Ślęczałam nad nim 5h i mam ogromną nadzieję, że nie na marne (jak nie to się uduszę i powieszę przy stawku jak babka z "Obecności") . Postawiłam w nim (rozdziale) troszkę na przemyślenia i smutniejszą atmosferę, ale nie sądzę, że zniszczy to charakter HPiŁL. Wręcz przeciwnie - doda mu "smaczku". Dzięki za komentarze, one są dla mnie jak krew dla wampira :3. Kończąc (bo jak zacznę to nie przerwę) oświadczam, iż sprawdziany dobrze mi poszły :D
No i jak zawsze, zapraszam do czytania....
***
Horyzont rozjaśniły promienie jesiennego słońca. Chmury
przyćmiły niebo w dziewięćdziesięciu procentach i wyglądało na to, że miało się
rozpadać.
Na parapecie w oddalonym od sal lekcyjnych korytarzu
siedziała pewna postać. Skulona, w czerwonej piżamie z kubkiem gorącej
czekolady w dłoniach.
Dzisiejszego dnia chandra zaatakowała Złotego Chłopca.
Z nostalgią przyglądał się budzącym do życia błoniom. Coraz
to grubszy szron zanikał pod wpływem promieni słonecznych, a ostatnie klucze
ptaków na niebie znikały za Zakazanym Lasem.
Był to poranek 31 października, rocznica śmierci Lily i
Jamesa Potterów, zamordowanych przez Lorda Voldemorta w Dolinie Godryka.
Harry nie płakał. Nie potrafił. Nie pamiętał swoich rodziców.
Znał ich tylko z fotografii, z opowieści Hagrida i zwierciadła Ain Eingarp.
Czuł jedynie niewyjaśnioną pustkę.
Korytarze przystrojone w lampiony z dyni i ozdoby na
Halloween nie robiły na nim wrażenia. Patrzył na nie bez jakichkolwiek emocji.
Ostatni dzień października nie był dla niego dniem zabaw.
Nie wiedział jednak, że nie tylko dla niego.
************************
Syriusza od rana opuściła chęć zemsty na Remusie po
spojrzeniu na kalendarz nad biurkiem.
Obiecał sobie, że nie będzie histeryzował ani płakał. Jest
dorosły. To było trzynaście lat temu…
Westchnął i podszedł do barku. Ognista pomoże. Na moment
zapomni o… tym, a jego uwaga skupi
się na piekącym od trunku gardle.
Spojrzał na drzwi od sypialni przyjaciela. Wrócił około
pierwszej w nocy i od razu wymęczony skierował się do łóżka, nawet nie
zdejmując butów.
Syriusz będący wtedy jeszcze wściekły na Lupina otworzył mu
na noc okno na oścież, a zaznaczmy, że temperatura w nocy nie sięga więcej niż
dwóch stopni na plusie. Zalety Szkocji. Dodatkowo go jeszcze odkrył, tak aby
rano obudził się skostniały i obolały.
Słychać było jego delikatne pochrapywanie.
Syriusz postanowił pójść na spacer
po zamku. Był weekend, więc nie musiał się obawiać spóźnienia na własne
zajęcia.
Szedł przed siebie, bez jakiegokolwiek celu. Będące na jawie obrazy patrzyły na niego uważnie i odprowadzały namalowanym wzrokiem w dalszą część chłodnego, kamiennego korytarza. Znajdował się
teraz na drugim końcu zamczyska, w jakimś opuszczonym miejscu. Można by go nazwać półokrągłym, malutkim dziedzińcem wewnątrz zamkowym. na którego
końcu był mały balkon wyglądający na nieodwiedzaną część błoni.
Jego uwagę przykuła pewna postać siedząca na parapecie
jednego z okien.
- Harry?
Zaskoczony chłopak spojrzał na mężczyznę stojącego parę
metrów od niego. Wstał z parapetu i posłał mu przepraszający uśmiech.
- Przeprasza. Wiem, że nie powinno mnie tu być.
Black uśmiechnął się.
- Ależ nic się nie stało, jest weekend. Czas odpocząć od trujących
życie reguł.
Z ust Harry'ego wyrwał się cichy śmiech.
- Szkoda, że tylko pan tak uważa.
Syriusz pokiwał głową ze zrozumieniem i usiadł na parapecie.
- Proszę, nie per pan – posłał mu uśmiech – Syriusz.
- Harry – odwzajemnił uśmiech i usiadł koło profesora – Można
spytać co pana zaciągnęło do tak oddalonego miejsca w Hogwarcie? – wlepił w niego
zaciekawione spojrzenie.
Black westchnął i spojrzał na wschód słońca.
- Zmartwienia.
Chłopak ściągnął brwi w zadumie.
- Co panu ciąży na sercu? – zapytał.
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem.
- Ciekawski jesteś.
Harry zawstydził się i wymamrotał ze skruchą.
- Przepraszam, nie miałem zamiaru być wścibski.
Syriusz poklepał młodzieńca po ramieniu.
- Nic się nie stało. Jak byłem w twoim wieku też chciałem
wiele rzeczy wiedzieć. No może pomijając historię magii i wróżbiarstwo –
wyszczerzył się.
Na zewnątrz zaczęła unosić się mgła, na której widok
Harry’emu zrzedła mina.
- No to nici z latania – mruknął niezadowolony.
Syriusz przeniósł wzrok na szybę.
- Ach, ta przeklęta mgła – pokręcił głową – Zawsze
przeszkadza w lataniu.
- Był pan w drużynie quidittcha? – zapytał z jawnym
zaciekawieniem.
- A jakże! Grałem na pozycje pałkarza. Do dziś pamiętam moje
krwiaki po tłuczkach. To były wspaniałe czasy – westchnął i klapną dłońmi w uda
– Ciekawi mnie jedna rzecz… co Ciebie skusiło by zaszyć się w takim kącie? I to
z samego rana.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Również zmartwienia.
Syriusz zamilkł na chwilę, by pomyśleć.
-31 października. – bardziej stwierdził niż zapytał.
Chłopak pokiwał głową.
- Wiesz… - zaczął mężczyzna – Gdy nadchodzi taki dzień, który
ja nazywam czarną dobą, trzeba się wyciszyć, porozmawiać z kimś bliskim –
napotkał spojrzenie trzynastolatka – Ja tak robię, jednakże zazwyczaj tą rozmowę
przekładam na późny wieczór – kąciki jego ust uniosły się lekko – Pomaga.
Prawie tak samo jak czekolada Lunatyka.
Lunatyka? – pomyślał Harry.
Harry udał, że nie słyszał ostatniego wyrazu wypowiedzi
nauczyciela.
- Ma pan rację – przełknął ślinę i wziął głębszy oddech – Mam
przeczucie, że jest tu pan z podobnego powodu co ja.
Czasem żałuję, że
jesteś tak bystry jak twoja mama. Mogłem nie pomagać Rogaczowi w podrywaniu
Lily.
Syriusz westchnął i popatrzył na chłopaka.
- Jesteś strasznie inteligentny, aż za bym powiedział.
Harry zachichotał i wzruszył ramionami.
- Przykro mi – oznajmił bez cienia skruchy.
Łapa pokręcił głową.
- Masz rację. Mam ten
sam powód co ty by tu przebywać.
- Ten sam?
Black zastanowił się na moment i zdecydował się to wyjawić.
- Znałem twojego tatę, Harry – trzynastolatek wybałuszył oczy
– I to nawet bardzo dobrze.
- Znał pan mojego ojca? – głos Harry’ego znacznie zadrżał.
Black odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy.
- Był moim przyjacielem.
Nastała cisza. Nie trwała jednak długo.
- Jaki był? – wyszeptał Harry upijając łyk czekolady.
Syriusz zatopił się we wspomnieniach.
James.
Roześmiany, radosny, pełny wigoru mężczyzna. Czarne, rozwiane
włosy i iskrzące czekoladowe oczy, w których niejedna panna się zakochała. Był
zdolny magicznie, czasem działał lekkomyślnie, lecz jeżeli chodziło o czyjeś
życie był stanowczy i twardo stąpał po ziemi. To właśnie był James. To była jego cząstka, bez której stałby się nudny i bez wyrazu.
Syriusz spojrzał na Harry’ego i uśmiechnął się tak ciepło, że
mógłby roztopić twarde i skostniałe od tysięcy lat góry lodowe.
- Twój tata był najwspanialszym człowiekiem, jakiego znałem.
Miał wiele wspaniałych pomysłów, aby zabić nudę. Był skory do wyzwań rzucanym
mu w twarz. Wiedz, że nigdy się nie poddawał. Wszyscy kojarzyli go z ogromnym
pokładem odwagi i radości, która kipiała z niego jak mleko z garnka
zostawionego na zbyt długi czas na ogniu. Zawsze mu zazdrościłem tej lekkości
bycia. Nie bał się konsekwencji, przez co niektórzy uważali go za ryzykanta i
niebezpieczną osobę – prychnął – Nie znali go tak dobrze jak ja, więc nie
wiedzieli jaki był naprawdę – spojrzał na Harry’ego, który słuchał go bardzo
uważnie i chłonął każde słowo jak gąbka wodę – Bardzo Cię kochał.
Nawet nie wiesz jak bardzo – posłał mu lekki uśmiech i poklepał po ramieniu.
Chłopak wziął głęboki wdech i oddał uśmiech mężczyźnie. Był
wdzięczny, że mężczyzna zgodził się wyjawić cokolwiek o jego rodzicu.
Zazwyczaj nauczyciele mówili tylko, że Harry jest do niego
bardzo podobny, lecz nikt mu nie powiedział jaki
był jego ojciec. Cóż, pomijając Snape’a, który wyzywał go od kanalii
i idiotów. Tylko dlaczego? Dumbledore milczał na ten temat i odpowiadał mu
tylko, że z tym powinienem zwrócić się do kogoś kto zna wszystkie szczegóły
relacji mojego taty i profesora Snape’a. Jeżeli mój ojciec i Syriusz byli
przyjaciółmi, to z pewnością profesor Black będzie coś na ten temat wiedział.
- Syriuszu – zaczął po krótkiej ciszy – Czy wiesz dlaczego
Snape nie lubi mojego ojca?
Black westchnął i podrapał się po karku. Oczekiwał takiego pytania.
- Nie lubi… to za mało powiedziane. On go nienawidzi. Głupio to brzmi gdy używam
czasu teraźniejszego, ale nawet po śmierci twoich rodziców, nienawiść Snape’a
wobec niego nie zmalała ani o jotę. Wiesz dlaczego? Snape jest moim
rówieśnikiem. Tak samo jak twojego taty, Remusa czy twojej mamy. W czasach
szkolnych można by rzec, że… - zamilknął na moment – Byliśmy młodzi, Harry. Nie
widzieliśmy niczego złego w naszych postępowaniach. Gdybyśmy na niego tak nie
naskoczyli… to może i byśmy się nigdy w życiu nie spotkali, nasze drogi by się
nie skrzyżowały… Od pierwszego roku w Hogwarcie Snape i twój ojciec mieli ze sobą na
pieńku. Nie polubili się – Syriusz spróbował ubrać to jakoś w słowa – Głównym
czynnikiem ich takiej a nie innej relacji było również to, że James był w
Gryffindorze, a Snape w Slytherinie. Dobrze wiesz, że te domy niespecjalnie się
ze sobą dogadują. – chłopak przytaknął, że rozumie – Zaczęło się od drobnych
sprzeczek. Trwały one przez wszystkie lata nauki.
Później dochodziło do przykrych żartów. Byłem przyjacielem twojego ojca, Remus
też, więc i my podchodziliśmy wrogo do ślizgona. Nie było to jednostronne. On
też dokonywał zemst, które albo kończyły się w skrzydle szpitalnym lub
kolejnymi atakami. Wiesz… Snape widzi w tobie Jamesa. Jego wroga. Jesteś
młodszy, nie możesz temu jakoś szczególnie zaradzić, więc jest to dla niego
idealna okazja do zemsty na Jamesie.
Harry pokiwał głową i z lekką irytacją upił resztkę gorącej
czekolady.
- To idiotyczne – zbulwersował się – Dlaczego ja mam obrywać
za coś co było kiedyś? Nie moja wina, że ich relacje były takie a nie inne.
Zachowanie Snape jest trochę dziecinne, nie uważasz tak Syriuszu?
Łapa skinął głową.
- Również tak uważam. Jednakże to Snape. Zawsze wzbudzał
negatywne uczucia, przez co nie był zbytnio lubiany. – Łapie przed oczami
mignął obraz uśmiechniętej Lily rozmawiającej ze ślizgonem, jednakże szybko zakopał ten widok w dalekich odmętach swojego umysłu – Powiem Ci jedną
rzecz… zemsta zawsze przyćmiewa racjonalne myślenie – jak w moim przypadku dopadnięcie Peter’a – Nie mówię, że powinieneś
go zrozumieć, ale najlepiej by było jakbyś nie reagował na jego zaczepki. To jego i twojego ojca kłótnia. Nie musisz przez nią cierpieć.
Na zegarze wybiła siódma. Dźwięk rozniósł się po korytarzach
zamku informując innych o rozpoczęciu śniadania, które trwało w weekendy do
dziesiątej.
- Dziękuję – powiedział Harry, gdy razem kierowali się w
stronę wieży Gryffindoru.
Syriusz uśmiechnął się i wzruszył lekko ramionami.
- Nie ma sprawy, Harry. Gdybyś czegoś potrzebował, pukaj
śmiało.
- Dobrze – kąciki ust trzynastolatka uniosły się nieznacznie.
Będąc pod obrazem Grubej Damy napotkali Weasleyów, a
mianowicie Rona i Percy’ego, którzy zawzięcie się ze sobą kłócili.
- Ty głupi kretynie! Jak mogłeś wygadać się mamie, że ja go zgubiłem! On sam uciekł! Wiesz jaką będę
miał aferę podczas przerwy świątecznej?! To wszystko twoja wina! – darł się Ron
na nienaturalnie wyprostowanego Percy’ego, który patrzył na niego z kpiną.
- Matka miała prawo wiedzieć. Wszyscy wiemy, że okłamałbyś
rodziców mówiąc, że Parszywek został u hogwarckiego gajowego , bo bałbyś się reakcji
matki i ojca – patrzył na Rona jak na jakiś niesmaczny kąsek – Powinieneś mi dziękować.
Ron aż zadygotał ze wściekłości która nim targała od początku
rozmowy
- Dziękować? Dziękować?! Tobie?! Zarzucasz mi tchórzostwo,
próbę kłamstwa, wrobiłeś mnie w tygodniowe odśnieżanie podjazdu i TY mówisz mi,
że powinienem Ci dziękować? Ty łajzo! Jak ja Cię dorwę to normalnie… - Ron miał
zamiar rzucić się na starszego brata lecz powstrzymał go żelazny uścisk na
ramieniu.
Obrócił głowę i napotkał ciemnoszare spojrzenie profesora
Blacka.
- Co się stało panowie? – zapytał spokojnie.
Percy wyprzedził młodszego brata w odpowiedzi.
- Staram się coś wytłumaczyć mojemu braciszkowi, lecz ten nie przyjmuje tego do wiadomości rzucając się
jak wściekła mandragora, która zgubiła swoją doniczkę.
Ron wstrzymał oddech i drgnął, przez co uścisk na ramieniu
wzmocnił się.
- Czy wymagało to traktowania swojego młodszego brata jak
jakiegoś ułomnego? – Syriusz posłał Percy’emu chłodne spojrzenie.
Starszy Weasley obruszył się.
- Ależ ja wcale nie traktuję tak mojego brata profesorze.
Syriusz uniósł brwi w konsternacji, a potem zmieniło się to w
ostre spojrzenie.
- Jednakże nalegałbym, aby nie traktował pan tak swojej jakby
nie patrząc rodziny.
Percival omiótł spojrzeniem zebranych i obrócił się w stronę
schodów.
- Dobrze, profesorze – powiedział z udawanym przejęciem.
Przeniósł wzrok na Rona – Odejmuję Gryffindorowi dziesięć punktów za obrazę
prefekta naczelnego – uniósł dumnie głowę i obrócił się do nich plecami
schodząc po schodach. Stukot obcasów lakierek Percy’ego rozniósł się po
pomieszczeniu.
Harry pokręcił głową i zwrócił się do przyjaciela. Odjął punkty nawet swojemu domowi. Fałszywy dupek.
- Stary, w porządku?
Ron wypuścił nerwowo powietrze z ust i pokiwał głową.
- Zawrę pakt z Fredem i Georgem. W święta odegram się na tym
gnojku – na myśl o bracie jego twarz stężała, a z oczu strzelały błyskawice.
Harry klepnął go w ramię.
- Ubiorę się i pójdziemy na śniadanie. Słyszałem, że mają być
mleczne bułki i dżem malinowy – uśmiechnął się gdy twarz Rona rozjaśnił lekki
uśmiech i spojrzenie głodnego wilka – Dziękuję za odprowadzenie Syriuszu.
Profesor skinął lekko głową puszczając przy tym oczko i
pokiwał im gdy skierował się schodami na dół. Nie szedł prosto na śniadanie,
lecz kierował się do swoich kwater.
- Harry – odezwał się Ron gdy ubrani i gotowi na śniadanie
schodzili po schodach - Co tak wcześnie
robiłeś poza wieżą?
Czarnowłosy wzruszył lekko ramionami.
- Musiałem się wyciszyć – spojrzał przyjacielowi prosto w
oczy – Wiesz… ostatni dzień października – zerknął uważnie na reakcję
przyjaciela.
- Musiałeś się uspokoić, bo jutro już będzie listopad? – Ron
spojrzał na niego niezrozumiale – 31 października… - główkował nad tym przez
całą drogę do wielkiej sali. Będąc już przy stole zmarszczył brwi i spojrzał na
nietoperze latające pod sufitem i na szkielety wiszące nad drzwiami
wejściowymi. Nagle go oświeciło i spojrzał przepraszająco na Harry’ego, który pałaszował swoją bułkę.
- Na Merlina Harry, jak ja mogłem być tak głupi! – napotkał
zdziwione spojrzenie przyjaciela. Zniżył głos do szeptu – Przecież to rocznica
śmierci…. Twoich rodziców – jego oczy wyrażały smutek i zakłopotanie –
Przepraszam! Nie mogłem skojarzyć daty.
Harry pokręcił głową i podał mu bułkę posmarowaną dżemem.
- Przecież nic się nie stało. Masz – wsadził mu w dłonie
bułkę – Zjedz i pójdziemy polatać. Mgła mi nie straszna – uśmiechnął się.
Ron przyglądał mu się z lekką konsternacją, lecz po chwili
szybko połączył fakty.
- Syriusz Ci pomógł – napotkał uśmiech przyjaciela – wspomógł
Cię.
- Szybko na to wpadłeś – powiedział uszczypliwie Potter.
Ron szturchnął Harry’ego w ramie, gdy ten zaczął chichotać.
******************
Syriusz wszedł do komnat i napotkał siedzącego na kanapie
Remusa sączącego kawę z mlekiem. Z kominka dochodziły charakterystyczne trzaski
palących się drew. Okna były zasłonięte ciemnymi zasłonami i jedynym źródłem
światła w pomieszczeniu był właśnie ogień.
- Schodzisz na śniadanie? – spytał Syriusz, który opadł koło
Remusa na kanapę. Wziął do rąk bordową poduszkę i zaczął się bawić zamkiem
poszewki – Są bułki mleczne. Zawsze je lubiłeś.
Remus oparł głowę o oparcie mebla i przymknął oczy.
- Nie mam ochoty na jedzenie. Kawa mi w zupełności wystarczy.
Syriusz przeniósł na niego swoje zmartwione spojrzenie.
- Więc teraz będziesz żył tylko dzięki kawie? – uniósł brew –
i ty mi mówiłeś, abym nie rozpamiętywał tak dogłębnie tamtych lat – pokręcił
głową – Mamy wolne, więc pomyślałem, że odwiedzimy dziś Grimmauld Place –
napotkał pytające spojrzenie wilkołaka – kiedyś trzeba iść po tą miotłę.
Nabrałem niebywałej chęci na latanie.
Remus odstawił kawę na stolik i spojrzał na Syriusza.
- Jest wyjątkowo gęsta mgła. Niebezpiecznie będzie w takiej
pogodzie, a zaznaczam, że grasuje duża ilość dementorów.
Syriusz machnął na to ręką i rzucił w niego poduszką.
- Jeżeli nie jesteś głodny to chodź – podszedł do wieszaka i
podał mu płaszcz – Idziemy.
- Teraz? – zdziwił się.
- No a kiedy?
***************
Po półgodzinie i minucie kłótni kto
teleportuje ich na miejsce znaleźli się na Grimmauld Place. Szli w górę ulicy, aż znaleźli się
przed domami o numerach jedenaście i trzynaście.
Po chwili budynki rozstąpiły, a pomiędzy nimi pojawił się ten z
numerem dwanaście. Najbardziej znienawidzony przez Syriusza.
Weszli uchylając stare, poharatane drzwi. Nic się tu nie
zmieniło. Stara, odchodząca od ściany tapeta na korytarzu odstraszała
nieproszonych gości, a powoli przepalające się żarówki w lampach migotały w
brudnych i okurzonych kloszach. Kiedyś były tu lampy naftowe, a jeszcze
wcześniej świece, lecz po marudzeniu stworka, że świeczki szybko się gasiły
Dumbledore zlitował się nad nim i zarządził założenie żarówek.
Podłoga lekko skrzypiała, a pajęczyny w kątach były pełne
złapanych i owiniętych w sieć much. Obraz matki Syriusza był przykryty jakąś szmatą,
którą Stworek notorycznie ściągał. Syriusz jednym machnięciem różdżki znowu
zasłonił portret i uciszył go zaklęciem, gdyż był święcie przekonany, że jego
matka za moment zacznie się drzeć i wyzywać ich od „zdrajców krwi” bądź
„plugawych szlam”.
- Podejrzewam, że moje rzeczy znajdują się w piwnicy, albo w
moim starym pokoju – rzucił Lunatykowi gdy po schodach skierował się do
piwnicy. Zapach stęchlizny i kurzu uderzył go już na przy samym wejściu do pomieszczenia.
- Powinienem wymienić sobie skrzata, nie dość, że wredny i
nieposłuszny to i sprzątać nie umie. Nie wiem co matka w nim widziała – mruknął
do siebie.
- Ja pójdę na górę – krzyknął Lunatyk z parteru.
- Dobrze!
Usłyszał jak Remus wspiął się po schodach na piętro. W tym
domu wszystkie dźwięki roznosiły się tak, że usłyszałbyś upadek szpilki z
najwyższego piętra będąc w piwnicy.
Przewertował wszystkie kartony i odnalazł pewne nieotwierane
pudło. Od lat z pewnością. Starł z niego kurz, przez co podrażniło go w nosie,
aż w końcu kichnął.
Otworzył tekturowe wieko pudła i wsadził do niego ręce. Wyjął
z niego stos fotografii związanych sznurkiem, jakieś zabawki, które pamiętał z
bardzo wczesnego dzieciństwa i parę podartych trzewików. Nie było tego dużo. Przyjrzał się brązowemu
misiowi, który stracił czarne guzikowe oczko i jego brudnym, miłym w dotyku
uszkom. Pamiętał jak na jego oczach ojciec wydłubał temu misiowi oko i śmiał
się ze zrozpaczonego pięcioletniego Syriusza, który długo płakał po wyrządzeniu
krzywdy jego misiowi, Danny’emu. Odłożył go z powrotem i sprawdził co
tam się jeszcze znajduje. Znalazł swoje dwa śpioszki z okresu niemowlęctwa.
Zdziwiło go to, że matka tego nie spaliła. Wypatrzył też coś co bardzo go
zaciekawiło jak i wezbrało w nim kolejne pokłady furii.
Sztylet ojca.
Pamiętał jak lubił nim karać swoje ofiary, czyli między
innymi Syriusza. Zazwyczaj były to ostre i szybkie nacięcia policzka za
niesubordynacją. Za większe przewinienia wbijał sztylet w dłoń i dodawał do
tego mocny i pełny nienawiści cruciatus.
Pustym wzrokiem wpatrywał się w sztylet ze szmaragdowymi
akcentami na rękojeści. Przejechał po nim palcem delikatnie zahaczając o ostry
czubek ostrza. Westchnął i zawinął go w papier.
- Syriusz, mam ciuch…. – do piwnicy wpadł Lupin – Wszystko w
porządku? – zapytał zmartwiony.
Syriusz spojrzał na niego i worek który Remus trzymał w
prawej ręce.
- Są tu twoje ubrania. Ministerstwo niespecjalnie przejęło
się tym jak twoje rzeczy będą przechowywane. – Lunatyk uniósł wymiętolony i brudny
wełniany worek - Tu jest dosłownie wszystko. Od butów po dzienniki, które z
pewnością były przeglądane przez naiwne sekretareczki szefa biura aurorów –
prychnął i położył ciężki worek na ziemię – niestety miotły nie znalazłem.
Black dyskretnie schował sztylet do kieszeni płaszcza i
podszedł do kąta pomieszczenia.
- Tu jest – podniósł ją i pokazał Lunatykowi – mają
szczęście, że nie powyłamywali rózeg. Zrobiłbym aferę w ministerstwie o
zniszczenie mienia. Znowu pisaliby o mnie w gazetach.
- Już widzę te nagłówki: „Wściekły Black żąda odszkodowania
za powyginane gałązki u miotły! Co na to szef biura Aurorów?”
Syriusz zaśmiał się.
- Black znowu wraca na pierwsze strony – mruknął do siebie –
Chodźmy już stąd, to miejsce przyprawia mnie o mdłości – zarządził i wyminął Remusa w ciemnych dębowych drzwiach.
~~*~~
Heloł ;)
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny, nie mogę się dowczekać kiedy Syriusz powie Harry'emu o rym, że jest jego ojcem chrzestnym :D
Błędów się nie dopatrzyłam.
Smutek w tym rozdziale jest namacalny ale uważam, że dobrze zrobiłaś pisząc go.
Dziewczyna Remusa, niestety, nadal jest zagadką >_<
Pozdro
Nikita Evans
:D Jak ja czekałam na twój komentarz (pierwszy z resztą). Nie ma błędów? Yay! To świetnie :)
UsuńNo, wybranka naszego wilkołaka nadal nieznana,
Remus jak chce to potrafi zamilknąć na amen w pewnej sprawie :P Próbuję z niego coś wycisnąć, ale nieeee, milczy jak zaklęty. No cóż - uparciuch. Dzięki serdeczne :D Do następnego razu.
Pozdro, Cennetyn Black :D
Hej. Napracowałaś sie nad rozdziałem, nie ma co :). Szkoda tylko, że rozdział pojawi się za daw tygodnie.. Cóż. Nie mogę się doczekać gdy Harry sie dowie o Syriuszu, że jest jego ojcem chrzestnym i o tym jak zrobisz wielkie BUM. Rozpaczanie po Potterach udało to Ci sie. :). Nie moge sie doczekać nastepnego rozdziału. Życzę duzo weny. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że Syriusz nie prędko wyjawi ten sekret Harry'emu, ale zapewniam, że stanie się to w jak najodpowiedniejszym momencie. Mam tą scenę już gdzieś napisaną tylko muszę tak potoczyć akcję, aby to się udało :D Dzięki stokrotne - rozdział 13 już pisany :] Miejmy nadzieję, że będzie on wspaniałą odpowiedzią na pytanie, które zadała pewna osoba (komentująca).
UsuńNo to - do zobaczenia za 2 tygodnie :) Miłych ferii (jeżeli już masz)!
Pozdrawiam, Cennetyn Black :)
Yyy...no no jest bosko, jak narazie to jestem z Ciebie dumna <3 nie mogę się doczekać aż przeczytam 13 rozdział.Aaa ...aj loff dis !! Huh, Ty wiesz, że jestem Twoją fanką, więc nie będę się tu rozpisywać jakiż masz talent. Twoje opowiadania nigdy nie są nudne. Życzę Ci powodzeń w każdym Twoim opowidaniu. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, a w razie niepewności Ci pomogę. J.K Rowling napewno chciałaby mieć taką artystkę u swego boku ^^
OdpowiedzUsuńOh, gdyby ona Cię znała...
Kc sister...wszystkiego co najlepsze. Lecę czytać 13 rozdział, bo tu zwariuję zaraz z niecierpliwosci. Ugh czuję, że będzie bosko jak dotąd !
Największa i wieczna fanka
Angie <3
Angie <3
UsuńMogę coś powiedzieć? Rozpierniczasz system laska xd Uwielbiam twoje komentarze :D Ja u boku JKR? Merlinie, ile bym dała nawet za samo zdjęcie z nią :P Kc kc kc, KC Sis i dziękuję z całego serduszka za twoje komentarze :*
Pozdro :D Julcia
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuń♥♥♥ Nawet nie wiesz jak ja chciałbym żebyś ją spotkała ♥♥♥ wiesz każdy by chciał, ale według mnie Tobie się należy najbardziej :**
OdpowiedzUsuń♥♥♥♥♥
Usuń