niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 6



  Harry i Ron z niemrawymi minami powrócili do wieży Gryfonów. Byli dość zawiedzeni odmową pomocy nauczycieli. Lecz najbardziej zdziwił ich jeden, dość istotny fakt. Dlaczego Remus nie widział na mapie tego nazwiska co chłopacy parę chwil temu? To niewiarygodne, aby nagle „to” lub „ktoś” od tak sobie zniknął. Czy mapa robi im figle?

- Ja tego nie rozumiem. Przecież jeszcze dziesięć minut temu na mapie widzieliśmy tego kogoś. Może to sprawka Freda i Georga? – główkował się Ron wymachując chaotycznie rękoma. Wchodząc po schodach do dormitoriów chłopców Harry patrzył nadal na mapę. Nie mógł w to uwierzyć. Ktoś robił sobie z nich żarty! Chyba byli już pewni kogo to sprawka. Zamiast skierować się do własnego pokoju poszli do braci rudzielca.

Otworzył im George.

- Cześć! Co tam? – przywitał ich pełnym uśmiechem. Praktycznie nic nie wskazywało na to, że to ich wina, ale wiedząc, że to bracia Weasley, czyli żartownisie nad żartownisiami, całe podejrzenia spadły na nich.

- Cześć. Możemy wejść?

- Jasne – wpuścił chłopaków – Fred jest u Jordana, taki czarnoskóry chłopak. Pewnie go kojarzycie.

Harry i Ron usiedli na łóżku Freda.

- Tak. Ale my nie w tej sprawie – zaczął Harry – Wiemy, że to wy.

- My?

- Tak, wy – Ron nie ukrywał irytacji – Robić z nas obłąkanych to jedno, ale nie przyznać się do tego? To jesteście gryfonami z krwi i kości czy nie?!

- Ej, ej, ej! – uspokoił ich coraz bardziej zdziwiony pałkarz – O co wam chodzi? Co się tak unosisz młody?

Młodszy zacisnął szczękę, aż w końcu wybuchnął.

- I ty się jeszcze pytasz? To wy sprawiliście, że ja i Harry widzieliśmy na mapie huncwotów tego niewidzialnego gościa w naszym dormitorium!

George otworzył szerzej oczy i szybko pokręcił głową.

- To nie my!

- Jasne – sarknął – A ja jestem farbowany. Weź już nie kłam. Naprawdę nas przestraszyliście. Poszliśmy z tym do belfrów od OPCM-u. I co? Zrobiliśmy z siebie całkowitych bałwanów.

- Przysięgam na mój honor, że nie mamy z tym nic wspólnego. – położył sobie rękę na piersi.

Harry postanowił dołączyć do rozmowy.

- To jak nie wy to kto? Czy ktoś jeszcze wiedział o tej mapie?

- Ależ skąd. Tylko my dwaj, a raczej teraz już nasza czwórka. To był nasz as w rękawie.

Chłopcy wymienili między sobą spojrzenia.

- Gdy Remus spojrzał na mapę, stwierdził, że nikogo tam nie ma. Sam się zdziwiłem. Uznał to z Syriuszem za nieudany żart i kazał nam wracać do siebie. To niewiarygodne, aby nagle ktoś kogo widzieliśmy parę chwil wcześniej zniknął po tym jak wyszliśmy z pokoju. Drzwi były zamknięte. Nie mógł uciec.

Starszy chłopak zastanawiał się nad słowami czarnowłosego.

- A nie zastanowiło was to, że nauczyciel nie pytał was o pochodzenie tej mapy? To niespotykany artefakt – zamyślił się przez moment – Jak zareagował gdy pokazałeś mu mapę?

- Całkowicie obojętnie. Jakby już ją widział – oznajmił Ron rozłożony na łóżku Freda.

- To niemożliwe, aby ją widział. Chyba, że jest jednym ze stwórców, ale to mało prawdopodobne.

Chłopcy zastanowili się.

- Może, ale na pewno to nie wasza sprawka?

Rudzielec pokręcił głową. Naprawdę nie miał pojęcia dlaczego taki incydent miał miejsce.

- No nic – klapnął rękoma w uda, wstał z podłogi na której siedział i udał się do drzwi - Gdybyście się czegoś dowiedzieli dajcie mi znać. Cóż… mapa niegdyś była moja i Freda i co nie co dla nas znaczy. Ja na waszym miejscu bym trochę skupił wzrok na Blacku i Lupinie. Taka reakcja na mapę była nieco zaskakująca, nieprawdaż? Ale główkować nad tym będziemy później, z Fredem. Idę teraz na kolację. Nie potrafię myśleć z pustym żołądkiem. Idziecie?

Przytaknęli. Będąc w Wielkiej Sali napotkali Hermionę, która całkowicie była zaabsorbowana nowym nabytkiem z biblioteki.

- Cześć Miona. Co czytasz? – zagaił Harry nakładając na swój talerz trochę sałatki i tost z serem.

- Historię Hogwartu.

- Znowu?! – jęknęli równocześnie Ron i Harry.

-Przecież to nudne – Stwierdził Weasley.

Do Wielkiej Sali schodziło się coraz więcej osób.

- Dla mnie jest to bardzo interesująca lektura. Wiesz, że Rowena Ravenclaw i Helga Hufflepuff tak naprawdę były przyjaciółkami, a nie tak jak wszyscy myśleli po relacjach domów obydwu twórczyń zamku, że za sobą nie przepadały? A ta…

- Hermiono – chwycił ją za rękę, aby odwrócić jej uwagę od książki – Naprawdę, cieszy nas to, że znalazłaś coś co Cię zainteresowało, ale niekoniecznie treść Historii Hogwartu nas interesuje. Wiesz, że nie lubimy czytać o czymś co już było.

Hermiona przewróciła oczami.

- Tak dla jasności Harry, wy w ogóle nie lubicie o czym kol wiek czytać.

- O przepraszam! Quidditch przez wieki jest fantastyczny i nie mamy do niego zastrzeżeń.

Harry wyszczerzył się na słowa przyjaciela i powrócił do posiłku.

- Wy tylko ten Quidditch i Quidditch. Byście się czymś innym zajęli, a nie o tylko sporcie rozmawiali.

Ron obruszył się trzaskając widelcem o talerz. Skupił tym uwagę Deana i Seamusa siedzących obok bliźniaków.

- Ale o jakim sporcie! Te figury wykonywane na miotłach, te fantastyczne podania kafla, ta adrenalina! – mówił o tym z takim zafascynowanie, że Harry zachichotał.

Hermiona pokręciła głową i powróciła do lektury.
Harry przeniósł wzrok na stół nauczycieli. Sunąc wzrokiem zauważył, że jest obserwowany, a mianowicie przez profesora Lupina. Speszony przeniósł spojrzenie na swój talerz. Ron prowadził żywą dyskusję z Deanem o ostatnim przeglądzie proroka. Omawiane były sportowe reportaże. Nie zdziwiło to Harry’ego. Rudzielec już taki był. Jak ktoś zaczął temat Quidditcha, to Ron był pierwszym, który oświecał innych nowinkami ze świata sportu. Z nim można było pogadać również o innych rzeczach takimi jak co działo się w wakacje lub o gadżetach ze sklepu Zonka, ale Quidditch był ewidentnie tematem numer jeden.


Seamus szturchnął czarnowłosego w ramię, czym zyskał nieobecne spojrzenie kumpla z pokoju.

- Stary, odpłynąłeś. Coś się stało?

Harry pokręcił głową.

- Nie, nic się nie stało.

Brunet nie był przekonany na co wziął jego puchar i wymówił pewną inkantacje.
Puchar napełnił się pomarańczowym, gazowanym napojem. Harry dostał oranżadę.

- Na pobudzenie. Kiedyś próbowałem, aby Rum wyszedł, ale niestety nie udało się.

Z lekkim uśmiechem odebrał od Seamusa puchar i wziął łyka.

- Dobre nawet.

Finniganowi poszerzył się uśmiech.

- No ba! Oranżada to moja specjalność. Za parę lat będę rozchwytywany przez starsze roczniki tylko po to, aby załatwić im niezły towar na imprezy.

Zaśmiali się szczerze. Harry’emu poprawił się humor. Skończywszy kolację wraz z Ronem i Hermioną wrócili do wieży Gryffindoru.

-Do zobaczenia. Widzimy się jutro na śniadaniu – pożegnała ich Hermiona kierując się do sypialni dziewczyn

- Stary…

- Słucham.

- Widziałem, że masz skończony referat na transmutację i wiesz…

Harry posłał mu rozbawione spojrzenie.

- Chcesz odpisać – bardziej stwierdził niż spytał.

Ron przytaknął. W jego oczach było widać nieme błaganie o pomoc w Transmutacji. Co jak co, ale McGonagall nie da się oszukać tekstem, że skrzaty przy sprzątaniu niechcący zwinęły mu esej. Harry podał mu zadanie, a rozradowany przyjaciel biegiem ruszył do dormitorium po atrament i pióro.

- Harry! – usłyszał krzyk Rona. Nieco zaniepokojony szybkim krokiem skierował się do dormitorium.

- Harry! Parszywek zniknął! To ten ktosiek z mapy go zabrał. Wiedziałem, że grozi mu niebezpieczeństwo! – panikował kręcą się po pokoju. Wsunął się pod łóżko mając nadzieję, że zwierzak jest gdzieś w pobliżu. Cała klatka była wręcz rozsadzona jakby ktoś od środka ją rozepchał. Jej fragmenty porozrzucane były po całym pokoju.
- Stary, co Ci? – zwrócił się do niego Dean stojący w drzwiach, który wrócił z kolacji.

Rudzielec wyczołgał się spod łóżka.

- Parszywka nie ma!

Dean zmarszczył brwi.

- Jak to nie ma? Sprawdzałeś wcześniej czy klatka ma jakieś luki w szczebelkach?

Ron zaniepokojony jeszcze bardziej przetrząsnął wszystkie łóżka w pokoju. O mały włos nie potknął by się o kufer Nevilla.

- Klatka była szczelna. Ktoś go porwał!

- Porwał? No chyba nie podejrzewasz kogoś z nas? – oburzył się czarnoskóry.

- Jestem pewien kto to zrobił i nie jest to uczeń. Albo i jest, tylko nie z Gryffindoru.

- Stary, ale jak sama nazwa wskazuje, do wieży GRYFONÓW mogą się dostać jedynie GRYFONI – spoglądał na rudzielca jak na obłąkanego.

Ron zirytowany zmienił temat.

- Widziałeś jak ktoś stąd wychodził?

- Niby jak? Byłem na kolacji.

- A może widziałeś gdzieś Parszywka? – pytał dalej z nadzieją.

- Gdybym go widział bym Ci powiedział.

Ron usiadł na łóżku ze zrezygnowaniem, przetarł twarz rękoma i wymamrotał.

- Mama mnie zabije. – położył się - Parszywek był w naszej rodzinie dwanaście lat. Jeny… no zabije mnie normalnie.

- Ron – podszedł do niego Harry i położył dłoń na ramieniu – nie dramatyzuj. Chodź, poszukamy go po zamku. Weźmiemy niewidkę dla bezpieczeństwa, dobrze?

- Okej – mruknął zmartwiony. Podniósł się i zwrócił do Deana – Jak coś to wyszliśmy się przewietrzyć.

- Jasne. Nie jestem kablem – zapewnił biorąc piżamę z kufra – Powodzenia.

- Dzięki.

I wyszli biorąc ze sobą pelerynę niewidkę. Ich poszukiwania rozpoczęły się na siódmym piętrze. Jeszcze nie było ciszy nocnej, więc mogli ze spokojem przemierzać korytarze, nie będąc narażonym na nie potrzebne komplikacje z Filchem, bądź patrolującym nauczycielem.

- Czysto. Piętro piąte? – spytał Harry po przeszukaniu kolejnego korytarza.

- Tak, on może być wszędzie.

Ale niestety, ani na piątym, ani na czwartym piętrze nie znaleźli zwierzęcia.

- W takim razie idziemy na trzecie piętro – oznajmił pewnym głosem Harry

- Zgłupiałeś? Przecież tam nie wolno chodzić.
Harry uniósł wzrok ku górze.

- Ale mamy niewidkę, prawda? Po coś ją wzięliśmy.

Ron zgodził się, ale nadal miał obawy co do tej decyzji. Fobia przed trójgłowymi psami pozostała.

- Jeny, Ron. Puszka już tam nie ma. – westchnął widząc pytające spojrzenie przyjaciela – Trzęsiesz się jak osika.

- Nie prawda!
Uniósł brew.

- Puszka nie ma, bo nie ma czego tam pilnować – wyjaśnił mu patrząc na jego reakcję. Widać było wyraźnie ulgę na twarzy przyjaciela.

  Kierując się w tamtą stronę uważnie wypatrywali czy nikt ich nie widzi. Uznali, że teren czysty. Otwierając mosiężne, drewniane drzwi użyli Lumos, aby było im łatwiej się poruszać. Tym razem ku ich nieszczęściu nie zapaliły się te wielkie kamienne pochodnie jak na pierwszym roku.
Szukali wszędzie, ale bez skutku. Raz Ron przestraszył się swojego cienia i zatoczył się do tyłu przy czym strącił jedną ze zbroi. Harry zaśmiał się, a Ron posłał mu oburzone spojrzenie

- Byś mi pomógł wstać.

Harrym wstrząsnęła kolejna salwa śmiechu, gdy na głowę przyjaciela spadł żelazny hełm. Rudzielec musiał wstać sam. Przywalił Harremu w potylicę czym jeszcze bardziej go rozbawił.

- Stary, chodźmy już stąd – jęknął Ron czując się tu dosyć nieswojo. Był prawie pewien, że jeden z posągów krzywo się na niego spojrzał.

-Dobra… HAHA... Gdy... hah... Gdybyś widział swoją minę – rozbawiony Harry skierował się z przyjacielem do wyjścia.

 Na korytarzach było pusto i dosyć ciemno. Za moment będzie cisza nocna dlatego założyli na siebie pelerynę niewidkę. Przechodząc obok kolejnej zbroi, peleryna zahaczyła o miecz.

- Cholera! – zaklął.

- Stary prędzej, zaraz ktoś tu przyjdzie i będzie po nas. – poganiał go Ron.

- Czekaj! Jak za mocno pociągnę to ją rozerwę. Chcesz tego? – zirytował się.

Usłyszeli dochodzące z oddali kroki.

- To nauczyciel! Patroluje korytarze – spanikował pomagając Harry’emu odczepić pelerynę.

Udało się. Nie mając czasu na jej założenie, popędzili w stronę jednego ciemnego korytarza. Ukryli się za stojącym tam posągiem.

- Jesteś pewny, że tu nie skręci?

- A czy ja wiem? Załóżmy niewidkę. Leży na pod… - nie dokończył, bo gdy chciał chwycić pelerynę, zauważył jej brak. Usłyszeli małe chrząknięcie. Wybałuszyli oczy i powoli odwrócili głowy za siebie.

- Tego panowie szukają? – zapytał ich Syriusz trzymający w dłoni pelerynę.

Harry nerwowo przełknął ślinę. Teraz na pewno może pożegnać z cenną pamiątką po ojcu. Ron wyglądał jakby miał zejść na zawał. Bladość jego twarzy mogła się równać z pościelami ze skrzydła szpitalnego.
Syriusz patrzył na nich z lekkim uśmiechem. Przerzucił pelerynę przez ramię.

- Jeśli można wiedzieć… co jest tak ważnym powodem, aby urządzać sobie nocne wycieczki po zamku, panowie?
Zanim zdążyli wymyślić jakąś wymówkę, usłyszeli kolejne kroki.

- Widzę, że nasi żartownisie postanowili zarwać noc – chłopcy wymienili spojrzenia – Co się stało, że nie jesteście w łóżkach?

- Mnie też to ciekawi, Remusie – gdyby nie rozbawione spojrzenia profesorów, Harry i Ron byliby pewni, że są w niezłych tarapatach… jakimi mogły by być szlabany z Filchem.

-My… - zawiesił głos Ron, szukając wsparcia w Harrym.

- Ronowi zaginął szczur – rzekł nie owijając w bawełnę.

Nauczyciele unieśli brwi.

- Szczur powiadacie… – rzekł Syriusz.


- Parszywek dokładniej – dodał Ron – Panie profesorze! My na serio go szukaliśmy. Zaginął tuż po kolacji. Musimy go odnaleźć! Wielu uczniów ma ze sobą koty…

- Zdajemy sobie z tego sprawę, panie Weasley – wtrącił się Remus – Jednakże szczury to sprytne stworzenia i sądzę, że jego dalsze poszukiwania możecie dokończyć jutro. Zamek nocą jest zupełnie inny niż za dnia chłopcy – dodał przyszpilając ich wzrokiem.
Harry i Ron nerwowo wypuścili powietrze z ust i niechętnie pokiwali głowami.

- Matka mnie zabije – wymamrotał Ron, gdy zostali odprowadzeni przez profesorów pod pokój wspólny Gryffindoru.

Harry miał najbardziej zawiedzioną minę z powodu peleryny. Bardzo ją lubił i nie spieszyło mu się z rozstaniem z nią.

- Prosimy nie wychodzić podczas ciszy nocnej – pouczył ich Remus – Miłej nocy życzę.

- Dziękujemy, wzajemnie Profesorze – wymamrotali i skierowali się do obrazu Grubej Damy

- Panie Potter! – usłyszeli jeszcze. Do Harry’ego podszedł Syriusz wręczając mu pelerynę. Harry uległ dużemu uśmiechowi.

- Myślę, że to do pana należy – dodał Black z lekkim uśmiechem, który potem ruszył za Remusem.

Chłopacy zadowoleni (a raczej Harry, bo Ron był nadal zmartwiony zaginięciem Parszywka) wrócili do dormitorium starając się być jak najciszej. Nie chcieli obudzić kolegów.

- Farciarz – mruknął do Harry’ego rudzielec.

„Farciarzowi” uśmiech pogłębił się.

- Nie mam zielonego pojęcia dlaczego Syriusz wiedząc, że peleryna pomogła nam wymknąć się z wieży po prostu mi ją oddał, ale wolę się w to nie zagłębiać. Całe szczęście, że ją mam.

Ron zgodził się z kumplem, lecz zaraz jego smutny humor jeszcze bardziej się uwydatnił gdy zerknął na roztrzaskaną klatkę zwierzęcia.

- Jak myślisz? Gdzie on może być? – zapytał po chwili rozmyślań. Oparł głowę o zagłowie łóżka i przymknął oczy. To samo uczynił Harry.

- Nie mam pojęcia stary. Na mapie nie widać tego kogoś co stał wcześniej obok Parszywka. Najwidoczniej jest poza hogwartem. – lecz widząc brak poprawy samopoczucia Rona dodał -  Parszywka znajdziemy. Jestem tego pewien i pamiętaj, że co dwie głowy to nie jedna. Jutro po lekcjach rozpoczniemy nowe poszukiwania.
Rudowłosy posłał Harry’emu dziękczynny uśmiech. Cieszył się, że ma takiego przyjaciela, który w razie potrzeby przybędzie mu z pomocą. Wziął piżamę i ruszył do łazienki, zostawiając Harry’ego ze śpiącym Nevillem, Deanem i Seamusem.

Ranek.

Chłopcy po śniadaniu mieli okienko, dzięki czemu zyskali czas na szukanie szczura. Jak planowali wczoraj wieczorem, sprawdzili wszystkie piętra. Zajrzeli pod każdą beczkę, kamień, posąg. A zwierzaka jak nie było tak nie ma. Pytali nawet skrzatów czy aby go nie widziały, ale otrzymali niestety odpowiedź przeczącą.
Zawiedzieni wychodząc z kuchni skierowali się do Hagrida. Po drodze zgarnęli także Hermionę, która miała odwołane zajęcia z Numerologi. Podobno profesor Vector musiała pilnie wyjechać z powodów prywatnych. Według McGonagall, profesorka wróci w przyszłym tygodniu.

Będąc coraz bliżej chatki półolbrzyma, stwierdzili, że mogli założyć luźniejsze rzeczy pod szaty szkolne. Słońce prażyło ich niemiłosiernie. Cóż się dziwić, jak to był zaledwie początek września.

Hagrid podczas wakacji zadbał o wygląd zewnętrzny domku. Podrapane drzwi od pazurów Kła zostały wymienione, na takie same, ale w miodowym kolorze. Był on ulubionym kolorem Rubeusa. Przypominał mu miód, który tak często wcinał za czasów młodości. W oknach pozbyto się pajęczyn z przed dobrych dwudziestu lat, a mech na dachu został usunięty.

- Cholibka! Jak was dawno nie widziałem. Wchodźcie! – przywitał ich entuzjastycznie. Zaciągnął ich do stołu i postawił przed nimi swój nowy wypiek. Ciasteczka z czekoladowymi groszkami.

- Nam też jest miło, Hagridzie. A może raczej, profesorze – uśmiechnął się ciepło do Hagrida Harry.
Strażnik kluczy poczochrał chłopaka po głowie.

- Mam nadzieję, że się cholibka nie skompromituję.

Harry wziął ciasteczko i z trudem je przełknął. Było twarde jak kamień! Lecz dla Hagrida, aby było mu miło, zjadł je i pochwalił zdolności piekarskie świeżego profesora.

- Twoje lekcje będą mega ciekawe. Wszyscy uwielbiają pegazy! – zapewnił Ron, który usiadł na drewnianym stołku bliżej okna.

- Oczywiście! – dołączyła się Hermiona, która brała się do jedzenia. Zmusiła się tak samo jak Harry.

Hagrid prawie się zarumienił.

- Jakie z was równe goście! Mówim* (specjalny błąd a’la Hagrid) wam, żem sobie nowego Hipogryfa sprawił? – spytał nalewając im herbaty.

Złota trójca pokręciła głowami.

- Ach. Hardodziob to szlachetna bestia – westchnął na wspomnienie magicznego stworzenia - Ale i niebezpieczna! Na najbliższej lekcji go poznacie. Jego się nie da nie lubić!

U gajowego pobyli jeszcze dwadzieścia minut gawędząc wesoło o swoich wakacjach nim nie spostrzegli, że mają zaledwie dziesięć minut do kolejnej lekcji. Była nią Transmutacja.

- Dziękujemy za herbatę i ciastka. Musimy się zbierać. Odwiedzimy Cię jeszcze, Hagridzie – pożegnał się Harry z przyjacielem i wraz z Hermioną i Ronem skierowali się do zamku.

************************

- Czerwona.

- Niebieska lepiej pasuje.

- Ale to takie Krukońskie! Weź czerwoną.

- Nie mam ochoty na kolory Gryffindoru.

- I mówi to Gryfon! – prychnął - Przecież czerwony pasuje do wszystkiego!

Remus potarł twarz dłońmi. Czasami Syriusz go po prostu załamywał.

- Niebieska – uciął.

Syriusz naburmuszył się jak dziecko i dalej przyglądał przygotowaniom przyjaciela. Ułożył włosy, założył krawat na specjalne okazje… Ale to przecież tylko spotkanie z Zakonem Feniksa! * (W moim opowiadaniu, zakon feniksa nigdy nie przestał istnieć i jego działalność trwała nawet za czasów wolnych od czarnego pana. Łapali czarnoksiężników, byłych śmierciożerców i pomagali Aurorom.)

Wyciągnął z szafy nawet marynarkę, którą kupił specjalnie na ślub Rogacza. Był on wtedy świadkiem wraz z Syriuszem.

- Powiedz mi szczerze Luniek. Dla kogo się tak pindrzysz za przeproszeniem?

Remus posłał mu niezrozumiałe spojrzenie.

- Nie wiem o co Ci chodzi. Chcę po prostu wyglądać przyzwoicie – odpowiedział gdy poprawiał przed lustrem już dobrze zawiązany krawat.

Syriusz uniósł brew.

- Przyzwoicie… Stoisz przed tym lustrem od ponad dwóch godzin, ciągle poprawiasz ten głupi krawat, a włosy masz tak sztywne od lakieru jakby ci ktoś je betonem skleił – stwierdził Syriusz – Czy nie wystarczy Ci po prostu założyć jakieś zwykłe spodnie i T-shirt?
Remus spoglądnął na swoje lustrzane odbicie (chyba już setny raz)

- Czepiasz się – skwitował Remus.

Syriusz zmarszczył brwi.

- A dlaczego na to spotkanie wezwano tylko Ciebie? Ani Smarkerus i ani McGonagall się na nie się nie wybierają… Wyjaśnisz?

Remus przełknął ślinę.

- Tak wyszło – powiedział szybko i skierował się do wyjścia z kwater – Dasz sobie radę na zajęciach sam? – spytał.

- Oczywiście. Nie bój nic mój przyjacielu – posłał mu mały uśmiech.

Remus kiwnął głową na pożegnanie i wyszedł. Syriusz zastanowił się. Remus szykował się na to wyjście od ponad dwóch godzin, ani Syriusz ani McGonagall i o zgrozo Snape nie byli poinformowani o zebraniu… Coś jest na rzeczy. A Syriusz się o tym dowie.
Spojrzał na zegarek. Było za pięć dziesiąta. Miał mieć teraz lekcje z drugim rocznikiem Hufflepuffu i Ravenclawu. Wziąwszy ze sobą torbę i różdżkę wyszedł z kwater z zamiarem udania się do sali lekcyjnej. Była ona tuż obok.

  Wczoraj wieczorem po złapaniu Rona i Harry’ego na nocnej eskapadzie wraz z Remusem ustalił co będą, a raczej będzie przerabiał Łapa z drugoklasistami i innymi rocznikami dzisiejszego dnia. Pierwsza  normalna (normalna bo ta „pierwsza” była lekcją organizacyjną) lekcja z drugoklasistami rozpocznie się od omówienia wszystkich zagrożeń, których możemy spodziewać się dosłownie wszędzie. Na przykład takie krzesło. Mogło paść urokowi i jakby ktoś na nie usiadł, siedzenie ugryzłoby go lub zrobiło inną nieprzyjemną rzecz. Temat banalny. Nic trudnego dla Syriusza. Specjalnie Remus kazał mu prowadzić lekcje na takie tematy, z którymi da sobie sam radę. Chcąc nie chcąc, to właśnie Remus był tym głównym profesorem. Syriusz też, ale jednak Remus posiadał większą wiedzę.

Będąc już w Sali zasiadł za biurkiem i wyjął potrzebne książki. Rekwizytami zajmie się podczas lekcji, żeby uczniowie widzieli, że jest zaznajomiony w tym co robi. Cóż… trzeba sobie stworzyć opinię kompetentnego profesora.

Zajęcia przebiegły pomyślnie. Zadał małe, nie zajmujące zbyt wiele czasu zadanie, uczniowie byli dość aktywni i sprawiali wrażenie zainteresowanych. To bardzo ucieszyło nowo upieczonego profesora.
Reszta dnia również przebiegła mu spokojnie. Kierował się teraz w stronę Wielkiej Sali gdzie miał zjeść kolację. Remus miał wrócić lada chwila.
Zajadając swój ulubiony omlet z grzybami usłyszał za sobą:

- Cześć – rzekł Remus siadając obok niego. Cały wesoły nałożył na swój talerz nieco sałatki i Tosta, który już za moment miał być posmarowany dżemem truskawkowym.

Syriusz przyjrzał mu się.

- A co ty taki wesolutki? Coś to spotkanie się przedłużyło. – wziął łyk herbaty i stuknął palcem o zegarek – Dziewięć godzin? Luniek, zakon chyba pokłada w Ciebie zbyt dużo nadziei. Musiałeś rozprawić się z tuzinem śmierciojadów czy co?

Remus jedynie się uśmiechnął.

- Czyli poradziłeś sobie na zajęciach? – zbył go pytaniem.

- Ależ oczywiście, tylko teraz mi wytłumacz, co musiałeś zrobić? Jeżeli to nie jest taką wielką tajemnicą…

Remus posmarował pieczywo.

- Można to tak jakby nazwać misją zapoznawczą.

Łapa zmarszczył brwi.

- Zapoznawczą? Wilkołaki nie sprawiają kłopotów, o ile się nie mylę, więc z kim miałeś się zapoznać? – nurtowało go to pytanie.

- Nie mogę powiedzieć. Ściśle tajne. – upił łyk soku.

Syriusz westchnął. Z Remusa chyba nic nie wyciągnie, ale są jeszcze inne źródła wiedzy. Następnym razem zdecyduje się go śledzić o ile to będzie możliwe. Przyjaciel był zarumieniony, w wyjątkowo wyśmienitym humorze, a jego oczy migotały.

- Czyli nic się od Ciebie nie dowiem – stwierdził Syriusz –Trudno – obrażony wziął kawałek chleba i zaczął go smarować masłem - Jak ja dostanę jakąś misję, to też Ci nic nie powiem.

Remus zachichotał.

- Nie zachowuj się jak dziecko. Nie mogę powiedzieć i tyle. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz.

Syriusz wzruszył ramionami i zamieszał łyżką w swojej herbacie. Nie dorównywała tutejszej kawie, ale ujdzie.

Albus Dumbledore powstał.

- Drodzy uczniowie! Mam nadzieję, że początek roku szkolnego nie był tak straszny. Życzę wam miłej nocy i przypominam, że nocne wycieczki po zamku są zakazane. – tu zawiesił wzrok na grupce pewnych siódmoklasistów, którzy rozpoczęli rok szkolny ostrą imprezą w pokoju życzeń.
Oni natomiast nie bardzo się tym przejęli i wymienili między sobą znaczące uśmiechy.

- Wiesz… bycie profesorem nie jest takie straszne. Mogę Ci śmiało powiedzieć, że odnajduję się w tej roli – stwierdził wesoło Syriusz do Lunatyka co zaowocowało kpiącym uśmiechem Snape’a i lekkim prychnięciem z jego strony.

Black posłał mu pełne pogardy spojrzenie i gdyby nie obecność Dumbledora, obrzucił by go dużą wiązanką przekleństw.
Remus pogawędził jeszcze z siedzącym nieopodal Hagridem. Olbrzym opowiadał im, jak to on się bał pierwszych zajęć z uczniami. Miał nadzieję, że się nie zbłaźni. Według Harry’ego, który po lekcji ONMS podszedł do niego,jego zajęcia były fantastyczne. Dziobek nie sprawiał problemów, a nawet bardzo polubił Harry’ego.
Snape, jak to Snape, milczał przez całą kolację, a jak skończył jeść, bez słowa wyszedł z Wielkiej Sali bocznym wyjściem.
Syriusz skończywszy posiłek wrócił do kwater wraz z rozanielonym Remusem.




niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 5

 Cześć!

Z dedykacją dla mojej koleżanki Klaudii i przyjaciółek Angie, Oli, Zuzi, Julii i Sylwi :)

                                                                        ~~*~~ 




- Wiesz, że sądzę co innego…


- Rozumiem, ale teraz nastąpiła okazja, aby zmienić mój stosunek do wę…

- TO BYŁO NIEPOWAŻNE POSUNIĘCIE!

- Hermiono, wiem, że Ci się to nie podoba, ale…

- CO JEŻELI TA INFORMACJA DOTRZE DO MINISTERSTWA! POMYŚLAŁEŚ O TYM?!

- Pomyślałem…

- Nie sądzę.

- DAJ MI DOKOŃCZYĆ! – wydarł się wytrącony z równowagi Harry – Przepraszam, nie powinienem był krzyczeć – dodał ze skruchą – Hermiono…

- Panie Potter! Jak chce pan krzyczeć to na korytarz zapraszam. To jest biblioteka! – syknęła w ich stronę wyłaniająca się zza regałów Pani Pince.

- Przepraszam – mruknął z udawanym przejęciem.

 Bibliotekarka przeszyła ich wzrokiem typu „ Jeszcze raz, a popamiętasz” i powróciła do swoich zadań.
Harry i Hermiona byli w bibliotece już od pół godziny. Odrabiali swoje zadania domowe. Nauczyciele pomimo pierwszego dnia nauki nie próżnowali. Zadawali im jak najwięcej, gdyż chcieli poprzypominać uczniom rzeczy, których z pewnością pozapominali przez wakacje.

- Po kiego grzyba, za przeproszeniem Harry, napisałeś o wężomowie na Obronie? Wiesz, że to było nierozważne, Ba! Bardzo nierozważne! Na drugim roku ta informacja na szczęście nie wydostała się poza mury Hogwartu, ale teraz? Nie znamy tych nauczycieli. A ten Black, aby mieć lepsze wpływy w Ministerstwie może to wykorzystać! Dwanaście lat w Azkabanie robi swoje Harry – drżąca ze zdenerwowania Hermiona nareszcie ucichła. Musiała ochłonąć. Martwi się o przyjaciela.

-Rozumiem, że się martwisz – położył jej rękę na ramieniu – Ale, wiem, że oni tego nie wygadają ministerstwu. Czuję to.

- Czujesz? To dosyć niewiarygodne. Słuchaj, nie możesz wszystkim bezgranicznie ufać. Trzeba trochę dystansu…

- Dystans mam nieźle wyćwiczony dzięki Snape’owi, więc się nie martw. A Syriusz i Remus tego nie powiedzą ministerstwu, bo… No po prostu tak przeczuwam, ok?

-Przeczuwasz- mruknęła cicho wpatrując się w te niezwykle zielone oczy chłopaka – Te przeczucie czasem może Cię nieźle zwieść. Miejmy nadzieję, że nie dziś. – Wstała z krzesła i chwyciła torbę – Ja już skończyłam. Powodzenia w Transmutacji – rzuciła mu krótkie spojrzenie i wyszła z pomieszczenia pozostawiając chłopaka na pastwę Transmutacji. Harry odprowadził ją wzrokiem.
Spojrzał na swój esej i jęknął z zażenowania.

- No to do dzieła – rzekł do siebie bez entuzjazmu. Nie, żeby nie lubił zajęć McGonagall, ale akurat na pierwszy dzień szkoły został zadany ten temat, który nie do końca przypadł chłopakowi do gustu. No bo komu chce się pisać referat na trzy stopy o tym jak 
zmienić zapałkę w latarnię?

 Po jakiejś godzinie do biblioteki wpadł zdyszany i rozbawiony Ron.

- Stary, bierz manatki i chodź na dziedziniec! Fred i George mają swój pokaz. Gdybyś widział biedną Susan Bones… Biedaczka skusiła się na zjedzenie nowych cukierków Freda. Jest teraz cała zielona!

- Pokaz? – Harry posłał mu zdziwione spojrzenie.

- Tak! Prędzej, bo nie wiadomo jak długo to będzie trwać. Snape czai się teraz dosłownie wszędzie.
Harry szybko wrzucił skończony referat, pióro i kałamarz do torby i pobiegł z Ronem pozostawiając książki biblioteczne na biurku. Pani Pince będzie musiała to sama posprzątać. Z pewnością nie wpuści Harry’ego za tak bestialskie traktowanie książek do biblioteki przez co najmniej tydzień.

 Na miejscu zastali dużą grupę uczniów przyglądającym się braciom Weasley, którzy promowali swój kolejny nowy wynalazek.

- ELIKSIR NIEOBECNOŚCI!!!

- I to dosłownej!

- Jeden łyk…

- … A nauczyciele nie będą mogli dać Ci szlabanu…

- …Ujemnych punktów za spóźnienie…

- … Bo po prostu o tobie zapomną!

-MACIE ZAGWARANTOWANY CAŁY WOLNY DZIEŃ– wydarli się.

- Można go zakupić za nie całe sześć galeonów!

Wszyscy zebrani wiwatowali i klaskali. Całkiem dobra cena za chwilę wolności. Ku ucieszy młodzieży całe zebranie się na tym nie zakończyło.

- Feorge…

- Gred… -  bliźniacy posłali sobie tajemnicze uśmiechy.

- Czas chyba przedstawić naszym drogim klientom nowy sprzęt!

- Kto chce być naszym królikiem doświadczalnym?– krzyknął Fred do publiczności. Nikt się nie odezwał. George widząc to, pociągnął jakiegoś pierwszorocznego gryfona za rękaw i ustawił na środku „sceny”.

- No młody! Będziesz naszym asystentem. – wyszczerzył się do jedenastolatka, który nie był zadowolony z obrotu sytuacji.

- Drodzy koledzy i koleżanki, czas najwyższy zaspokoić wasze pragnienie adrenaliny.

- Przedstawiamy wam…

- Pędzipety! – chwycił przedmiot i pokazał go zebranym.

- A niby co to jest? – spytał się ktoś z tłumu. Był to Dean Thomas.

- A to mój drogi Dean’ie są skarpetki umożliwiające nam poruszanie się jak skrzat. – George wziął pędzipety* (Połączenie wyrazów pędzi i skarpety) i pokazał zebranym z bliska.

- Czyli, możemy dzięki temu się teleportować gdziekolwiek chcemy, no ale niestety tylko w obrębie 20 metrów.

-Mamy też możliwość szybkiego przebierania nóżkami. Biegamy tak szybko jak Snape ucieka przed szamponem – młodzież zaśmiała się.

- UWAGA! – Fred uniósł ręce, aby uczniowie się trochę uspokoili 
– Od dzisiejszego dnia można to zakupić tylko za dziesięć galeonów!

- Promocja trwa… - zmarszczył brwi i policzył coś na palcach - Do kiedy trwa George?

- Promocja trwa do końca tego miesiąca. Potem to już niestety będzie piętnaście galeonów, ale dla takiego cudeńka warto wydać parę groszy.

Większość osób już wertowała w kieszeniach szukając potrzebnych pieniędzy.

- Młody, załóż to, a potem przedstaw jak to działa –  Fred podał wynalazek pierwszorocznemu. Chłopiec niepewnie założył podany mu sprzęt i odczekał chwilę, aż jego piekło się rozpocznie. Nie musiał długo czekać. Zrobił tylko jeden mały krok, a już był przy drzwiach wejściowych zamku. Zawrócił i znowu stał obok Freda. Wszyscy byli zachwyceni nowym wynalazkiem bliźniaków.

- Powiedz teraz gdzie chciałbyś się znaleźć – poradził mu George – Ale tylko w okolicach dwudziestu metrów, jasne? Bo inaczej nie zadziała.

Gryfon powiedział drżącym głosem

- Chcę stać obok Taddley’a Doutch’a.
Z cichym pyknięciem charakterystycznym dla teleportacji znalazł się obok kolegi. Słychać było oklaski uczniów.

- Ok. Mamy nadzieję, że wam się to spodobało! Młody, oddaj pędzipety – George odebrał od chłopca wynalazek i włożył do brązowej skrzynki z logiem firmowym Weasley’ów. – Wszystko okej? – zapytał się lekko wystraszonego dzieciaka

- T-tak.

- Spokojnie, młody! Jak będziesz w naszym wieku to kto wie, cóż będziesz wyrabiał – Fred posłał młodemu pokrzepiający uśmiech.

- Jeżeli ktoś chce kupić przedstawione dzisiaj rzeczy zapraszamy teraz albo po lekcjach do nas!

 Uczniowie staranowaliby ich z powodu nabycia wynalazku, gdyby nie jedna osoba.

- Ja chyba będę pierwszym klientem panowie.
Wszyscy skierowali wzrok w stronę mężczyzny.
Bliźniacy zdębieli.

- Em… Dzień Dobry, profesorze – wydukał Fred

- Witam, Witam i Ach! Mówcie mi po imieniu. Naprawdę jestem dumny z tego przydomku, ale jednak wolę gdy nie zwracacie się do mnie per profesor. Czuję się wtedy taki stary – uśmiechnął się do nich – Ale tak jak mówiłem, będę waszym pierwszym klientem. Uszy dalekiego zasięgu i te pędzipety bym poprosił panowie.

- Czyli nie jest pan przeciwko temu…

- Ależ skąd panie Weasley! Wręcz popieram takie spotkania. Przynajmniej nie jest nudno – Syriusz wskazał palcem na skrzynkę z wynalazkami – To ile będę winien?

 George zadowolony z obrotu sytuacji wyjął przedmioty ze skrzynki dla profesora.

- Wychodzi na to, że pański portfel schudnie o dwadzieścia pięć galeonów.

 Syriusz poszperał w kieszeni, podał chłopakom monety i z uśmiechem odebrał od nich nabytek.

- Liczę, że to nie ostatnia taka okazja do zakupu.

- Oczywiście! – odkrzyknęli zgranie bliźniacy – Planujemy jeszcze takich z pięć. Życzymy miłego dnia.

-Nawzajem chłopcy – profesor z uśmiechem oddalił się w kierunku swoich komnat.

 Po chwili wszyscy zgromadzeni obskoczyli bliźniaków, kupując ich wynalazki. Pod koniec podeszli do nich Harry i Ron.

-Wow! To było świetne! Słuchajcie, a może taka zniżka dla brata, co? Jestem zainteresowany tymi pędzipetami . – zapytał Ron.

Fred przeniósł wzrok na brata.

- Oj Ronuś, Ronuś – rzekł podejrzanie czule otaczając młodszego brata ramieniem – Przecież mieszkasz z nami pod jednym dachem od ponad trzynastu lat i nie wiesz, że my nie dajemy od tak sobie zniżek?

- No, ale dla brata…

- Nie ma zniżek, młody – oznajmił George trzymający Weasley’owską skrzynię  – Jak chcesz kupić pędzipety to musisz nam zapłacić dziesięć galeonów.

- Zdzierstwo – mruknął niezadowolony Ron.

- Jak dobrze, że to był Syriusz, a nie Snape – Harry przypomniał o swojej obecności – Nietoperz pewnie by wam dał po szlabanie i skonfiskował sprzęt!

- Z pewnością –  Fred poklepał wybrańca po ramieniu - Nie jesteś zainteresowany naszą ofertą? Wiesz… mamy dla Ciebie coś spod lady… - dodał tajemniczo szukając czegoś w swoich kieszeniach
W końcu znalazł to czego szukał.

- Mamy teraz Sumy – usta chłopaka wygięły się w odwróconą podkówkę - i niestety musimy się przyłożyć do nauki. Więc jak widzisz, to – wskazał na trzymaną przez siebie pergamin – nie jest teraz nam tak bardzo potrzebne.

-Dzięki temu potrafimy poruszać się po hogwarcie…

- …Pozostając niezauważonym –oznajmił Fred wciskając pergamin w dłonie chłopaka.

Harry rozwinął papier

- A do czego to służy – obejrzał z każdej strony kartkę. George 
wyjął różdżkę i mruknął inkantację

- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.
Ku zdziwieniu młodszych chłopaków na papierze zaczęło pojawiać się coś na wzór mapy.

-To mapa Hogwartu! – wykrzyknął Ron, lecz Fred zaraz zakrył mu usta ręką

- Krzycz dalej, a na pewno nikogo tu nie sprowadzisz.

Ron naburmuszył się, ale zamilkł pod karcącym spojrzeniem brata.

- Tak, to jest mapa Hogwartu. Harry… - George zwrócił się do niższego chłopaka -  wiemy, że lubisz wieczorami pochodzić sobie po zamku. Widzieliśmy Cię nie raz. Zauważ, że ta mapa nie jest taka zwyczajna, mugolska, a magiczna! Pokazuje nie tylko mury zamku, ale też i osoby w nim przebywające. Patrz – wskazał na biuro dyrektora – Dumbledore zawsze się przechadza wieczorami po swoim gabinecie. Widzisz… jeżeli będziesz miał tą mapę przy sobie, będzie mniejsze ryzyko napotkania jakiegoś nauczyciela na drodze. Gryffindor na tym zyska. Nie obwiniamy Cię za straty punktów, ale chcemy w tym roku ponownie wygrać puchar domów.

- Jasne, rozumiem – Harry spojrzał na pergamin – Dajecie mi to? Rany, dzięki!

- Nie dziękuj nam, a raczej tym, którzy ją stworzyli.

- To nie nasza mapa – dodał Fred – Tylko ich – wskazał na pewne pseudonimy z przodu mapy.

- Panowie Rogacz, Łapa, Lunatyk i Glizdogon … - przeczytał cicho – Nie kojarzę.

- My też, ale wiele im zawdzięczamy –rzekli chórem bracia.
Chłopcy rozmawiali przyciszonymi głosami o mapie nie będąc świadomym o podglądaniu.

- Łapa?

Syriusz podskoczył.

- Rany, Lunio nie strasz mnie tak – szepnął w jego stronę łapiąc się za serce.

- Co robisz? – zapytał jawnie zainteresowany działaniem przyjaciela.

- Pamiętasz mapę Huncwotów? – zapytał ni z gruszki ni z pietruszki.

- Oczywiście, ale co to ma do rze…

- Wydaje mi się, że ją znalazłem – wskazał palcem na stojących nieopodal chłopaków.

Remus spojrzał na niego jak na idiotę.

- Przecież to niemożliwe. Mapa zaginęła lata temu, a teraz tak nagle by się znalazła. Słuchaj musiało Ci się coś pomylić…

- Nie pomyliło mi się! Patrz.

Syriusz pociągnął Lupina za rękaw i wskazał na mapę będącą w rękach Harry’ego.

-Niemożliwe – szepnął Remus.

- A jednak, Luniu – uśmiechnął się z tym zapomnianym przez Lupina błyskiem w oku. Owy błysk mieli jedynie James i Łapa gdy coś kombinowali. Niestety… Syriusz nigdy się już tak nie uśmiechał po pamiętnej nocy ’81. Aż do dziś.

 - Nie wiem o czym rozmawiają, ale widziałem jak bliźniacy Weasley podają mapę jelonkowi. Najwidoczniej mój chrześniak odziedziczył w końcu skarb Huncwotów. To oczywiste, że syn Rogacza musi posiadać tę mapę! To dziedzictwo!

Remus przyjrzał się dokładnie pergaminowi w dłoniach młodego Pottera. Rzeczywiście to było to o czym mówił Wąchacz.

- Nurtuje mnie jednak jedno pytanie, Luniaczku… Jakim cudem mapa była w posiadaniu Weasley’ów? Gdzież ona była!? Szukałem jej przez cały siódmy rok. Zapodziała się gdzieś po naszej ostatniej eskapadzie po zamku… Trzymał ją ten szczur… Mówiłem, że Glizdogon ją zgubi!

- Spokojnie Syriuszu, mnie też to ciekawi. I proszę… nie mów na mnie Luniaczek. Kojarzy mi się z Jamesem. – posłał mu smutne spojrzenie sponiewieranego przez życie człowieka.

- Remi – położył mu dłoń na ramieniu – Mi WSZYSTKO, dosłownie wszystko kojarzy się z tamtymi czasami, ale trzeba to przeboleć. Mamy teraz za zadanie opiekować się synem naszego najlepszego i najodważniejszego przyjaciela jakiegokolwiek znałem. No i oczywiście złapanie tego szczura, który nie jest wart więcej niż zepsuta łajno bomba. –zamyślił się – Hmm… cóż.. to raczej ty tu jesteś od pocieszania Remusie. Merlinie, co ty ze mną robisz?! – zaśmiał się krótko, widząc rozbawione spojrzenie wilkołaka.

- Ja nic nie robię. Ty sam się zmieniasz w odpowiedzialnego ojca chrzestnego – posłał mu lekki uśmiech.

- No wiadomo – wyszczerzył się Black – Tylko mam problem. Jak mu to powiedzieć?

- Normalnie. Dopiero wtedy gdy poczujesz się na siłach.

- Ja nigdy nie będę na siłach – mały grymas przemknął przez twarz Syriusza.

Remus poklepał go po plecach.

- Chodźmy do kwater. Napijemy się czegoś.

Syriusz zszokowany spojrzał na przyjaciela.

- Na brodę Merlina, kim ty jesteś i co zrobiłeś z Remusem!

Lunatyk zaśmiał się.

- Mam ognistą…

-Pędzę!! – krzyknął Syriusz wyprzedzając roześmianego Remusa na korytarzu.

- To co… Mała wycieczka po zamku?

- Z chęcią, ale chciałbym na razie trochę się zapoznać z tą mapą… Nie znamy jeszcze żadnych tajnych przejść.

- A nie możemy tego zrobić na korytarzu? – zapytał nie tracący nadziei Ron. Pożegnali się z braćmi rudego parę minut temu.

- Jeszcze nas ktoś złapie i…

- Ale będziemy widzieć te osoby na mapie, więc się nie bój.
Harry spojrzał na niego podejmując decyzję.

- No okej, zgoda.

Ron uśmiechnął się, wyrwał mu mapę z rąk i pobiegł przed siebie. Teraz Harry na pewno się nie wywinie. Przegrany czarnowłosy ruszył za przyjacielem. Stojąc za obrazem Grubej Damy, Ron wypatrywał czy nikt nie idzie (na mapie rzecz jasna).

- Zacznijmy od najbliższego przejścia… Patrz, jest jedno koło pokoju wspólnego Krukonów -  wskazał dany punkt na mapie – musimy udać się na zachodnią wierzę – kierując się tam Harry przyjrzał się uważnie jednej kropce poruszającej się po… ICH DORMITORIUM!?

- Ron, ktoś obcy jest w naszym dormitorium! Musimy wracać. Jeszcze nas obrabuje!

Ron spojrzał na niego zamyślonym wzrokiem, a potem na mapę.

-Peter Pettigrew? A któż to taki i… Merlinie, Parszywek! – wyprzedzając Harry’ego wbiegli do PW Gryfonów i skierowali się do ich sypialni.

- Wyjmij różdżkę – polecił mu Harry – I cicho, bo go spłoszymy.

- Ale co zrobimy? Znasz jakiś czar obezwładniający? – spytał się lekko spanikowany Ron.

- Hermiona coś mówiła o Drętwocie… Znam to zaklęcie. Czekaj, wejdę pierwszy… - Potter uchylił drzwi i ostrożnie wszedł. Nagle zatrzymał się z głupim wyrazem twarzy. Ron wpadł na niego.

- Czemu stoisz? Atakuj! – rozporządził rudzielec. Przepchnął kumpla i rozejrzał się po pokoju, a na jego twarz wpłynęło zdezorientowanie.

- Nie mam czego Ron. Tu nikogo nie ma. Sprawdź na mapie czy dobrze widziałem – Weasley otworzył mapę wypowiadając potrzebną inkantację.

-Ewidentnie ktoś tu jest. Ten Pettigrew stoi obok klatki Parszywka!

- Stoi? Przecież, tam nic nie ma! – zirytowany Harry wziął do rąk mapę i wyśledził na dane nazwisko.

- Kurczę, Harry co jest grane?

-Nie wiem. Słuchaj, leć po bliźniaków, może ta mapa się myli…

- Okej, zaraz wrócę – Harry z mapą w ręce i różdżką w drugiej skierował się do klatki szczura. Zwierze kręciło się w tę i z powrotem jakby było zdenerwowane. Zauważył, że Parszywek chce za wszelką cenę się stąd wydostać.

- Parszywku, co się dzieje? – zwrócił się czule do zwierzęcia. Chciał go wziąć na ręce, ale nie zdążył, bo do pokoju wpadł zdyszany Ron z braćmi.

- To tutaj! Daj mapę Harry. – czarnowłosy podał mu przedmiot. Ron wskazał braciom obiekt ich zmartwień.

- Peter Pettigrew?-  Fred z niedowierzaniem spojrzał jeszcze raz na mapę -  Przecież tu nic nie ma.

- Dlatego się do was zwróciliśmy. – wtrącił się Harry -  Czy mapa ma tendencję do przekręcania informacji lub do psucia się?

- Nigdy! – krzyknęli Fred i George – Mapa nigdy nie kłamie. To jest po prostu… może wskazuje jakiegoś ducha, który się przed nami ukrył?

- Nie, to głupie! – rzekł rozgoryczony Ron – Sir Nick kiedyś mi powiedział, że sam chętnie by sobie zniknął, dla prywatności i w ogóle, ale nie ma takiej możliwości. Mapa po prostu szwankuje.

- To niemożliwe. Zawsze działała fantastycznie. – sprzeciwił się Fred.

- To jak nam wyjaśnisz TO – stuknął palcem w nazwisko.

- Nie wiem – wzruszył ramionami – Nie możemy się z tym zwrócić do nauczyciela, bo mapa była kiedyś u Filcha. My ją tak jakby „pożyczyliśmy”. Nie chcecie chyba jej stracić, bo widzicie jakieś nazwisko.

- Oczywiście, że nie. Tylko nie podoba nam się perspektywa spania w jednym pokoju z jakimś Peterem, którego nawet nie znamy – rozgoryczony Harry podszedł do klatki zwierzęcia – Może chodzi o Parszywka?

Ron spojrzał na niego jak na idiotę.

- Parszywek to szczur, nie człowiek.

Bliźniacy Weasley wymienili spojrzenia.

- A może wypytacie jakiegoś nauczyciela o tego Pettigrew, co? To wcale nie głupie – stwierdził George.

- Plan nie najgorszy, ale teraz pytanie… kogo? – zastanowił się czarnowłosy, który od dłuższego czasu przyglądał się szczurowi. 

Zwierze przyglądało się chłopakowi z najdalszego kąta klatki.

- Harry przestań, tylko go straszysz – Rudzielec odsunął przyjaciela od Parszywka – Widzisz? Zawału prawie dostał!

- W pociągu jakoś nie wariował, a cicho to tam nie było. – zwrócił mu uwagę młody Potter.

- No, ale tam było jedzenie…

- Tak? To go nakarm. Może wtedy przejdzie mu ta cała depresja – zirytował się – Dobra… Fred, George, dzięki za pomoc. Może ten plan wypali.

- Jasne Harry.

- Jak coś…

- To wbijaj do nas. Damy Ci niezłe wskazówki, jak obudzić Rona na śniadanie – szepnął Fred.

-Ej, słyszałem! – obruszył się obgadywany.

Zaśmiali się. Bliźniacy wyszli chwilę potem z dormitorium, a męska część złotego trio zastanawiała się, do kogo się zwrócić.

- Może Dumbledore? – spytał Ron.

- Jest zajęty.

-McGonagall?

-Zwariowałeś? Będzie zadawać niewygodne pytania.

- Dobra, no to może Flitwick?

-Flitwick? Jest stary i pewnie pozapominał połowy faktów ze swojego życia.

- No to nie wiem- zrezygnowany Ron usiadł na łóżku.

Harry leżąc na swoim wpadł na genialny pomysł.

-Syriusz i Remus!

- Że co?

- Do nich się zwrócimy. Im można zaufać.

- Niby skąd to wiesz? – spojrzał na kumpla z dezaprobatą.

- Po prostu to wiem. Chodź – pociągnął go za rękaw i wybiegł  z pokoju.

****************
  W pokoju nauczycielskim słychać było zazwyczaj dyskutujących profesorów, czuć zapach kawy, a stoły były poprzykrywane stosami dokumentów i esejów. Dziś jednak pokój był wyjątkowo opustoszały, jak na wcześniejsze lata działania szkoły.
Przy jednym ze stolików pracowali Remus i Syriusz. Ten drugi wyciągnął przyjaciela z ich komnat po to, by spróbować hogwarckiej, nauczycielskiej kawy. Było to marzeniem Syriusza od jego czwartego roku.

- Mmmmm – zamruczał Black rozkoszując się smakiem napoju – Jaka pyszna. Remik, no weź spróbuj – podsunął mu filiżankę pod nos – Wiem, że chcesz.

- Próbuję się skupić. – Lupin odsunął kawę i wrócił do czytania esejów uczniów – Byś mi chociaż pomógł.

- Ależ Ci pomagam. Dzięki kawie nie przyśniesz, a to takie nudne zajęcie – wyszczerzył się widząc mordercze spojrzenie Remusa.

- Wiesz jak mi możesz pomóc? – kontynuował widząc przytaknięcie Blacka – Sprawdzając resztę wypracowań. O! Masz tutaj – podsunął mu pod nos –wypracowania siódmego rocznika. Czy to tak wiele dla Ciebie?

Syriusz westchnął, odstawił filiżankę na blat stołu i wziął do ręki jedno z nich.

- „Szybki refleks” – przeczytał tytuł – Merlinie, dlaczego Ci wszyscy się tak rozpisali? Esej na cztery stopy? No błagam. –uderzył głową w stół i wymruczał coś pod nosem.

- Im szybciej zaczniesz tym lepiej. Zostały Ci tylko siódme roczniki. Ciesz się, resztę już sprawdziłem, bo rano pomimo zapewnień, jakoś się do tego nie kwapiłeś. – poradził mu.

- Dzięki, jesteś taki łaskawy – mruknął niezadowolony – Czemu powiedzieliśmy, że nie mamy nic przeciwko dłuższym wypracowaniom?

Remus wywrócił oczami.

- Nie marudź Łapo, chciałeś być profesorem OPCM-u no to jesteś – zmęczony marudzeniem przyjaciela, wziął łyk kawy proponowanej mu wcześniej, oparł się o krzesło i rozejrzał po pomieszczeniu. Miało ono owalny kształt, z dużych okien profesorowie mieli widok na błonia i część boiska od Quidditcha, pod oknami stały mahoniowe stoliki przykryte bordowymi obrusami, a na nich serwisy do herbaty. Nie brakowało tu też regałów na książki i miejsc dla nauczycieli będących jeszcze na służbie. Mianowicie walało się przy tych stanowiskach od esejów, wypracowań i zamoczonych piór w atramencie. Przy takim właśnie stoliku stacjonowali Remus i Syriusz. Nie byli jednak jedynymi, którzy przebywali w tym pokoju.

 Minerva McGonagall prowadziła ciekawą konwersację z Pomoną Sprout przy herbacie i talerzyku ciastek. Ustalały termin wyjścia do Hogsmeade, gdyż Dumbledore prosił je oto osobiście. Co chwilę było widać krzątającego się profesora Binns’a w pobliżu regałów. Mógłby szukać tego czego chce w bibliotece, ale najwidoczniej to znajduje się właśnie tutaj. Remus pamięta Binns’a jeszcze za czasów własnego dzieciństwa. Wcale nie dziwi się uczniom, że przysypiają na jego zajęciach. Miał wyjątkowo monotonny głos.
Jednak leniuchowanie nie było dane Remusowi. Musiał robić notatki dla przyjaciół, aby chociaż zdali Historię Magii na zadowalający.

 Drzwi od pokoju otworzyły się, a w nich stanął Severus Snape. Nad jego głową przeleciała zagubiona, młodziutka świstoświnka, która najwidoczniej wybrała drogą wewnątrz zamku do adresata. Czarnowłosy posyłając parę gniewnych spojrzeń do Syriusza i Remusa podszedł do Minervy w celu przekazania jej informacji od Albusa.

- Severusie, ależ my mamy już wszystko ustalone…

- Jednakże trzeba to zmienić – przerwał jej w pół zdaniu -  Wyjście do Hogsmeade nie może odbyć się prędzej niż zimą – rzucił jej ostre spojrzenie, gdy kobieta otworzyła usta – Nie do mnie zażalenia. To nakaz Albusa – obrócił się na pięcie, zamachnął szatami z zamiarem wyjścia z pomieszczenia.

- Severusie, jeżeli Ci na tym zależy, możesz do nas dołączyć. Twoja pomoc będzie nam z pewnością potrzebna – rzuciła słodkim głosem Pomona z nadzieją na przytaknięcie przyjaciela po fachu. Mistrz Eliksirów uniósł brew i bez słowa wyszedł z pomieszczenia.

- Biedny Sevuś, zawstydził się – rzekł uszczypliwie Syriusz zwracając na siebie uwagę innych. Lupin wbił mu łokieć w bok z jawnym rozbawieniem na twarzy. Nauczycielki posłały Black’owi spojrzenia pełne politowania.

- Ile Ci zostało? – zapytał przyjaciela Remus zerkając na jego pracę.

- Pisanie komentarzy nie jest tak męczące, ale w takiej ilości czuję się jak ten bufon, Gilderoy Lockhart odpisujący na listy swoich fanek – widząc pytający wzrok współpracownika, objaśnił odkładając pióro obok pergaminu – Wiesz… musiałem trochę się ogarnąć w tym świecie, a po dwunastu latach w Azkabanie było to wręcz ode mnie wymagane. Widziałem artykuły sprzed iluś tam lat i mówiąc szczerze, ten świat schodzi na psy Remik – zaśmiali się krótko – Nie żeby psy były czymś złym.

- Kojarzę Gilderoya z naszych młodzieńczych lat. Był chyba krukonem, o ile dobrze pamiętam. I był młodszy. To na pewno.

- Dodajmy do tego, że był kompletnym narcystycznym bufonem patrzącym jedynie na swój nos. Dziwię się, że nie wylądował w Slytherinie. Kłamać to on potrafił, tylko dlaczego wszyscy wierzyli w jego „dokonania”? Rzucił jakiś urok czy co? – uniósł się Syriusz, lecz zaraz przeniósł wzrok na pergamin będący w dłoniach Remusa – Pomóc Ci w tym?

- Jeżeli już skończyłeś komentować swoją działkę to proszę Cię bardzo – podał mu esej.

- Praca Harry’ego – stwierdził szybko – zapomnieliśmy napisać komentarza.

- Tak. Wiem, że chciałeś równie mocno jak ja pomóc mu w rozwinięciu swoich ukrytych umiejętności, więc zostawiłem to jako wisienkę na torcie.

- Spróbowałbyś sam się za to zabrać – pogroził mu komicznie palcem.

- Byłoby ze mną krucho.

- Otóż to.

**************************

- Pukamy?

- No, a po co tu przyszliśmy? By podpierać ściany? – sarknął Harry coraz mniej zadowolony tym, że jakiś typ siedzi im w pokoju.

- Luzik stary. Jeżeli twierdzisz, że oni nam pomogą to tak będzie – poklepał go po ramieniu.

Harry zapukał do drzwi. Przez moment czekali, lecz nikt im nie otwierał. Spróbowali ponownie, lecz efekt był ten sam.

- Może są w WS? – zaproponował Rudzielec gdy usiedli pod ścianą z zamiarem poczekania na nauczycieli przed ich gabinetem.

- Po co mieliby tam być, jak kolacja dopiero za dwie godziny.

- No tak. – zamilkli na moment, lecz nie trwało to długo, bo Ron 
przypomniał sobie o mapie – Jakie z nas tępaki!
Harry spojrzał na niego zdziwionym spojrzeniem.

- Mapa stary! Sprawdź gdzie są! – Harry wpatrywał się na niego jeszcze chwilę, jakby się zawiesił. Jak mogliśmy na to nie wpaść?! Pomyślał gdy z zamachem wyjął pergamin z kieszeni.

- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

Na mapie ukazał się tak jak wcześniej rysunek hogwartu. Szybko wypatrzył profesorów.

- Są w pokoju profesorskim – stwierdził. Podnieśli się i skierowali 
w tym kierunku. Kwatery Syriusza i Remusa znajdowały się na czwartym piętrze, więc musieli zejść jedynie dwa piętra w dół do celu.

 Będąc na miejscu zapukali do pokoju. Otworzyła im profesor McGonagall.

- Potter? Weasley? Słucham was.

- Mamy pewną sprawę do Syr… profesora Black’a i Lupina – odpowiedział jej Harry.
Wychowanka lwów zmierzyła ich wzrokiem i kazała poczekać.

- Syriuszu i Remusie.

Profesorowie podnieśli głowy znad stosu esejów.

- Tak? – odezwał się ten drugi.

- Uczniowie do was. Czekają za drzwiami – kończąc zdanie wróciła do herbaty z Pomoną. Mężczyźni wymienili między sobą spojrzenia i skierowali się do drzwi. Zdziwił ich widok Harry’ego i Rona.

- Witajcie chłopcy. W czymś wam pomóc? – zwrócił się do nich Lunatyk z lekkim uśmiechem. Syriusz oparł się o ramę drzwi wpatrując w chrześniaka.

- Właściwie to tak – przełknął ślinę – Bo… ktoś jest w naszym pokoju, a my go nie widzimy.

Remus zmarszczył brwi będąc pewny, że to jakiś żart (bardzo niedopracowany). No cóż… przecież ma styczność z synem Rogacza.

- Twierdzicie, że zauważyliście obecność pewnej osoby w waszym pokoju, która jest niewidzialna?

Chłopacy wymienili niepewne spojrzenia.

- Wiemy, że to brzmi niewiarygodnie, ale mamy na to dowód. Bo widzi pan… - Zaczął Ron, lecz nie dokończył, bo zniecierpliwiony Harry otworzył mapę przed profesorami i wskazał na mapie punkt, w którym zauważyli ostatnio obecność pewnej osoby. Wyczuł, że może im śmiało pokazać nowy nabytek od Georga i Freda.

- Ja tu nic nie widzę chłopcy – rzucił im karcące spojrzenia – znamy się na żartach z Syriuszem i niestety ten wam nie wyszedł.

Harry z niedowierzaniem spojrzał na mapę.

- Było tu! Widzieliśmy dokładnie. Był to jakiś Petty Petercrowe czy jakoś tak. Ron może potwierdzić!

Rudzielec potwierdził skinieniem głowy.

- Chłopcy – dołączył do dyskusji Syriusz* (Syriusz uciekając z Azkabanu w mojej histori nie miał pojęcia, że Peter to szczur Weasley’ów. Pomimo, że przeglądał artykuły z gazet po ucieczce, to nie zwrócił uwagi na zwierzaka trzymanego przez Ronalda na zdjęciu z Egiptu) – Widzieliście tą osobę w wieży Gryffindoru, tak?

- A dokładniej w naszym dormitorium – dodał Harry.

- Posłuchajcie mnie – kucnął przed nimi wlepiając w nich prawie, że ojcowskie spojrzenie – Kawały to trudna sztuka i jeżeli chcecie by wam dobrze wyszły musicie stale ćwiczyć. Polecam takiego Filcha. Idealny materiał na tester.

Harry oburzył się lekko.

- Świetnie to rozumiemy, ale my nie żartujemy!

Syriusz uśmiechnął się.

- Tak jak powiedziałem trening czyni mistrza, panie Potter.

- Ale to praw…

- Chłopcy, naprawdę nie mamy teraz czasu. Może gdy nie zadamy wam esejów znajdziemy czas na poduczenie was w sztuce żartu. Pozwólcie, że wrócimy do swoich przerwanych czynności. Do zobaczenia na następnej lekcji.

Harry wbił w niego niedowierzające wzrok z nutką zawiedzenia, które dość mocno poruszyły Lunatyka. Chłopcy bez codziennej iskierki radości będącej ich znakiem rozpoznawczym wymruczeli swoje pożegnania i skierowali się w stronę wieży.

- Wiesz Lunio, gdyby ta historia nie była tak abstrakcyjna, uwierzyłbym Harry’emu całkowicie – stwierdził Syriusz z błąkającym się po jego twarzy uśmieszkiem – Byłem wręcz krok od uwierzenia mu, taki był przekonujący – zachichotał - To co. Kończymy zdaniem „Trening czyni mistrza, a my panu w tym pomożemy” ?


Nieobecny Remus usiadł naprzeciw Syriusza.

- C-co? – zapytał ocknąwszy się z transu

- Chodzi mi czy takie zakończenie naszego komentarza Ci pasuje – odpowiedział jakby to było oczywiste – Co jest Remusie, jakiś nieobecny jesteś.

- Myślę, że zbyt ostro zareagowaliśmy.

Syriusz posłał mu pytające spojrzenie. Remus westchnął.

- Zazwyczaj kłamstwo widać w oczach, prawda?. Nie dziwię Ci się, że prawie byś mu uwierzył. Pomimo, że to ewidentnie nieprawda, nie czuć było go od Harry’ego.

- Wykluczasz swoje własne słowa Remusie. Niby kłamał, ale nie tak naprawdę. Bardzo sensowne.

Remus przetarł ręką oczy.

- Pamiętasz jakie imię i nazwisko powiedzieli, gdy pytaliśmy się kogo widzieli na mapie?

Czarnowłosy przytaknął.

- Czy nie wydaje Ci się dziwne, że było ono nieprawdopodobnie podobne do Pettigrew’a?

Syriusz machnął na to ręką i dolał przyjacielowi kawy.

- Ech, Luniek. Starzejesz się.