Z dedykacją dla mojej koleżanki Klaudii i przyjaciółek Angie, Oli, Zuzi, Julii i Sylwi :)
~~*~~
- Wiesz, że
sądzę co innego…
- Rozumiem,
ale teraz nastąpiła okazja, aby zmienić mój stosunek do wę…
- TO BYŁO
NIEPOWAŻNE POSUNIĘCIE!
- Hermiono,
wiem, że Ci się to nie podoba, ale…
- CO JEŻELI
TA INFORMACJA DOTRZE DO MINISTERSTWA! POMYŚLAŁEŚ O TYM?!
-
Pomyślałem…
- Nie sądzę.
- DAJ MI
DOKOŃCZYĆ! – wydarł się wytrącony z równowagi Harry – Przepraszam, nie
powinienem był krzyczeć – dodał ze skruchą – Hermiono…
- Panie
Potter! Jak chce pan krzyczeć to na korytarz zapraszam. To jest biblioteka! – syknęła
w ich stronę wyłaniająca się zza regałów Pani Pince.
-
Przepraszam – mruknął z udawanym przejęciem.
Bibliotekarka
przeszyła ich wzrokiem typu „ Jeszcze raz, a popamiętasz” i powróciła do swoich
zadań.
Harry i
Hermiona byli w bibliotece już od pół godziny. Odrabiali swoje zadania domowe. Nauczyciele
pomimo pierwszego dnia nauki nie próżnowali. Zadawali im jak najwięcej, gdyż
chcieli poprzypominać uczniom rzeczy, których z pewnością pozapominali przez
wakacje.
- Po kiego
grzyba, za przeproszeniem Harry, napisałeś o wężomowie na Obronie? Wiesz, że to
było nierozważne, Ba! Bardzo nierozważne! Na drugim roku ta informacja na
szczęście nie wydostała się poza mury Hogwartu, ale teraz? Nie znamy tych
nauczycieli. A ten Black, aby mieć lepsze wpływy w Ministerstwie może to
wykorzystać! Dwanaście lat w Azkabanie robi swoje Harry – drżąca ze
zdenerwowania Hermiona nareszcie ucichła. Musiała ochłonąć. Martwi się o
przyjaciela.
-Rozumiem,
że się martwisz – położył jej rękę na ramieniu – Ale, wiem, że oni tego nie wygadają
ministerstwu. Czuję to.
- Czujesz?
To dosyć niewiarygodne. Słuchaj, nie możesz wszystkim bezgranicznie ufać.
Trzeba trochę dystansu…
- Dystans
mam nieźle wyćwiczony dzięki Snape’owi, więc się nie martw. A Syriusz i Remus
tego nie powiedzą ministerstwu, bo… No po prostu tak przeczuwam, ok?
-Przeczuwasz-
mruknęła cicho wpatrując się w te niezwykle zielone oczy chłopaka – Te
przeczucie czasem może Cię nieźle zwieść. Miejmy nadzieję, że nie dziś. –
Wstała z krzesła i chwyciła torbę – Ja już skończyłam. Powodzenia w
Transmutacji – rzuciła mu krótkie spojrzenie i wyszła z pomieszczenia
pozostawiając chłopaka na pastwę Transmutacji. Harry odprowadził ją wzrokiem.
Spojrzał na
swój esej i jęknął z zażenowania.
- No to do
dzieła – rzekł do siebie bez entuzjazmu. Nie, żeby nie lubił zajęć McGonagall,
ale akurat na pierwszy dzień szkoły został zadany ten temat, który nie do końca
przypadł chłopakowi do gustu. No bo komu chce się pisać referat na trzy stopy o
tym jak
zmienić zapałkę w latarnię?
Po jakiejś
godzinie do biblioteki wpadł zdyszany i rozbawiony Ron.
- Stary,
bierz manatki i chodź na dziedziniec! Fred i George mają swój pokaz. Gdybyś
widział biedną Susan Bones… Biedaczka skusiła się na zjedzenie nowych cukierków
Freda. Jest teraz cała zielona!
- Pokaz? –
Harry posłał mu zdziwione spojrzenie.
- Tak!
Prędzej, bo nie wiadomo jak długo to będzie trwać. Snape czai się teraz
dosłownie wszędzie.
Harry szybko
wrzucił skończony referat, pióro i kałamarz do torby i pobiegł z Ronem
pozostawiając książki biblioteczne na biurku. Pani Pince będzie musiała to sama
posprzątać. Z pewnością nie wpuści Harry’ego za tak bestialskie traktowanie
książek do biblioteki przez co najmniej tydzień.
Na miejscu
zastali dużą grupę uczniów przyglądającym się braciom Weasley, którzy promowali
swój kolejny nowy wynalazek.
- ELIKSIR
NIEOBECNOŚCI!!!
- I to
dosłownej!
- Jeden łyk…
- … A
nauczyciele nie będą mogli dać Ci szlabanu…
- …Ujemnych
punktów za spóźnienie…
- … Bo po
prostu o tobie zapomną!
-MACIE
ZAGWARANTOWANY CAŁY WOLNY DZIEŃ– wydarli się.
- Można go
zakupić za nie całe sześć galeonów!
Wszyscy
zebrani wiwatowali i klaskali. Całkiem dobra cena za chwilę wolności. Ku
ucieszy młodzieży całe zebranie się na tym nie zakończyło.
- Feorge…
- Gred… - bliźniacy posłali sobie tajemnicze uśmiechy.
- Czas chyba
przedstawić naszym drogim klientom nowy sprzęt!
- Kto chce
być naszym królikiem doświadczalnym?– krzyknął Fred do publiczności. Nikt się
nie odezwał. George widząc to, pociągnął jakiegoś pierwszorocznego gryfona za
rękaw i ustawił na środku „sceny”.
- No młody!
Będziesz naszym asystentem. – wyszczerzył się do jedenastolatka, który nie był zadowolony
z obrotu sytuacji.
- Drodzy
koledzy i koleżanki, czas najwyższy zaspokoić wasze pragnienie adrenaliny.
- Przedstawiamy
wam…
- Pędzipety!
– chwycił przedmiot i pokazał go zebranym.
- A niby co
to jest? – spytał się ktoś z tłumu. Był to Dean Thomas.
- A to mój
drogi Dean’ie są skarpetki umożliwiające nam poruszanie się jak skrzat. –
George wziął pędzipety* (Połączenie wyrazów pędzi i skarpety) i pokazał zebranym z bliska.
- Czyli,
możemy dzięki temu się teleportować gdziekolwiek chcemy, no ale niestety tylko
w obrębie 20 metrów.
-Mamy też
możliwość szybkiego przebierania nóżkami. Biegamy tak szybko jak Snape ucieka
przed szamponem – młodzież zaśmiała się.
- UWAGA! –
Fred uniósł ręce, aby uczniowie się trochę uspokoili
– Od dzisiejszego dnia
można to zakupić tylko za dziesięć galeonów!
- Promocja
trwa… - zmarszczył brwi i policzył coś na palcach - Do kiedy trwa George?
- Promocja
trwa do końca tego miesiąca. Potem to już niestety będzie piętnaście galeonów,
ale dla takiego cudeńka warto wydać parę groszy.
Większość
osób już wertowała w kieszeniach szukając potrzebnych pieniędzy.
- Młody,
załóż to, a potem przedstaw jak to działa – Fred podał wynalazek pierwszorocznemu.
Chłopiec niepewnie założył podany mu sprzęt i odczekał chwilę, aż jego piekło
się rozpocznie. Nie musiał długo czekać. Zrobił tylko jeden mały krok, a już
był przy drzwiach wejściowych zamku. Zawrócił i znowu stał obok Freda. Wszyscy
byli zachwyceni nowym wynalazkiem bliźniaków.
- Powiedz
teraz gdzie chciałbyś się znaleźć – poradził mu George – Ale tylko w okolicach
dwudziestu metrów, jasne? Bo inaczej nie zadziała.
Gryfon powiedział
drżącym głosem
- Chcę stać
obok Taddley’a Doutch’a.
Z cichym
pyknięciem charakterystycznym dla teleportacji znalazł się obok kolegi. Słychać
było oklaski uczniów.
- Ok. Mamy
nadzieję, że wam się to spodobało! Młody, oddaj pędzipety – George odebrał od
chłopca wynalazek i włożył do brązowej skrzynki z logiem firmowym Weasley’ów. –
Wszystko okej? – zapytał się lekko wystraszonego dzieciaka
- T-tak.
- Spokojnie,
młody! Jak będziesz w naszym wieku to kto wie, cóż będziesz wyrabiał – Fred
posłał młodemu pokrzepiający uśmiech.
- Jeżeli
ktoś chce kupić przedstawione dzisiaj rzeczy zapraszamy teraz albo po lekcjach
do nas!
Uczniowie
staranowaliby ich z powodu nabycia wynalazku, gdyby nie jedna osoba.
- Ja chyba
będę pierwszym klientem panowie.
Wszyscy
skierowali wzrok w stronę mężczyzny.
Bliźniacy zdębieli.
- Em… Dzień
Dobry, profesorze – wydukał Fred
- Witam,
Witam i Ach! Mówcie mi po imieniu. Naprawdę jestem dumny z tego przydomku, ale
jednak wolę gdy nie zwracacie się do mnie per profesor. Czuję się wtedy taki stary
– uśmiechnął się do nich – Ale tak jak mówiłem, będę waszym pierwszym klientem.
Uszy dalekiego zasięgu i te pędzipety bym poprosił panowie.
- Czyli nie
jest pan przeciwko temu…
- Ależ skąd
panie Weasley! Wręcz popieram takie spotkania. Przynajmniej nie jest nudno –
Syriusz wskazał palcem na skrzynkę z wynalazkami – To ile będę winien?
George
zadowolony z obrotu sytuacji wyjął przedmioty ze skrzynki dla profesora.
- Wychodzi
na to, że pański portfel schudnie o dwadzieścia pięć galeonów.
Syriusz
poszperał w kieszeni, podał chłopakom monety i z uśmiechem odebrał od nich
nabytek.
- Liczę, że
to nie ostatnia taka okazja do zakupu.
- Oczywiście!
– odkrzyknęli zgranie bliźniacy – Planujemy jeszcze takich z pięć. Życzymy
miłego dnia.
-Nawzajem chłopcy
– profesor z uśmiechem oddalił się w kierunku swoich komnat.
Po chwili
wszyscy zgromadzeni obskoczyli bliźniaków, kupując ich wynalazki. Pod koniec
podeszli do nich Harry i Ron.
-Wow! To
było świetne! Słuchajcie, a może taka zniżka dla brata, co? Jestem
zainteresowany tymi pędzipetami . – zapytał Ron.
Fred przeniósł
wzrok na brata.
- Oj Ronuś,
Ronuś – rzekł podejrzanie czule otaczając młodszego brata ramieniem – Przecież
mieszkasz z nami pod jednym dachem od ponad trzynastu lat i nie wiesz, że my
nie dajemy od tak sobie zniżek?
- No, ale
dla brata…
- Nie ma zniżek,
młody – oznajmił George trzymający Weasley’owską skrzynię – Jak chcesz kupić pędzipety to musisz nam
zapłacić dziesięć galeonów.
- Zdzierstwo
– mruknął niezadowolony Ron.
- Jak
dobrze, że to był Syriusz, a nie Snape – Harry przypomniał o swojej obecności –
Nietoperz pewnie by wam dał po szlabanie i skonfiskował sprzęt!
- Z
pewnością – Fred poklepał wybrańca po
ramieniu - Nie jesteś zainteresowany naszą ofertą? Wiesz… mamy dla Ciebie coś spod
lady… - dodał tajemniczo szukając czegoś w swoich kieszeniach
W końcu
znalazł to czego szukał.
- Mamy teraz
Sumy – usta chłopaka wygięły się w odwróconą podkówkę - i niestety musimy się
przyłożyć do nauki. Więc jak widzisz, to – wskazał na trzymaną przez siebie
pergamin – nie jest teraz nam tak bardzo potrzebne.
-Dzięki temu
potrafimy poruszać się po hogwarcie…
-
…Pozostając niezauważonym –oznajmił Fred wciskając pergamin w dłonie chłopaka.
Harry
rozwinął papier
- A do czego
to służy – obejrzał z każdej strony kartkę. George
wyjął różdżkę i mruknął
inkantację
- Uroczyście
przysięgam, że knuję coś niedobrego.
Ku
zdziwieniu młodszych chłopaków na papierze zaczęło pojawiać się coś na wzór
mapy.
-To mapa Hogwartu!
– wykrzyknął Ron, lecz Fred zaraz zakrył mu usta ręką
- Krzycz
dalej, a na pewno nikogo tu nie sprowadzisz.
Ron
naburmuszył się, ale zamilkł pod karcącym spojrzeniem brata.
- Tak, to
jest mapa Hogwartu. Harry… - George zwrócił się do niższego chłopaka - wiemy, że lubisz wieczorami pochodzić sobie po
zamku. Widzieliśmy Cię nie raz. Zauważ, że ta mapa nie jest taka zwyczajna,
mugolska, a magiczna! Pokazuje nie tylko mury zamku, ale też i osoby w nim
przebywające. Patrz – wskazał na biuro dyrektora – Dumbledore zawsze się
przechadza wieczorami po swoim gabinecie. Widzisz… jeżeli będziesz miał tą mapę
przy sobie, będzie mniejsze ryzyko napotkania jakiegoś nauczyciela na drodze.
Gryffindor na tym zyska. Nie obwiniamy Cię za straty punktów, ale chcemy w tym
roku ponownie wygrać puchar domów.
- Jasne,
rozumiem – Harry spojrzał na pergamin – Dajecie mi to? Rany, dzięki!
- Nie
dziękuj nam, a raczej tym, którzy ją stworzyli.
- To nie
nasza mapa – dodał Fred – Tylko ich – wskazał na pewne pseudonimy z przodu mapy.
- Panowie
Rogacz, Łapa, Lunatyk i Glizdogon … - przeczytał cicho – Nie kojarzę.
- My też,
ale wiele im zawdzięczamy –rzekli chórem bracia.
Chłopcy
rozmawiali przyciszonymi głosami o mapie nie będąc świadomym o podglądaniu.
- Łapa?
Syriusz
podskoczył.
- Rany, Lunio
nie strasz mnie tak – szepnął w jego stronę łapiąc się za serce.
- Co robisz?
– zapytał jawnie zainteresowany działaniem przyjaciela.
- Pamiętasz
mapę Huncwotów? – zapytał ni z gruszki ni z pietruszki.
-
Oczywiście, ale co to ma do rze…
- Wydaje mi
się, że ją znalazłem – wskazał palcem na stojących nieopodal chłopaków.
Remus
spojrzał na niego jak na idiotę.
- Przecież
to niemożliwe. Mapa zaginęła lata temu, a teraz tak nagle by się znalazła.
Słuchaj musiało Ci się coś pomylić…
- Nie
pomyliło mi się! Patrz.
Syriusz
pociągnął Lupina za rękaw i wskazał na mapę będącą w rękach Harry’ego.
-Niemożliwe
– szepnął Remus.
- A jednak,
Luniu – uśmiechnął się z tym zapomnianym przez Lupina błyskiem w oku. Owy błysk
mieli jedynie James i Łapa gdy coś kombinowali. Niestety… Syriusz nigdy się już
tak nie uśmiechał po pamiętnej nocy ’81. Aż do dziś.
- Nie wiem o czym rozmawiają, ale widziałem
jak bliźniacy Weasley podają mapę jelonkowi. Najwidoczniej mój chrześniak
odziedziczył w końcu skarb Huncwotów. To oczywiste, że syn Rogacza musi
posiadać tę mapę! To dziedzictwo!
Remus
przyjrzał się dokładnie pergaminowi w dłoniach młodego Pottera. Rzeczywiście to
było to o czym mówił Wąchacz.
- Nurtuje
mnie jednak jedno pytanie, Luniaczku… Jakim cudem mapa była w posiadaniu
Weasley’ów? Gdzież ona była!? Szukałem jej przez cały siódmy rok. Zapodziała
się gdzieś po naszej ostatniej eskapadzie po zamku… Trzymał ją ten szczur…
Mówiłem, że Glizdogon ją zgubi!
- Spokojnie
Syriuszu, mnie też to ciekawi. I proszę… nie mów na mnie Luniaczek. Kojarzy mi
się z Jamesem. – posłał mu smutne spojrzenie sponiewieranego przez życie
człowieka.
- Remi –
położył mu dłoń na ramieniu – Mi WSZYSTKO, dosłownie wszystko kojarzy się z
tamtymi czasami, ale trzeba to przeboleć. Mamy teraz za zadanie opiekować się
synem naszego najlepszego i najodważniejszego przyjaciela jakiegokolwiek
znałem. No i oczywiście złapanie tego szczura, który nie jest wart więcej niż
zepsuta łajno bomba. –zamyślił się – Hmm… cóż.. to raczej ty tu jesteś od
pocieszania Remusie. Merlinie, co ty ze mną robisz?! – zaśmiał się krótko,
widząc rozbawione spojrzenie wilkołaka.
- Ja nic nie
robię. Ty sam się zmieniasz w odpowiedzialnego ojca chrzestnego – posłał mu
lekki uśmiech.
- No wiadomo
– wyszczerzył się Black – Tylko mam problem. Jak mu to powiedzieć?
- Normalnie.
Dopiero wtedy gdy poczujesz się na siłach.
- Ja nigdy
nie będę na siłach – mały grymas przemknął przez twarz Syriusza.
Remus
poklepał go po plecach.
- Chodźmy do
kwater. Napijemy się czegoś.
Syriusz
zszokowany spojrzał na przyjaciela.
- Na brodę
Merlina, kim ty jesteś i co zrobiłeś z Remusem!
Lunatyk
zaśmiał się.
- Mam
ognistą…
-Pędzę!! – krzyknął Syriusz wyprzedzając roześmianego Remusa
na korytarzu.
- To co…
Mała wycieczka po zamku?
- Z chęcią,
ale chciałbym na razie trochę się zapoznać z tą mapą… Nie znamy jeszcze żadnych
tajnych przejść.
- A nie
możemy tego zrobić na korytarzu? – zapytał nie tracący nadziei Ron. Pożegnali
się z braćmi rudego parę minut temu.
- Jeszcze
nas ktoś złapie i…
- Ale
będziemy widzieć te osoby na mapie, więc się nie bój.
Harry
spojrzał na niego podejmując decyzję.
- No okej, zgoda.
Ron
uśmiechnął się, wyrwał mu mapę z rąk i pobiegł przed siebie. Teraz Harry na
pewno się nie wywinie. Przegrany czarnowłosy ruszył za przyjacielem. Stojąc za
obrazem Grubej Damy, Ron wypatrywał czy nikt nie idzie (na mapie rzecz jasna).
- Zacznijmy
od najbliższego przejścia… Patrz, jest jedno koło pokoju wspólnego Krukonów - wskazał dany punkt na mapie – musimy udać się
na zachodnią wierzę – kierując się tam Harry przyjrzał się uważnie jednej
kropce poruszającej się po… ICH DORMITORIUM!?
- Ron, ktoś obcy
jest w naszym dormitorium! Musimy wracać. Jeszcze nas obrabuje!
Ron spojrzał
na niego zamyślonym wzrokiem, a potem na mapę.
-Peter
Pettigrew? A któż to taki i… Merlinie, Parszywek! – wyprzedzając Harry’ego
wbiegli do PW Gryfonów i skierowali się do ich sypialni.
- Wyjmij
różdżkę – polecił mu Harry – I cicho, bo go spłoszymy.
- Ale co
zrobimy? Znasz jakiś czar obezwładniający? – spytał się lekko spanikowany Ron.
- Hermiona
coś mówiła o Drętwocie… Znam to zaklęcie. Czekaj, wejdę pierwszy… - Potter
uchylił drzwi i ostrożnie wszedł. Nagle zatrzymał się z głupim wyrazem twarzy.
Ron wpadł na niego.
- Czemu
stoisz? Atakuj! – rozporządził rudzielec. Przepchnął kumpla i rozejrzał się po
pokoju, a na jego twarz wpłynęło zdezorientowanie.
- Nie mam
czego Ron. Tu nikogo nie ma. Sprawdź na mapie czy dobrze widziałem – Weasley
otworzył mapę wypowiadając potrzebną inkantację.
-Ewidentnie
ktoś tu jest. Ten Pettigrew stoi obok klatki Parszywka!
- Stoi?
Przecież, tam nic nie ma! – zirytowany Harry wziął do rąk mapę i wyśledził na
dane nazwisko.
- Kurczę,
Harry co jest grane?
-Nie wiem.
Słuchaj, leć po bliźniaków, może ta mapa się myli…
- Okej,
zaraz wrócę – Harry z mapą w ręce i różdżką w drugiej skierował się do klatki
szczura. Zwierze kręciło się w tę i z powrotem jakby było zdenerwowane.
Zauważył, że Parszywek chce za wszelką cenę się stąd wydostać.
- Parszywku,
co się dzieje? – zwrócił się czule do zwierzęcia. Chciał go wziąć na ręce, ale
nie zdążył, bo do pokoju wpadł zdyszany Ron z braćmi.
- To tutaj!
Daj mapę Harry. – czarnowłosy podał mu przedmiot. Ron wskazał braciom obiekt
ich zmartwień.
- Peter
Pettigrew?- Fred z niedowierzaniem
spojrzał jeszcze raz na mapę - Przecież
tu nic nie ma.
- Dlatego
się do was zwróciliśmy. – wtrącił się Harry -
Czy mapa ma tendencję do przekręcania informacji lub do psucia się?
- Nigdy! –
krzyknęli Fred i George – Mapa nigdy nie kłamie. To jest po prostu… może
wskazuje jakiegoś ducha, który się przed nami ukrył?
- Nie, to
głupie! – rzekł rozgoryczony Ron – Sir Nick kiedyś mi powiedział, że sam
chętnie by sobie zniknął, dla prywatności i w ogóle, ale nie ma takiej
możliwości. Mapa po prostu szwankuje.
- To
niemożliwe. Zawsze działała fantastycznie. – sprzeciwił się Fred.
- To jak nam
wyjaśnisz TO – stuknął palcem w nazwisko.
- Nie wiem –
wzruszył ramionami – Nie możemy się z tym zwrócić do nauczyciela, bo mapa była
kiedyś u Filcha. My ją tak jakby „pożyczyliśmy”. Nie chcecie chyba jej stracić,
bo widzicie jakieś nazwisko.
-
Oczywiście, że nie. Tylko nie podoba nam się perspektywa spania w jednym pokoju
z jakimś Peterem, którego nawet nie znamy – rozgoryczony Harry podszedł do
klatki zwierzęcia – Może chodzi o Parszywka?
Ron spojrzał
na niego jak na idiotę.
- Parszywek
to szczur, nie człowiek.
Bliźniacy
Weasley wymienili spojrzenia.
- A może
wypytacie jakiegoś nauczyciela o tego Pettigrew, co? To wcale nie głupie –
stwierdził George.
- Plan nie
najgorszy, ale teraz pytanie… kogo? – zastanowił się czarnowłosy, który od
dłuższego czasu przyglądał się szczurowi.
Zwierze przyglądało się chłopakowi z
najdalszego kąta klatki.
- Harry
przestań, tylko go straszysz – Rudzielec odsunął przyjaciela od Parszywka –
Widzisz? Zawału prawie dostał!
- W pociągu
jakoś nie wariował, a cicho to tam nie było. – zwrócił mu uwagę młody Potter.
- No, ale tam
było jedzenie…
- Tak? To go
nakarm. Może wtedy przejdzie mu ta cała depresja – zirytował się – Dobra… Fred,
George, dzięki za pomoc. Może ten plan wypali.
- Jasne
Harry.
- Jak coś…
- To wbijaj
do nas. Damy Ci niezłe wskazówki, jak obudzić Rona na śniadanie – szepnął Fred.
-Ej,
słyszałem! – obruszył się obgadywany.
Zaśmiali
się. Bliźniacy wyszli chwilę potem z dormitorium, a męska część złotego trio zastanawiała
się, do kogo się zwrócić.
- Może
Dumbledore? – spytał Ron.
- Jest
zajęty.
-McGonagall?
-Zwariowałeś?
Będzie zadawać niewygodne pytania.
- Dobra, no
to może Flitwick?
-Flitwick?
Jest stary i pewnie pozapominał połowy faktów ze swojego życia.
- No to nie
wiem- zrezygnowany Ron usiadł na łóżku.
Harry leżąc
na swoim wpadł na genialny pomysł.
-Syriusz i
Remus!
- Że co?
- Do nich
się zwrócimy. Im można zaufać.
- Niby skąd
to wiesz? – spojrzał na kumpla z dezaprobatą.
- Po prostu
to wiem. Chodź – pociągnął go za rękaw i wybiegł z pokoju.
****************
W pokoju nauczycielskim
słychać było zazwyczaj dyskutujących profesorów, czuć zapach kawy, a stoły były
poprzykrywane stosami dokumentów i esejów. Dziś jednak pokój był wyjątkowo
opustoszały, jak na wcześniejsze lata działania szkoły.
Przy jednym ze
stolików pracowali Remus i Syriusz. Ten drugi wyciągnął przyjaciela z ich
komnat po to, by spróbować hogwarckiej, nauczycielskiej kawy. Było to marzeniem
Syriusza od jego czwartego roku.
- Mmmmm –
zamruczał Black rozkoszując się smakiem napoju – Jaka pyszna. Remik, no weź spróbuj
– podsunął mu filiżankę pod nos – Wiem, że chcesz.
- Próbuję
się skupić. – Lupin odsunął kawę i wrócił do czytania esejów uczniów – Byś mi
chociaż pomógł.
- Ależ Ci
pomagam. Dzięki kawie nie przyśniesz, a to takie nudne zajęcie – wyszczerzył
się widząc mordercze spojrzenie Remusa.
- Wiesz jak
mi możesz pomóc? – kontynuował widząc przytaknięcie Blacka – Sprawdzając resztę
wypracowań. O! Masz tutaj – podsunął mu pod nos –wypracowania siódmego
rocznika. Czy to tak wiele dla Ciebie?
Syriusz westchnął,
odstawił filiżankę na blat stołu i wziął do ręki jedno z nich.
- „Szybki refleks” – przeczytał tytuł –
Merlinie, dlaczego Ci wszyscy się tak rozpisali? Esej na cztery stopy? No
błagam. –uderzył głową w stół i wymruczał coś pod nosem.
- Im
szybciej zaczniesz tym lepiej. Zostały Ci tylko siódme roczniki. Ciesz się, resztę
już sprawdziłem, bo rano pomimo zapewnień, jakoś się do tego nie kwapiłeś. –
poradził mu.
- Dzięki, jesteś taki łaskawy – mruknął niezadowolony – Czemu powiedzieliśmy, że nie mamy nic
przeciwko dłuższym wypracowaniom?
Remus
wywrócił oczami.
- Nie marudź
Łapo, chciałeś być profesorem OPCM-u no to jesteś – zmęczony marudzeniem
przyjaciela, wziął łyk kawy proponowanej mu wcześniej, oparł się o krzesło i
rozejrzał po pomieszczeniu. Miało ono owalny kształt, z dużych okien
profesorowie mieli widok na błonia i część boiska od Quidditcha, pod oknami
stały mahoniowe stoliki przykryte bordowymi obrusami, a na nich serwisy do
herbaty. Nie brakowało tu też regałów na książki i miejsc dla nauczycieli
będących jeszcze na służbie. Mianowicie walało się przy tych stanowiskach od
esejów, wypracowań i zamoczonych piór w atramencie. Przy takim właśnie stoliku
stacjonowali Remus i Syriusz. Nie byli jednak jedynymi, którzy przebywali w tym
pokoju.
Minerva
McGonagall prowadziła ciekawą konwersację z Pomoną Sprout przy herbacie i
talerzyku ciastek. Ustalały termin wyjścia do Hogsmeade, gdyż Dumbledore prosił
je oto osobiście. Co chwilę było widać krzątającego się profesora Binns’a w
pobliżu regałów. Mógłby szukać tego czego chce w bibliotece, ale najwidoczniej to znajduje się właśnie tutaj. Remus
pamięta Binns’a jeszcze za czasów własnego dzieciństwa. Wcale nie dziwi się
uczniom, że przysypiają na jego zajęciach. Miał wyjątkowo monotonny głos.
Jednak
leniuchowanie nie było dane Remusowi. Musiał robić notatki dla przyjaciół, aby
chociaż zdali Historię Magii na zadowalający.
Drzwi od
pokoju otworzyły się, a w nich stanął Severus Snape. Nad jego głową przeleciała
zagubiona, młodziutka świstoświnka, która najwidoczniej wybrała drogą wewnątrz
zamku do adresata. Czarnowłosy posyłając parę gniewnych spojrzeń do Syriusza i
Remusa podszedł do Minervy w celu przekazania jej informacji od Albusa.
- Severusie,
ależ my mamy już wszystko ustalone…
- Jednakże trzeba
to zmienić – przerwał jej w pół zdaniu - Wyjście do Hogsmeade nie może odbyć się
prędzej niż zimą – rzucił jej ostre spojrzenie, gdy kobieta otworzyła usta –
Nie do mnie zażalenia. To nakaz Albusa – obrócił się na pięcie, zamachnął
szatami z zamiarem wyjścia z pomieszczenia.
- Severusie,
jeżeli Ci na tym zależy, możesz do nas dołączyć. Twoja pomoc będzie nam z
pewnością potrzebna – rzuciła słodkim głosem Pomona z nadzieją na przytaknięcie
przyjaciela po fachu. Mistrz Eliksirów uniósł brew i bez słowa wyszedł z
pomieszczenia.
- Biedny
Sevuś, zawstydził się – rzekł uszczypliwie Syriusz zwracając na siebie uwagę
innych. Lupin wbił mu łokieć w bok z jawnym rozbawieniem na twarzy.
Nauczycielki posłały Black’owi spojrzenia pełne politowania.
- Ile Ci
zostało? – zapytał przyjaciela Remus zerkając na jego pracę.
- Pisanie
komentarzy nie jest tak męczące, ale w takiej ilości czuję się jak ten bufon, Gilderoy
Lockhart odpisujący na listy swoich fanek – widząc pytający wzrok
współpracownika, objaśnił odkładając pióro obok pergaminu – Wiesz… musiałem
trochę się ogarnąć w tym świecie, a po dwunastu latach w Azkabanie było to
wręcz ode mnie wymagane. Widziałem artykuły sprzed iluś tam lat i mówiąc
szczerze, ten świat schodzi na psy Remik – zaśmiali się krótko – Nie żeby psy
były czymś złym.
- Kojarzę
Gilderoya z naszych młodzieńczych lat. Był chyba krukonem, o ile dobrze
pamiętam. I był młodszy. To na pewno.
- Dodajmy do
tego, że był kompletnym narcystycznym bufonem patrzącym jedynie na swój nos.
Dziwię się, że nie wylądował w Slytherinie. Kłamać to on potrafił, tylko
dlaczego wszyscy wierzyli w jego „dokonania”? Rzucił jakiś urok czy co? –
uniósł się Syriusz, lecz zaraz przeniósł wzrok na pergamin będący w dłoniach
Remusa – Pomóc Ci w tym?
- Jeżeli już
skończyłeś komentować swoją działkę to proszę Cię bardzo – podał mu esej.
- Praca
Harry’ego – stwierdził szybko – zapomnieliśmy napisać komentarza.
- Tak. Wiem,
że chciałeś równie mocno jak ja pomóc mu w rozwinięciu swoich ukrytych
umiejętności, więc zostawiłem to jako wisienkę na torcie.
- Spróbowałbyś
sam się za to zabrać – pogroził mu komicznie palcem.
- Byłoby ze
mną krucho.
- Otóż to.
**************************
- Pukamy?
- No, a po
co tu przyszliśmy? By podpierać ściany? – sarknął Harry coraz mniej zadowolony
tym, że jakiś typ siedzi im w pokoju.
- Luzik
stary. Jeżeli twierdzisz, że oni nam pomogą to tak będzie – poklepał go po
ramieniu.
Harry
zapukał do drzwi. Przez moment czekali, lecz nikt im nie otwierał. Spróbowali
ponownie, lecz efekt był ten sam.
- Może są w
WS? – zaproponował Rudzielec gdy usiedli pod ścianą z zamiarem poczekania na
nauczycieli przed ich gabinetem.
- Po co
mieliby tam być, jak kolacja dopiero za dwie godziny.
- No tak. –
zamilkli na moment, lecz nie trwało to długo, bo Ron
przypomniał sobie o mapie
– Jakie z nas tępaki!
Harry
spojrzał na niego zdziwionym spojrzeniem.
- Mapa
stary! Sprawdź gdzie są! – Harry wpatrywał się na niego jeszcze chwilę, jakby
się zawiesił. Jak mogliśmy na to nie
wpaść?! Pomyślał gdy z zamachem wyjął pergamin z kieszeni.
- Uroczyście
przysięgam, że knuję coś niedobrego.
Na mapie
ukazał się tak jak wcześniej rysunek hogwartu. Szybko wypatrzył profesorów.
- Są w
pokoju profesorskim – stwierdził. Podnieśli się i skierowali
w tym kierunku.
Kwatery Syriusza i Remusa znajdowały się na czwartym piętrze, więc musieli
zejść jedynie dwa piętra w dół do celu.
Będąc na
miejscu zapukali do pokoju. Otworzyła im profesor McGonagall.
- Potter?
Weasley? Słucham was.
- Mamy pewną
sprawę do Syr… profesora Black’a i Lupina – odpowiedział jej Harry.
Wychowanka
lwów zmierzyła ich wzrokiem i kazała poczekać.
- Syriuszu i
Remusie.
Profesorowie
podnieśli głowy znad stosu esejów.
- Tak? –
odezwał się ten drugi.
- Uczniowie
do was. Czekają za drzwiami – kończąc zdanie wróciła do herbaty z Pomoną.
Mężczyźni wymienili między sobą spojrzenia i skierowali się do drzwi. Zdziwił
ich widok Harry’ego i Rona.
- Witajcie
chłopcy. W czymś wam pomóc? – zwrócił się do nich Lunatyk z lekkim uśmiechem.
Syriusz oparł się o ramę drzwi wpatrując w chrześniaka.
- Właściwie
to tak – przełknął ślinę – Bo… ktoś jest w naszym pokoju, a my go nie widzimy.
Remus
zmarszczył brwi będąc pewny, że to jakiś żart (bardzo niedopracowany). No cóż…
przecież ma styczność z synem Rogacza.
-
Twierdzicie, że zauważyliście obecność pewnej osoby w waszym pokoju, która jest
niewidzialna?
Chłopacy
wymienili niepewne spojrzenia.
- Wiemy, że
to brzmi niewiarygodnie, ale mamy na to dowód. Bo widzi pan… - Zaczął Ron, lecz
nie dokończył, bo zniecierpliwiony Harry otworzył mapę przed profesorami i
wskazał na mapie punkt, w którym zauważyli ostatnio obecność pewnej osoby.
Wyczuł, że może im śmiało pokazać nowy nabytek od Georga i Freda.
- Ja tu nic
nie widzę chłopcy – rzucił im karcące spojrzenia – znamy się na żartach z
Syriuszem i niestety ten wam nie wyszedł.
Harry z niedowierzaniem
spojrzał na mapę.
- Było tu!
Widzieliśmy dokładnie. Był to jakiś Petty Petercrowe czy jakoś tak. Ron może
potwierdzić!
Rudzielec
potwierdził skinieniem głowy.
- Chłopcy –
dołączył do dyskusji Syriusz* (Syriusz uciekając z Azkabanu w mojej
histori nie miał pojęcia, że Peter to szczur Weasley’ów. Pomimo, że przeglądał
artykuły z gazet po ucieczce, to nie zwrócił uwagi na zwierzaka trzymanego
przez Ronalda na zdjęciu z Egiptu) – Widzieliście tą osobę w wieży Gryffindoru, tak?
- A
dokładniej w naszym dormitorium – dodał Harry.
-
Posłuchajcie mnie – kucnął przed nimi wlepiając w nich prawie, że ojcowskie
spojrzenie – Kawały to trudna sztuka i jeżeli chcecie by wam dobrze wyszły
musicie stale ćwiczyć. Polecam takiego Filcha. Idealny materiał na tester.
Harry
oburzył się lekko.
- Świetnie
to rozumiemy, ale my nie żartujemy!
Syriusz
uśmiechnął się.
- Tak jak
powiedziałem trening czyni mistrza, panie Potter.
- Ale to
praw…
- Chłopcy,
naprawdę nie mamy teraz czasu. Może gdy nie zadamy wam esejów znajdziemy czas
na poduczenie was w sztuce żartu. Pozwólcie, że wrócimy do swoich przerwanych
czynności. Do zobaczenia na następnej lekcji.
Harry wbił w
niego niedowierzające wzrok z nutką zawiedzenia, które dość mocno
poruszyły Lunatyka. Chłopcy bez codziennej iskierki radości będącej ich znakiem
rozpoznawczym wymruczeli swoje pożegnania i skierowali się w stronę wieży.
- Wiesz
Lunio, gdyby ta historia nie była tak abstrakcyjna, uwierzyłbym Harry’emu
całkowicie – stwierdził Syriusz z błąkającym się po jego twarzy uśmieszkiem –
Byłem wręcz krok od uwierzenia mu, taki był przekonujący – zachichotał - To co.
Kończymy zdaniem „Trening czyni mistrza, a my panu w tym pomożemy” ?
Nieobecny
Remus usiadł naprzeciw Syriusza.
- C-co? –
zapytał ocknąwszy się z transu
- Chodzi mi
czy takie zakończenie naszego komentarza Ci pasuje – odpowiedział jakby to było
oczywiste – Co jest Remusie, jakiś nieobecny jesteś.
- Myślę, że
zbyt ostro zareagowaliśmy.
Syriusz
posłał mu pytające spojrzenie. Remus westchnął.
- Zazwyczaj
kłamstwo widać w oczach, prawda?. Nie dziwię Ci się, że prawie byś mu uwierzył.
Pomimo, że to ewidentnie nieprawda, nie czuć było go od Harry’ego.
- Wykluczasz
swoje własne słowa Remusie. Niby kłamał, ale nie tak naprawdę. Bardzo sensowne.
Remus
przetarł ręką oczy.
- Pamiętasz
jakie imię i nazwisko powiedzieli, gdy pytaliśmy się kogo widzieli na mapie?
Czarnowłosy
przytaknął.
- Czy nie
wydaje Ci się dziwne, że było ono nieprawdopodobnie podobne do Pettigrew’a?
Syriusz machnął
na to ręką i dolał przyjacielowi kawy.
- Ech,
Luniek. Starzejesz się.
Łał.. blog ekstra, bomba. życzę dużo weny i mam nadzieję że rozdział pojawi się za niedługo. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki :D Rozdział już w przyszłą niedzielę. Również pozdrawiam, Cennetyn Black ;)
UsuńMoim zdaniem twój blog jest świetny :D. nie mogę się doczekać następnego rozdziału. coś czuje, że coś się wydarzy. ps sory że z anonima (gal anonim ;) ) ale inaczej nie mam jak. życzę weny i do niedzieli :)
OdpowiedzUsuńJak miło się czyta takie komentarze :D Cóż, mam na dzieję, że to co planuję w najbliższych rozdziałach będzie ciekawe i wam się spodoba. Szczerze, piszę ze spontana i to co wpadnie mi do głowy (oczywiście odpowiednio przemyślanego) przelewam na papier. Wszystkie moje pomysły łączę w jedną spójną całość i cieszę się, że udało mi się stworzyć historię, która się spodobała.
UsuńPozdrawiam serdecznie ;) Cennetyn Black
Hej. niedawno znalazłam tego bloga i czytając pierwszy rozdział od razu mnie zachwycił a szczególnie ten ostatni 5 rozdział. po prostu nie mogę się doczekać następnego i cóż mogę dodać więcej życzę weny :) pozdrawiam Gusia125a
OdpowiedzUsuńDziękuję! Merlinie, aż tak się spodobało? Wow, no to super! :D Również pozdrawiam, Cennetyn Black :)
Usuń