W kwaterach młodych
profesorów wrzało od zażartej dyskusji. Syriusz za wszelką cenę, nawet
podstępem, chciał wydusić z Remusa, gdzie był tego wieczora. Już podczas
kolacji uświadomił sobie, że to jednak niemożliwe, aby Remus opuścił zamek w
sprawach zakonu.
Wilkołak
pozostał jednak nieugięty.
- Merlinie,
Remik. Co jest tak tajne, że nie możesz mi tego powiedzieć? – wziął duży łyk
ognistej. Westchnął i wpił w przyjaciela proszące spojrzenie.
- Nie mogę,
bo jest to tajne. – wstał z zamiarem udania się do łazienki. Powstrzymało go
jednak chwycenie za ramię.
– Puść, nie
musisz wszystkiego wiedzieć – wyrwał się z uścisku Syriusza i zabarykadował w
łazience.
Syriusz
wydął wargi i odstawił trunek na stolik. Nie chciał mieć jutro kaca. Dziś miał
patrolować wraz z Filiusem piąte piętro. Zostawiwszy Remusa w kwaterach, wyszedł z
zamiarem udania się na patrol.
Niski
nauczyciel już tam na niego czekał.
- Ach, Pan
Black! Nareszcie. Mam nadzieję, że nie złapiemy zbyt dużo uciekinierów z innych
domów. – uśmiechnął się dumnie. No tak. Jego Krukoni to przestrzegający zasady
nudziarze, którzy nigdy nie wychodzą z dormitorium po ciszy nocnej.
- Sądzę, że
to będzie raczej niemożliwe. Zawsze ktoś się taki znajdzie co nie usiedzi na
miejscu. – Flitwick pokiwał ze zrozumieniem i rozpoczęli patrol.
Nauczyciel
zaklęć podał mu jeszcze eliksir pobudzający, który pozwoli im nie usnąć podczas
warty.
Robiło się
coraz ciemniej. Portrety szykowały się do snu, ostatni uczniowie wracali do
swoich dormitoriów, a Filch wraz z Panią Norris rozpoczął swój obchód. Syriusz
zawsze się dziwił dlaczego stary, „poczciwy” woźny nie przeszedł już na
emeryturę. Cóż, był już w sile wieku, nienawidził tej roboty, zawsze narzekał
na rozwydrzone dzieciaki, więc dlaczego nie zrobił przysługi i nie odszedł?
Jednak po chwili przemyśleń stwierdził, że bez Filcha byłoby nudno. Tak, nudno.
Argus Filch jest zmorą Hogwartu, fakt, ale to właśnie z niego najlepiej się
śmiać, robić mu kawały i sabotować jego pracę – uśmiechnął się wrednie.
- I jak się
Panu wiedzie? Praca nauczyciela nie jest dla Pana trudna? – zapytał Flitwick,
gdy przystanęli przy jednym z okien. Łapa oparł się o parapet.
- Gdyby nie
Remus, pewnie by mnie już tu nie było. – zaśmiał się cicho – jak w każdej
pracy, są wzloty i upadki. Na razie nie jest, aż tak strasznie, jak się
obawiałem.
- Już nie będzie
Panu tak wesoło jak przyjdzie czas na SUMy i OWTM-y. Uczniowie, najczęściej Ci
zagrożeni, zaledwie przed sprawdzianami i testami próbują swoich sił w
przebłaganiu profesorów, aby dali im jak najlepsze oceny końcowe. Dostarczają
dodatkowe eseje, referaty, które nauczyciel ma obowiązek przejrzeć. Da Pan
wiarę, że w zeszłym roku, niejaka Panna Tergins, z zamiarem zdania mojego
przedmiotu, wyśpiewała mi balladę miłosną? Było mi jej żal. Nie bardzo
uzdolniona magicznie, z zagrożeniem powtarzania roku… Pomimo, że jak każdy
profesor, uczestniczy w testach z własnego przedmiotu, nie mogłem jej pomóc.
Ocena końcowa wystawiona przeze mnie, jest zaledwie dziesięcioprocentową
częścią, dzięki której Czarodziejska Komisja Edukacji wystawia SUM z
przedmiotu. Najbardziej liczą się testy. Panna Tergins napisała je zaledwie na
Nędzny.
Syriusz
słuchał przyjaciela po fachu.
- Czy ona
musiała powtarzać klasę? – zapytał zaciekawiony.
- Na
szczęście nie. Uratował ją Zadowalający z Transmutacji i trzech innych
przedmiotów. Przed testami bardzo się stresowała i mordowała nauką. Pomimo
niskiej oceny, pozwoliłem jej kontynuować naukę Zaklęć. Są one niezbędne w tych
czasach. – zza pazuchy wyjął owinięte w
papier ciastko – Skusi się Pan?
Syriusz
pokręcił głową i spojrzał przez okno. Błonia nocą są piękne. Gwiazdy migotały
radośnie. Zapatrzył się w jedną z nich. A mianowicie Syriusza. Psią gwiazdę.
Zawsze gdy go coś trapiło, wpatrywał się w nią. Podnosiło go to na duchu.
Pomimo
wsparcia ze strony Remusa, nadal nie miał pojęcia jak powiedzieć Harry’emu, że
pozostała mu jeszcze jakaś rodzina pomijając wujostwo.
Nagle jego
rozmyślenia przerwał trzask stojącej nieopodal zbroi.
- Sprawdzę
to. – zakomunikował Filius. Podszedł do źródła trzasku i powoli otworzył wieko
hełmu. Zaskoczony odskoczył gdy na jego twarz skoczyła pewna żaba. Wziął ją do
ręki i przytrzymał, aby nie uciekła.
- Jakiś
żartowniś zamknął tutaj to biedne zwierze. – pokręcił głową z dezaprobatą. –
Trzeba Cię będzie wypuścić. – zwrócił się do żaby.
- Może to
żaba któregoś z uczniów? – pomyślał Syriusz. – Nie jesteśmy pewni czy jest
dzika czy udomowiona. Proponuję wywiesić ogłoszenia w pokojach wspólnych o
znalezionej zgubie. To będzie najlepsze rozwiązanie. Jeżeli nikt się nie
zgłosi, wypuścimy ją.
Flitwick
wyczarował klatkę dla zwierzęcia i zamknął tam żabę.
- Na razie
będzie ona stała w moich kwaterach. Nie mam sowy, ani innego zwierzęcia, więc
będzie u mnie bezpieczna. – powiadomił Syriusza. – Mój gabinet jest zaledwie
dwa korytarze stąd. Zaraz wrócę.
Black
spojrzał na oddalającego się profesora i zdecydował się poczekać na niego na
parapecie.
**********************************
Chrapanie
Rona było dzisiaj wyjątkowo nieznośne. Aż cud, że szyby nie popękały.
Zdenerwowany Harry przewrócił się na drugi bok po raz setny tej nocy. Neville
spał grobowym snem i nie słyszał nic z zewnątrz. Dean okryty kołdrą po sam nos
też się wiercił, ale jednak spał.
Czarnowłosy
postanowił coś z tym zrobić.
Wziął kapcia
leżącego obok łóżka i cisnął nim w Rona. Ten obudził się i wymamrotał sennym głosem:
- Pogrzało
Cię? Daj ludziom spać.
- Budzę Cię,
bo ty mi nie pozwalasz usnąć – szepnął.
Ron ziewnął
i zmarszczył brwi.
-Ja nic nie
robię! – krzyknął przez co Dean obudził się.
- Cholera
jasna, co się drzecie? Śpijcie! – szarpnięciem zasunął kotarę i przewrócił się
na drugi bok. Seamus cicho pochrapywał.
Ron machnął ręką
na czarnoskórego.
- Ale co ja
zrobiłem? – szepnął w stronę Harry’ego.
- Chrapiesz
gorzej niż Hagrid.
Ron posłał
mu przepraszające spojrzenie.
- Sorry
stary. To pewnie przez tego kurczaka co był na kolacji – ziewnął ponownie – Dobranoc.
- Branoc –
odpowiedział mu Harry i zasnął upragnionym snem.
********************************
- Już
jestem. Nic się nie działo przez ten czas? – zapytał Filius Syriusza.
Black
pokręcił głową i wstał z parapetu. Pokręcili się jeszcze po innych korytarzach
rozmawiając o szkolnictwie. Flitwick oświecił Syriusza w niektórych sprawach.
- To
naprawdę wyczerpujące. Ministerstwo coraz bardziej chce ingerować w sprawy Hogwartu.
Planują wysłać do nas inkwizytora. Ale to jeszcze nie teraz. Za rok lub dwa. Jednakże
nie bardzo mi się to podoba. Innym profesorom także. Minerva już wyraziła na
ten temat swoją opinię. Twierdzi, że z pewnością przyślą do nas jakąś
denerwującą flądrę, która będzie wtykać nos w nieswoje sprawy. Cóż, nie bardzo
uśmiecha mi się na widok jakiejś starej baby grzebiącej w moich skarpetkach –
zażartował – A pan, panie Black, jak to postrzega?
Syriusz
zamyślił się.
- Z
pewnością grzebanie w skarpetkach to przesada.
Flitwick
zaśmiał się szczerze, czym pobudził niektóre portrety.
- Ach,
niekoniecznie to miałem na myśli. Ale dobrze. Rozumiem, że panu również się to
nie podoba. – włożył ręce do kieszeni – Coś ostatnio noce są dość chłodne –
wzdrygnął się – to pewnie wina tych dementorów, krążących nad zamkiem. Czy nie
powinny już odejść? Minął już tydzień.
Zdziwienie
zawitało na twarzy Syriusza
- No chyba,
że Ministerstwo znowu coś poprzekręcało – dodał Filius.
- Można
spytać o to dyrektora.
- Albusa? –
zdziwił się – Niestety będzie pan musiał z tym poczekać. –widząc
zaskoczenie na
twarzy Syriusza dodał – Wyjechał zaraz po kolacji.
- Wyjechał?
A dokąd jeśli można zapytać? – zaciekawił się
Filius
ugryzł swoje ciastko. Była bardzo twarde.
- Sprawy
prywatne. – odpowiedział tajemniczo.
Syriusz
mruknął ciche „aha”.
Dochodziła
trzecia nad ranem. O tej godzinie warty nauczycieli się już kończyły. Syriusz
pożegnał się z profesorem zaklęć i wrócił do kwater.
Zastał
ciemność i ciszę, która po pewnym czasie zaczęłaby go irytować, gdyby nie był
senny. Wziąwszy prysznic, wsunął się pod kołdrę i zasnął z nadzieją na lepsze
dni.
****************
Nastał
październik, a z nim coraz chłodniejsze i krótsze dni. Liście na drzewach
przybrały złocisty kolor, by pomału opaść na zieloną trawę tworząc niesamowity
krajobraz.
Mglisty
poranek zawitał na błoniach Hogwartu. Było chłodno, poranna rosa utrzymywała
się na trawie (na której już niejeden się przewrócił). W starych oknach
zamczyska było słychać trzaski spowodowane wiatrem, który niemiłosiernie budził
mieszkańców Hogwartu.
Ron z
niemrawą miną skierował się w stronę Wielkiej Sali. Czekali tam na niego Harry
i Hermiona. Była sobota, więc rudzielec niekoniecznie spieszył się z wstaniem.
- Już
myśleliśmy, że nie wstaniesz – powitała go Hermiona podając mu kubek z herbatą.
Mmm, z cytryną, cukrem… pychota.
Weasley
usiadł pomiędzy przyjaciółmi i ugryzł rogalika z marmoladą.
- Coś mnie
ominęło? – zapytał Harry’ego. Czarnowłosy skupiony na proroku codziennym
przeniósł na niego wzrok.
- Hm? A…
Nie, nic nie przegapiłeś. – lekko się uśmiechnął – Wood zarezerwował nam boisko
na trzynastą.
Ron
wyszczerzył się.
- No tak!
Już za dwa tygodnie pierwszy mecz. Gryffindor VS Slytherin. Liczę na was stary.
– klepnął Harry’ego w ramię. – Mógłbym wam potowarzyszyć? Na trybunach rzecz
jasna. – widząc kiwnięcie kumpla, zwrócił się do brązowowłosej – A ty Hermi?
Pójdziesz ze mną na trening Harry’ego?
- Chciałam
dzisiejszy dzień przeznaczyć na powtórzenie materiału. W środę mamy test z
transmutacji, a w piątek z zielarstwa.
- Po
pierwsze, ty nawet nie musisz się uczyć do tych sprawdzianów, bo wszystko masz
w małym palcu. Po drugie, dzisiaj? Przecież jest taka piękna pogoda, a ty
chcesz siedzieć w bibliotece, no błagam! I po trzecie, możesz przecież pouczyć
się na trybunach. – oznajmił Ron.
- Na twoim
miejscu Ron, już bym się uczyła – westchnęła – no ale dobrze. Pójdę.
Chłopcy
uśmiechnęli się i od razu po śniadaniu ruszyli na błonia. Usiedli przy swoim
ulubionym drzewie. Harry nie tracąc czasu zaczął się rozciągać.
Skłon – wyprost
– skłon – wyprost.
Gdyby nie
wzięli ze sobą kurtek, pewnie byłoby im zimno. Słońce przysłoniły chmury.
- Stary, ja
się dziwię, że wy jeszcze się nie pochorowaliście. – stwierdził Ron, dmuchając
sobie w ręce.
Harry
zmarszczył brwi.
- No wiesz,
mnie już od pierwszego roku wyhartowali przed zimnymi temperaturami. Pamiętasz
zeszłoroczny, zimowy trening? Zapomniałem rękawic i potem całe ręce mi
skostniały. Musieliśmy iść do Pomfrey, aby mi coś dała na rozgrzanie. Samo tarcie
i chowanie ich w kieszeniach nie pomagało.
Pompki – klaśnięcie
– pompki – klaśnięcie.
Ron
przypomniał sobie tą sytuację. Sam potem był przeziębiony. Nie potrzebnie się
uparł i usiadł na najwyższym miejscu na trybunach, a przypomnijmy, że wtedy
mocno wiało. Cały następny tydzień smarkał i kichał.
- Nie jest
Ci zimno? – zagadnął przyjaciela widząc jak jest ubrany. Czarne, wąskie dresy,
szary T-shirt, adidasy i wiatrówka rzucona pod pień drzewa.
- Nie
– odpowiedział gdy zrobił ostatnią serię pompek. Sapnął i spojrzał na kumpla –
dlaczego pytasz?
Ron uniósł
brew.
- Jest
chłodno, a ty w krótkim rękawku. – wskazał na niego – jest naprawdę zimno.
Dziesięć stopni i krótki rękawek…
Harry
przewrócił oczami.
- Mam
podkoszulek pod spodem i poza tym, przy ćwiczeniach się rozgrzewam. Serio,
jestem wyhartowany przez Quidditcha (i przez zimowe wycieczki bez kurtki na
Privet Drive – pomyślał).
- Abyś potem
mi nie marudził, że mogłeś jednak coś cieplejszego założyć. Ja Ci chusteczek
podawać nie będę. –mruknął rudzielec.
Przysiad –
przysiad – przysiad.
- Może byś
się zapisał do drużyny? – zapytał nagle Harry.
- Co?
Harry
zaprzestał ćwiczeń i spojrzał na kumpla wyczekująco.
- No do
drużyny. Widzę jak patrzysz na nas gdy gramy. Sam byś sobie chętnie polatał,
prawda?
Rudy
wzruszył ramionami.
- Z tego co
wiem, to już macie pełny skład
Potter
uśmiechnął się.
- Wood
ostatnio wyrzucił z drużyny Alicję Spinnet za jej niesubordynację. Oliver
wstąpił na jej miejsce, ale teraz nie mamy obrońcy. Dobrze wiem, że jesteś
dobry na tej pozycji. Niekoniecznie tylko Ci grubi są przyjmowani na obrońców. Trzeba
być też zwinnym, a ty taki jesteś – kopnął go w buta – nie bądź chojrak i zgłoś
się do Wood’a. Wstawię się za tobą jakby był nieprzekonany.
- No nie
wiem – nie do końca przekonany Ron spojrzał na boisko – A jak mnie nie przyjmą?
Fred i George będą mieli z czego się śmiać.
- Nie będą
mieli z czego, bo jesteś fantastyczny. Dasz radę. Jak ja dałem to i ty. Jeśli
chcesz to pójdę z tobą – zaproponował, aby dodać otuchy przyjacielowi.
- Dzięki –
kąciki jego ust uniosły się.
- Nie ma za
co – zerknął na zegarek na ręce - Wiesz, już po dwunastej, a za godzinę mam
trening. Zbierajmy się – powiedział Harry – i weźmy jeszcze Hermionę.
- Pewnie
będzie w bibliotece – oznajmił Ron wstając.
- Więc tam
chodźmy.
***************
Remus i Syriusz
skończyli lekcję z czwartym rocznikiem i kierowali się na błonia. Wzięła ich
ochota na odwiedzenie Hagrida, o którym coraz częściej można było usłyszeć w
rozmowach uczniów.
Jako
profesor sprawdził się fantastycznie. Jego zajęcia były ciekawe, a sprawdziany
nadzwyczaj łatwe. Nie było szans aby jakikolwiek uczeń zyskał z jego przedmiotu
ocenę negatywną, nawet ten najgłupszy.
- Syriusz!
Och, i Remus! Jak ja żem was dawno tutaj nie widział. Kupa czasu, nie chłopaki?
– przywitał mężczyzn w wyśmienitym humorze – Siadajcie, siadajcie. Herbaty?
- Z chęcią
wypijemy. Mamy wolną godzinę, więc chwila relaksu nam nie zaszkodzi –
odpowiedział Remus, który rozglądał się po chacie z uśmiechem – Nic się tu nie
zmieniło. No może, prócz porządku. Sprzątałeś?
Półolbrzym postawił
herbatę na stoliku z takim zamachem, aż się trochę wylało.
- Oj! –
chwycił brudną ścierę i wytarł stół ( a raczej jeszcze bardziej go pobrudził) –
Tak, tak. Żem pomyślał, że coś tutaj tak brudno – wsadził szmatę w kieszeń -
Nie uwierzycie! W dachu zalęgły mi się żmijoptaki! Trudno je było wyplenić, ale
jakoś się udało. Potem, tak se myślę, może i okna wymyję. I wymyłem! Ale mi
jeszcze coś nie pasowało. Dach! Te zielone cholerstwo, mech, oblepiło mi go
całego – rozgadał się na dobre -
Wystarczyło tego mojego Kła na dach podsadzić, i było po problemie. Ten
to taki łakomczuch, że i mech wsunął.
Syriusz
zaśmiał się szczerze. Brakowało mu tego poczciwego Hagrida. Tych jego opowieści
i ciepłej herbaty. A nawet i Kła co zawsze obślinił mu buty lub wygryzł kawałek
nogawki od spodni.
- A co tam u
starego Kła? Nadal taki tchórzliwy jakiego go zapamiętaliśmy? – zapytał Remus,
który grzał sobie ręce kubkiem herbaty.
- Bez zmian
– Hagrid podrapał psa za uchem – Chojrak to mało powiedziane. Boi się nawet
gwizdu czajnika. A jaki z niego leń! Tyłka podnieść nie chce, nawet gdy mu
żarciem przed nosem pomacham – klepnął psa w łeb – Ale kochane z niego psisko,
co nie Kieł?
Pies liznął
mu rękę przy czym ślina skapnęła na podłogę tworząc małą kałużę.
- A u was
wszystko w pożąsiu? Uczniowie was chwalą. Nawet na moich zajęciach – uśmiechnął
się - Wiecie, gdy zostałem profesorem, to dzieciaki coraz częściej się ze mną
witają albo wpadają na herbatkę. Jednak nic nie przebije herbaty z wami lub
Harrym.
Remus i
Syriusz uśmiechnęli się.
- Miło nam
to słyszeć Hagridzie. U nas wszystko „w pożąsiu”. Trud z prowadzeniem lekcji
nie okazał się jednak taki straszny, jak się obawialiśmy – upił ostatni łyk
napoju i odstawił kubek – Chcemy stworzyć klub pojedynków. W przyszłym semestrze. Z tego co słyszeliśmy,
w zeszłym roku coś takiego miało miejsce.
Rubeus
pokiwał głową.
- Oj tak.
Świetny pomysł. Tylko gdyby nie ten bufon Lockhart, zapewne klub dotrwałby do
końca roku, a nie miesiąca. Kto go dopuścił do tej pracy!? Uczyć nie umiał, a i
jeszcze pisał beznadziejnie – uniósł się gajowy – Jednak klub z wami to będzie
dopiero widowisko. Szkoda, że nie będę mógł na to popatrzeć – zmarkotniał.
- Ależ
dlaczego nie mógłbyś? – zdziwił się Syriusz – Zapraszamy Cię, jako profesora i
przyjaciela.
Hagrid nie
posiadał się ze szczęścia i przytulił Blacka tak, że uniósł go ponad ziemię. Był pewien, że Hagrid pogruchotał mu parę żeber, ale kto by się tym przejmował.
- Ja żem
wiedział, że z was równe goście! Przyjdę do was z Kłem. Biedaczysko zanudzi się
w tych czterech ścianach.
- Będzie nam
bardzo miło gdybyś przyszedł.
Rozmowa w
chacie Hagrida trwałaby jeszcze dłużej gdyby nie czas. Remus zauważył, że mają
zaledwie pięć minut do następnej lekcji, którą mają z trzecim rocznikiem
Gryffindoru i Slytherinu.
Szybko
pożegnali się z gajowym i pędem wrócili do zamku.
W Sali byli
na styk, gdyż wraz z dzwonkiem weszli do klasy.
hej. tak czytam i czytam ten rozdział i nagle koniec... prawie woule nie było akcji :( ale się domyslam że w następnym rozdziale coś się stanie (harremu ;) ) po prostu juz nie mogę się doczekać nastepnego rozdziału. codziennie tu przychodzę i sprawdzam czy nie ma nast ępnego chodż wiem że będzie dopiro w niedzielę. życzę weny i pisz jak najszybciej. pozdawiam
OdpowiedzUsuńhej. czytam i czytam ten rozdział a tu nagle koniec... mało akcji... prawie wogule... ale nie mogę się doczekać nastepnego bo czuje że coś się wydarzy (z harrym ;)). wchodze tu codziennie czekając niecierpliwie chodź wiem że on sie pojawi w niedzielę życzę weny i szybko dodaj rozdział pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzepraszam *kuli się* :( Ten rozdział faktycznie nie należy do najlepszych, ale postaram się w następnych rozdziałach dodać coś "spektakularnego", może tak to określę :P Postanowiłam, że rozdziały będą miały taką długość. Nie wiem czy jest odpowiednia, ale mam nadzieję, że ten "minus" zakryje fabuła rozdziału. Życzę wszystkiego najlepszego z okazji Mikołajek, Cennetyn Black.
UsuńPS Jeżeli macie jakieś istotne rady do tego, aby moje opowiadanie było ciekawsze, chętnie ich wysłucham (przeczytam), postaram się je gdzieś wpleść w fabułę :D
trochę źle mnie zrozumiałaś.. rozdział jest baaardzo długi (co mis się bardzo podoba) temu napisałam "czytam i czytam". tylko akcja mi sie nie podobała bo jej prawie nie było a tak toi jest super :) lubię takie długie rozdziały czytać jakie masz ty :D
UsuńAch, okey. Już kapuję :P Dzięki ;)
UsuńNic dodac, nic ujac...po prostu WOW ...nie martw sie,ze Ci nie wyszlo, bo wyszlo genialnie ! W koncu jakies sensowne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńIle ja już razy piszę w odp. "Dziękuję"? Chyba setny raz xd Sto pierwszy nie zaszkodzi, Dziękuję!!! :P W następnym będzie (mam nadzieje), więcej akcji i wtedy zobaczysz, że ten rozdział jest nie na moje standardy xD, ale i tak miło, że Ci się spodobał. Pozdrowionka :D
UsuńHej. Moim zdaniem rozdział nawet nawet. Jest bardzo długi i to jest ten twój plus piszesz każdy rozdział który przekracza możliwości jest naprawde dłuuuuugi co mi się baaaardzo podoba pisz cały czas tak dalej :D Mam nadzieje że rozdział szybko sie pojawi bo porostu nie mogę sie doczekać :) czytam twój blog jak jakąś książkę więc zyczę weny i pozdrawiam Agnes
OdpowiedzUsuńDziękuję #102 raz :P Czyli długość odpowiednia, to super :D Pozdro, Cennetyn Black :)
UsuńHej. sory ze dopiero teraz komentuje chodz rozdział czytałam w niedzielę ale tego dnia nie mam jak za bardzo.. wracając do rozdziału. hymn... rozdział... fajny :P czasem trzeba cos napisać takiego "na odpoczynek", normalne życie aby poźniej nastąpił "wybuch" nie wiam co ty zrobisz ale ja uważam że znalazłam najlepszy i najciekawszy blog o hp i9 ogólnie (nie o tematyce hp) masz najlepszy blog. ja tak uważam, więc nie przestawaj pisać i dodaj szybko rozdział do zobaczenia pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuń:D Jasne, spoko. Ciesze się, że skomentowałaś. Każdy komentarz jest dla mnie ważny. Naprawdę najlepszy blog? Wow, dzięki :D
UsuńPozdrawiam, Cennetyn Black.
o jejku nastepny rozdział już za... (nie licząc dzisiejszego dni) za 2 dni ... piątek i sobota oczekiwania a niedziela to kolejny świetny rozdział tak jak i pozostałe :))))) powiem ci szczerze gdy czytam twój blog to tak jakbym czytała jakąś świetną książkę :) Pozdrawiam :) XYZ :D
OdpowiedzUsuńo jejku jaka ja niecierpliwa jetsem ale się spytam kiedy rozdział :(((((
OdpowiedzUsuńSorka, nie wyrobiłam się jak chciałam, ale dałam radę wstawić go teraz (o dwudziestej :P).
Usuń