I jak zajączek? Obfity? Mam nadzieję, że spędziliście te święta w dobrej atmosferze i bez kłótni (nie to co ja, znowu :v ) :).
Nie będę się długo rozpisywała, nie mam jakoś weny na 'wstęp'. Jeżeli są jakieś błędy, szczodrze za nie przepraszam, aczkolwiek nie sprawdzałam tak dokładnie treści rozdziału :v
Enjoy :D I śmiało, komentujcie :D
~~*~~
Dwoje ludzi siedziało przy jasnym, marmurowym
stole z filiżankami kawy i żywo ze sobą rozmawiali. Ubrani w białe szaty z
uśmiechem przyglądali się chmurze za oknem. Co dziwne, owa chmura była na
poziomie ziemi, a nie nieba.
Jeden z nich odłożył swoje okulary na
stół i przetarł ręką obolałe od obserwacji oczy.
- Wiesz, kochanie – odezwał się do
kobiety siedzącej przed nim – Nie wiem jakim cudem, ale nasz ukochany Łapcio
świetnie sobie radzi jako chrzestny naszego syna, nieprawdaż?
Tak. Siedzącymi przy stole byli James
i Lily Potterowie. Patrzyli przez okno z nadzieją, że zastąpi to jakiekolwiek
uczucie bytu przy Harry’m.
Kasztanowłosa kobieta uśmiechnęła się
ciepło do męża marszcząc przy tym swój drobny, usypany delikatnymi piegami
nosek.
- Pamiętam jak byłam temu przeciwna –
powiedziała swoim lekkim, miłym dla uszu głosem – Cieszę się, że jednak Cię
posłuchałam.
Mężczyzna wyprężył się dumnie.
- Co ty byś beze mnie zrobiła, hmm? –
uniósł nonszalancko brew przez co oberwał w ramię – Nie musisz od razu mnie
bić! – krzyknął rozbawiony.
Westchnęła i spojrzała przed siebie
wpatrując się w pewną postać, która im się od dłuższego czasu przyglądała.
- Jesteśmy z Ciebie dumni Syriuszu –
szepnęła wprawiając siebie w pewien trans – Będziesz najlepszym opiekunem dla
Harry’ego.
Do Lily dołączył głęboki głos Jamesa.
- Nie wyobrażam sobie dnia, w którym
odtrąciłbym twoją dłoń Łapo. Bez Ciebie to nie życie.
- Spraw, aby i Harry, mój
najukochańszy syn, też tak myślał.
Ich głosy echem rozniosły się po
przeszklonym i dziwnie emanującym energią pomieszczeniu. Łapa wilgotnymi oczyma
patrzył na nich i poruszył bezdźwięcznie ustami.
- Bądź jego chrzestnym – powiedzieli
chórem.
Syriusz poczuł na swoich ramionach
dłonie swoich przyjaciół. Spojrzał na ich żywe i rumiane twarze. Właśnie… żywe.
- Będziemy Ci za to dozgonnie
wdzięczni – gdy James zrozumiał sens swojej wypowiedzi roześmiał się swoim
pięknym, perlistym śmiechem, który już na zawsze ugrzązł w umyśle animaga. W
jego śmiechu można było wyczuć nutę smutku i rozpaczy, lecz mężczyzna postarał
się, aby nie było jej zbytnio słyszeć.
Obraz przed oczami zaczął mu się
zamazywać i zdążył dostrzec kiwającą mu Lily.
- Tylko nie wpadaj tu zbyt często! To
jeszcze nie twój czas! – krzyknął w oddali Rogacz po czym wszystko utonęło w
otulającej i jednocześnie przytłaczającej czerni.
Obudził się
zlany potem. Zerwał się do przysiadu i wziął głęboki oddech. Poczuł jak po
policzkach spływały mu łzy. Drżącym szeptem wypowiedział.
- Obiecuję –
zacisnął dłoń na pościeli – Nawet nie musicie prosić – przełknął zalegającą mu
w gardle gulę i potrząsną głową.
- Sen. To
był tylko sen - powtarzał to sobie jak mantrę.
Ale jaki realistyczny.
Skierował
się do łazienki i obmył twarz od potoku łez. Spojrzał w lustro i ujrzał tam
pociągającą, przystojną twarz trzydziestotrzylatka.
Naprawdę muszę obciąć te kłaki,
zbytnio przypominam psa Collie –
pomyślał i wytarł się ręcznikiem.
Opadł
wyczerpany emocjami na poduszki i zapatrzył się na sufit. Cały oblepiony
starymi zdjęciami zrobionymi jeszcze za czasów szkolnych.
Nagle coś sobie
uświadomił. Sen odbiegł na dalszy plan. Teraz Black był zaabsorbowany czymś
zupełnie innym. Jak wiadomo, wpadł na kompletnie… irracjonalny pomysł.
Zerwał
się z łóżka. Wybiegł w samych bokserkach i wbił do pokoju Lunatyka dosłownie „z
buta wjeżdżam”. Ten obudzony hałasem uniósł się gwałtownie i, gdy ujrzał kto
ośmielił się do niego wtargnąć, zgromił go spojrzeniem.
- REMI! Ja
nie mam żadnego aktualnego zdjęcia Harry’ego! – krzyknął spanikowany Black, po
czym dodał – Co ze mnie za opiekun!
Remus rzucił
w niego budzikiem.
- Spójrz
która godzina – zagrzmiał.
Spojrzał na
zegarek.
- Emm… sorry
stary – bąknął czując na sobie natarczywe spojrzenie niewyspanego wilka. Była
druga w nocy.
Ten wskazał
palcem na drzwi.
- Won zanim
Cię dorwę – warknął.
Black uniósł
ręce i pospiesznie się ewakuował.
Gdy z
powrotem znalazł się w przedsionku prowadzącym do salonu i jego sypialni prychnął
rozbawiony i zganił się za własną głupotę. Kręcąc głową powrócił do sypialni w
zupełnie innym już nastroju.
W odmętach
swojego umysłu usłyszał stłumiony rechot Jamesa, który jak szybko się pojawił
tak i znikł wraz ze snem młodego profesora.
~~*~~
- Naprawdę
życie Ci nie miłe? – burknął Remus gdy kierowali się w stronę biblioteki. Lekcje
rozpoczynali dopiero od jedenastej, więc mieli bardzo dużo wolnego czasu.
- Wybacz,
tak nagle mnie wzięło na…
- Panikę?
- Ech, nie –
mruknął – Po prostu nie mieć ŻADNEGO zdjęcia Harry’ego? Aktualnego rzecz jasna
– zerknął w myślach na fotografię nad kominkiem w ich kwaterach. On, Potterowie
i Harry na kolanach swojej Matki. Cóż, jedyne zdjęcie na którym górował młody
potomek Jamesa.
Remus
przystanął i spojrzał przeciągle na Syriusza.
- Nadrobisz
to. Masz mnóstwo czasu.
Westchnął.
- Może i
tak… ostatnio dość często przejmuję się takimi błahostkami. Wybacz – posłał mu
przepraszający uśmiech.
- I tak Ci
nie zapomnę tej pobudki o drugiej nad ranem – sarknął Remus po czym pchnął
ciężkie drzwi prowadzące do biblioteki.
W pomieszczeniu siedziało nie więcej
niż pięć osób. Skierowali się do działu z księgami w zakresie zaklęć ochronnych.
Szukali jednego, który działałby na dużą skalę.
Już jutro
miało odbyć się wyjście do Hogsmeade.
Dumbledore
wysłał im wiadomość, iż chciałby, aby zajęli się ochroną wycieczki. Jak wiadomo
łażenie za dzieciakami nie wchodziło w grę, więc wpadli na pomysł na
naniesienie na grupę niewidzialnej tarczy odbijające wszystkie, możliwe do
zablokowania zaklęcia. Inkantacje, które znali nie były przystosowane do takich
sytuacji. Z wiekiem niektórych rzeczy się zapomina i aby to naprawić nasi
profesorowie udali się do Królestwa Pani Pince.
Łapa sunął
palcem po trzonach ksiąg i szukał tej jednej odpowiedniej. Jak na złość,
książka gdzieś się ukryła i szukanie jej zajęło im trochę czasu.
Remus przechodząc
obok jednego z regałów ujrzał pewien tytuł.
„Tarcze okalające”
- No
nareszcie! – ucieszył się i chwycił dwustustronicową książkę. Położył ją przed
siedzącym Blackiem. Czarnowłosy przeglądał Proroka Codziennego. Spojrzał na
książkę i zaciekawiony złożył gazetę.
- To chyba
to – mruknął i zaczął przeglądać podany mu przedmiot – Tarcza a’la plandeka
byłaby idealna. Kojarzę coś z tarcz Brooklyn’a, ale inkantacji… – pokręcił
głową i wczytał się w książkę.
Remus oparł
ciało o stół i czekał. Zegar wybił dziewiątą. Gong rozniósł się po bibliotece i
paru uczniów pospiesznie ją opuściło.
- Hadera…
Pusinus… Grecka? – zmarszczył czoło i pochylił głowę – Tarcza pozwalająca
przybrać wygląd greckiego boga i omamić wyglądem atakującego – pokręcił głową i
prychnął – niezły pomysł. Tylko, że ja nie muszę używać takich tarcz, aby
wyglądać jak bóstwo – wyszczerzył się.
Remus
przewrócił oczyma i wskazał na książkę.
- I co tam
jeszcze masz? – spytał ignorując przechwałki kumpla.
- Są
wzmianki o tarczach oplatających dane części ciała, otaczające dom, bądź
budynek… - urwał – czekaj… - przekartkował książkę na sam koniec – przecież tu
jest spis treści – zaczął się śmiać.
Remus dał
sobie mentalne uderzenie w potylicę za swoją głupotę.
- Dobra,
mam. Tarcza Beneficium. Przy rzucaniu wypowiada się Benefio i wykonuje
trójkątny ruch ręką z małym kółeczkiem na końcu. Promień ma kolor bordowy… to
ten odcień czerwieni, prawda? – zapytał.
- Pytasz się
mnie, bo mam dziewczynę?
- Yhm –
mruknął rozbawiony.
Blondyn
westchnął i usiadł koło przyjaciela.
- Tak, to
pewien odcień czerwonego. Taki ciemniejszy. Jak szaliki Gryffindoru, można by
rzec – oznajmił przeglądając opis zaklęcia.
- Aha –
mruknął i przeczesał włosy – To zapiszmy sobie wszystko co potrzebne i chodźmy.
Muszę coś załatwić – powiedział nieco ciszej.
Remus
zaprzestał wertowania po księdze i spojrzał uważnie na Blacka.
- Załatwić?
Lekkie
skinięcie głową. Łapa zasunął cicho krzesło i wstał czując na sobie wzrok
wilkołaka.
- Taka mała
błahostka – machnął ręką – Spotkamy się na lekcji, dobrze?
Remus z
lekka zdziwiony skinął głową. Syriusz uśmiechnął się delikatnie i czmychnął z
pomieszczenia biorąc po drodze czarną, skórzaną torbę.
Lupin
zauważył jak drzwi od pomieszczenia zamykają się z cichym trzaskiem. Pokręcił
głową.
- Nie chce mi
powiedzieć, bo ja nie chciałem mu wyznać prawdy z Tonks – mruknął do siebie i
stwierdził, że Black to naprawdę
jeszcze nastolatek.
Chwycił
notatki i skierował się w drogę powrotną.
~~*~~
Zgrzyt pióra o pergamin. Pohukiwanie
sowy. Trzepot skrzydeł. Trzask krzesła.
Za biurkiem w niemałym, dobrze oświetlonym pomieszczeniu
zasiadała na ciężkim krześle starsza kobieta, na oko podchodzącą pod
sześćdziesiątkę. Z kamiennym wyrazem twarzy, który już niejednego przyprawił o
dreszcze, pisała coś na pożółkłym pergaminie. Maczała długie, pawie pióro w
czerwonym atramencie i kreśliła z grubsza same T i O na wymiętolonych kartkach.
Ubrana w ciasno zawiązaną z tyłu burgundową suknię postukiwała lekko swoim
czarnym, niskim obcasem o posadzkę. Co chwilę poprawiała kapelusz na głowie i
wkładała z powrotem wysmykujące się spod nakrycia głowy kosmyki czarnych, już
posiwiałych włosów.
Usłyszała
nagle cichy stukot w drzwi. Zdziwiona nagłym najściem odłożyła pióro na blat
biurka i wyprostowała się.
- Proszę! –
zawołała poważnym głosem i zerknęła na gościa, wchodzącego do pomieszczenia –
Och, Syriuszu! – zdziwiła się i wskazała mu krzesło – Siadaj.
- Witam,
profesor McGonnagal – przywitał się grzecznie. Pod jej bacznym, kocim wzrokiem
czuł się jak standardowy gówniarz, który coś przewinił.
- Jaka
profesor – mruknęła znad pergaminu – Jesteśmy przyjaciółmi po fachu, możesz mi
mówić po imieniu. Nie odejmę Ci przecież punktów – zażartowała, lecz przez jej
stanowczy ton, żart brzmiał jak reprymenda.
- Minervo –
poprawił się z uśmiechem. Podszedł do siedziska i usiadł na nim wpatrując się w
czujny wzrok profesorki.
- Cóż Cię do
mnie sprowadza? – spytała składając ręce.
Black
chrząknął i oparł od krzesło. Odpowiedział jej konspiracyjnym głosem.
– Mam małą sprawę dotyczącą wyjścia do
Hogsmeade…
~~*~~
Harry
spoglądał na szykujących się do wyjścia chłopaków, którzy już od jakiejś pół
godziny szukali swoich rzeczy pod łóżkami.
-
Widzieliście moją sakwę? – wydarł się ktoś z łazienki. Ta osoba mocowała się ze
swoim paskiem do jeansów od jakichś dobrych piętnastu minut.
- A moje
skarpetki? – jęknął Dean nurkując pod łóżko.
- Masz je na
nogach kretynie – zaśmiał się Seamus, który wyszedł zdyszany walką z paskiem z
łazienki.
- Faktycznie
– mruknął i poprawił pogniecioną koszulkę.
- Rany,
gdzie ten portfel! – krzyknął Ron wertujący po kieszeniach kurtki.
- Nie masz
go w torbie? – odezwał się Dean, który zakładał już buty.
- Nie, był w
kurtce!
- A pod
łóżkiem? – spytał cicho Neville.
- Gdyby dało
się tam wejść – zażartował Finnigan – tam jest tego tyle, ile robali na Filchu.
- O fuu! –
zarechotał Thomas.
Za dziesięć
minut miała odbyć się zbiórka do Hogsmeade. Ten kto się spóźni, nie idzie –
według McGonnagal. Przygnębiony Harry przyglądał się zaaferowanym kolegom już
od jakieś godziny. Siedział na łóżku i z nudów wykręcał sobie palce.
- Stary,
widziałeś mój portfel? – Ron podszedł do niego i stanął nad nim z rozgrzanymi
od bieganiny policzkami – Wszędzie go szukam.
- Tam –
wskazał na półkę – odłożyłeś go … - spojrzał na zegarek – dokładnie trzy minuty
temu.
- Harry,
dziękuję – podbiegł do portfela i schował go do kieszeni – Wiesz ile bym go
szukał?
- Pewnie z
wieczność – starał się wyglądać na wesołego, ale wychodziło mu to dość… marnie.
- Co się
dzieje? – spytał zmartwiony rudzielec.
Czarnowłosy
wzruszył ramionami i opadł na poduszkę.
- Nie idę do
Hogsmeade – odłożył okulary na etażerkę i przymknął oczy.
Profesor Black miał
mu załatwić przepustkę na wycieczkę, lecz ani wczoraj, ani dzisiaj go nie
odwiedził. Zasępiony Harry zrozumiał, że Syriuszowi po prostu nie udało się
przekonać McGonnagal i w związku z tym musi pozostać w zamku. Naprawdę miał
ogromną nadzieję, że odwiedzi kolejne, równie magiczne jak Hogwart miejsce.
Ron widząc
jak jego przyjaciel jest smutny, odłożył torbę na ziemię i podszedł do niego.
- Mam Ci coś
przynieść? – miał nadzieje, że podniesie go to duchu – Jak nie masz kasy to
kupię za swoją. Nie musisz oddawać.
Harry
pokręcił głową i uśmiechnął się wdzięcznie.
- Nie
trzeba. Serio. Jakoś wytrzymam ten rok bez cukierków z Miodowego Królestwa –
wykrzywił usta w smutnym uśmiechu – Odwiedzę Hagrida. Na pewno się ucieszy.
Ron klepnął
Harry’ego pocieszająco w ramię i usiadł na materacu.
- A może by
tak… – zniżył głos do szeptu – malutki przemyt?
Harry
zamrugał oczami i spojrzał na kumpla uważnie, kompletnie zapominając o
konsekwencjach swoich decyzji.
- Co masz na
myśli?
Ron
uśmiechnął się cwanie i wskazał na kufer z wielkim „H”
- Masz
przecież niewidkę. O mapie to już nie wspomnę. Założysz pelerynę, weźmiesz
pergamin i po kryjomu przemkniesz się obok Filcha. To chyba do trudnych nie
należy.
- No tak,
ale tym razem eskortę prowadzi Snape – Pomona Sprout musiała pilnie wyjechać,
więc jej rolę jako drugiego opiekuna musiał przejąć Mistrz Eliksirów – Jak mnie
zauważy, to po mnie, pelerynie i mapie pozostanie jedynie popiół. Przed
Nietoperzem nic się nie ukryje.
Weasley
westchnął i zastanowił się na moment.
- Ron, masz
pięć minut! – krzyknął Seamus, który wraz z Thomasem i Longbottomem schodził już
do Pokoju Wspólnego.
- Już idę! –
odkrzyknął do nich. Wstał z łóżka i skierował swój wzrok na przyjaciela.
- Znajdźmy
na mapie jakieś tajne przejścia. Z tego co pamiętam, przynajmniej połowa z nich
prowadzi na zewnątrz zamczyska.
Jak
powiedział tak zrobili. Znaleźli jeden mały przesmyk, niedaleko wejścia
głównego skąd wycieczka miała się udać wprost do Hogsmeade. Był to wąski
korytarzyk pomiędzy korytarzem prowadzącym do Sali Transmutacji i korytarzem
gdzie znajdował się gabinet Filcha.
- Dobra,
bierz manatki i spadamy!
Harry
chwycił swoją torbę gdzie miał galeony, pelerynę i mapę i wraz z Ronem
pośpiesznie opuścili wieżę Gryfonów.
Truchtem
zbliżali się do miejsca tajnego przejścia.
Gdy Harry
miał już wyjmować pelerynę z torby usłyszeli pewien głos zza swoich pleców.
- Och, a wy
nie na dziedzińcu? – profesor Black stanął przed nimi jawnie zdziwiony – O
Harry’m to wiem, ale ty Ron obyś się nie spóźnił. Wyruszają za trzy minuty.
Chłopacy
przełknęli nerwowo ślinę i Ron nie wiedząc co robić cofnął się trochę i zmieszany
skinął profesorowi głową.
- T-tak,
zaraz się tam udam – posłał Harry’emu przepraszające spojrzenie i pokiwał mu –
To… pa kumplu. Jakby co, to coś Ci przyniosę.
Potter już
wiedział, że o małym „przemycie” może śmiało zapomnieć. Spojrzał na oddalającego
się Rona, który co chwilę obracał się w jego stronę i posyłał współczujące
spojrzenia.
- Przemycik,
co?
Harry
wybałuszył oczy i spojrzał na Syriusza.
- Co? –
udał, że nie zrozumiał, o co mu chodzi.
- No nie
mów, że nie – wyszczerzył się i podał mu małą karteczkę – Ale mniejsza.
Przeczytaj.
Zdziwiony
chłopak rozwinął karteczkę i przeczytał to co było na niej napisane. Jego oczy
przybrały wielkość galeonów i z uśmiechem spojrzał na profesora.
- Merlinie,
dziękuję!
Odpowiedział
mu delikatny śmiech.
- Na Merlina
to ja chyba nie wyglądam – zażartował po czym położył mu dłoń na ramieniu –
Wybacz, że to tak długo trwało, ale znasz profesor McGonnagal. Musiałem się
nieco natrudzić, aby się zgodziła. Cóż za kobieta! Mam nadzieję, że nie
wywołałem tym u Ciebie zbytnio dużego zamieszania.
- Nie! To
znaczy… nie, serio, w porządku! – wypowiedział koślawo, jednakże z dużą dozą
uczuć – Kurczę, dziękuję Syriuszu! Już myślałem, że mnie to ominie.
Black widząc
ogromny uśmiech na twarzy chłopaka otoczył go ramieniem i razem z Harry’m
skierował się w stronę dziedzińca.
- Grupa
zapewne już wyszła – oznajmił Syriusz spojrzawszy na duży zegar nad nimi – Ale to
nic, pójdziemy tam razem. I tak muszę coś tam załatwić. Zgoda?
- Jasne! –
odpowiedział entuzjastycznie, po czym wyszczerzył się do Blacka – Jak ją
przekonałeś?
- Cóż… -
uśmiechnął się konspiracyjnie – Trochę uroku osobistego poszło w ruch, drogi
panie Potter.
- No weź! Jesteśmy przyjaciółmi po
fachu. Proszę z całego serca! Wyszoruję Ci cały gabinet. Mogę zniżyć się nawet
do robienia tego językiem. Sprowadzę nawet dla Ciebie kocimiętkę, tą najlepszą.
U mugoli nazywają to chyba Herą czy Haszem, ale nieważne!
Minerwa patrzyła na niego w
osłupieniu
- Syriuszu…
- Dobra! Kapituluję, odpuszczę sobie
nawet czytania prenumeraty „Seksbomby ministerstwa”, ale proszę…
Na to
wspomnienie chciało mu się płakać ze śmiechu, ale jednak powstrzymał się
-Zapamiętaj,
używaj wszystkiego co może pomóc Ci dojść do celu. Jednakże tego wszystkiego co mieści się w granicach
moralnych – zaznaczył z lekkim uśmiechem, aż w końcu nie wytrzymał i rozbawiony
klepnął Harry’ego w ramię – Masz wszystko?
Chłopak
pokiwał głową i wraz z profesorem udali się w stronę błoni.
- Ach, ta
piękna, zimowa pogoda – rozmarzony Black zaciągnął się jej zapachem – Jaka
szkoda, że moje urodziny przypadają pod jej koniec – oznajmił z lekkim
smutkiem.
- A kiedy
masz urodziny? – zapytał zaciekawiony Harry.
- Czternasty
marca – poprawił szalik – Gdyby to było miesiąc wcześniej, dostawałbym więcej
walentynek, niż sam Lockhart – zachichotali.
- Wiesz, nie
wiem czy wiesz, ale i bez walentynek jesteś rozchwytywany.
- Serio? –
udał niewiedzę. Przeszli przez główne drzwi i skierowali się w stronę
miasteczka – A kogo masz na myśli?
- Cały piąty, szósty i siódmy rocznik – oznajmił beztrosko chłopak.
Wskoczył na
niski murek ścieżki prowadzącej do Hogsmeade. Wystawił ręce jak do lotu i
koordynował – Dziewczyn rzecz jasna. Wielu OWTM-owców Ci zazdrości – rzekł
uszczypliwie przez co oberwał w bok czapką profesora.
- Żebym ja
latał za małolatami – prychnął – Powiedzmy, że wolę rówieśniczki – schował ręce
w kieszenie – Wracając jednak do tematu pozwolenia na wyjście. Minerwa wyraziła
zgodę, ale prosiła abym czasem doglądał czy Cię gdzieś nie korci na samodzielne
zwiady.
- Że mnie ma
korcić? – zdziwił się teatralnie po czym złapał się za serce udając zranionego
– Moja własna opiekunka domu nie wierzy w swego, grzecznego, nieskalanego złem
Gryfona – rzekł rozpaczliwie – zabiję się skacząc z dywanu. Mówię Ci!
Syriusz
zaśmiał się i zerknął na chłopca.
- Będziemy
tęsknić, panie Potter. Któż by inny wykonał tak wspaniały zwód Wrońskiego?
- Zapewne
nikt – rzucił buńczucznie po czym skoczył z murka i dotrzymał kroku Blackowi –
A co chcesz kupić w Hogsmeade?
- Och, na
pewno zahaczę o Miodowe Królestwo – zerknął na towarzysza – Też się tam
udajesz, mam rację?
- Tak, bez
tych cukierków ciężko by mi było wytrzymać do wiosny. Z tego co wiem, wtedy
jest następne wyjście.
- Zgadza
się. Jeżeli nie masz nic przeciwko, udam się tam z tobą, dobrze? Sam mam ochotę
na porządną paczkę Fasolek Wszystkich Smaków – wyszczerzył się – Nie masz nic
przeciwko?
- Nie!
Oczywiście, że możesz tam ze mną iść – uśmiechnął się szeroko - W końcu, nie jesteś taki jak inni
nauczyciele, i można z tobą porozmawiać o wszystkim.
Łapa prychnął
rozbawiony.
- Zwróć
uwagę na to, że jestem najmłodszym nauczycielem z całej kadry, a to robi swoje.
- A taki
Snape, to co? Ma tyle samo lat co ty i Remus, a zachowuje się jakby miał kij w
d…
- E, młody!
Bez takich – zwrócił mu uwagę.
- No co, a
nie jest tak? – zdziwił się.
Black
rozejrzał się wokół i zniżył głos do szeptu.
- Gdybym Ci
nie przerwał, to zapewne miałbym obniżoną pensję za podburzanie ucznia – Harry
popatrzył na niego z niedowierzaniem.
- Ale z pana
materialista! – zażartował przez co oberwał łokciem między żebra.
- Żaden
materialista. Ja po prostu dbam o swoje własne dobra – zapewnił po czym zaśmiał
się. Harry mu zawtórował.
Byli już
prawie przed miasteczkiem. Sama droga bardzo przyjemnie im minęła i, jak można
było się domyśleć, dosyć szybko.
Po uliczkach
kręciło się dość dużo osób, a nieopodal zauważyli grupę i tłumaczącą coś im
McGonnagal i stojącego nieopodal znudzonego Snape'a.
- Chyba
powinienem poinformować profesor McGonnagal o mojej obecności – stwierdził
Potter i ruszył w stronę nauczycielki, lecz powstrzymało go lekkie chwycenie za
ramię.
Ze
zdziwieniem spojrzał na Blacka. Na jego twarzy widać było lekkie zakłopotanie.
Profesor cofnął rękę i posłał chłopcu lekki uśmiech.
- Wie o
twojej tutejszej obecności. Była przekonana, że się spóźnisz, a że
zdeklarowałem się do doglądania twojej osoby… - zdjął kaptur czarnego płaszcza
– tym bardziej nie musisz jej… informować – wskazał na wściekłą profesorkę
tłumaczącą coś niekumatemu puchonowi – Tym bardziej nie teraz.
Harry
spojrzał na profesorkę i zrozumiał.
- Ach… to
może faktycznie jej teraz nie mówmy – szybkim krokiem oddalili się od głównej
uliczki i skierowali się w stronę Miodowego Królestwa.
Syriusz
opatulony w ciepły, jeszcze dawny, gryfoński szal spojrzał na Harry’ego i
uśmiechnął się ciepło. Cieszył się, że chłopak został. Mógł z nim porozmawiać.
Nadrobić stracony czas. Poznać go lepiej. Zobaczyć co lubi…
Schował ręce
do kieszeni i zwolnił tempa, aby jeszcze dłużej nacieszyć się to chwilą.
Chrząknął i odruchowo spojrzał w lewo. Jęknął czym zwrócił uwagę Harry’ego,
który obrócił się i spytał:
- Coś… się
stało? – spojrzał w tą samą stronę co Syriusz i zmarszczył gwałtownie brwi –
Salon fryzjerski?! – podszedł bliżej – bliźniacy nic nie mówili, że jest tu coś
takiego.
- A bo nie
było! – rzekł niespodziewanie jakiś mężczyzna obok, który wystawiał potykacz
swojej kawiarni. Niski, przysadzisty, w grubym płaszczu i szpiczastym kapeluszu
o kolorze khaki – Bernie niedawno się tu zaaklimatyzował. Jakiś miesiąc temu? –
podrapał się po brodzie – Tak, to będzie już z miesiąc – mruknął i szturchnął
potykacz – Same z nimi problemy, no! Już nawet stać prosto nie chce – spojrzał
na przedmiot z dezaprobatą.
- Bernie?
Właściciela ma pan na myśli? – spytał Black.
- Tak,
Bernie’go mam na myśli – mruknął i spojrzał nieprzychylnie na profesora –
Nieźle się pan trzyma. Trzynaście lat w takim zakutym lodem kamieniu to idzie
sfiksować – czuć było niechęć w jego głosie.
Black
czując, że lepiej będzie nie wdawać się w kłótnie odpowiedział krótko:
- Niewinny
zawsze będzie wierzył w swoją niewinność i szansę wydostania – oznajmił chłodno
po czym pociągnął nosem – Wie pan czy salon jest czynny?
Gruby
mężczyzna prychnął i chwycił miotłę, by odgarnąć małe pozostałości po jesieni
spod drzwi jego kawiarni. Jej zielonkawy, obdarty szyld chował się za jaskrawymi
i większymi reklamami.
- Nic mi nie
wiadomo, by Bernie był nieobecny – kaszlnął przeraźliwie i wytarł nos w
chusteczkę z materiału, którą niedbale znów schował do kieszeni – Sprawdźcie,
prawdopodobnie jest otwarte.
Zdegustowany
Harry wlepiał wzrok w jego kieszenie. Tam gdzie właśnie była owa chusteczka.
- Cóż,
dziękujemy i życzymy miłego dnia – pożegnał go krótko Black i zwrócił się do
Harry’ego – Muszę w końcu obciąć te kłaki, nie? – chwycił czarny kosmyk swoich
puszystych, przydługawych włosów.
- Nie wyglądasz
wcale tak źle…
- Wyglądam
strasznie – przerwał mu – Muszę je skrócić, gdyż po Azkabanie wyglądają jak
włosy Trelawney.
Harry
spróbował się nie zaśmiać z tego określenia, ale wyszło mu to dosyć koślawo.
- To teraz
do fryzjera?
- Jak nie
chcesz iść ze mną, to nie idź, dogonię Cię w Miodowym, gdyż od razu po
fryzjerze tam zajrzę – stwierdził, że nie będzie trzymał chłopaka na siłę, gdyż
jak wiadomo, nastolatki zdecydowanie wolą towarzystwo rówieśników. Z resztą i
tak go później dogoni – uśmiechnął się nieznacznie.
- Nie, nie,
mogę z tobą iść – zapewnił gorliwie. Jego zielone oczy zamigotały w świetle
słońca. Syriusz westchnął i klepnął go w ramię.
- Na pewno?
Nie chcę Cię trzymać na siłę. Zapewne chcesz się spotkać z Ronem…
- Syriuszu –
przerwał mu i też położył dłoń na ramieniu mężczyzny tworząc pomiędzy nimi
„most” – Rona widzę codziennie, a jestem bardzo ciekawy twojej nowej
metamorfozy… i reakcji dziewczyn gdy pana zobaczą – zażartował. Uśmiechając się,
w jednym z policzków utworzył mu się malutki, prawie niewidoczny dołeczek.
Jak u Lily – zaćwierkał mu przesłodki głosik w
głowie.
A zamknij się – burknął Black w myślach.
- Okay –
klasnął dłońmi i chwycił klamkę od wejścia – W takim razie, panie Potter.
Będziesz jedynym świadkiem mojego pójścia na prawdziwe ścięcie.
Rozbawił tym
chłopca, który stanął tuż obok niego podtrzymując torbę na ramieniu.
- A dlaczego
na ścięcie ?
- Któż wie,
jakie ten Bernie ma pomysły co do
męskiego strzyżenia – rzekł znacząco po czym pchnął drewniane drzwi
uaktywniając tym złoty dzwoneczek nad nimi. Weszli do przyjemnego, drewnianego
pomieszczenia.
- Ach,
witam! – zaskoczeni drgnęli gdy doskoczył do nich ekscentryczny Bernie - Witam,
panie Black! I panie Potter! Spodziewałem się pana! To znaczy, sir Blacka,
rzecz jasna. Potter, nie zmieniaj fryzury dobrze Ci z taką – okrążył
zszokowanego sytuacją chłopca.
Nagle podszedł do Syriusza i wskazał na jego
głowę i niedowierzaniem
- Któżby chciał
chodzić z takimi włosami! Widziałem zdjęcie w gazecie. Aż dziw, że nie
przyszedł pan wcześniej… - chudy, starszy mężczyzna z czerwonym fartuszkiem z
kieszonką na nożyczki przywitał ich już przy wejściu i rozgadał się na dobre.
Miał pomarszczoną, pogodną twarz i wyglądał na prawdziwego fachowca. Może ze
słabym wzrokiem, gdyż ciągle mrużył oczy, ale Syriusz czuł, że trafił w dobre
ręce… i to bardzo rozgadane ręce.
- Emm, Dzień
Dobry – wybąkał równie co Harry zaskoczony profesor.
- Dzień
Dobry! – uśmiech na twarzy Bernie’go był tak ogromny, że zmarszczek przybyło, a
oczy kompletnie zniknęły – Strzyżenie męskie , tak? Z takimi długimi włosami to
kłóciłbym się o damskie – zaśmiał się pogodnie wywołując wrażenie, że nieopodal
zaśpiewał skowronek – Zalecam strzyżenie stopniowe. Bardzo popularne w tych
czasach. Stracił pan dużo czasu w tym Azkabanie, panie Black. Muszę panu
pokazać co jest ostatnio w modzie – zaaferowany potruchtał do stoliczka z jakąś
księgą.
Zapewne z księgą klientów.
Bernie
otworzył ją i wskazał pomarszczonym palcem na pierwsze zdjęcie.
- Widzi pan?
Tu zastosowałem strzyżenie stopniowe. Ach Ci Francuzi! Mają idealne włosy do
tego typu strzyżeń. Wie pan, mój gabinet kiedyś miał miejsce w Bretanii, ale
przeniosłem się tutaj – Harry i Syriusz przeczuwali, że nie prędko stąd wyjdą –
Czas na Angielskie głowy! Oczywiście, jestem rodowitym Brytyjczykiem, ale tam
we Francji… - zacmokał – Piękne kobiety.
- Oj tak,
zgadza się – zgodził się Black. Casanova jeden.
Bernie
zaśmiał się szczerze.
- No widzisz
Merlinie! Nie tylko ja odkryłem piękno tych rudowłosych kobiet – wyszczerzył
zadziwiająco białe, i na dodatek własne zęby – Tam jest mnóstwo rudych osób –
popukał się po podbródku i nagle chwycił Blacka za ramiona i obrócił do tyłu
wywołując chichot Harry’ego – Tak, zdecydowanie stopniowe. Przyznasz mi rację,
panie Potter?
- Oj tak,
koniecznie stopniowe.
Uradowany
Bernie klasnął w dłonie i naprowadził starszego z gości na fotel.
- Proszę się
odprężyć – przewiązał mu przez szyję fartuszek ochronny – Nie potrwa to nawet
godzinki!
- Nawet –
mruknął rozbawiony Harry, który usiadł na kanapie dla czekających trzymając pod
pachą jego i profesora kurtki. Czuł, że to będzie naprawdę wesoły dzień.
Zwłaszcza w towarzystwie profesora Blacka, którego zaczął naprawdę bardzo
lubić. Bardzo to nawet za mało powiedziane. Był jego ulubionym nauczycielem.
Zerknąwszy
na Syriusza musiał się powstrzymać przed wybuchnięciem śmiechem, gdy zauważył
jego minę na widok nożyczek.
~~*~~
Znowu skończyłam w nieodpowiednim momencie ? Wiem, jestem cholernym polsatem :D, ale cóż zrobić jak jest się ślizgonką :v
Pozostawcie po sobie ślad, czytelnicy, którzy nie komentują - będzie mi miło przeczytać wasze oceny :D
Ale kończąc, widzimy się za dwa tygodnie (z nowym rozdziałem) :D ♥♥♥
Jak zwwykle spóźniona XD
OdpowiedzUsuńRozdział piękny >.<
Ale nadal jesteś Polsatem xDD
Brak Tonks = Smuteczek
Czekam na nexta
NLAEPBL - Taki Skrótk
xD Fajny skrót, powiem Ci :D
UsuńDzięki serdeczne i do następnego!
Bye! Cennetyn Black :)
Wow, WoW, Wow
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać nastepnego rozdziału
Zyczę weny
PS mam nadzieje ze Harremu cos się stanie ;)
Pozdrawiam
Hah, dziękuję! Lubisz jak Harruś cierpi, no nie? Ja też :3 tylko czasem jakoś ciągle mi to umyka przy pisaniu >.< ALE w 18 się postarałam, aby coś tam ten nu było. Nie powiem co :D Zatem widzimy się 10 kwietnia :D
UsuńPozdrawiam, Cennetyn Black :)
I znowu spóźniona XDD
OdpowiedzUsuńJest bardzo dobrze, trzymam kciuki na następne opowiadania.
Wielkie gratki i szacun laska za ten wysiłek i magię jaka we mnie iskrzy *.* Powinna być tu ogromniasta zbiórka Potterhead-ów, myślę, że się by nie zawiedli :D
Podobają mi się Twoje opo, ale nie będę wypowiadać się na temat ich uwag, gdyż to jest jedyna rzecz, której im brakuje - więc nie mam zastrzeżeń :')
Powodzonka w pisaniu i mam nadziję, że dobrniesz do rozdziału 100, a może i dalej <3
Życzę wiele komentarzy i twórczej weny. Oczywiście rówież Harrego Pottera. Wiem, że ten komentarz się zrobił krótki, aczkolwiek nie mam pomysłów co Ci tu jeszcze wyklepać na tej klawiaturze, gdyż ode mnie wszystko już wiesz i nie ma takiej potrzeby abym powtarzała Ci, że jesteś świetna w tym co robisz i masz niebywały talent ;)
Angie <3
<3 <3 <3
UsuńDziękuję~!
To jedno słowo powyżej wyraża więcej, niż Ci się zdaje. Kc siostra, kolejny rozdział już w niedziele, trzymaj kciuki! Muszę go w końcu skończyć pisać ;-; xd
Pozdrowionka, Sister :3
Jeszcze nie skomentowałam wszystkich Twoich rozdziałów :V, ale postaram się nadgonić i nie mogę się doczekać następnego pobytu na tej stronie :D. W końcu będę mogła wyluzować się przy Twoim 20 rozdzialiku :**
OdpowiedzUsuń