Wyczekiwany przez was rozdział - wstawiony! Cóż, nie jestem z niego zadowolona, ale starałam się :)
Ech, ale ja dzisiaj miałam zryty sen ;-; Czy sen o opętaniu domu, rodziców i babci jest normalny, a ty masz w głowie obrazy jak w kalejdoskopie? Kurczę, podobał mi się :D - była tam sala przystrojona w barwy i herb Slytherinu, na scenie stał Draco z innymi ślizgonami, a między krzesłami widowni przechadzał się Snape :D Ja chcę tam wrócić :v
Ale mniejsza, dzięki za wszystkie komentarze, są cudowne. Tych, którzy nie komentują proszę o pozostawieniu po sobie jakiegoś znaku :P Bardzo lubię czytać wasze oceny. Wybaczcie, iż nie każdy rozdział ma tą samą czcionkę, ale mam ostatnio z tym problem i ciężko mi to naprawić. Mam nadzieję, że nie będzie to kuło zbytnio w oczy.
Zapraszam do czytania :D
~~*~~
Rozdział
tworzony przy:
~~*~~
Mgła nadal była
gęsta, przez co widoczność była ograniczona do marnych dziesięciu metrów. To
nie odstraszyło naszego Złotego Chłopca i jego rudowłosego przyjaciela. Trzymając
kurczowo miotły przemierzali szkolne korytarze z zamiarem udania się na szkolne
błonia. Ron, który wyposażony był w Zmiatacza miał co do tego pewne obawy,
jednakże po postawionych przez przyjaciela argumentach, zgodził się. Harry
zapewnił go, że nie będą się zbytnio oddalać. Dodał też, że zna błonia jak własną
kieszeń i mógłby chodzić/latać nad nimi nawet z zamkniętymi oczami.
Dzisiejszego dnia temperatura była nieco wyższa niż w
poprzednich dniach. Trzynastolatkowie ubrani w zimowe, czarne szaty wzbili się
w powietrze. Twarz Harry’ego przybrała wyraz gotowości, a w oczach tliły się
iskierki adrenaliny. Z uśmiechem na ustach poszybował w górę i wykonał serię
młynków. Ron ruszył za nim. Razem ścigali się i wykonywali różne akrobacje, a
raczej tylko Potter, bo Weasley nie potrafił. Harry postanowił nauczyć tego Rona.
W czasach dzieciństwa – tego wcześniejszego - Ron nigdy nie zastanawiał się nad
tym jak urozmaicić swój lot w powietrzu. Gdy grał z rodzeństwem w ogrodzie w
Quidditcha zazwyczaj skupiał się jedynie na tym, aby nie oberwać tłuczkiem.
Bliźniacy nigdy go nie oszczędzali.
Gdy przystanęli na chwilę Harry rozpoczął swój wywód.
- Jeżeli chcesz wykonać jakąkolwiek figurę akrobatyczną
musisz napiąć wszystkie mięśnie, ponieważ gdy tego nie zrobisz, będziesz jedną
wielką kluchą chyboczącą się niebezpiecznie na miotle. Musisz czuć równowagę, a
do tego niezbędne jest napięcie wszystkich mięśni. Spójrz – Harry rozluźnił napięte ciało i widać było, że nie czuł się
stabilnie – Jak polecę wysoko w górę to nogi mi się zsuną i będę wisiał
trzymając się jedynie rękoma na trzonie co jest cholernie niebezpieczne.
Uwierz, zdarzyło mi się tak parę razy – lekko się uśmiechnął – Więc pod żadnym pozorem nie rozluźniaj ciała
– poradził mu.
Ron pokiwał głową na znak, że zrozumiał.
- Na początek zwis do góry nogami – zaproponował Harry –
Trzymasz mocno miotłę łydkami i dłońmi, ale tak abyś mógł swobodnie się zsunąć
– czarnowłosy zademonstrował i teraz patrzył na przyjaciela do góry nogami –
zlećmy na trawę. Jest to twój pierwszy raz i wolałbym, abyś nie spadł z tak
dużej wysokości.
Będąc na trawie, Ron wykonywał krok po kroku instrukcje
przyjaciela. Żelazne chwycenie miotły, napięcie mięśni, wyprostowanie pleców,
lekkie poluźnienie uchwytu, ale tak, żeby nie spaść i zsunięcie ciała o 180
stopni w prawą lub lewą stronę. Parę razy spadł na plecy, gdyż uchwyt był za
luźny. Ale po półgodzinnych ćwiczeniach akrobacja wychodziła mu całkiem zacnie.
- Patrz! – krzyknął do Harry’ego podekscytowany – Nauczyłem
się – posłał mu szeroki uśmiech.
Harry pokiwał głową z uznaniem, lecz nagle jego oczy się
rozszerzyły i krzyknął do Rona.
- Twoja czapka!
Rudzielec zmarszczył brwi i automatyczne pogładził się po…
włosach? Czapka… CZAPKA! Obrócił się za siebie i zobaczył jak porywana przez
wiatr odlatuje w stronę jeziora. Chwycił miotłę i miał zamiar ją dogonić, lecz
wyprzedził go Harry pędzący na swoim Nimbusie 2000.
Wiatr wiał Harry’emu w oczy, przez co ledwo widział to co
miał przed sobą. Gdyby założył gogle, jak na meczu, byłoby mu o stokroć
łatwiej, lecz w zaistniałej sytuacji ich po prostu nie miał.
Próbował uchwycić czapkę, lecz wiatr był tak nieznośny, że
znosił ją w przeciwną stronę od wystawionej ręki Pottera. Czyżby ktoś ją
zaczarował? Może Matka Natura chce ułatwić Ślizgonom sprawę i szybciej go
wykończyć?
Pokręcił głową wyrzucając niechciane myśli i skupił się na
znoszonym przez wiatr przedmiocie. Coraz to słabszy podmuch opuszczał czapkę
bliżej tafli jeziora. Harry przyspieszył o tyle ile można było i złapał czapkę
w żelazny uchwyt.
Przez swoje skupienie nie zauważył, że mgła zrobiła się
jeszcze gęstsza tworząc wokół niego mlecznobiałą powłokę i tak gęstą jak
ściśnięte nitki w swetrze od Pani Weasley.
Zniżył się, aby być jak najbliżej wody i móc odnaleźć po jej
krawędzi ląd. Nagle poczuł przeszywające zimno i niespodziewanie jego entuzjazm
złapania czapki znacznie opadł i zastąpiła go melancholia. Zaniepokojony Harry
przyspieszył rozglądając się na boki szukając źródła tego zjawiska.
Ron zdenerwowany stał na błoniach trzymając ręce przy ciele,
gdyż jemu również zaczęło się robić zimno. Chciał wziąć miotłę i polecieć na
poszukiwania przyjaciela, ale dzięki Bogu ten po chwili wylądował nieopodal
niego.
- Na Merlina, stary! Nie było Cię z piętnaście minut, wiesz
jak się bałem? – podbiegł do niego odbierając zgubę – Co tak długo?
Harry wsunął dłonie do kieszeni i zadrżał.
- Mgła taka, że nie szło odnaleźć drogi powrotnej.
Ron pokiwał głową i rozejrzał się wokół.
- Ciemniej się zrobiło czy mi się zdaje?
Harry zmarszczył brwi i spojrzał w niebo. Chmury zasłoniły całą jego powierzchnię, promienie
słońca nie miały dojścia na ziemię, a mgła zasłaniała wszystko co ich otaczało.
Na drzewach zaczął pojawiać się lekki szron, a poniekąd szadź. Było nieznacznie
ciemniej, lecz z każdym podmuchem wiatru robiło się coraz bardziej. Harry wraz
z Ronem chwycił miotły i odwrócił się do tyłu z zamiarem powrotu do zamku. Po
obróceniu się wstrzymali oddech. Ich oczy przybrały rozmiary galeonów, a twarze
stały się nienaturalnie blade.
W ich stronę sunęły trzy czarne postaci. Ich otwory gębowe
były szeroko otwarte ukazując rząd, a raczej okrąg czarnych, przerażająco
ostrych zębów. Uniosły swoje łapska do góry i przyspieszyły, chcąc złapać
chłopaków w swoje sidła.
Ron krzyknął
przerażony. Pociągnął tępo stojącego Harry’ego za sobą i zaczęli uciekać.
Szybko oddychając biegli w stronę chatki Hagrida, aby się u niego schronić.
- Harry,
musimy coś zrobić! Znasz jakieś zaklęcie? – krzyknął gdy przeskakiwali
spróchniałą kłodę.
Czarnowłosy pomyślał
przez chwilę i wyciągnął różdżkę. Rzucił zaklęcie przez ramię.
- Drętwota!
Czerwony
promień zamiast trafić w postać po prostu przez nią przeleciał. Harry przełknął
ślinę i
przyspieszył.
- Cholera,
to jest niezniszczalne! – spanikowany Ron zaczął się jeszcze bardziej drzeć z
nadzieją, że ktoś ich usłyszy.
Chłopak
poszedł za śladem przyjaciela i również wyciągnął różdżkę. W szaleńczym tempie
rzucał w czarne monstrum wszystkie zaklęcia jakie znał od Freda i Georga.
- Ron, Tarantallegra
raczej ich nie zatrzyma – stwierdził rzeczowo Harry gdy uchylił się przed
wystającą gałęzią jednego z drzew.
- A masz
lepszy pomysł?! – zirytował się, po czym strzelił kolejnym zaklęciem – Cholera!
*******************
Black i Lupin opatuleni w ciepłe płaszcze i
wełniane szaliki kierowali się w stronę boiska od Quidditcha. Syriusz wypuszczał
parę z ust, która powolnym ruchem unosiła się jak dym z rozżarzonego papierosa.
Żwawym krokiem przemierzali zmarznięte błonia. Jak na tą porę, czyli późną
jesień, było wyjątkowo chłodno. Remus zrzucił to na dementorów. Syriusz, który
trzymał miotłę pod pachą pociągnął nosem i spojrzał na Zakazany Las. Zmrużył
oczy i przypatrzył mu się baczniej. Czuł, że jest coś… coś nie tak jak powinno.
Intuicja podsuwała mu pewne przypuszczenia, które według niego nie miały szansy
ziszczenia się. Potrząsnął głową i ukucnął z zamiarem zawiązania buta, którego
sznurówki od czasu powrotu z Grimmauld Place sprawiały nie małe problemy.
- Na brodę
Merlina, zimniej już chyba być nie mogło – potarł ręce – Może to przełożymy? –
zapytał z nadzieją patrząc na smarkającego Syriusza.
Mężczyzna
potrząsnął głową w przeczącym geście i przyspieszył swój chód, co później
zmieniło się w bieg. Chwycił miotłę i wskoczył na nią unosząc się parędziesiąt
stóp w górę. Słychać było jego uradowany śmiech, gdy po raz kolejny przekręcił
się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Remus do niego dołączył i stwierdził, że o
wiele lepiej się im będzie latać nad błoniami i lasem niż nad pustym,
zlodowaciałym boiskiem. Mgła przenosiła się nad Zakazany Las jakby ktoś ją tam
ściągnął i usunął z błoni, ku ucieszy Blacka. Remus przystanąwszy na moment
spojrzał na przyjaciela. Widać było, że jest szczęśliwy. Iskierki radośnie
przecinały ciemnoszare tęczówki trzydziestotrzylatka, a szeroki uśmiech
rozjaśnił jego niegdyś smutną i pełną blizn przeszłości twarz. Czarne włosy
będące w nieładzie dopełniały ten jakże wspaniały obrazek. Remus na widok tak
szczęśliwego Blacka uśmiechnął się lekko i posłał mu równie wesołe spojrzenie.
- Zastanawia
mnie, czy Harry też tu nieopodal lata – zastanowił się na głos – mówił, że miał
taki zamiar.
Remus
rozejrzał się wokoło, lecz poza przerzedzającą się mgłą nic nie zauważył.
Przeniósł wzrok na wolno przesuwającego się w stronę lasu Syriusza i wlepił w
niego czujne spojrzenie.
-
Rozmawiałeś z nim ostatnio?
Black na
myśl o ówczesnej rozmowie uśmiechnął się i przeczesał włosy palcami.
- Spotkałem
go wtedy gdy wcześnie rano wyszedłem z kwater z zamiarem… po prostu przejścia
się – westchnął - Był w jakimś opuszczonym korytarzu i wpatrywał się w nocne
niebo. Siedział zmarznięty z kubkiem czegoś co wyglądało jak czekolada na
chłodnym parapecie. Mógł przecież dostać wilka! – gdy zorientował się co
powiedział cicho zachichotał napotykając natarczywe spojrzenie Lunatyka - Nie
przypomina Ci to czegoś? – spytał drapiąc się po lekko wyłaniającym na szczęce
zaroście.
-Twoja
elokwencja? – spytał uszczypliwie mając na twarzy złośliwy uśmiech – Tak, przypomina
mi z kim rozmawiam, dlatego jeszcze Cię z tej miotły nie zrzuciłem.
Syriusz
wywrócił oczyma i szturchnął go lekko w ramię.
- Nie
głupku. Chodziło mi o postawę Harry’ego – przeniósł wzrok na szumiący las –
Będąc u Potterów widziałem jak ojciec Jamesa często tak przesiadywał bezsenne
noce. To aż niewiarygodne jak cechy członków jego rodziny się tak w niego wszczepiły.
Czy to jakaś karma dla mnie? – zapatrzył się w swoje czerwone od mrozu dłonie –
Przypomina mi o wszystkim co było dobre, a jednocześnie rani mą duszę. Poniekąd
to przyciąga, zasysa… raz odpycha i zasmuca – jego wyraz twarzy przybrał maskę
zamyślenia – Może mam paranoję i się po prostu nad sobą użalam?
Remus
zacisnął usta u podleciał do niego.
Plask!
- Auć! –
rzucił mu spojrzenie zbitego psa – Za co? – jęknął rozmasowując potylicę.
- Robię
dokładnie to co Senior Potter i James zrobiliby na moim miejscu. Miękniesz
Łapo. Wiesz, że nie chcieliby Cię w takim stanie widzieć.
Black
westchnął i przymknął na chwilę oczy. Trudno jest uwolnić się od wspomnień. Jest
to w każdym razie niemożliwe. Chyba, że jesteś, aż tak stuknięty i wycelujesz
sobie czubkiem różdżki w skroń i wypowiesz jedno słowo, które wielu ludziom
zniszczyło życie – Obliviate.
Przeniósł
wzrok na przyjaciela patrzącego na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Wciągnął głęboko świeże, chłodne powietrze.
- Wiem, że
mięknę – schował kosmyk włosów za ucho -
Walczyć, walczyłem, więc postanowiłem z tym żyć. Może traktowanie tego
jak codzienność sprawi, że się podbuduję? – zastanowił się na głos i wzruszył
ramionami – Wraz ze stratą Jamesa, Lily i połowy życia utraciłem cząstkę
siebie, która głupia za każdym razem gdy ją łapię, umyka mi. Wiesz gdzie mogę
takową odnaleźć?
Twarz Lupina przybrała zmartwiony wyraz. Przysunął
się bliżej przyjaciela i położył dłoń na miejscu jego serca – Tutaj –
szepnąwszy odsunął się i wskazał na zamek – Tam – wskazał na siebie – i tutaj
też.
Syriusz
uniósł lekko kąciki ust i pogrążył się w przyjemnym uczuciu wylewającego się
ciepła w okolicy serca. Remus odwzajemnił gest i spojrzał na przyciągający jego
uwagę las. Coś się tam ruszało.
Nagle
usłyszeli krzyk i dwie postaci wbiegające na błonie. Dwie? Teraz już pięć .
Trzema z nich byli dementorzy wyciągający swoje smoliste łapska w stronę
uciekających chłopców. Mężczyźni porozumieli się jednym skinięciem głowy i z
prędkością światła ruszyli w stronę czarnych zmór.
- No chodźcie
tu! – wyraz twarzy Syriusza można było spokojnie nazwać szaleńczym. Oczy
błyszczały nienaturalnie i widać było w nich chęć zemsty – Zdejmiemy z Was te
narzutki!
Remus wyjął
różdżkę zza pazuchy i skierował ją na dementorów. Wykrzyczał zaklęcie.
- Expecto
Patronum!
Smuga
oślepiającego światła w kształcie dorodnego wilka pomknęła przed siebie
uderzając w cel. Niezadowoleni dementorzy zmuszeni do ucieczki odlecieli z
mrocznym pomrukiem, który po przetłumaczeniu oznaczałby złorzeczenie.
Profesorowie podlecieli do zdyszanych chłopaków, którzy podtrzymywali się
rękoma opartymi na kolanach. Pierwszy odezwał się czarnowłosy.
- Dzię…
Dzięki – wypuścił nerwowo powietrze – Co za cholerstwo – otarł ręką spocone
czoło i spojrzał na nauczycieli.
Harry?! – Wykrzyknęli nawzajem w myślach.
- To był
nasz obowiązek – wydusił z siebie Remus. Po przeskanowaniu trzynastolatków i
oparł ręce na biodrach (Ronowi przypominał mu on teraz jego matkę) i łypnął na
nich groźnie.
– W taką pogodę wpadliście na pomysł latania
na miotłach? – zdenerwował się. Przecież mogło im się coś stać! - Ta mgła jest
zbyt gęsta. Jakbym założył sobie opaskę na oczy, to widziałbym to samo co wy
dzisiaj w powietrzu.
Chłopcy ze
spuszczonymi głowami milczeli jak zaklęci i jedynie wydawali z siebie pomruki
zgody z profesorem. Jednakże Ron znany ze swoich wyrywów odezwał się cicho.
- Ale Pan
też latał – wskazał na miotłę profesora,
lecz po chwili syknął gdyż Harry kopnął go w kostkę.
Syriusz
powstrzymał śmiech i chrząknął stanąwszy przed chłopakiem.
- Cóż by się
stało, gdyby Remus dzisiejszego dnia nie złamał zasad? – zapytał i wskazał
palcem na ciemnoszare chmury – Zapewne „Pan Czarny Kocyk” by was złapał. Jednakże
wiedzcie, że łamanie zasad nie jest wcale takie łatwe. Trzeba to robić
perfekcyjnie i mieć porządny powód, a wy chyba takowego nie macie – uniósł
rękę, gdy rudzielec otworzył usta – uprzedzając twoje pytanie. Tak, mieliśmy
bardzo poważny powód by łamać dzisiejszego dnia zasady – spojrzał na niego uważnie.
Rudzielec zarumieniony wybąknął przeprosiny i nareszcie zamilknął – na jakiś
czas.
- Nic wam
nie jest? – zapytał w końcu Łapa.
- Nie, na
szczęście nie – oznajmił zdyszany Harry.
Mężczyźni
skinęli głowami i gestem zarządzili skierowanie się do Hogwartu. Chłopcy pod
czujnym okiem profesorów zostali odprowadzeni aż do wrót zamku. W milczeniu
pokonywali skostniałe błonia.
Na głównym korytarzu spotkali Hermionę, która z
torbą przewieszoną przez ramię szybko pokonywała odległość pomiędzy nimi.
-Gdzie się
szlajaliście! – krzyknęła do nich zdenerwowana – Byłam przekonana, że spotkamy
się w bibliotece, a was oczywiście znowu nie było. Szukałam was wszędzie. A wy
byliście sobie na zamglonych błoniach, aby polatać na miotłach?! – wskazała na
Zmiatacza i Nimbusa. Stanęła przed nimi stukając obcasem o posadzkę – To było
nierozważne! Co by się stało jakby was ktoś zaatakował? Przy takiej pogodzie
jest duże prawdopodobieństwo.
Ron jęknął
przeciągle i poprawił kołnierz płaszcza.
- Jeny, nie
musisz nam matkować.
Dziewczyna
oburzyła się i strząsnęła kosmyk włosów będący na ramieniu.
- Jak widać
ktoś musi.
Harry jak
dotąd milczał, iż miał cichą nadzieję, że dziewczyna nie skupi na nim swojej
uwagi. W jej stanie emocjonalnym jest to dosyć niebezpieczne. Jak widać nie
wszystko poszło po jego myśli.
- A ty Harry? – wlepiła w niego oburzone spojrzenie.
Chłopak zmarszczył brwi.
- Co ja?
- Jak to co? Zgodziłeś się pójść z Ronem.
Rudzielec na te słowa obrócił głowę gwałtownie i powiedział
oburzonym głosem.
- Teraz to niby moja wina tak? No pięknie.
Hermiona przewróciła oczami i nagle zorientowała się, że nie
są sami. Spłonęła głębokim rumieńcem patrząc w rozbawione oczy mężczyzn.
- Dzień dobry panno Granger.
Dziewczyna skinęła miękko głową i odpowiedziała cicho
Syriuszowi.
- Twoi przyjaciele mieli małe komplikacje. Nic poważnego. – posłał jej uspokajający uśmiech – Jak
widać
są w jednym kawałku. Życzymy miłego weekendu i do zobaczenia na zajęciach –
klasną w dłonie.
Mężczyźni z zamiarem skierowania się do siebie przystanęli
słysząc głos dziewczyny.
- Moment – powiedziała – Jakie komplikacje? Ktoś ich jednak
zaatakował? – brązowe oczy przybrały wielkość galeonów.
Lupin po chwili ciszy, która zapanowała między nimi
zdecydował się odezwać.
- Powiem wprost – przeczesał włosy dłonią na której było
widać małe, różowe blizny - Nie
wychodźcie na błonia gdy jest taka, a nie inna
pogoda. Możliwym jest, iż „Pan Czarny Kocyk” powróci – zerknął na przyglądającą
mu się z uwagą Hermionę – Panna Granger chyba wie o czym mówię.
Trybiki u Panny – Wiem – To – Wszystko zaczęły pracować na
najwyższych obrotach. Usta dziewczyny były lekko uchylone a wzrok oddalony o
kilkadziesiąt mil. Zamrugała parę razy i zacisnęła usta.
- Dementor.
Profesorowie pokiwali głowami.
- Z nimi nie ma żartów – rzekł Syriusz, po czym poklepał
oddalonego myślami Harry’ego po ramieniu – Widać, że są na Ciebie i pana
Weasleya nieźle uczulone. Te diabelskie stworzenia zapamiętały wasze zapachy i
każde styknięcie z nimi będzie o wiele trudniejsze, niż zazwyczaj. Obyście
więcej nie mieli takich sytuacji.
Chłopacy jęknęli jednocześnie. Hermiona słuchając tego
wszystkiego wstrzymała oddech i zacisnęła usta w wąską linię po czym podeszła
do nich i zdzieliła jednego i drugiego otwartą dłonią w potylicę.
- Ałć! Za co?
- Harry, ty już dobrze wiesz za co – pokręciła głową z
dezaprobatą – Mogliście wylądować w
skrzydle szpitalnym!
Lupin patrzył na tą scenę z lekkim uśmiechem. Dotknął
przyjaciela w ramię i dał znak, aby się ulotnili. Jednakże ponownie coś ich
zatrzymało.
- Syriuszu, Remusie – dziewczyna wlepiła w nich swoje
ciekawskie spojrzenie – Jakie to było zaklęcie jakiego użyliście do odstraszenia
dementorów?
Wieczna ciekawość, hmm?
Obrócili się i spojrzeli po sobie dokonując decyzji – powiedzieć,
czy zachować to dla siebie? Syriusz po chwili przemyśleń wiedział już co
zrobić. Jego pomysł najwyraźniej bardzo mu się spodobał. Widać to było w jego oczach. Wewnątrz mężczyzna wręcz śmiał się i bił sobie oklaski za tak wspaniałe
rozwiązanie.
- Jeżelibyśmy wam o tym powiedzieli, zapewne szukalibyście
wszelkich informacji na temat tego zaklęcia i próbowali się go nauczyć w
pojedynkę. Prawda jest taka, że do tego potrzebne jest coś w co wyposażeni
jesteśmy tylko my – profesorowie Obrony Przed Czarną Magią.
Trzynastolatkowie patrzyli z namacalnym zainteresowaniem na
profesora, który coraz szerzej się uśmiechał. Jak widać, nie ujarzmił swojej
radości tak bardzo jak chciał.
- Wiedząc, że jesteście ciekawymi dzieciakami, a to zazwyczaj
z bezpieczeństwem nie idzie w parze – tu spojrzał wprost na Harry’ego – chcę wam
w pewien sposób pomóc. W bezpieczny sposób.
Remus zmarszczył brwi i spojrzał zdziwiony na Blacka.
Co ten znowuż wymyślił…
- Pomóc? – uniosła brwi – W jaki sposób?
- Będzie dla was lepiej jeżeli tą naukę będzie ktoś
kontrolował. Tymi osobami możemy być my – wskazał na siebie i Remusa –
Jesteście za?
Złote trio wytrzeszczyło oczy na młodego profesora i po
chwili pokiwali zgodnie głowami mając na ustach małe uśmiechy.
- Myślę, że weekendy będą odpowiednie. Po obiedzie w sobotę.
Nauczymy was tego zaklęcia, a może i paru innych jeżeli chcecie – odpowiedziały
mu szybkie skinięcia głowy i uśmiechy, które zapoczątkował akcję „Zapoznaj się
z chrześniakiem”.
- Czyli sobota – mruknął Harry – Gdzie mianowicie?
Syriusz zastanowił się na moment.
- Klasa byłaby odpowiednia, ale zrobiliśmy ostatnio w niej gruntowny
porządek i właśnie ta niezbędna rzecz do naszej nauki znajduje się w naszych
kwaterach i raczej nie prędko stamtąd
wyjdzie. Nie ma dla niej miejsca w schowku na końcu Sali. Odpowiada wam to?
Możemy również co sobotę przenosić sprzęt do klasy, ale będzie to dość
kłopotliwe.
Trzynastolatkowie przystanęli na pomysł, aby lekcje odbywały
się w kwaterach profesorów. Mężczyźni życzyli im miłego weekendu, prosili o
ostrożność i zniknęli za zakrętem pozostawiając Złote Trio na chłodnym
korytarzu.
Całe szczęście! Nie stracili punktów.
Hermiona chwyciła chłopaków za ramiona i pociągnęła do
biblioteki, gdzie byli wcześniej umówieni.
- Mamy do zrobienia trzy eseje. Jeden z Eliksirów, drugi z
Historii Magii, a trzeci z Zaklęć. Weźmy się za to teraz, aby mieć to po prostu
z głowy.
Chłopacy jęknęli i z wielkim bólem opadli na siedzenia koło
brązowowłosej. Dziewczyna podała im pergaminy i zapasowe pióra, gdyż takowych nie
mieli przy sobie. Wyjęła z torby dwa grube tomiszcza, z których – jak oznajmiła – będą dzisiaj
nadmiernie korzystać. To jeszcze bardziej ich zdołowało. Harry cierpiętniczo
wziął do ręki czerwone pióro i zaczął pisać otwierając przy tym jedną ze
książek przyniesionych przez przyjaciółkę.
Ron znużony rozejrzał się po bibliotece. W kącie pomieszczenia ulokowała
się grupa dziewczyn z Ravenclawu, które wymachiwały swoimi notatkami w tą i z
powrotem gubiąc niektóre na drewnianej podłodze. Przy oknie stali szóstoroczni
puchoni, którzy co chwilę albo się śmiali albo krzyczeli z oburzenia. Przez
bibliotekę przewijało się wiele znanych twarzy.
*****
Godzinę później Dean
zawitał do nich i poinformował chłopaków, że Oliver ich szukał. Ponoć chodziło
o Quidditch’a. Ron zadowolony z obrotu sprawy chwycił swoje wypracowania i
skierował się w stronę Wielkiej Sali. Wood miał tam na nich czekać.
- Oliver nas wołał? – zdziwił się na głos czarnowłosy, gdy
wraz z rudzielcem pokonywali sprawnie drogę do miejsca spotkania – przecież
następny mecz jest w przyszłym semestrze. Nie mam pojęcia o co może chodzić.
Wood, tak jak obiecał, czekał na nich w Wielkiej Sali.
- Cześć.
- No hej – uścisnęli sobie dłonie – Coś się stało? – zapytał
Harry.
Wood zaciągnął ich w bardziej odludne miejsce. Rozejrzał się
wokół, aby upewnić się, że nikt im nie przeszkadza.
- Jest sprawa – zaczął tajemniczo – i to dość poważna.
Chłopacy spojrzeli po sobie nic z tego nie rozumiejąc i
posłali Wood’owi pytające spojrzenia.
- Mamy konfidenta w drużynie – młodsi chłopacy wybałuszyli
oczy. Otworzyli usta, aby coś
powiedzieć, jednakże Wood ich wyprzedził - Ktoś
przekazuje informacje drużynie Slytherinu. Mówi o tym co się u nas dzieje,
opowiada o wszystkich naszych pomysłach, sposobach trenowania. Nie zdziwiło
was, że Slytherin notorycznie kopiuje nasze ruchy na meczach?
- Na brodę Merlina, jesteś pewien? –zapytał zszokowany Ron.
- Na sto procent. Udało mi się podsłuchać rozmowę tej osoby z
kapitanem ślizgonów. Niestety nie zdołałem zobaczyć twarzy informatora.
Harry uniósł brew i przeczesał dłonią włosy, tworząc na
swojej głowie jeszcze większy bałagan.
Podrapał się za uchem i wydął usta.
Oznaczało to, że jego trybiki w głowie pracują na wysokich obrotach i próbują
znaleźć idealne wyjaśnienie sytuacji.
Kto mógł być kapusiem?
Bliźniacy? A gdzież
tam! Nigdy by nas nie zdradzili.
Ron? Nawet by go o to
nie podejrzewał.
Angelina, Katie? Ta aż
nieprawdopodobne. Dziewczyny są zbyt związane z Wood’em, aby go tak perfidnie
wykiwać.
Więc kto? Może ktoś spoza reprezentacji… jednakże kto jest
tak blisko drużyny i jednocześnie w niej nie jest, aby przekazywać takie
szczegółowe informacje opozycji?
- Może to ktoś spoza naszej dziewiątki*? – zaproponował
Harry.
Wood zacisnął usta w wąską linię i skrzyżował ręce.
- Nie wiem. Jednakże prosiłbym was, abyście nikomu nie mówili
o tym co wam dziś powiedziałem, dobrze? Nie chcę większej zadymy. Mówię to wam,
gdyż jesteście na bezpiecznej liście. Powiedzmy, że was trochę ostatnio
śledziłem i nic nie wskazuje na to, że jesteście w to zamieszani.
Chłopcy pokiwali głowami. Rozumieli siódmorocznego. Musiał
się upewnić.
- Może masz rację Harry… ktoś spoza drużyny… - mruknął – Mogę
was o coś prosić? Miejcie oczy szeroko otwarte. Nie wiemy co ta osoba planuje.
Może być tuż obok nas – wykonał gest dłonią –
Gdyby ktoś się wam przyglądał…
nie chodzi mi o takie zwykłe, krótkie spojrzenia, tylko notoryczne obserwacje…
zwróćcie na to uwagę. Powiedzcie to mnie, a może wtedy szybciej odnajdziemy
tego kapusia, okej?
- Jasne, nie ma sprawy stary – zapewnił Harry.
Wood rozpogodził się nieco i poklepał Harry’ego po ramieniu.
- Następny trening za dwa dni. Weźcie ciepłe rzeczy. Czeka na
was dłuższe sportowe popołudnie. Na dworze – zaznaczył z uśmiechem.
Ron jęknął cicho, lecz nie sprzeciwił się.
- Dobra, to ja będę spadał. Trzymajcie się! – pokiwał im na
pożegnanie i pognał w stronę schodów.
Zamyśleni chłopacy usiedli pod ścianą wyjmując z kieszeni
cukierki, które zdążyli wziąć rano z dormitorium. Pałaszując je, przymknęli
oczy i oparli głowy o zimną ścianę.
Ich myśli zaprzątało jedno, nurtujące pytanie.
Kto jest informatorem
ślizgonów?
~~*~~
* uwzględniłam
rezerwowego
Witam !
OdpowiedzUsuńDziś będzie krótko i na temat.
Brak dziewczyny Remusa (wciąż smutam).
Te Dementory mnie wkurzają >,<
Rozdział Fajny.
Pozdro
Nikita Evans
:D Hejka!
UsuńDziewczyna Remusa pojawi się niedługo - około 16 rozdziału.
Dzięki :)
Pozdrawiam, Cennetyn Black :D
Hej! Dzisiaj sie nie zalogowałam bo nie mam jak, a więc:
OdpowiedzUsuń1. Moim zdaniem powinnaś bardziej sie "reklamować" (jezeli sie "reklamujesz"), ponieważ myslę że każdy kto lubi HP powinnien twojego bloga przeczytać.
2. "Syriusz Black i łaskawszy los" na dzień dzisiejszy tak twój blog powinien sie nazywac, ponieważ moim zdaniem jest więcej Syriusza niz Harrego. Oczywiście uwielbiam Syriusza ale na razie więcej "akcji" ma Syriusz niz Harry.
3. zapoczątkował akcję „Zapoznaj się z chrześniakiem”- to było fajne :)
4. Rozdział nawet fajny, pisz dalej :0
5. Życzę weny i pozdrawiam
6. Sory że tak późno skomentowałam
7. Mówiłaś (w jednym komentarzu) że w 14-16 rozdziale zrobisz BUM :) nie mogę się już doczekać
Gusia125a
Dziękuję :D Faktycznie, jakoś tak wyszło, że Syriusz jest tu główną postacią - zupełnie inaczej niż planowałam, no ale cóż :P Te BUM już napisałam - czeka tylko na wstawienie (nie pamiętam czy to miało być to pierwsze BUM czy to drugie xd). Bo ja ogólnie mam w głowie wiele pomysłów, tylko nie chcę wszystkiego tak nagle dać do opowiadania, bo to byłoby po prostu zbyt szybko. Cieszę się, że skomentowałaś :D Co do pierwszego podpunktu - tak, reklamuję się. Jednakże zazwyczaj to jest tak, że jak ktoś widzi obojętnie jakiego linka to go najzwyczajniej olewa (tak wychodzi z moich "obserwacji"). Postanowiłam ponownie rozpocząć akcję "Reklama" (#3). Postanowiłam też odpowiadać na pytania typu "a kiedy..." nie określając dokładnie numeru rozdziału, bo najczęściej nie trafiam z tym i to o co pytała dana osoba pojawi się o wiele później, więc - dla osób, które to zasmuciło - mówię wielkie SORKI :V .
UsuńPozdrawiam, Cennetyn Black :D
Aiiii!
OdpowiedzUsuńWitam, witam!
W końcu znalazłam chwilę, żeby przeczytać wszystko i zapowiadam, że będę tu stałą komentatorką, hehe ^^
Cóż, na początku pisałam, że muszę przeczytać całość, żeby wydać opinię, prawda? A więc, kiedy dotarłam tutaj,mogę stwierdzić, że to opowiadanie jest B O S K I E!
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Czekam z niecierpliwością!
A tymczasem zapraszam do siebie, wczoraj dodałam rozdział 9 :)
Liczę na opinię :>
Do zobaczenia!
||wyimaginowana
Dziękuję <3 Już wbijam do Cb i na pewno zostawię po sobie ślad w postaci komentarza :D
UsuńPozdrawiam, Cennetyn Black!
No no sis dajesz czadu :D
OdpowiedzUsuń13 to moja szczęśliwa liczba, w tym przypadku rzeczywiście to potwierdzam ♥
Wiem czy to jest moje ulubione opowiadanie, bo każde Twojego autorstwa mi się podoba i z chęcią je czytam :*
Loffciam Twoją twórczość i kreatywność !
HP już zaczynam uwielbiać uwielbiać.
Mam propozycje ! Trzeba będzie sb na zieloną załatwić płytę HP albo ściągnąć na pendriwa i jak bedzie telewizor to poświęcimy całą noc na oglądaniu Pottera :D
Opowiadanie miód, malina. Nie mam się czego doczepić ♡
Warto było czekać na to dzieło. Jestem z niego zadowolona i dumna z Cb, jak zawsze kiedy czytam Twoje twórczości.
Syriusz tutaj faktycznie góruje i nieco mało można natrafić się na Harrego, ale mimo wszystko myślę, że opowiadanie jest mega.
Angie ♥♥♥
♥♥♥ Dziękuję. Jakby co to mam na DVD HP, więc luzik :* - kc siostra :D Aż mam łzy w oczach taka kochana jesteś xd
UsuńPozdrowionka, Julia :D
:* bierz mi to DVD, bo zabije i zjem ^^ ♥
Usuńhaha xd ♥♥♥
Usuń