Wybaczcie, że tak późno, ale miałam dużo na głowie + wczorajszy Pyrkon :v Jednakże ścisnęłam poślady, dałam sobie mentalnego kopa w d... i dodałam rozdział dzisiaj - obawiałam się, że będę musiała przesunąć to na jutro, ale jakoś dałam radę.
Sprawdzany metodą 'na oko' - czyli możecie się spodziewać pewnych błędów, zapewne językowych, jak to u mnie często bywa - szczerze przepraszam :"(
W każdym razie Enjoy! i pozostawcie komentarze :D
~~*~~
Zgrzyt nożyczek.
Odgłos odkładania metalowego
przyrządu na szklany stolik.
Odgłos odpinania rzepu.
Westchnięcie.
- Pięknie –
szepnął starszy mężczyzna po czym okręcił oczarowanego Blacka na krześle – Jak
fantastycznie się układają – nie mógł wyjść z zachwytu – Ta finezja! – chwycił
równo przystrzyżone, odżywione włosy Blacka w dłoń i przeczesał je palcami –
Niech mi pan spróbuje to zaniedbać! Do strzyżenia co trzy miesiące. Do mnie
oczywiście! Nikt inny lepiej panu tego nie zrobi.
Włosy trzydziestotrzylatka
układały się gęstymi kaskadami do ramion - a nie jak wcześniej - łopatek, czym
sprawiały wrażenie zaniedbanych. Teraz lekko uniesione, przystrzyżone stopniowo
prezentowały się na młodym profesorze bardzo przyzwoicie.
Syriusz
wstał, przyjrzał się sobie samemu w lustrze i skinął głową z uznaniem.
- Świetna
robota, panie Bernie – pochwalił go po czym uścisnął z nim dłoń.
Fryzura dla
włosów średnich, wpadająca w podtyp długich. Jego gęste włosy przystrzyżone
stopniowo wyglądały na nim bardzo dobrze. Blackowi zawsze pasowały te dłuższe,
niż krótkie fryzury.
Bernie oparł
się o półeczkę koło lustra i skrzyżował ręce.
- Naprawdę
jestem z siebie dumny – nigdy nie był skromnym człowiekiem, co Syriusz wraz z
Harry’m zdążyli już zauważyć – tak dobrze przystrzyc…
Łapa
chrząknął i przeczesał po raz ostatni włosy.
- Naprawdę
dziękuję – uśmiechnął się wdzięcznie -
Ile będę winien? – spytał sięgając po portfel.
Staruszek
zniknął na moment i wrócił z dwoma wizytówkami.
- Jedyne
dwadzieścia Galeonów, panie Black. Proszę, o to… - podał (czyt. wcisnął) im w
dłonie małe karteczki – wizytóweczki.
Skinęli
głowami i ubrali kurtki.
- Dziękuję i
życzymy Wesołych Świąt! – wyszczerzył się do mężczyzny, który na
ten gest jeszcze bardziej się rozpromienił. Facet uścisnął też dłoń
trzynastolatka i również życzył im spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, które
będą już za dwa tygodnie. Wyjście do Hogsmeade odbyło się jednak dziesiątego, a
nie dwudziestego grudnia.
W końcu
wyszli z salonu i odetchnęli świeżym powietrzem.
- Wyglądasz
świetnie – zachichotał Harry – To co? Idziemy do Miodowego Królestwa?
Black kiwnął
głową i dziarskim krokiem skierowali się do miejsca przesączonym smakiem
czekolady, zapachem landrynek i odgłosem głośnej, roześmianej młodzieży.
Idąc zapełnioną
uliczką musieli się zmierzyć z natarczywymi spojrzeniami i westchnięciami
młodych nastolatek, które zauważywszy Blacka… można śmiało powiedzieć, że
rozdziawiły swe paszcze jak Bazyliszek na Pottera rok temu.
Harry miał z
tego niezły ubaw, a przerażony Black chciał być jak najprędzej na miejscu.
- Warto było
przeczekać tą godzinkę dla takiego widoku – zaćwierkał Harry, przez co oberwał
w żebra. To wzmogło w nim chichot.
- Gdybyś był
w moim wieku, już byś się tak nie śmiał – burknął profesor.
- Gdybym był
w twoim w wieku miałbym już żonę i to ona strzygłaby mi włosy.
Black
rozdziawił usta i spojrzał na chłopaka, który wybuchnął śmiechem.
- Musiałbyś
sobie znaleźć bardzo utalentowaną wybrankę. Dla takiej szopy potrzeba
mistrzowskich umiejętności – dowalił do pieca.
- Uwielbiam
ironię, ale to już była przesada – burknął rozbawionym głosem Harry.
- Wybacz,
taki już jestem – wzruszył bezradnie ramionami i w świetnych humorach znaleźli
się na miejscu. Czarnowłosy już przy wejściu musiał zamrugać parę razy, iż taka ilość cukru - nawet w powietrzu -
była drażniąca dla oczu i dobrze znanego nam łakomczucha Weasley’a, którego Potter zauważył na końcu sklepu.
- Jeżeli
chcesz iść, to idź – oznajmił stojący za nim Black, który się uśmiechnął – Przecież nie muszę stać koło Ciebie
dwadzieścia cztery godziny na dobę, prawda? Zabaw się z kumplami, nie trzymam
Cię na smyczy – klepnął go w ramię.
Harry
przeczesał dłonią włosy i pomyślał.
Chciałbym jeszcze zostać chwilę z
Syriuszem… Ron, może poczekać prawda? Może się jeszcze czegoś nowego dowiem o
moich rodzicach.
Chłopak
pokręcił głową.
- Z chęcią z
Tobą zostanę, naprawdę – oznajmił po czym oparł ręce na biodrach – Ktoś musi
nadzorować twoje nowe włosy. Nie chcemy, aby jakaś psychofanka obśliniła je w
zamiarze zaznaczenia swojego terenu.
Syriusz
wzdrygnął się i zniesmaczony spojrzał na rozbawionego chrześniaka.
- Nie wiem
skąd masz takie pomysły, ale proszę! Zaraz będziemy jeść coś słodkiego, a nie
chcemy przecież zwymiotować na samym środku Królestwa.
Harry
pokiwał głową po czym pociągnął Blacka do najbliższej z półek.
- Byłem tu
już nie raz. Niestety tylko w dzieciństwie
– z bólem przypomniał sobie te dwanaście lat w Azkabanie – I przenigdy w
życiu nie widziałem czegoś takiego jak ‘Smocze
Mleczaki’ – chwycił nieopodal stojące czerwone pudełko z białymi… kłami? Na
to wyglądało, że to były kły.
- Według
Freda pojawiły się tu ponad rok temu. Słodkie jak herbata Trelawney – wzdrygnął
się – Podobno potrafią nieźle postawić na nogi.
Łapa
zamrugał zdziwiony i przyjrzał się cukierkom.
- Wyglądają jak nowsza wersja ‘Wykrętków’ – mruknął zamyślony – Pamiętam jak James używał kiedyś
tego jako cukru do kawy. Naprawdę słodkie cholerstwo – wyszczerzył się –
Kurczę, młody! Ile ja mam Ci do opowiedzenia… - zagłębił się we wspomnienia –
Kupimy słodycze i poopowiadam Ci o naszym dzieciństwie. Moim i Jamesa. Zgadzasz
się?
- Jasne – posłał mu lekki uśmiech – Mam nadzieję, że nie
będzie to historia żywcem wzięta z horroru? – zażartował.
- Ależ, skąd! Żywcem wzięta z komedii – zaśmiali się i rozpoczęli sprawunki.
Miodowe Królestwo jak sama nazwa wskazuje było istnym
królestwem wszystkiego co słodkie, pyszne i niezdrowe. Na żółtych ścianach
wisiały oblegane półki, przy których gromadziły się tabuny dzieciaków. Na
regałach można było znaleźć wszystko. Od Fasolek Wszystkich Smaków Bertiego
Botta, po lizaki wielkości okna. Ekspedientka siedziała znudzona za ladą i
kręciła sobie loka na lukrową pałkę. Zrobiła balona z gumy i strzeliła nim tuż
obok ucha jednego z uczniów odwiedzających
jej sklep. Przestraszony dzieciak podskoczył i posłał
kobiecie oburzone spojrzenie.
Przy wejściu do sklepu stały kręcące się pasiaste tuby mające
za zadanie zwracać uwagę przechodniów. Ich czerwono-niebiesko-białe paski kręcąc
się dawały wrażenie sunięcia z góry do dołu.
Za wiszące ozdoby w witrynach robiły nawleczone na żyłkę
pianki o smaku ciasta marchewkowego i waty cukrowej. W rogu pomieszczenia stał
stolik ze wszystkim co czekoladowe. Jedno dziecko chwyciło małe, fioletowe
pudełeczko i niechcący je upuściło wypuszczając z niego żywą, czekoladową żabę.
Urzeczony Harry podszedł do jednej z półek i jego uwagę
przykuła przeźroczysta paczuszka przewiązana u góry złotym rzemykiem, aby
zawartość nie uległa wysypaniu się.
Chwycił ją w dłoń i obejrzał dokładnie.
- ‘Śmiertelne Drażetki’
– przeczytał cicho po czym zaintrygowany chwycił paczkę po pachę z zamiarem
jej zakupu. Obejrzał jeszcze inne stoiska. Wziął ‘Fasolki Wszystkich Smaków’, ‘Żelki
Wszelkich Rozmiarów’, wisiorek z cukierków pudrowych i coś co w
konsystencji przypominało budyń, lecz nim nie było. Harry uznał, że wypróbuje w
zamku cóż to jest.
Rozejrzał się po sklepie i nagle ktoś krzyknął mu do ucha.
- Siema stary!
Wystraszony podskoczył i wyciągnął przeciw temu komuś ‘Śmiertelne Drażetki’ .
- Harry! Ty tutaj?! – odsunął od siebie paczkę, którą się mu
grożono – Wybacz, że tak krzyczę, ale byłem po prostu zdziwiony widząc twoją
czuprynę w Miodowym Królestwie.
Harry uniósł oczy ku górze.
- Zawału bym dostał, Ronaldzie – prychnął w stylu Hermiony,
lecz po chwili posłał przyjacielowi szeroki uśmiech – Syriusz zdobył dla mnie
przepustkę – rozejrzał się wokół – Gdzieś się tu kręci…
Rudzielec uniósł brwi i również się uśmiechnął. Sięgnął do
swojej siatki z zakupami i wyjął coś czym chciał się pochwalić.
- Udało mi się zdobyć jeden z trzech unikatowych wydań
fasolek – wypiął dumnie pierś i podał przyjacielowi pudełko – Jak wrócimy do
zamku, to zrobimy sobie słodki wieczór z chłopakami. Jak myślisz, mam kupić
wiadro dla Neville’a? Wiesz jaki on ma słaby żołądek – skrzywił się.
Harry zaciekawiony chwycił białą paczuszkę w czerwonego paski
do ręki i spojrzał na napis.
- ‘Limitowana Edycja’
– przeniósł wzrok na Weasley’a – Mam się bać? – wykrzywił usta w znaczący
uśmiech.
Chłopak prychnął i schował paczkę z powrotem do siatki.
- Nie masz czego – zapewnił – Dodali tylko parę nowych
smaków.
- Z tego co
wiem, smaki w fasolkach są dość… wymyślne.
- No… - urwał – Dobra, też się boję – zaśmiał się. Nagle
usłyszeli krzyk McGonnagal.
- Macie trzy
godziny wolnego! – przyszpiliła wzrokiem najmłodszych - Nie rozpraszać mi się
po całym miasteczku, nie mam zamiaru was szukać do wieczora. Czekam na was o
czternastej tuż przed Miodowym Królestwem.
Czy to jasne? – spytała tonem
nieprzyjmującym odmowy.
Gdy
uczniowie skinęli głowami i rozproszyli się – ku niezadowoleniu Minervy – Ron
spojrzawszy na Black’a uśmiechnął się w stylu 'Okay, już kumam'.
- To może ja
już się będę zwijał – chłopak wyczuł, że Harry nie chce zrezygnować z
towarzystwa Syriusza, a on by im tylko przeszkadzał – Widzimy się w zamku,
okay? Pamiętaj tylko, że wieczorem biba u nas – wyszczerzył się do przyjaciela
i kiwnął na pożegnanie znikając za drzwiami Królestwa.
Harry
prychnął i skierował się do kasy. Znudzona ekspedientka zaprzestała kręcenia
loka na lukrową laskę i przyjęła dwadzieścia galeonów od chłopaka. Włożyła jego
zakupy to specjalnej, nierozerwalnej reklamówki z wydającym mdlący zapach logo
sklepu i życzyła miłego dnia.
Harry
rozejrzał się wokoło i spostrzegł przy drzwiach profesora z aż trzema siatkami
wypełnionymi po brzegi.
- No co? –
zapytał spojrzawszy na zdziwioną minę chrześniaka – Uwielbiam słodycze.
Idąc główną
uliczką Black zdążył już wsunąć trzecią paczkę z cukrowymi piankami, które jak
widać były ulubionymi profesora. Stwierdził, że przed opowiadaniem musi się dobrze najeść. Podsunął paczkę pod nos chłopaka, ale widząc,
że ten pokręcił głową, wzruszył ramionami i wepchnął sobie do
buzi kolejne dwie.
Wiele
uczennic, które rozpoznało Blacka na ulicy, wybałuszyło oczy i popędziło do
Zonka z zamiarem kupna Eliksiru Miłosnego. Harry śmiejąc się współczuł
nauczycielowi i wskazał na jeden ze sklepów.
- Wstąpimy?
– zapytał z błyskiem w oku.
Wchodząc
zwrócili uwagę na bogate, drewniane, emaliowane wejście, z wyrzeźbionym zniczem
na drzwiach. Nad drzwiami wisiały lampy naftowe z czarnym obramowaniem. Za szybą
stały da postumentach wielorakie preparaty odżywcze do mioteł. Tuż nad nimi
unosiła się najnowsza miotła w tych czasach.
- Błyskawica
– wyszeptał zauroczony Harry i jakby opętany powolnym krokiem zbliżył się do
niej. Z zamglonym wzrokiem przyglądał się miotle nie mogąc nadziwić się jej pięknem. Uratował go Syriusz potrząsając za szczupłe ramię.
- Hola,
hola! – rozbawiony odseparował Harry'ego od miotły – Muszę Cię dzisiaj
doprowadzić do zamku, a nie chcę płaczu, że odciągam Cię od twojej życiowej miłości.
Już chyba wiem, co Ci kupić na
święta.
Z podpisem ‘Tęskniłam kochanie’
Z podpisem ‘Tęskniłam kochanie’
- Taka
piękna – nie zwrócił uwagi na złośliwości profesora.
- Fakt, ale może zajrzymy w inne miejsce? –
chwycił chłopaka za ramiona i poprowadził w głąb sklepu.
Tak. Miejsce
w którym się znajdowali było ewidentnie ‘Miotlarskim Niebem’. Jednym z najlepiej wyposażonych sklepów.
Podłoga była
zrobiona z sosnowego drewna, pomalowana ochronną farbą (a raczej muśnięta
zaklęciem przeciw próchniczym) , ściany również z mnóstwem fiolek na półkach z
substancjami przeznaczonymi do konserwacji tego jakże szybkiego środka
transportu. Pod sufitem wisiały różne modele mioteł i przyczepionymi obok nich
cenami, na których widok nie jeden dostał zawału. W powietrzu unosił się ciężki
zapach, porównywalny do pasty do butów – jak stwierdził Harry.
- Muszę się
zaopatrzyć w olejek do trzonu – oznajmił Harry gdy stanęli przed jedną z półek
– Tamten mi się już niestety skończył. Dostałem go od Rona na urodziny.
Fantastyczny prezent – uśmiechnął się.
Nagle
usłyszeli siarczyste przekleństwo i wstającego z podłogi mężczyznę w
ciemnozielonej szacie.
-
Moglibyście państwo wytrzeć tu trochę! – zwrócił się do właściciela – Podłoga
od tych past i olejków jest śliska jak lód.
Mężczyzna
złorzeczył jeszcze chwilę, aż w końcu kupił co chciał i wyszedł z odbitą kością
ogonową.
Black
patrzył na to z rozbawieniem i zaciekawiony zwrócił się do Harry’ego .
- A jakiego
olejku szukasz?
Harry
odłożył jedną z fiolek.
- Ostatnio
miałem kokosowy, ale z tego co słyszałem, piżmowy też będzie dobry.
- Piżmowy?!
– Black nie krył zdziwienia – Nawet nie wiesz jaki to mocny aromat. Nie
ukrywam, świetny specyfik i zapach, ale podczas gry może to dezorientować i
utrudniać pracę w znalezieniu znicza. A propos, następny mecz… ?
- Tydzień po
przerwie świątecznej. Gramy ze Ślizgonami
- potwierdził Harry – Czyli piżmo odpada?
Syriusz
pokiwał głową.
-
Zdecydowanie. Od kogo to słyszałeś?
- Jacyś
siódmoroczni puchoni gadali o tym na przerwie i twierdzili, że piżmowy jest
fantastyczny.
Black
prychnął i zaczął przeglądać stoiska w poszukiwaniu olejku.
- Phi! Może
dla nich. A niech sobie smarują te miotły czym chcą, ale ja moim gryfonom na to
nie pozwolę. Już tylko czekam, aż ci siódmoroczni będą spadać z mioteł pod
wpływem odurzenia.
Harry uniósł
brwi.
- Moim?
Syriusz
uśmiechnął się lakonicznie.
- Byłem i nadal jestem gryfonem. Do tego
profesorem. Mam sentyment do tego domu.
Harry pokiwał
głową ze zrozumieniem i podszedł do innej półki.
- A pasta
się nada? – spytał profesora, który spojrzał mu przez ramię.
- Pokaż –
chłopak podał mu pudełko – Jabłkowa – powąchał zawartość, po czym spojrzał na
opis – Działanie czterdziesto-ośmio godzinne, nie pozostawia smug, działa
ochronnie i poprawia wygląd zewnętrzny – przeczytał.
Harry
zamrugał.
- Takie małe
coś, a ile zalet.
Syriusz
skinął głową po czym odłożył specyfik z powrotem na jego miejsce.
- Z mojego
doświadczenia kokosowa dodatkowo poprawia stan wewnętrzny drewna i do tego
podtrzymuje działanie zaklęć ochronnych, którymi można zaklinać miotłę –
stwierdził – Jednakże tak działa olejek. Nie ma pasty kokosowej, a ona działa
nieco lepiej od olejku i radziłbym Ci zakup tego drugiego.
Ekspedient
słysząc słowa Black’a wykrzywił twarz w grymasie i zaczął coś notować. Zapewne
słowa Syriusza. Hah, ironia….
- Czyli… -
zaczął – lepiej będzie jak kupię pastę?
- Dokładnie
– stwierdził z uśmiechem, po czym pociągnął go do koszyka pełnego okrągłych, kolorowych
pudełeczek.
- Za moich
czasów był o wiele mniejszy wybór. Jednakże nie sądzę, aby skład past się jakoś
szczególnie zmienił. Nie zawsze te najnowsze są najlepsze. Opieraj się na
doświadczeniu i opisie. Musisz też znać z jakiego drewna jest zrobiona twoja
miotła. Posiadasz Nimbusa 2000 prawda?
Harry
pokiwał głową.
- Wiesz z
jakiego drewna jest zrobiony trzon?
Chłopiec zmarszczył brwi i zastanowił się.
- Chyba Buk,
albo Dąb. Skłaniałbym się raczej do tego drugiego.
- Yhm –
skwitował po czym chwycił czerwone opakowanie z kosza. Podał je
Harry’emu i oparł się o kosz.
- Żurawina.
Idealnie łączy się z drewnem drzew niemagicznych. Z miotłami z drzew
magicznych jest większy problem, gdyż jest na nie mniej preparatów i nigdy nie
wiadomo jak takie drewno na daną pastę, olejek czy Merlin wie co jeszcze
zareaguje. Często takie drewno zmienia swoje właściwości i lepiej z nim nie
eksperymentować. Zapytasz się skąd tyle wiem – dodał widząc zszokowaną minę
chłopaka – To wszystko z młodzieńczych lat. Tak to jest jak się kiedyś
mieszkało siedem lat pod jednym dachem z najbardziej zapalonymi fanami
Quidditcha na świecie. Teraz już się to wyrównało i prawdziwymi fanami jest zaledwie garstka osób z domu. Reszta to
amatorzy.
Harry pokiwał smętnie głową i zgodził się z Black’iem. Zaledwie tylko osoby z drużyny Quidditcha i przyjaciele graczy znali się na tym sporcie jak mało kto. A reszta? Dla innych to była tylko rozrywka. Nic więcej. Niestety.
- Czyli mam
wziąć żurawinę?
Black uniósł
ręce w niewiedzy.
- Ja Ci ją
tylko proponuję. Przejrzyj inne. Zapewne jeszcze parę wpadnie Ci w oko – ton
jego głosu przybrał wyraz rodzicielskiego. Jak wszyscy wiedzą, rodzicielski ton
umie perfekcyjnie wprowadzić ‘ofiarę’ w stan niewiedzy, zakłopotania i
niepewności.
Harry
zamrugał parę razy i sięgnął po inną pastę.
- Cytryna –
mruknął i przeczytał skład.
Black
skrzyżował ręce i czekał, aż chrześniak podejmie decyzję. Chciał być dobrym
opiekunem. Takim jak James. Postępował w tym momencie tak samo jak postępowałby
Rogacz, czyli czekał, aż dzieciak sam zdecyduje co będzie dla niego najlepsze,
a jego zadaniem będzie lekkie nakierowywanie go na dobrą drogę. Pomysł
doskonały.
- Nie –
Harry odłożył pudełeczko do kosza – rozjaśniłaby kolor mojej miotły i
doprowadziła do złuszczenia warstwy ochronnej i polerującej. Działa tylko na
miotłach bez powłoki.
Syriusz
pokiwał z uznaniem i poszerzył uśmiech.
- A tutaj… -
wziął fioletowe opakowanie – Synsepal – zaakcentował każdą sylabę. Zmarszczył
brwi – Synsepal?
Black skinął
głową i wyjaśnił.
- Ładnie
konserwuje i dodatkowo nadaje dobrego zapachu. Jest to pewien afrykański owoc. Nigdy nie próbowałem, ale jak widać ma dobre działanie na magiczne sprzęty.
Chłopak po
chwili zastanowienia wrzucił pudełko do koszyka na zakupy i sięgnął po kolejne.
- Wezmę dwa
– oznajmił i pomachał okrągłym pudełeczkiem – Pasta z dodatkiem wyciągu z
żołędzi też będzie dobra - po czym dodał - A raczej powinna. W końcu trzon Nimbusa jest z dębu, prawda?
Black
zadowolony z wyboru chrześniaka zapłacił z nim za zakupy i wyszli na ulicę.
- Chciałbym jeszcze
kupić prezenty dla przyjaciół – zakomunikował Harry po czym skierował się w
stronę sklepów z gadżetami – Ron od dawna marzył o samopiszącym piórze –
uśmiechnął się lekko.
Chłopak
zakupił gadżet i dodatkowo dla Freda i George’a wziął dwie paczki ‘Gryzących
Pluskiew'. Dla Hermiony zajrzał do kameralnej ‘Księgarni Shouter’a’. Stoi tutaj
od ’34, odkąd niemiecki bibliotekarz zainspirował się miasteczkiem i osiadł się
tutaj wraz z bliskimi zakładając rodzinny interes – księgarnię.
Dla
przyjaciółki kupił poradnik ‘Wszystko o włosach kręconych’. Był pewien, że
Hermiona nie obrazi się za taki prezent, gdyż sama mówiła, że ma
problemy ze swoją ‘szopą’ na głowie.
Dla Ginny kupił
bransoletkę z zawieszką Nimbusa 2000. Z tego co usłyszał, młodsza siostra Rona
uwielbiała Quidditcha. Uznał, że będzie to wspaniały prezent. Dla państwa
Weasley zaopatrzył się w książkę kucharską ‘Dania Mugolskie’. Pan Artur
oszaleje ze szczęścia.
Gdy profesor
Black nie patrzył, Harry kupił mu nowe wydanie 'Quidditch’a przez wieki' z
różnymi dodatkowymi informacjami. Remusowi zakupił biografię słynnego łowcy
żmijoptaków. Miał nadzieję, że przypadnie mu do gustu.
Idąc
powolnym krokiem kierowali się w stronę drużki prowadzącej do zamku. Było już
po czternastej, a więc wycieczka również powoli zbierała się do powrotu. Nagle
Syriusz usłyszał wielki trzask. Harry zatkał uszy, gdyż odgłos był tak głośny,
że z łatwością mógłby ogłuszyć na parę sekund.
Black
zdezorientowany rozejrzał się wokół i dostrzegł dosyć sporą grupę ludzi w
czarnych płaszczach i zamaskowanych twarzach. To właśnie oni spowodowali ten
trzask. Trzask aportacji.
-
Śmierciożercy! – krzyknął ktoś z tłumu i rozpoczęła się masowa panika.
Wszyscy
próbowali uniknąć trafienia zaklęciem, których promienie latały im nad głowami.
Syriusz
rozszerzył oczy w przerażeniu i błyskawicznie wysłał patronusa do Remusa, aby
skołował posiłki. Ochraniając własnym ciałem Harry’ego rzucał tarcze obronne i atakował narastających w siłę wrogów. Hogsmeade było kompletnie nie
przygotowane na taki atak. Nikt się tego nie spodziewał. Po pięciu minutach na
pole wkroczyli uzbrojeni aurorzy. Black zyskawszy tym chwilę przewagi obrócił
się do Harry’ego, który z lekka blady trzymał kurczowo w swojej dłoni różdżkę.
- Harry, biegnij do najbliższego schronienia, jakie zdołasz ujrzeć, dobrze? Wybierz najmniej zaludnione miejsce, dla bezpieczeństwa. Potem spróbuj odnaleźć jak najkrótszą drogę do zamku i rzuć na siebie zaklęcie kameleona. W razie niepowodzenia, skryj się w jak najmniej odwiedzanym przez ludzi budynku – trzymał chłopaka za ramiona i potrząsnął nim lekko – Szybko! Nie mamy czasu! Ktoś Cię odnajdzie.
- Ale
Syriusz…
- Musisz
uciekać! – krzyknął po czym dał mu mały scyzoryk – Bierz, w razie utraty
różdżki. Nie wahaj się.
Harry
zaaferowany całą sprawą chwycił scyzoryk i schował do kieszeni.
- A co z
tobą…
- Dam radę –
oznajmił pewnym głosem – Proszę, uciekaj, już! – popchnął go lekko i skinął
głową na dodanie otuchy.
W jego
głosie można było wyczuć nerwowość, niepewność i ogromną troskę.
Harry
przełknął ślinę i cofnął się do tyłu, aby w końcu przyspieszyć kroku, który już
wkrótce miał zmienić się w bieg. Obejrzał się za siebie, aby ostatni raz
spojrzeć na Blacka, lecz ten już dawno wkręcił się w wir walki. Z zaciętą miną
rzucał zaklęcia w śmierciożerców i odbijał ich własne najlepszymi tarczami
jakie znał.
Chłopak nie
czekając rozejrzał się wokół. Wszędzie unosił się dym, błyskały kolorowe promienie zaklęć i rozbiegani ludzie popychali się nawzajem. Musiał się
skoncentrować. Nie mógł bujać w obłokach. Nie
teraz!
- Cholera –
warknął nerwowo. Skrył się za jakąś beczką trzymając różdżkę w
prawej dłoni. Uznał, że najlepiej będzie, jak teraz rzuci na siebie to
zaklęcie. Jak dobrze, że interesował się OPCM’em i zaglądał do innych książek z
tej dziedziny. Po prostu nauka ponadprogramowa.
Wypowiedział
inkantację i po chwili wtopił się w tło. Jednakże tylko na godzinę. Powoli
skierował się w stronę jakiegoś zaułka i schylony truchtem przebiegł go jak
najszybciej, zaglądając w każdy zakamarek. Chciał znaleźć się koło przyjaciół,
ale był pewien, że McGonnagal już się nimi zajęła. Tylko oczywiście z nim
będzie problem. Zawsze w złym miejscu i o nieodpowiedniej porze. Potter, ty to
masz szczęście! – mruknął ironicznie w myślach po czym obrócił się nerwowo w
prawo usłyszawszy głośny szelest. Zauważył coś, bądź kogoś – nie był pewien –
za drugim stosem beczek tuż przy drzwiach zaplecza jakiegoś sklepu. Nie
przejmując się konsekwencjami rzucił w ich stronę Bombarda!
Następnie upewniwszy się, że nikt nie zaatakuje go od pleców ruszył biegiem
przed siebie. Był niewidzialny. Zyskał tym przewagę.
Znalazł się
na mniej zaludnionej uliczce.
Wciąż za dużo ludzi – pomyślał z goryczą widząc
zrozpaczoną matkę uciekającą z małym dzieckiem na rękach, które z przerażenia
pochlipywało w jej ramię.
Ruszył więc
dalej. Sprawdzał, czy nikt za nim nie idzie. Bacznie obserwował wszystko wokół,
każde drzewo, zaułek, sklep.
Nie chciał uciekać.
Czuł się jak tchórz. Ale nim nie był. Gdyby tak było rozbeczałby się i zaczął
sikać w portki.
On po prostu
ratował swoją skórę. Co trzynastolatek mógłby zdziałać na polu pełnym
doświadczonych śmierciożerców, którzy – co było do przewidzenia – zbierali się
w jedną zgraną grupę?
Praktycznie
nic. Byłby skazany na klęskę. Trzynastolatek kontra doświadczony przez życie mroczny czarodziej? To się kupy nie trzymało. Aby odbić sprawnie pałeczkę
trzeba zregenerować siły, poduczyć się i poczekać na idealną okazję na zemstę.
Przecież nie będzie się rzucał na żywca jak jakiś idiota. Trzeba pomyśleć
logicznie. Strategicznie. Tak jak uczył go Ron, podczas gry w szachy, albo
Hermiona, gdy cytowała książki swoich ulubionych autorów.
‘Dobry czarodziej, to żywy czarodziej’
Cytat jednego z podręczników poświęconym zaklęciom obronnym i kontratakującym.
Całkowicie się z tym zgadzał.
Zacisnął
szczękę i ostrożnie wyjrzał zza kamiennej ściany.
Pusto.
W oddali było słychać krzyki i odgłosy wypowiadania inkantacji.
Pusto.
W oddali było słychać krzyki i odgłosy wypowiadania inkantacji.
Powoli
wyszedł na uliczkę, aż nagle coś przeleciało mu nad głową. Cofnął się
gwałtownie i przywarł do ściany.
Co jest?! – pomyślał po czym spojrzał
na ramię. Było całe białe.
Farba.
Otarł
się o świeżo malowaną ścianę. A dobrze znanym minusem zaklęcia kameleona jest
to, że sprawia niewidzialnym to na co zaklęcie było naniesione, ale nie już na
to co zostało założone na ciało po rzuceniu zaklęcia. Efekt jest taki, że Harry
wyglądał jak latająca biała plama.
Świetnie.
Kolejny
promień zaklęcia przeleciał mu tuż koło nosa. Harry wystrzelił w stronę
atakującego Drętwotę, lecz osoba
zdążyła się przed nią schylić. Postać rzuciła w stronę Harry’ego mocne Tormenta, lecz Harry również był tak
zwinny jak przeciwnik i tak samo płynnie uniknął zaklęcia. Rzucił sprytną Tarantallegrę i trafił
prosto w skrawek spodni mężczyzny.
Tak.
Atakującym był mężczyzna. I to dość słabo wyedukowanym, gdyż był na równi w
pojedynkowaniu się z trzynastolatkiem. Tylko pogratulować rodzicom za
niedopilnowanie dzieciaka. Naprawdę.
Facet
zaczął, a raczej jego nogi, wykonywać dzikie pląsy. Harry prychnął i już miał
rzucić zaklęcie obezwładniające, gdyby nie jeden istotny fakt. Mężczyźnie
plątały się nogi, a nie język i ręce, więc nadal mógł czarować.
- Bombarda Maxima! – wykrzyczał i
skierował promień zaklęcia tuż nad głowę Harry’ego, czyli na balkon jednego z
małych, miejscowych mieszkań.
Chłopak
zdążył jedynie wyczarować skrawek tarczy ochronnej, lecz i tak cała konstrukcja
zwaliła się wprost na niego. Cały przesmyk pomiędzy mieszkaniami i kawałek
ulicy wypełnił się gęstym pyłem spowodowanym wybuchem. Mężczyzna nie pomyślał
jednak, że balkony były ze sobą połączone. Idiota niszcząc jedną część, zawalił
całość, skazując i siebie na dwutygodniowy pobyt w Mungu.
Wszystko ucichło.
Dym i zapach krwi unosił się w powietrzu. Śmierciożercy aportowali się z
powrotem do miejsca skąd przybyli zadowoleni, że wprowadzili chaos i nową erę.
Erę powstania. Powstania wysłanników Czarnego Pana.
Poranieni Aurorzy zaczęli liczyć szkody i
rannych cywili, a zaniepokojony, lekko pokiereszowany Black wypowiedział
zdartym od krzyków furii głosem:
- Wskaż mi Harry’ego Potter’a.
~~*~~
Nie wierze... nie wierze... Jak można skończyć w TAKIM momencie gdzie Harremu coś się stało a ja nie wiem CO!? Co ma zrobić byś dodała jak naszybciej rozdział? Zrobie wszystko ( palec w ogień nie wsadze). Błagam na kolanach. Dodaj jak najszybiej rozdział. Piszesz SWIETNIE za mało... MEGA piszesz! Masz talent jak mało kto :). Życzę weny (chodź masz pewnie jej dużo). i proszę o jedno dodaj szybko rozdział. PS przed egzaminami gimnazjalnymi xD mam w tym roku egzaminy... za tydzień... nie dodasz rozdziału szybko,... będę rozmyślać o nowym rozdziale co będzie xD xD xD :) jak zrobisz tak będzie, uszanuje to :) Oj rozpisałam sie , więc pozdro ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :D Ach, piszesz egzamin w tym roku? Ja za dwa lata :D Życzę powodzenia i jak najlepszych wyników (i abyś dostała się do wymarzonej szkoły średniej :D). Najpierw to ja muszę rozpocząć pisać ten 19 :v Testy rozpoczynają się 16? 17? Hmmm, zobaczę czy się wyrobię - ale niczego nie obiecuję xd
UsuńPozdro, Cennetyn Black :)
dzieki ;).. testy rozpoczynają się 18 (chyba xD). Jak dodasz szybciej rozdział będę meeega wdzięczna, naprawde :* Z góry dziekuje
Usuńna marginesie dodam że piszesz świetnie.. hym.. a ten "śmierciożerca" z którym walczył Harry to nie Pater przypadkiem? Erę powstania. Powstania wysłanników Czarnego Pana- to jest świetne... mega życzę weny :)
Tak szczerze mówiąc sama nwm kto walczył z Harrym xD Wymyślę gościa podczas pisania 19 rozdziału (ech, moja logika xd). Miło, że się podobało :D
UsuńPostaram się, obiecuję.
:D :) :D
Ty polsacie :/
OdpowiedzUsuńRozdział jest przepiękny tyle powiem :*
Pozdro
NLAEPBL
Haha xd Wybacz :v Dziękuję za tak miłe słowa :D
UsuńPozdrawiam, Cennetyn Black :)
Oh, nie mogę sie doczekać nastepnego rozdziału. Twój blog jest swietny :). Dodaj szybko rozdział i nie bądź polsatem. Zyczę weny i powodzenia wszystkim gimnazjalistom w pisaniu egzaminów.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy nie dodać do swojej nazwy Polsat... :D xD Dziękuję i rozdział już się pisze - ma już 12 stron z 20 :D
UsuńPozdrawiam, Cennetyn Black :)
A tak z ciekawości kiedy dodasz następny rozdział? Ps na pewno będzie świetny, jak każdy
UsuńDziękuję :) Rozdziały dodaję co dwa tygodnie w niedziele (czasem są wyjątki, ale zazwyczaj o nich informuję), czyli 19 roz. wstawię 24 kwietnia.
UsuńEj sis!
OdpowiedzUsuńMega boskie, czytałam z zapałem! Wiesz, Harry Potter w Twoich oczach naprawdę mnie zachęca to tej książki. Cieszę się, że piszesz opowiadania, bo zarażasz czytelników i zachęcasz do dalszego wgłębiania się w przygody i czytanie tej książki. Życzę powodzonka i pisz więcej! Nawet ustawiłam sobie na tapetę Voldemorta XDD Tak, wiesz po co? Żeby podróżował ze mną klimat ''Potterowy''. Oczywiście masz się czym chwalić :D
Tak mnie zmieniły te rozdziały, że teraz nie wyobrażam sobie nie kochać Harrego Pottera...więc ludzie, jeżeli szukacie odpowiedniej książki/filmu dla swojego gustu, to z tej strony mogę Wam polecić Harrego Pottera, a oczywiście po seansie zapraszam do czytania tego fantastycznego bloga warto, gdyż jest to wisienka na torcie *.*