Znów tygodniowe opóźnienie, wybaczcie. W tym rozdziale: nie wiem czy uznacie że w 23 się coś dzieje czy nie, ale był on niezbędny do dalszego rozwoju historii. Piszcie w komentarzach uwagi co wam się podobało, a co nie :D Przyda mi się to w przyszłości.
Zapraszam do czytania!
~~*~~
- O… Dzień dobry, Syriuszu – wydukał, gdy niebiańsko
uśmiechnięty profesor podbiegł do niego i klepnął w łopatkę, jakby było to dla
niego czymś codziennym.
- Dzień dobry, Harry – spojrzał na girlandę na ścianie – a
raczej już Wesołych Świąt, nieprawdaż?
Chłopak podążył wzrokiem w tą samą stronę. Uniósł smutno
kąciki ust.
- Tak… dokładnie – mruknął – Zmierzasz na śniadanie? –
spojrzał rozbawiony na kapcie, jakie miał na sobie profesor.
- Och, tak – zachichotał – Są święta, chyba nie obrażą się
jak wpadnę tam w moich puchowych laczusiach, no nie?
Zabrzmiało to tak idiotycznie, że trzynastolatek nie
wytrzymał i prychnął próbując zapanować nad sobą.
- Raczej nie – oznajmił – Wprawdzie, będzie tam zupełnie
pusto. Wszystkich gdzieś wywiało.
- No tak, słyszałem o tym – chrząknął – Chodź, mam sprawę do
Ciebie. Omówimy to w Wielkiej Sali przy śniadaniu, co ty na to?
Zaintrygowany chłopak zerknął na dorosłego.
- Coś z dodatkowymi lekcjami?
Mężczyzna pokręcił głową.
- Nie, nie tym razem – podrapał się po głowie – jednak po
świętach bierzemy się do pracy. Ciągle nam coś wypadało i jakoś nie mogliśmy
ich ponownie zrealizować, prawda? Spokojnie, jeszcze kiedyś będziesz wspominał
swoje wolne soboty – zapewnił przyjaźnie – Jak korki, to korki. Porządna praca,
a coś z tego wyniesiesz. Jednak to co chcę omówić niekoniecznie jest związane
ze szkołą… a może i jest… ale… - kręcił się – Dobra! Omówimy to przy jedzeniu.
Jak jestem głodny to nie myślę. Co z resztą teraz widać – zażartował i wszedł
do Wielkiej Sali.
Przy stole
prezydialnym siedział Remus w nienagannym stroju, uczesanymi łagodnie włosami i
gazetą w dłoniach. Nawet nie spojrzawszy na przybyszy mruknął zabarwionym nutą
wesołością głosem:
- Jak zwykle spóźniony – zwilżył palec i przewrócił stronę -
Do tego wejście smoka z takim obuwiem
– uniósł wzrok – Harry, wybacz, że musiałeś się wstydzić nawet przed obrazami.
Łapa wpatrywał się w niego głupio, lecz po chwili
oprzytomniał.
- Są święta!
- Widziałeś kiedykolwiek Severusa wchodzącego do klasy w
papciach tylko dlatego, że był poranek?
- Papciach –
odburknął – Chciałeś powiedzieć chodaki…
Nastolatek zasłonił szybko usta, lecz jego drżące ramiona i
tak wskazywały jak ten komentarz go rozbawił.
- Wesołych Świąt – posłał im łagodny uśmiech i spojrzał na chłopaka – I co, już lepiej?
Harry kiwnął ochoczo głową i podszedł bez oporów zajmując
miejsce obok. Bodajże zasiadł na krześle Profesor Sprout.
- Kręgosłup czasem daje o sobie znać, tak samo stawy. Muszę
brać jakiś eliksir przez pięć tygodni od pielęgniarki, abym szybciej wyzdrowiał.
Mam go w torbie – powiadomił Remusa wziąwszy tosta. Zaczął go smarować
najbliżej stojącą konfiturą – Magia zdziałała cuda.
- O tak – mruknął mężczyzna – Czasem dziwię się, że potrafi
zrobić tyle samo dobrego co złego.
Syriusz sięgnął po dzbanek z herbatą i nalał jej sobie do
filiżanki. Na talerz nałożył sadzone jajko oraz bekon, a w między czasie
przegryzał to posmarowaną masłem kromką chleba.
- Mamy z Remusem pewną sprawę – zwrócił się do Harry’ego –
Jesteśmy teraz jedynymi osobami w zamku, pomijając Hagrida i Filcha. Jak wiesz…
oni nie są odpowiednimi opiekunami dla dzieci – napomknął delikatnie, próbując
nie urazić chłopaka. W końcu, Hagrid był jego przyjacielem – My również
wyjeżdżamy. Jutro z samego rana do domu Remusa – wziął łyk herbaty – i…
oczywiście zrozumiemy, jak nie będziesz chciał, ale zaznaczam, że nawet sam
dyrektor dał nam znać, że nie możesz zostać sam w zamku…
Chłopak uniósł brwi i pewny tego co powie profesor, mruknął
niepewnie:
- Ale wujostwo…
- Z nimi to pół biedy – wtrącił Remus postanawiając przejąć
pałeczkę – Syriusz chciał Ci zaproponować coś innego .
- Jako twój nauczyciel i przyjaciel Jamesa – dodał Łapa.
- I ja jako Remus, przyjaciel Syriusza i twego ojca również –
patrzył w co raz bardziej rozszerzające się zielone oczy – Czy… nie chciałbyś…
ech, trochę to trudne – spojrzał prosząco na Blacka.
Łapa zrozumiał sygnał.
- Chcemy Ci zaproponować spędzenie przerwy świątecznej… u nas
– wyrzucił wypatrując reakcji chłopaka. Tego oczywiście zmroziło i wyglądał
jakby go piorun strzelił. Potargane włosy pogłębiały owe wrażenie.
Harry nie wiedział co powiedzieć.
Cóż… okay. Propozycja jak propozycja. Rodzina Rona też mu to
nie raz proponowała, ale… no był z nimi w dobrych kontaktach, naprawdę! Byli
jego ulubionymi nauczycielami. Syriusza mógł nazwać nawet przyjacielem. Świeżo
upieczonym, ale przyjacielem. Jednak gdy padło pytanie o spędzenie razem
przerwy świątecznej… nie wiedział co począć. Czuł jednocześnie zmieszanie tym,
że stoi komuś na drodze i jest piątym kołem u wozu oraz ciepło z wolna
rozlewające się w okolicach serca. Rozpływało się jak gorący karmel, delikatnie
otulając jego duszę miłą otoczką dobroci oraz szczęścia.
Przyjaciel jego ojca proponuje mu święta u siebie.
Usta mu drgnęły nieznacznie, powoli wyginając się w łagodny
łuk. Czuł się… dobrze. Pierwszy raz odkąd wiedział – był przekonany -, że znów
spędzi ten czas samotnie grając jak ostatni frajer ze skrzatami w szachy
czarodziejów. Określenie ‘cudownie’ byłoby zbyt naciągane. To była zaskakująca…
prośba? Zachęta?
Może pozostańmy przy propozycji.
Później będzie skakał z radości. Teraz… musi po prostu
przyswoić tą informację. Co z resztą nie potrwa długo.
- Och – wydobył z siebie po długiej, nerwowej ciszy.
Syriusz sapnął przygryzając jeden z polików.
Zgódź się, zgódź się,
zgódź się…
- Cóż… em – przeczesał włosy – Miło, że proponujecie – wygiął
niepewnie usta – Szczerze mówiąc, nie uśmiechało mi się na myśl siedzenia w zamku
i gadania z portretami przez półtorej tygodnia.
- Cała przyjemność po naszej stronie – powiedział Remus
spoglądając na niego ciepło – Nie możesz zostać sam… ani ja z nim – wskazał na
Syriusza – pomożesz mi troszkę z Ł… Syriuszem, prawda? – poprawił się szybko,
mając nadzieję, że chłopak nie zwrócił na to uwagi.
- Ej!
Zaśmiali się lekko z oburzonego Blacka.
- Ja Ci dam pomogę… - burknął pod nosem.
- To jak? Oczywiście, masz jeszcze dużo czasu na
zastanowienie…
- Czyli do jutra – sprostował z zapełnioną jajecznicą buzią
Syriusz.
- …Jeżeli nie będziesz chciał, sprowadzimy kogoś do zamku,
aby Cię pilnował. Coś się załatwi – oznajmił Remus – Aczkolwiek… miło by było
mieć komu poopowiadać historie z młodości. James był bardzo…
- Żywą osobą – dopełnił Black po czym łyknął herbaty.
Harry czuł, że nie będzie żałował tej decyzji. W końcu…
spędzi święta z przyjaciółmi jego rodziców.
- Wiecie – odezwał się – Sądzę, że nie ma co tu się długo
zastanawiać. To naprawdę miło z waszej strony, że mnie zapraszacie. Jesteście
pewni, że nie będę wam przeszkadzał?
- Ależ skąd! – zapewnił Remus – Będzie nam bardzo miło gościć
Ciebie w naszych skromnych progach.
- Mieszkacie razem?
- Tak, od niedawna – potwierdził – Z resztą, ktoś musi
pilnować Syriusza.
- Remus – warknął w akompaniamencie śmiechów pozostałej
dwójki.
- No to, zgadzam się – posłał Lupinowi lekki uśmiech i ugryzł tosta z dżemem – Nareszcie święta poza zamkiem.
Gdy to powiedział nie spostrzegł smutnego wzroku Syriusza. I
całe szczęście. Przysporzyłoby to wiele krępujących pytań. Łapa szybko się
otrząsnął i zadał chłopakowi pytanie:
- Nareszcie?
Westchnięcie i spojrzenie mężczyźnie prosto w oczy.
- Wujostwo nie lubi magii – zaczął bardzo delikatnie – a ja
nie chcę im stwarzać kłopotów.
- Ale to twoja rodzina!
- No wiem – mruknął patrząc w talerz – Jednak lepiej czuję
się w miejscu, gdzie ta magia jest. Naprawdę.
Kłamie. Kłamie jak z
nut.
Wyszeptał cichy głosik w głowie Remusa.
- Nie tęsknisz za nimi? – wiedział, że wujostwo Harry’ego
jest anty-magiczne, no ale… żeby zostawiać podopiecznego na okres świąt samego?
Chłopak pokręcił głową i wymusił uśmiech na twarzy.
- Przynajmniej w wakacje się widzimy.
A szkoda, na wakacje
też bym chętnie pozostał w zamku – mruknął w myślach.
- No cóż – postanowił się w tym nie zagłębiać. Albus mówił
mu, że Harry nie jest zbytnio zżyty z krewnymi. Resztę może sobie sam dopisać.
Pokręcił głową i westchnął – jeżeli Ci to odpowiada, nie kwestionuję tego. W
każdym razie, rozumiem Cię. Też wolałbym pozostawać na święta w Hogwarcie,
gdybym był w twoim wieku – napotkał pytające spojrzenie – Tu można czarować. W
moim domu mój namiar byłby aktywny. Kto by nie chciał poczarować sobie dowoli
bez nadzoru, prawda? – spróbował go jakoś rozweselić.
- To prawda – uśmiechnął się lekko – Ale i tak cieszę się, że
wyjadę z tego miejsca na święta. To będzie pewna odskocznia.
Mężczyźni pokiwali głowami i zajęli się śniadaniem. Dzisiaj
sowa poczta przybyła z lekkim opóźnieniem. Gdy Harry miał zamiar spakować swoje
rzeczy, Hedwiga zawitała do wielkiej sali, podleciała do stołu i zmusiła do
pozostania na miejscu. Chłopak odwinął sznureczek z nóżki ptaszyska i zgarnął
list. Bordowa koperta jednak nie dała za wygraną i nie dała się schować do
kieszeni. Zrezygnowany został zmuszony do otwarcia jej na miejscu.
Na liście widniał złoty napis ‘Harry Potter’. Zmarszczył brwi
i rozdarł papier.
Drogi Harry,
Mam nadzieję, że dobrze
spędzasz owe święta. Jak sądzę, Syriusz i Remus zdążyli Cię już o wszystkim
poinformować. Wyjazd do domu profesora był niespodzianką, prawda? Jestem pewny,
że miło i spokojnie spędzisz u niego czas. Przepraszam, że nie mogłem Cię o tym
poinformować osobiście.
Wesołych Świąt.
Albus Percival Wulfryk
Brian Dumbledore.
Zamrugał powiekami i zwinął krótką korespondencję.
Dyrektor naprawdę nie miał takiego obowiązku, a jednak
napisał mu list z przeprosinami i życzeniami. To było bardzo miłe.
Uśmiechnął się do nauczycieli i z szybkim skinięciem głowy
pomknął do dormitorium, aby się spakować. Nie wiedział od czego zacząć. Jego
rzeczy były dosłownie wszędzie! Wszakże, nie spodziewał się wyjazdu i to
dlatego jego ubrania zamiast w kufrze, walały się po całym pokoju. Wiedząc, że
zajmie mu to zbyt dużo czasu zajrzał do podręcznika od zaklęć i zaczął szukać
pewnego pomocniczego zaklęcia.
- Mam! – zamknął książkę i przygotował różdżkę - Accio ubrania Harry’ego Pottera – nie
zorientował się jednak, że owa garderoba rzuci się w jego stronę jak oszalała i
przykryje go od stóp do głów – No masz – zdjął pomarańczową koszulkę z twarzy i
upuścił koło butów.
Zdecydował wpakować ciuchy tak, jak leżały i mieć spokój
przez większość dnia. Wziął jeszcze tylko kosmetyki z łazienki, książki z
łóżka, przedmioty z etażerki i był gotowy do drogi.
Miało to być dopiero jutro, więc postanowił polatać na
miotle. Po drodze na błonia spotkał niezadowolonego Filch’a klnącego pod nosem
z miotłą w dłoniach.
- Potter – warknął łupiąc na niego spod cienkich mysich
włosów – Jestem pewny, że to twoja sprawka – odrzucił miotłę na bok i doskoczył
do zaskoczonego chłopaka.
- C-co?
- Jak to co!? – wrzasnął zdenerwowany – Załatwiłeś moją
kotkę! – chwycił go za polar i pociągnął za sobą.
- Proszę pana! – próbował się wyrwać – Ale o co chodzi?
- Ty już dobrze wiesz o co chodzi – warknął ukazując żółte
zęby i stanął przed jedną z setek zbroi w zamczysku – Zamknąłeś Panią Norris w
tym żelastwie! Nic nie jest w stanie tego otworzyć. Twój ojciec robił dokładnie
to samo…
- To nie ja! – bronił się szarpnąwszy ponownie ramieniem
zakleszczonym w brudnej łapie Argusa.
- Nie wierzę Ci! Jesteś jedynym dzieciakiem w zamku,
gówniarzu!
- Ja nic…
- Co tu się dzieje? – usłyszeli trzeci głos.
Parę metrów od nich stał Remus Lupin ze skrzyżowanymi
ramionami.
Łupał niebezpiecznie na Filcha i powolnym krokiem zbliżał się do
nich coraz bardziej.
- Ten dzieciak – wypluł woźny – Zamknął moją kotkę w zbroi!
Do tego zaklął to tak, że nie idzie jej stamtąd wydostać.
Remus przystanął unosząc brew.
Ach… w zbroi?
Przenieśmy się kilka godzin wcześniej. Remus pamiętał jak koło
szóstej rano drzwi od jego komnat zaskrzypiały, a przez nie przecisnął się
uśmiechnięty Syriusz. Mamrotał coś o miauczeniu i pomocy wiernego huncwotom Irytku. Teraz wszystko trzymało się kupy. Ktoś zamknął kota woźnego w
zbroi, a tą osobą był Syriusz. Nie bez powodu wymknął się tak wcześnie rano w
kwater.
Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił delikatnie głową. Syriusz nigdy się nie zmieni.
- Och, w zbroi? – udał zaskoczonego wyjmując różdżkę – Wypuść
Pana Pottera. Jestem pewien, że to nie jego wina.
- Taak? A kogo, jak nie syna Jamesa Pottera i to w dodatku
jedynego dzieciaka w szkole?
- A Irytek? Dobrze wiemy, jak nie lubi tego kota – mruknął
analizując zbroję – Zaklęcie stałego przylepca na wszystkie otwory– szepnął do
siebie
– Bardzo pomysłowe.
- Pomysłowe? Taki kawał pomysłowy?! – wycharczał mężczyzna –
Mój kot by się udusił. Zabiję tego poltergeista!
- Och, bez przesady Argusie…
- Dla Ciebie Pan Filch, Lupin – wysyczał puściwszy chłopaka –
Ty i ta wasza banda już nie dość, że dewastowała Hogwart, to nie dostawała za
to odpowiednich kar…
- Dość – uciął zimno nakazując skinięciem głowy Harry’emu,
aby znikał – Zaraz się tym zajmę, Filch.
- Oby – łupnął na dzieciaka po raz ostatni.
Harry decydując się uniknąć ponownej konfrontacji z woźnym
chwycił swojego Nimbusa i pomknął w stronę wyjścia. Obejrzał się po raz ostatni
przez ramię i napotkał lekki uśmiech Remusa. Odwdzięczył mu się tym samym i już
go nie było. Będąc na zaśnieżonych błoniach przełożył nogę przez miotłę i
uniósł ponad ziemię. Chłodny wiatr rozwiewał mu włosy i różowił policzki.
Niedługo później zaczęło delikatnie prószyć śniegiem. Zmienił kierunek lotu, by
nie lecieć pod prąd spadania śniegu. Gdy zorientował się, że wygląda jak jedna
wielka biała kulka zszedł na ziemię i zdjął z siebie ‘tony’ białej nawierzchni.
Z nad chatki Hagrida unosiła się mała stróżka dymu. To
oznaczało, że półolbrzym był w domku. Harry poszedł w tamtą stronę. Jeżeli
jutro ma wyjechać, to wypadałoby się pożegnać. Zapukał w mosiężne drzwi i
czekał, aż Rubeus mu otworzy.
- Harry! – rozczochrany mężczyzna otworzył drzwi i powitał z
wielkim uśmiechem – Akurat wybierałem się do Zakazanego Lasu. Ty to masz
wyczucie.
- Och, przepraszam! Nie chciałem przeszkadzać…
- Ależ skąd! – żachnął się odrzucając brudny fartuszek obok
śpiącego Kła – Harry, może przejdziesz się ze mną? Bym potrzebował dodatkowej
pary rąk do pomocy. Ta bestia na nic się nie zda – wskazał na psa – Leniwe
psisko – pokręcił głową.
- Do pomocy? A jakiej?
- Ano drewna muszę narąbać. Zapasy mi pustoszeją, a że później
mają być zamiecie…
- Zamiecie? – zdziwił się poprawiając okulary na nosie.
- Ma się swoje dojścia – uśmiechnął się tajemniczo. Zupełnie
nie w swoim stylu – To co, idziesz? Jak nie chcesz to możesz poczekać w domku,
może uda Ci się dobudzić Kła.
Chłopak spojrzał na sanie z tyłu chaty i przestąpił z nogi na
nogę.
- Nie ma problemu, mogę pójść. Pomogę Ci – uśmiechnął się.
Półolbrzym klepnął go potężną dłonią w ramię, aż chłopak
zasyczał z bólu.
- Oj, zapomniałem chłopie – cofnął szybko rękę i w zamian
poczochrał mu włosy – Równy z Ciebie gość, Harry. Tak samo jak twój ojciec.
Chłopak wyszczerzył się i ruszył razem z Hagridem w głąb
lasu.
~~*~~
- Oczywiście, że zostanę. Nie miałam nawet zamiaru się stąd
wynosić – odpowiedziała oddając swój płaszcz Lupinowi – Myślisz, że odpowiednim
będzie danie mu prezentu pomimo, że się nie znamy?
- Z pewnością się ucieszy.
- Nie ma innej opcji – usiadła na kanapie koło kominka i
odebrała od mężczyzny kieliszek wina – Z miłą chęcią go poznam. Jednak
potrzebuję pomocy co do doboru prezentu.
- Pomocy?
- Co kupić i gdzie… - Nimfadora zawitała do Remusa tuż po
incydencie Harry’ego z Filchem. Syriusz siedział na sąsiednim fotelu i
przyglądał się nowej dziewczynie przyjaciela. Nareszcie ją poznał osobiście.
Miała fioletowe włosy do ramion, czarne oczy i oryginalny
styl ubierania się – panieńskie nazwisko jej matki to Black, więc tak czy
inaczej są ze sobą jakoś spokrewnieni. Dzisiaj była ubrana w czarne
podziurawione jeansy, ciemnozielone czarodziejskie buty, bordowe ażurowe ponczo
i żółty top pod nim. Za ubranie wierzchnie robił czarny płaszcz, żółty szalik i
granatowa czapka z pomponem.
- Wiele o tobie słyszałam – zwróciła się do Syriusza – Ale
zapewniam, pomysł zamknięcia Cię w łazience był tylko i wyłącznie z inicjatywy
Remusa – wyszczerzyła się do niego – Aczkolwiek drętwotę mógł sobie darować.
- Dora… - jęknął Lupin.
- Aj, no przestań! – spojrzała na niego rozbawiona –
Krewniacy trzymają się razem – pokazała mu język i zachichotała dźwięcznie.
W tym roku trafią nam
się niezłe święta –
parsknął Syriusz w myślach po czym założył nogę na nogę.
- Czyli będziesz u nas gościła?
- Tak, mam urlop w pracy – schowała kosmyk włosów za ucho –
Nareszcie! Na widok Biura Aurorów chciało mi się rzygać. Ostatnio jest tyle
roboty… - pokręciła głową.
- Całe szczęście, że w święta Ci już odpuścili – obok niej
przysiadł Remus, obejmując kobietę ramieniem i całując delikatnie w skroń – Jesteś
głodna?
Czarnooka zaprzeczyła i oparła głowę o ramię mężczyzny.
- Jedziecie jutro, prawda? – spojrzała na Blacka – Może
zabiorę się z wami, przecież to tylko jedna noc do przeczekania. Ach, i
prezenty dopiero w Boże Narodzenie Remusie – uśmiechnęła się ciepło – Męczysz
mnie tym od jakiegoś tygodnia.
Blondwłosy prychnął i przewrócił oczami.
- Męczę?
Kobieta wysunęła się z jego objęć i poprawiła włosy.
- A kto mi codziennie wysyłał listy o treści…
Syriusz zaśmiał się szczerze i wstał z zamiarem zrobienia
sobie kawy.
- Oj, Remusie - uśmiechnął się tajemniczo – Przecież to
takie w moim stylu. Żebyś ty napastował bliskie Ci osoby...
- Ależ, ja wcale…
- Jak to nie! To prawda – szturchnęła go z łokcia – Twoja
sowa była u mnie stałym bywalcem. Zjadła mi wszystkie czekoladowe ciastka.
Black wciągnął ze świstem powietrze i udał przerażonego.
- Czekoladowe?!
Remusie, słyszałeś? Czekoladowe… - załamał ręce – Nie bój się, będę Ci wysyłać
stąd listy jeżeli wylądujesz w celi numer czterysta dwanaście. Módl się, aby
Cię nie przydzielili do dwudziestki. Obok zasiada chory psychicznie Michael.
Facet powtarza słowo ‘słońce’ jak mantrę. No wiesz, zamurowali mu okno.
Nimfadora nie powstrzymała się i zaśmiała głośno ukazując
szereg białych zębów. Załapała o co chodziło Syriuszowi.
- Podobno na poziomie zero dają możliwość wysyłania listów.
Pomogę Cię tam ulokować.
Zaśmiali się z miny Remusa. Mężczyzna pokręcił głową i wstał
z zamiarem dolania sobie wina. Kobieta westchnęła i odwróciła się do Blacka.
Zapadła cisza i tylko tykanie zegara ją przecinało. W tle było słychać szukającego
trunku Lunatyka.
- Nie masz mi jednak tego za złe – stwierdziła Tonks
patrząca w kominek.
Czarnowłosy zmarszczył brwi i zdziwiony spytał:
- Czego?
Kobieta oparła głowę o oparcie kanapy i zaczęła bawić się
poduszką obok. Z jej uśmiechu nie pozostało nic niż blade rumieńce na
policzkach.
- Jestem aurorem. Wiem, że masz do nich żal za wpakowanie za
kratki bez powodu. Byłam pewna, że będziesz do mnie wrogo nastawiony. Dlatego
nie chciałam abyśmy się tak szybko poznali. Remus o tym wiedział i rozumiał mnie w stu procentach – spojrzała
na niego – tu nie chodziło u mój wiek, tylko o twój stosunek do osób
pracujących w takim a nie innych zawodzie – posłała mu lekki, stłumiony uśmiech
– Bałam się, że będziesz miał za złe Remusowi, a tego bym nie chciała.
Jesteście przyjaciółmi, a wiem jak wiele to dla was znaczy.
Black odstawił filiżankę z kawą na stolik i spojrzał na
kobietę.
- Mam żal tylko i wyłącznie do tych, którzy się do tego
przyczynili – oznajmił cicho – Do wizengamotu, do aurorów zajmujących się moją
sprawą oraz do samego winnego, który wkopał mnie za kraty na bite dwanaście lat
– wziął oddech – Uwierz mi, nie jesteś winna tego co zabrało mi tak dużą
cząstkę życia. Pracujesz tam od czterech miesięcy, prawda?
Fioletowowłosa przytaknęła zakładając nogę na nogę.
- No właśnie, tylko cztery miesiące – przeczesał włosy - Nie
miałaś z tym nic wspólnego, a poza tym… Remus wie w co się pakuje, a jeżeli
zdecydował się na jakikolwiek związek z kobietą młodszą od niego, to musisz być
bardzo wyjątkowa. On nie bierze byle czego. Lubuje się w prawdziwych skarbach –
odpowiedział szczerze.
Kobieta patrzyła na niego jak na kogoś kto powiedział coś
najpiękniejszego na świecie. Jedyną jej reakcją był lekki uśmiech i wdzięczne
spojrzenie.
- Syriuszu, nie pijesz dzisiaj? – do pomieszczenia wszedł
Remus z delikatnie potarganymi włosami – Znalazłem naszego ulubione wino. Na
Merlina, dlaczego schowałeś to tak głęboko w tym zapchlonym kredensie? – spytał
usiadłszy obok Tonks –Może spróbujesz naszej męskiej alkoholowej miłości? –
skierował pytanie do zamyślonej dziewczyny.
Zamrugała i pokręciła głową.
- Nie, dziękuję – wstała z kanapy i podeszła do mężczyzny,
aby pocałować go w policzek – Pozwól, że ulokuję się w twojej sypialni –
szepnęła mu na ucho i skierowała się w stronę pokoju mężczyzny.
Blondyn odprowadził ją wzrokiem, a potem przerzucił go na
przyjaciela.
- Co jej powiedziałeś?
Syriusz wybałuszył oczy.
- Ja?
Przewrócenie oczyma.
- Wyglądała na zdezorientowaną – wyjaśnił odstawiwszy butelkę
na stolik – Mam nadzieję, że nie było to coś na mój temat.
Łapa wstał i położył mu dłoń na ramieniu.
- Nie martw się, po prostu ją w czymś upewniłem –
odpowiedział lakonicznie po czym dodał – Idę przygotować torby na jutro,
później przejdę się na błonia, a wiesz jak nie lubię pakowania na wariata –
wziąwszy łyka wina chwycił płaszcz i wyszedł z komnat.
~~*~~
Tym czasem u Harry’ego i Hagrida…
KOCHAMMMMMMMMM !
OdpowiedzUsuńDobra, już jestem normalna. ;D
Tonks, nareszcie ile ja się na nią naczekałam :D
Rozdział piękny, chociaż nie ma za dużo akcji, to i tak mi się podobał.
Kocham
Pozdro
Nikkitka Lily Aries Evans Potter Black Lupin
PS. Następnym razem proszę nie narażać mnie na zawał serca z powodu braki rozdziału, ok ? ;D
<3 Wiedziałam, że się ucieszysz. Męczyłam Cię z tą Tonks :P
UsuńPozdro,
Cennetyn Black :D
PS. Postaram się :)
♥♥♥♥♥
UsuńTonks
Cześć :) Rozdział jest po prostu świetny. Jedno pytanko... jak można kończyć tak rozdział? Ojejku xD. Po prostu nie moge sie doczekać nastepnego rozdziału. Musze jednak zachować cierpliwość. Coś czuję że wydarzy się coś w natepnym rozdziale ciekawego. Oby tak było. Więc życzę weny i do następnego (oby jak najszybciej ;) )
OdpowiedzUsuńOdpowiedź na pytanie:
UsuńTiara przydzieliła mnie do Slytherinu... to samo mówi za siebie :v
Dziękuję i Pozdrawiam,
Cennetyn Black :D
Tu Gusia... no chyba znowu będzie opóznienie.. No cóż, są wakacje, więc mało czasu na pisanie. Mimo tego życzę duzo weny i mam nadzieję że rozdział się pojawi ;)
OdpowiedzUsuńTak, niestety :/ Samo słowo wakacje wszystko wyjaśnia - co chwile jakieś wyjazdy, wypady na miasto i wgl :) Żeby nie zamartwiać, postanowiłam, że przerwy będą 3-tygodniowe. Długo, zdaję sobie z tego sprawę, jednak tak mi wygodniej i przy okazji czas na mnie zbytnio nie naciska i mogę ze spokojem pisać opowiadanie.
UsuńPozdrawiam, Cennetyn Black :D
PS Miłych wakacji!