerzył się – Chcecie?
Dziewczyny z
ochotą wzięły po cukierku i w mgnieniu oka zjadły je z uśmiechem.
- Zostawię
trochę dla Harry’ego – oznajmił. Otworzył szufladę szafeczki i wsypał tam
trochę cukierków. Jego uwagę przykuła przeźroczysta paczuszka na wierzchu – A
to co to?
- Lepiej nie
otwieraj – oznajmiła Ginny – To od Laury.
- Tej twojej
stukniętej koleżanki? – uniósł brwi i pokręcił lekko głową - Pomylunę bym jakoś
przełknął, ale Laura?
Dwunastolatka
prychnęła i syknęła w stronę brata:
- A weź się
od nich odczep! Laura jest fajna, tylko ty robisz taką atmosferę, więc nie dziw
się, że gdy Ciebie widzi to obrzuca Cię czymkolwiek co ma pod ręką.
- Atmosferę?! A co ma atmosfera do jej
morderczych zapędów?
- Jakbyś nie
nazwał jej ‘Bezzębnym wściekłym pawianem’ to by w Ciebie nie rzucała.
- Masz manię
do dziwacznych przyjaciół.
- Luna? –
wcięła im się Hermiona – to ta blondynka z wiankiem z suszonych pomarańczy na
głowie?
Ginny
pokiwała głową.
- Może i
jest czasami inna, ale naprawdę
świetna z niej przyjaciółka. Jest bardzo inteligentna.
Ron pokiwał
ironicznie głową po czym dla własnego dobra zmienił temat. Ginny była bardzo
podobna do mamy. Wie jak z takimi osobami się obchodzić. Trzeba być… po prostu
ostrożnym i unikać nieprzyjemnych tematów.
- Oliver
przekazał całej drużynie wiadomość o podsłuchiwaczu. Teraz już raczej każdy z
nas będzie pilnował swoich rozmów. Planujemy rzucać zaklęcie wyciszające
podczas zbiórek w szatni. Idealne zabezpieczenie, prawda?
Stukot
obcasów. Trzask zamykanych drzwi.
Hermiona
skinęła głową, a następnie obróciła się w stronę źródła dźwięku. Z kantorka
wyszła Madame Pomfrey wraz z tacką potrzebnych eliksirów dla Harry’ego.
- Och
dzieciaki, z waszym przyjacielem ciągle problemy – pokręciła głową – Co chwilę
się w coś pakuje. To łóżko już na dobre powinno być podpisane jego imieniem i
nazwiskiem – zażartowała - Przeprosiłabym was na chwilę, muszę mu podać
potrzebne eliksiry – posłała dzieciakom dobrotliwy uśmiech.
Cała trójka
odsunęła się i patrzyła jak Poppy lewituje do siebie woreczek od kroplówki i
wymienia eliksir z przeźroczystego na purpurowy.
- To jest eliksir
przeciwbólowy – poinformowała Gryfonów – Gdy się wybudzi nie możemy pozwolić
aby odczuł ból zrastających się kości. Byłby to zbyt duży ból.
- A na
drugim roku? Jak mu pani kość rekonstruowała to jakoś nie dostał takiego
eliksiru – zauważył rudzielec.
Starsza
kobieta westchnęła i wyprostowała się.
-
Wyhodowanie kości to zupełnie inna bajka. Jak dobrze wiesz zrastanie jest o
wiele prostszym procesem niż całkowite odrastanie. W tym przypadku eliksir przeciwbólowy
zakłóciłby pracę eliksirów wapiennych. Składniki tego pierwszego kolidowałyby
ze składnikami tego drugiego. Pamiętasz gdy niedawno podawaliśmy mu eliksiry wapienne?
Dzisiaj już tego specyfiku nie znalazłbyś w krwi Harry’ego, więc spokojnie
mogłam podać przeciwbólowy.
Ron
zrozumiawszy pielęgniarkę skinął delikatnie głową i wymamrotał.
-
Skomplikowana ta cała medycyna.
Poppy
uśmiechnęła się do niego ciepło i gdy skończyła wymianę płynów w woreczku
wsparła dłonie na biodrach i ni stąd ni z owąd odezwała się do chłopca.
- Jak tam
treningi?
Ronald
wybałuszył na nią oczy i lekko rozwarł usta.
- Eeee
Hermiona
zdziwiona cały czas przenosiła wzrok z Rona na pielęgniarkę, aż w końcu
zamrugała i chrząknęła.
- Interesuje
się pani Quidditchem? – zaintrygowana wlepiła w nią swe czekoladowe spojrzenie.
Madame Pomfrey
skinęła głową i poprawiła biały kitel.
- Kiedyś
grałam na pozycji Ścigającej – oznajmiła z dumą – Bardzo dawne czasy –
westchnęła i machnęła ręką – Nigdy nie zapomnę tej chwili gdy tłuczek uderzył
mnie w rękę i z bólu musiałam zejść z boiska. Wtedy szkolna pielęgniarka była
tak niedoświadczona, że nie pozostało mi nic innego niż samej zająć się moją
złamaną kością. Od tamtej chwili zapragnęłam zostać magomedykiem – chwila ciszy
- lub pielęgniarką.
Ron patrzył
na nią wielkimi oczyma, aż w końcu bąknął coś przez co kobieta zaśmiała się
szczerze.
- Czad.
Chwilę
moment usłyszeli rozbawioną Ginny.
- Ciekawe
czy gdyby Malfoy wpadł w kompostownik zapragnąłby zostać gajowym – na jej
ustach zakwitł niebezpieczny uśmieszek – Zapłaciłabym fortunę za zdjęcie tego
tlenionego przydupasa w fartuszku Hagrida i spleśniałymi ciastkami w
kieszeniach.
Ron zaśmiał
się wesoło, a Hermiona pokręciła głową, aczkolwiek równie jak Ron miała ochotę
wybuchnąć gromkim śmiechem.
- No, no –
rozbawiona Poppy pogroziła im palcem – Bez takich. Jeszcze zrobi się z tego
większa zadyma i jednego i drugiego będę musiała składać w swoim skrzydle.
Ron
uśmiechnięty pokręcił głową i zapewnił:
- Nic się
takiego nie wydarzy Madame, obiecuję.
~~*~~
Ciemność.
Ta okropna,
nocna koleżanka otaczała go zewsząd i przytłaczała niemiłosiernie swą barwą,
dotykiem i chłodem, który z czasem robił się coraz bardziej odczuwalny. W tle
słyszał jakieś głosy. Stłumione. Jakby za ścianą.
- …Tego tlenionego przydupasa w fartuszku Hagrida…
Co?
Chwila
ciszy, szum jakby znajdował się pod wodą.
- … ciastami
w kieszeniach …
Chwila…
- No, no… -
odezwał się inny głos - zadyma… składać w moim skrzydle…
Nic nie widzę! Co się dzieje?
Powieki
sprawiały wrażenie bardzo ciężkich. Gdy próbował je unieść, jak na złość
zaciskały się jeszcze bardziej. Wydawało się, że były przyklejone na klej.
Bardzo mocny klej.
Spróbował
inaczej. Napiął mięśnie i uniósł powoli dłoń tak, aby oderwała się od miękkiego
podłoża.
Miękkiego? Był na łóżku, tak? Tylko
dlaczego?
Zdziwiony
wydobył z siebie głuchy jęk, gdyż nawet samo uniesienie ręki sprawiało mu
niemały ból. Głosy
ucichły, a pomieszczenie wypełniły głośne wciągnięcia powietrza.
- Panie
Potter, słyszy nas pan?
Słyszał. Na
dodatek wyraźniej niż wcześniej. Dźwięki nie były już tak stłumione, a wszystko
stawało się bardziej… realne.
- Mmhmhm –
wymamrotał i zacisnął kurczowo powieki gdy odczuł jak ktoś ścisnął go za rękę.
Ta osoba
wystraszona szybko ją puściła i jęknęła.
-
Przepraszam Harry! Nie chciałam, aby zabolało – to z pewnością była Hermiona,
wszędzie rozpoznałby ten głos.
- Stary,
nareszcie! Witaj wśród żywych! – To był Ron. Na sto procent.
- Lećcie po
dyrektora. Chciał być natychmiast poinformowany o wybudzeniu chłopca –
poprosiła Pomfrey i zniknęła na moment w kantorku.
Ron skinął
głową i dając znak przyjaciółce oraz siostrze, aby zostały wybiegł sprintem ze
skrzydła szpitalnego.
Znów
usłyszał odgłos obcasów.
- Panie
Potter, będę mówić powoli i bardzo wyraźnie – zaakcentowała każdy wyraz – Jest
pan w skrzydle szpitalnym. Miał pan wypadek podczas wycieczki w Hogsmeade –
patrzyła na niego uważnie – Pamiętasz Potter co tam zaszło?
Harry
sięgnął pamięcią do ostatnich wydarzeń. Pamiętał dość niewiele. Tylko jakieś
prześwity. Błyski zaklęć, biały rękaw i grubego mężczyznę, który trzęsącą
dłonią wycelował różdżką powyżej jego głowy. Później… już nic. Czerń, pustka,
cisza. Zrezygnował z dalszego wertowania po wspomnieniach, gdyż czaszka łupała
go tak niemiłosiernie jakby ktoś z całej siły wycelował w nią tłuczkiem.
Mruknął coś
niezrozumiałego i ostrożnie, prawie niewidocznie skinął głową.
- Pamięta –
szepnęła Ginny nerwowo gniotąc krawędź czarnej mundurkowej spódniczki.
Poppy
westchnęła i sięgnęła po różdżkę.
- Zapewne
niewiele – mruknęła i przesunęła różdżką po całej długości ciała chłopaka –
Będzie pan teraz czuł delikatne mrowienie. Proszę leżeć spokojnie i najlepiej
by było jak wstrzymałby pan na chwilę oddech – spojrzała na skrzywioną twarz
leżącego – Potter, wiem, że i to przychodzi Ci z trudem, ale sam fakt, że byłeś
przygnieciony niemałą konstrukcją mówi sam za siebie. Sprawdzę twój stan
zdrowotny prostym zaklęciem skanującym, dobrze?
Konstrukcja? Wypadek? Cholera… znowu
się w coś wpakowałem?
Pamiętał, że
biegł. Przed oczami miał wąskie uliczki, pył, dym i kolorowe promienie zaklęć.
Bitwa? Najprawdopodobniej… Tylko pytanie dlaczego?
Nie, dobra – jęknął – Głowa zbyt mocno mnie boli, aby myśleć.
- Harry,
możesz ruszać kończynami? – spytała Hermiona.
Harry
otworzył usta i wyszeptał zachrypniętym głosem.
- T-tak.
Dziewczyna
uspokoiła się nieco i spojrzała na pielęgniarkę.
- I jak
Madame?
Pomfrey
schowała różdżkę i przeniosła wzrok na gryfonkę.
- Żebra
zrosły się w dość szybkim tempie – oznajmiła – Powinien się oszczędzać przez co
najmniej miesiąc. Jeżeli nie będzie miał problemów z poruszaniem się podczas
przerwy świątecznej i nie będzie miał zawrotów głowy mogę pozwolić mu na
uczestnictwo w meczu Gryffindor – Slytherin. Nie obędzie się jednak bez zażywania
przez czte… - zastanowiła się – pięciu
tygodni eliksiru wzmacniającego. Poprawi odporność, przyspieszy gojenie złamań
i co najważniejsze, postawi chłopaka na nogi – obróciła się do Pottera –
Słyszał pan? Oszczędzamy się.
Harry
mruknął pod nosem niezadowolony, ale wiedząc, że z Pomfrey jeszcze nikt nie
wygrał zgodził się i westchnął cierpiętniczo.
- Otwórz
oczy, Harry – rzuciła cicho Ginny czujnie się w niego wpatrując.
Chłopak
skrzywił się i uniósł powieki. Tym razem, udało się. Gdy pierwsze promienie
światła dotarły do jego źrenic, odruchowo zmrużył oczy i na wpół otwartymi
omotał pomieszczenie.
- Skrzydło…
- wypowiedział z trudem.
Hermiona
poprawiła się na krześle i przybliżyła do łóżka patrząc w zamglone oczy
Harry’ego.
- Miałeś
wypadek – wyjaśniła – Przygniótł Cię… balkon.
Ba… Balkon?
- Pamiętasz
ten atak? Atak na Hogsmeade? – spytała się.
Chłopak
skinął delikatnie głową i uchylił usta.
- Syriusz…
- On Cię tu
przyniósł, panie Potter – oznajmiła Madame Pomfrey – Dlaczego uczniowie mówią
do Blacka i Lupina po imieniu? – zainteresowana skierowała pytanie do dziewczyn.
Te wzruszyły
ramionami i odpowiedziały.
- Poprosili
nas, aby się do nich tak zwracać. Podobno przydomek ‘Profesor’ ich postarza.
Poppy
prychnęła rozbawiona i pokręciła głową mrucząc pod nosem ‘Cały Syriusz’.
- No cóż …
Nie
dokończyła gdy do pomieszczenia wszedł Albus Dumbledore w swojej neonowo żółtej
szacie w srebrne grochy wraz z rozbieganym Ronem, zaaferowanym Syriuszem i
zaskoczonym Remusem.
- Nie śpi?!
– krzyknął Syriusz. Remus gwałtownie zacisnął mu dłoń na ramieniu, przez co
odburknął – No co?
Dziewczyny
odwróciły się w ich stronę i wstały z siedzeń.
- Dyrektorze
– skinęły grzecznie głowami.
Albus
uśmiechnął się dobrotliwie i ręką wskazał, aby usiadły.
- Ach,
siedźcie, siedźcie! Ja tutaj na momencik – poprawił okulary połówki na swym
nosie – Panie Potter, dobrze się pan już czuje?
Syriusz
wywrócił oczyma i pomyślał: Tak, jasne.
Skacze z radości na myśl, że przygniótł go balkon. Kupmy tort i wypijmy po
szampanie.
- Obudził
się dość wcześnie, ale to dobrze – odpowiedziała za niego Pomfrey – Podaję mu
na zmianę eliksir wapienny i przeciwbólowy. Sądzę, że ten pierwszy już sobie
odpuścimy i damy jego magii pole do popisu. Niech się zajmie resztą – mruknęła
– Ale przetrzymam go jeszcze z parę dni. Chcę mieć pewność, że wszystko prawidłowo
się zrośnie. Eliksiry Severusa postawią go na nogi. Jestem tego pewna –
uśmiechnęła się.
Syriusz
odetchnął z ulgi i podszedł bliżej.
- Jak z nim?
Hermiona
zaskoczona pytaniem przez moment milczała, lecz po chwili odpowiedziała
profesorowi.
- Nie śpi –
przyjrzała mu się uważnie. Szybko oddychał, prawdopodobnie
biegł, włosy miał
rozwiane, a jego ruchy były dziwnie nerwowe jakby powstrzymywał się przed
czymś. Tylko przed czym?
- Dzień
Do-obry – wychrypiał Harry otwierając
szerzej oczy. Spróbował się lekko uśmiechnąć, ale zamiast uśmiechu, na twarzy
zakwitł mu piękny grymas – Jak tam bitwa?
Remus
wybałuszył oczy i uniósł lekko kąciki ust. Jak widać, humorek mu dopisywał.
- Rany
boskie – szepcze Syriusz – Przygniótł Cię balkon
– zaakcentował patrząc na niego intensywnie – A ty mi się pytasz jak tam bitwa… Poppy, czy na pewno
wszystko z nim w porządku? – niezwykle poważnie skierował swe słowa do szkolnej
pielęgniarki, która na widok oszołomionego Blacka pokręciła rozbawiona głową i
podeszła do chłopaka sprawdzając ręką czy nie ma rozpalonego czoła.
- Panie
Potter, bez żartów proszę. To był poważny wypadek! – skarciła go lekko po czym
podeszła do oglądającego z uśmiechem sytuację Albusa – Pamięta mniej więcej co
się tam wydarzyło – szepnęła tak, aby tylko dyrektor mógł to usłyszeć.
Mężczyzna skinął głową po czym przysiadł obok chłopca na łóżku.
- Chłopcze,
mam parę pytań odnośnie bitwy w Hogsmeade – zastukał palcami w metalową ramę
łóżka - Z tego co wiem pamiętasz co się tam wydarzyło, prawda? – Harry pokiwał
głową – To bardzo dobrze. Możesz nam opisać cały przebieg sytuacji, która
skazała Cię na pobyt w skrzydle szpitalnym? – przez szkła okularów połówek
przebiegł ostry błysk słońca.
Harry
chrząknął i cichszym niż dotychczas głosem odpowiedział dyrektorowi.
- Gdy za
prośbą Syr… profesora Blacka…
- Ach,
spokojnie! W mojej obecności śmiało możesz nazywać profesora po imieniu.
Wszakże była to jego prośba – uśmiechnął się do z lekka bladego mężczyzny.
- Okey…
Więc… Za prośbą Syriusza skierowałem się w stronę zamku – wziął wdech – W
wąskiej uliczce napotkałem jakiegoś mężczyznę… Przysadzisty, w kapturze i
trząsł się jak galareta – wzdrygnął się – Kto takiego wypuszcza na pole bitwy…
Remus
prychnął rozbawiony i podrapał się po drgającej wardze. Syriusz uśmiechnął się
lekko. Kątem oka zauważył jak Hermiona patrzyła na niego uważnie ze
zmarszczonymi brwiami. Jakby nad czymś intensywnie główkowała. Próbował to
zignorować, lecz nie mógł się powstrzymać przed posłaniem jej swojego
charakterystycznego uśmiechu. Speszona dziewczyna odwróciła się od niego i
skupiła na słowach dyrektora.
Czy moje pytanie o stan chłopaka było
nie na miejscu? –
pomyślał zmartwiony – Każdy profesor
przecież mógł się zmartwić… Po za tym i tak bym się nie powstrzymał – stwierdził
po czym pokręcił głową, by odrzucić niechciane myśli.
~~*~~
Martwił się – stwierdziła - Przecież każdy nauczyciel pytałby o stan swojego ucznia. Jakby nie
patrząc, ulubionego – Hermiona od dłuższego czasu biła się ze swoimi
myślami – Tylko jak on gwałtownie
zareagował na myśl, że Harry obudził się – uniosła brew – Był przerażony na myśl, że Harry’emu może
się coś stać… To aż… nierealne. Nawet profesor McGonnagall tak nie reagowała.
Ani nawet dyrektor Dumbledore! – krzyknęła do siebie, po czym westchnęła – Muszę się temu przyjrzeć… Och, no pewnie, że
muszę! Głupia ciekawość – burknęła – I
pomyśleć, że…
- Wiem! –
krzyk otrząsnął dziewczynę z zamyślenia i zaskoczona spojrzała na uniesionego
Blacka. Ten z szokiem wymalowanym na twarzy stał tuż obok Pomfrey i żwawo
gestykulował.
- Wiem! –
doskoczył do Remusa i potrząsnął nim – To był on! ON! – krzyknął do Albusa – Wszędzie rozpoznałbym tą świnię –
Hermiona wybałuszyła oczy i spojrzała na profesora z niedowierzaniem. Taki
język przy uczniach? Ginny od ponad minuty zbierała swoją szczękę z podłogi, a
jej brat próbował powstrzymać opętańczy chichot – Ta zakała ośmieliła zbliżyć się
do…
Do Hogwartu, tak? - pomyślała.
- Syriuszu!
– wrzasnęła Poppy i gniewnie zdzieliła go gumową rękawiczką – Nie przy
dzieciach! – wysyczała do niego wskazując na oniemiałą młodzież.
Black wziął
oddech i zrozumiał, że dał ponieść się emocjom. Skinął delikatnie głową i
mruknął.
-
Przepraszam - zacisnął usta… lecz nie na długo – Albusie, dobrze wiesz o kim
mowa – rzucił gniewnym tonem – Remusie, ty też. Bądź dobrym przyjacielem i mnie
powstrzymaj przed wypadnięciem z tej sali z zamiarem dopadnięcia tego szczura –
szepnął lodowato.
Harry
zaintrygowany spojrzał na wściekłego Syriusza. Miał wrażenie, że mężczyzna za
moment będzie fruwał po pomieszczeniu i strzelał zaklęciem zabijającym we
wszystkie strony.
- Kt… -
chrząknął i przełknął gorzką ślinę – Kto?
Syriusz na
cichy szept obrócił się w stronę jego źródła.
- Nie chcesz
wiedzieć…
- Chcę –
zapewnił poważnie – W końcu… ta osoba spowodowała wypadek… Chciałbym wiedzieć
komu w przyszłości złoić dup…
- Harry! –
syknęła w jego stronę zdegustowana Hermiona.
- Ach,
przestać – jęknął – W takiej sytuacji chyba mi wybaczysz – posłał jej lekki
uśmiech.
Dziewczyna
westchnęła i złapała go pocieszająco za dłoń. Ginny patrzyła na to z lekkim
zirytowaniem. Ile by dała, aby być na jej miejscu.
Stop! Ginny, bo się zapowietrzysz – syknęła do siebie w myślach.
- Był to
ktoś za którego zapłaciłbym fortunę by go dorwać. Zabił mi przyjaciela… - i pozbawił połowy życia, osierocił chrześniaka, dużo by tu wyliczać – Ta… osoba –
mruknął gniewnie – z pewnością na myśl, że miałaby ze mną walczyć zrobiłaby pod
siebie i błagała Merlina, aby ten oszczędził jej tych tortur.
- Kim on
jest? – zapytał dociekliwie Harry.
Syriusz
podszedł bliżej i z ogromną dozą lodu, gniewu i pogardy wypowiedział nazwisko
winowajcy.
- Peter
Pettigrew, Harry. Walczyłeś ze zdrajcą twoich rodziców – patrzył na oczy
chłopaka, które w kilka sekund przybrały wielkość galeonów i na szok wymalowany
na tej młodej, bladej twarzy.
- To był… on? – szepnął pustym głosem.
- Tak Harry,
to był on. Najgorsza kreatura jaką
przyszło mi spotkać – wysyczał.
~~*~~
.... ... ... ... ... WOW
OdpowiedzUsuńWięcej nie mogę napisać epitetów, bo bym sie rozpisała.... WOW... Dziewczyno piszesz MEGA. Zazdroszcze (chodż też coś tam kiedys pisałam, nawet fajny pomysł mam ;) ale nie chce mi sie nigdzie to publikować ani gdzie indziej :/).
Rozdział jest MEGA WOW ODLOT itp :)
Nie mogę sie doczekać nastepnego, więc życzę dużo weny i do zobaczenia za 2 tygodnie ;)
Dziękuję!
UsuńRównież masz plan na pisanie opowiadania z Harry'ego Pottera? W razie czego jakbyś chciała udostępnić to od razu zareklamuj się u mnie na SPAMIE :D :P Tak tylko proponuję :) Powodzenia w pisaniu i dużo weny!
Pozdrawiam, Cennetyn Black :D
Oj o HP duzo myślałam, mam dużo pomysłów i wogule, ale po prostu nie chce udostępniać tego. I ogólnie myślę o innych opowiadaniach (nie związanych z HP). Ale jak mówię nie bd tego publikować ani nic, bo to mi nie da szczęścia. Powiem tak, pisz Ty teraz a ja bd to czytać z OGROMNĄ CHĘCIĄ. Zyczę weny i pozdrawiam.
UsuńRozumiem :) Ale i tak powodzenia :D !
UsuńTeraz mu powie, teraz mu powie.. proszę !
OdpowiedzUsuńNadal jesteś polsatem (nadal nie ma Tonks >.<)
Pozdro
NLAEPBL
Zapro do mnie na nowy rozdział
https://www.wattpad.com/myworks/68119671-harry-potter-inne-%C5%BCycie
Uwierz mi, już naprawdę nie długo - Tonks pojawi się w święta (te u Harry'ego :p ). Nie planuję tak bardzo skupiać się na ich miłości, gdyż jest to "para" z drugiego planu, ale może się coś tam opisze... nwm :3
UsuńPozdro, Cennetyn Black :D
nie ma nowego rozdziału.. smutam
OdpowiedzUsuńCudeńko!
OdpowiedzUsuńRobisz postępy, podoba mi się, że czerpiesz inspiracje z książek J.K. Rowling, bo pisanie opowiadań, w których występują postaci z Harrego Pottera nie jest łatwe. Tak jak autorka z wielkim poświęceniem starasz się nad każdym rozdziałem, dlatego tak dobrze piszesz. To widać podczas czytania, jak każde słowo pasuje do następnego i tworzy się niesamowita historia i to jeszcze z udziałem Pottera! Nie żałuję ani jednej minuty, którą poświęciłam temu blogowi, po prostu podziwiać. Nie ma nic do poprawki, bo czuję, że Twojej wyobraźni nie trzeba poprawiać.
Nie rezygnuj z tworzenia na tej stronce, bo szkoda takiego talentu...życzę powodzenia i jeszcze więcej niesamowitych pomysłów na te fantastyczne rozdziały!
Niech na świat wstąpi więcej Potterhead-ów <3
Angie