sobota, 31 października 2015

Rozdział 2

Heyo!

Mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie wam do gustu. Jeżeli zdążyliście zauważyć moje posty są wstawiane co tydzień. Nie przedłużając, zapraszam do czytania ;)


Ach i jeszcze dodam: Unieśmy różdżki za Lily i Jamesa Potterów. Dziś mija rocznica ich śmierci /* :"(


                                                                     ~~*~~


- Rany, jaki ja jestem głodny – jęczał Ron w drodze do Wielkiej Sali. Zaraz miała odbyć się uczta powitalna.

-Ty to zawsze jesteś głodny. – rzekł rozbawiony Harry.

- Chodźcie szybciej, bo zaczną bez nas – poganiała ich Granger.

Gdy już byli przy stole Gryffindoru dowiedzieli się od Nevilla, że Lockhart jeszcze nie doszedł do siebie po zeszłorocznym incydencie w Komnacie Tajemnic i jest teraz na oddziale zamkniętym w Św. Mungo.

-Haha, nareszcie wolni od tego narcyza! – napotykając karcące spojrzenie przyjaciółki dodał - Hermiono, nie patrz tak na mnie. To jego wina, że wyrwał mi różdżkę i rzucił zaklęcie. A to, że była złamana to już nie mój problem. Mógł przecież nią w nas nie celować. Ciekawe czy w Mungu jego mania na temat swojego wyglądu zmaleje.

Hermiona i siedząca koło niej Ginny spiorunowały chłopaka spojrzeniem.

-Jesteś okrutny. Przecież to straszne, mieć stałą amnezję. Biedny - Powiedziała zmartwionym głosem Hermiona. Mimo, iż była tą, która nie ganiała za chłopakami, to Lockhart jej się troszkę spodobał. Ginny również.

-Merlinie, dziewczyny. Lockhart to czubek. Nie warto nad takim płakać. – Dołączył do Rona Harry.

Hermiona miała już coś powiedzieć, ale przerwał jej Dumbledore rozpoczynający swoją coroczną przemowę.

-Witajcie moi drodzy na kolejnym roku w Hogwarcie! Dla niektórych będzie on ostatni, a dla innych pierwszy. Za moment wam coś ogłoszę, ale najpierw przydzielmy pierwszorocznych do swoich domów.

McGonagall zamaszystym krokiem weszła do WS prowadząc za sobą przestraszonych i zainteresowanych magicznie zaczarowanym sufitem pierwszorocznych. Będąc już przy tiarze przydziału, którą wprowadził Filius Flitwick, wzięła do rąk dobrze znany Harry’emu rulon, na którym znajdowały się nazwiska nowo przybyłych uczniów.
Wyczytywanie rozpoczęło się.

Tiara przydziału była dziś nie w sosie i dosyć powolna, czym bardzo zirytowała Ronalda.

- Głupia czapka! Głodny jestem, niech się pospieszy – narzekał rudzielec, ale szybko został uciszony przez Hermionę.

Praca tiary szła bardzo mozolnie. Harry zauważył, iż nawet McGonagall traciła cierpliwość, a byli dopiero w połowie!
Przydział zakończył się po ponad godzinie. Na nieszczęście Rona, Dumbledore chciał jeszcze coś ogłosić.

-Moi drodzy! Po tym jakże długim przydziale, pozostało mi nic innego jak życzyć wam smacznego, ale! – przerwał szybko radochę uczniów. Przecież mieli jeść! Co ten piernik jeszcze chce?! – Z pewnością zastanawiacie się dlaczego przy stole nauczycielskim znajdują się dwa wolne miejsca…

- Nie bardzo. Ja chce jeść – jęknął Ron.

- Cicho! – syknęła Hermiona.

- …Otóż będziecie mieli dwóch nowych profesorów od Obrony przed czarną magią – po WS rozniósł się szmer – Niestety nie mogę ich w tym momencie przedstawić. Nasi drodzy profesorowie są teraz bardzo zajęci incydentem, który miał miejsce podczas waszej podróży pociągiem. Przedstawię ich dopiero jutro na śniadaniu. Teraz życzę smacznego!

Ku uciesze Weasley’a, stoły przyozdobiły się najwymyślniejszymi potrawami, o jakich nie marzył sam Merlin. Od krewetek w sosie z mandragory, po zwyczajne (a jakże pyszne!) złociste udka z kurczaka, który tak bardzo kochał.

- Jak myślicie, kto będzie nas uczył OPCM-u? – zapytał się znienacka Dean, siedzący nieopodal Wybrańca.

-Na pewno nie Lockhart – wyszczerzył się Ron, a reszta stołu (jak wiadomo, tylko chłopacy) zachichotała – Podejrzewam kogoś z ochrony zamku lub kogoś z ministerstwa.

- Może ten, który do nas wpadł podczas jazdy? – pomyślał Neville. 

- Ten ochroniarz? Ten z czarnymi włosami i takim zawadiackim uśmiechem? – zapytała rozmarzona Ginny.

- Tak tak, ten.

- U nas był inny. Blond włosy, złote oczy, taki bardziej spokojny. – rzucił Seamus – mówił abyśmy się nie bali i, abyśmy nie wychodzili z przedziałów. Wciskał nam czekoladę. – zamilkł na chwilę – Harry – zwrócił się do chłopaka 
- Jak wszyscy wiemy, ty to lubisz złamać parę reguł – wszyscy dookoła uśmiechnęli się – no i tak sobie myślę, że może ty coś na ten temat wiesz. Za pewne nie posłuchałeś i poszedłeś na zwiady. Powiedz, co Ci ochroniarze załatwiali?

Harry uniósł ze zdziwienia brwi.

-Wiemy tylko, iż to była sprawka dementorów. Ten blond włosy ochroniarz się trochę wygadał i wiemy, że one będą na terenie szkoły, aby nadzorować. Tylko tydzień. I nie, Seamus, nie wychodziłem z przedziału.

- Aha… - powiedział przeciągle Finnigan, nie wierząc Harry’emu.– Dementorzy? Czy to nie przypadkiem Ci z Azkabanu? Rany, rozumiem, są ciężkie czasy i trzeba się pilnować, no ale Dementorzy?

- Będą patrolować, aby coś Ci nie wybuchło, Finnigan. My znamy te twoje specjalne „umiejętności”. Aż dziw, że te brwi tak szybko Ci urosły. – wtrącił się rozbawiony George.

-No właśnie! A ten placek z tyłu głowy? – zaakompaniował George’owi Fred.

- A odczepcie się. – naburmuszył się Seamus.

Po paru chwilach jak wszyscy się najedli postanowiono pójść do dormitoriów. Harry i Ron odeszli od stołu jako ostatni, bo zagadali się o Quidditchu. Hermiona natomiast już pewnie dawno była w wieży Gryffindoru i spała grzecznie w łóżku. Chłopacy po wejściu do dormitorium przystanęli patrząc na siebie i nagle sprintem pobiegli do łazienki po drodze chwytając piżamy. 
Po przepychance koło toalety, przez drzwi przecisnął się Harry i pierwszy zajął pomieszczenie. Ron niezadowolony kopnął jeszcze drzwi czym rozbawił przyjaciela.

Sen przyszedł im dziś niewiarygodnie szybko.

********************************

- Stary! Wstawaj! Jest już po ósmej, a na dziewiątą mamy transmutacje. - Budził Rona Harry, gotowy od stóp do głów na śniadanie.

-C-co? -mruknął zaspany Ron.

- No chodź, wszyscy już wyszli.

-Dobra, już. - powiedział cicho, powoli kierują się do kufra z rzeczami.

Po piętnastu minutach jakże powolnego przygotowywania się Rona, zeszli do WS gdzie czekała na nich Hermiona.

- Co tak wolno? - spytała się nie podnosząc na nich wzroku. Była zajęta czytaniem notatek z Eliksirów.

- Spytaj się Rona co on tak długo robił w tej łazience - Powiedział czarnowłosy zajadając sadzone jajko i bekon.

- Nieważne. Uczyliście się?

- Do czego?! - zdziwili się równocześnie chłopacy.

- Wiedziałam - pokręciła głową - przecież mamy dziś eliksiry po transmutacji. Snape na pewno zrobi sprawdzian z dwóch ostatnich lat.

- Nieeee. - jęknął Ron mając w buzi płatki z mlekiem - O! Sowia poczta - zwrócił uwagę na nadlatujące sowy. Pod jego nos spadł Prorok Codzienny. Ron wział gazetę i krzyknął:

- Na brodę Merlina! Patrzcie! - wskazał palcem na pewien obszerny artykuł. Zaczął czytać na głos - "Pierwszego września w godzinach popołudniowych nasi reporterzy zdołali usłyszeć werdykt rozprawy dotyczącej licznych morderstw popełnionych przez Syriusza Blacka. Niesamowite! Według poprzedniego wyroku z 1981 roku, Syriusz Black został uznany za winnego zarzucanego mu czynu, lecz teraz został on uniewinniony! Dzięki veritaserum i dostarczonym wspomnieniom prawda wyszła na jaw. Zdrajcą jasnej strony i domniemanego zabójstwa P.Pettigrew jest...Zamordowany?! Tak proszę państwa! Peter Pettigrew najprawdopodobniej żyje, a obcięty palec nie jest pozostałością po nim, lecz fałszywym tropem. Obciął go sobie sam, aby wszyscy myśleli, że nie żyje. Wizengamot pod koniec rozprawy gorliwie przeprosił pana Blacka za zamknięcie go bezpodstawnie w Azkabanie na 12 lat. Biuro Aurorów ma teraz za zadanie schwytanie Pettigrew i natychmiastowo zesłać go do Azkabanu na pocałunek dementora. Więcej szczegółów w "Proroku Wieczornym" - wszyscy zamilkli i z szokiem przyglądali się fotografiom z rozprawy. Widać tam awanturującego się Blacka, lecz niestety nie widać twarzy, a jedynie plecy mężczyzny.

-Ała! Parszywek co ty robisz?! - Krzyknął Ron gdy szczur go ugryzł. - Pierwszy raz tak się zachowuje!

Jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi.

- Czyli jednak Black jest niewinny. Dziwne, że dopiero teraz o tym piszą. 12 lat w Azkabanie za nic, straszne prawda? - powiedział Dean.

Wszyscy się z nim zgodzili, jednakże jedna osoba była nieobecna duchem dzisiejszego poranka.


- A ty Neville, co o tym myślisz?  - pomachał mu przed oczami Ron- Neville?

Chłopak przeniósł na niego zmartwione spojrzenie.

- Nic mi nie jest, tylko... ostatnio zaginęła mi Teodora i... nie mogę jej znaleźć. Po wczorajszej uczcie po prostu zniknęła - powiedział markotnie Longbottom.

- Nic sie nie stało Neville, jakoś ją znajdziemy. Może jest w lochach? W sali od eliksirów jest parę żab... być może brakuje jej kontaktów ze swoimi? - zaproponowała Parvati, czarnowłosa hinduska, która jako jedyna ze swojej rodziny wylądowała w Gryffindorze. Nawet jej siostra bliźniaczka, Padma, zyskała miejsce w Ravenclaw’ie.

-Może – mruknął posępnie.

- Dumbledore chce przemówić. Jestem ciekaw kim są Ci nauczyciele od OPCM. – poinformował ich Harry.

- Moi drodzy! - powiedział donośnie Albus, unosząc dłonie, aby wszystkie szumy rozmów ustały - tak jak obiecałem wam wczoraj, przedstawię dziś nowych nauczycieli od OPCM. Oto jeden z nich, Remus John Lupin! - z siedzenia wstał mężczyzna po trzydziestce. Posiadał od średniej długości blond włosy sięgające za ucho, złote oczy, długą bliznę, lekko zaróżowioną (jak od pazurów) na twarzy ciągnącą się aż od prawej skroni do lewej strony brody. Był dość wysoki i miał na sobie brązową sztruksową odpiętą kurtkę, białą koszulę i ciemne spodnie. Ukłonił się i zajął swoje miejsce.

- O rany! To ten, który patrolował pociąg. To on nie jest z ochrony? - głośny pomruk rozszedł się po sali.

- Dziękujemy, a teraz drugi nauczyciel OPCM-u. Powitajmy, Syriusza Oriona Blacka! - wszyscy zamarli.

- To jest Syriusz Black?! Był taki sympatyczny gdy wszedł do naszego przedziału. - powiedziała cicho Ginny do chłopaków.

Harry przyjrzał mu się . Pan Artur Weasley, ojciec Rona, powiedział mu jak był w Dziurawym Kotle, jeszcze przed podróżą, że Black może go poszukiwać. Nie zdążył wyjaśnić dlaczego, bo matka Rona zagoniła ich do kolacji.

Black był dość przystojnym mężczyzną. Miał czarne, do ramion, lekko falowane włosy, ciemnoszare oczy, postawną i sportową sylwetkę. Był wysoki i patrzył na uczniów z uśmiechem.

- Panie dyrektorze, widzę, że nie wszyscy czytali jeszcze Proroka Codziennego. Sądzę, że jak tylko to zrobią, to strach przede mną będzie znacznie mniejszy.

- Tak jest. Profesor Black ma rację. Rozumiem tych, którzy nie czytali jeszcze porannej prasy i…

- Profesor Black, jak to staro brzmi - zaśmiał się cicho Syriusz.
Remus uśmiechnął się.

-... się go obawiają. W każdym razie, zachęcam do chociażby zerknięcia na pierwszą stronę gazety. - zakończył dyrektor - a teraz wracajcie do wcinania i nie spóźnijcie się na zajęcia.

- Dyrektorze? - Black zwrócił się do Albusa gdy uczniowie zajęli się znów sobą.

- Tak, Syriuszu?

- Harry - powiedział szeptem.

Albus spojrzał mu w oczy.

- Rozumiem, chodźmy do mojego gabinetu. Jeżeli chcesz, weź też Remusa.

- Dobrze.

Wstali ze swoich miejsc i razem skierowali się do gabinetu Dumbledore’a. Albus wskazał im fotele.

- Spotkałeś Harry'ego podczas podróży pociągiem?

- Nie miałem takiej okazji. Remus miał takie szczęście.

- Cóż. Sądzę, że mogę wam co nie co opowiedzieć o Harrym. Wyjątkowy chłopak.

- Nie przeczę - rzekł uśmiechnięty lekko Remus – jest nieco inny niż James. Cichszy.
- Nie tylko oczy odziedziczył po Lily. – powiedział Dumbledore – Samo to, że jest obojętny w sprawie relacji Gryffindor-Slytherin daje do myślenia. Wynika to pewnie z tego, że Harry o mały włos nie trafiłby do domu Godryka.

- A gdzie pierwotnie miał zostać przydzielony? – zainteresował się Remus.

- Do domu Salazara.

-Harry miał być Ślizgonem? Ale po kim? – zdziwił się Syriusz.
Dumbledore niechętnie odpowiedział mu na to pytanie.

- To przez cząstkę Voldemorta, która utkwiła w nim tej pamiętnej nocy - Black zszokowany wbił spojrzenie w starszego mężczyznę. Dumbledor zapatrzył się na widok za oknem -  Sądzę, iż Harry was polubi jako nauczycieli – zmienił temat.

-Mam nadzieję - zaśmiał się czarnowłosy. - Czy... czy on wie że ja...

Dumbledore pokręcił głową.

- Nie, jeszcze nie. To od Ciebie musi się tego dowiedzieć. – otworzył jedną z szuflad biurka - Rozdam wam teraz wasze plany... macie szczęście.

Remus spojrzał na Albusa, a potem na plan.

- Ach, mamy dziś lekcje z trzecim rocznikiem Slytherinu i Gryffindoru. - uśmiechnął się.

Dumbledore pokiwał głową.

- Czy wczorajszy incydent z Dementorami był kłopotliwy? – zapytał

Pokręcili głowami.

- Początkowo zachowywały się spokojnie, lecz jeden się zbuntował i przez to reszta zrobiła to samo. Na szczęście sytuacja została szybko opanowana. Wieczorem musieliśmy zdać jeszcze raport aurorom i dopilnować, aby Dementorzy zajęli swoje wyznaczone stanowiska.
Dyrektor pokiwał głową i spojrzał na zegar wiszący tuż obok porteru Armanda Dippeta.

- Macie dziesięć minut do pierwszej lekcji - uśmiechnął się - Życzę wam powodzenia. Szóstoroczni Gryfoni i Ślizgoni to dość wybuchowa mieszanka.





niedziela, 25 października 2015

Rozdział 1

     Cześć!

Jest to mój pierwszy blog, więc proszę o wyrozumiałość :) Mam nadzieję, że pierwszy rozdział mojego opowiadania wam się spodoba. 
Mogą zdarzyć się literówki, ale uwierzcie mi, starałam się aby było ich jak najmniej. Poprawiałam to już wiele razy i sądzę, że bardziej już chyba nie mogę.
Zdaję sobie sprawę, że nie jest to rozdział najwyższych lotów, ale z czasem moje umiejętności pisarskie poprawią się.
Serdecznie zapraszam do czytania :D
      
                                                                          ~~*~~




-Harry! – krzyknęła uśmiechnięta Hermiona, wychodząca z przejścia na peron 9 i ¾. – Widzieliśmy się zaledwie dwa miesiące temu, a ty tak się globalnie zmieniłeś – uśmiechnęła się - Ron, dlaczego nie odpisywałeś mi na moje listy? – zwróciła się do stojącego obok Harry’ego wysokiego, piegowatego rudzielca.

- Wybacz, ale Errol za mocno uderzył w okno, gdy leciał do nas z listami z ministerstwa. Złamał skrzydło i nie miałem jak odpowiadać na twoje korespondencje. Więc wiesz. – zaskoczony Ron podskoczył gdy dziewczyna wzięła ich w objęcia.

- Jak ja was dawno nie widziałam! Ron, jak będziesz pisał do mamy to pozdrów ją i twojego tatę ode mnie. Ach, i wybaczcie, że nie mogłam podczas wakacji do was przyjechać Ron, ale rodzice zabrali mnie ze sobą do dziadków na cały sierpień.

- Nic się nie stało, prawda Harry?

- Jasne – zgodził się z przyjacielem.

Czarnowłosy chłopak urósł kilka cali, włosy stały się jeszcze bardziej roztrzepane, a oczy intensywniejsze.

 - Coś się stało, Hermi? – spytał przyjaciółkę, gdy ta skanowała go wzrokiem.

- Teraz na pewno będziesz obleganym kąskiem – stwierdziła. Harry zmieszany chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna ponagliła ich do znalezienia przedziału w pociągu.

- Zaraz.. – powiedział gdy w trójkę znaleźli jedyny pusty przedział – Jak to obleganym kąskiem? Może jeszcze funclub do tego, co? – zaśmiał się.

-Już powstał – widząc zszokowaną minę Harry’ego dopowiedziała - Nie wiedziałeś o tym? Przewodniczącą jest Romilda Vane od pierwszego roku. Grupa liczy ponad 30 dziewczyn z różnych domów.

-To ja mam funclub?!

-Owszem – uśmiechnęła się do Harry’ego pocieszająco – Jako chłopak powinieneś się cieszyć.

Harry w odpowiedzi schował twarz w dłoniach.
Ron powiedział, że jeżeli Harry nie da sobie z tym rady to może się z nim trochę podzielić, na co Hermiona szturchnęła go w ramię.   
Podróż przebiegała im w porządku, aż do momentu wtargnięcia do przedziału Malfoy’a.

-No no no, kogo ja tu widzę… Szlama, Wieprzlej i.. – tu dłużej zatrzymał swój wzrok na Harry’m – Bliznowaty! Widzę, że nadal nie nauczono Cię co to styl i wdzięk. Nadal wyglądasz okropnie – kąciki ust blondyna uniosły się tworząc szyderczy uśmiech.

Harry jakby znudzony całą sytuacją spojrzał na Dracona

- Co Ciebie tu sprowadza Malfoy? Tęskniłeś i przyszedłeś do nas, tak? Wybacz, ale nie mam ochoty się z tobą użerać.– spiorunował Draco wzrokiem bazyliszka i dopowiedział -  Spokojnie, na razie nie mam w planach zabicia jakiegoś oślizgłego dupka, więc śmiało możesz oszczędzić swoim gorylom – wskazał na Crabbe’a i Goyle’a – pracy.

- Hah, cięty język co? Ciekawe po kim… twoi parszywi rodzice raczej nie zdążyli Ci tego wpoić … przecież wybuchli. Chociaż genami też mogłeś to odziedziczyć. Biedny ty. – Malfoy odciął się Harry’emu w najgorszy możliwy sposób.
Twarz Harry'ego stężała, a atmosfera w przedziale zgęstniała.

- Jeżeli chcesz mieć na dzień dzisiejszy nieuszkodzoną twarzyczkę lepiej stąd wyjdź i nie wracaj dopóki Ci życie miłe. Nie mam dzisiaj na Ciebie cierpliwości – Zirytowany ciągłą obecnością blondyna dodał – Mam Ci wysłać ten przekaz pisemnie?

Malfoy widząc iż trafił w piętę achillesową Pottera wymamrotał pod jego adresem parę przekleństw, przez co Ron nie powstrzymał się przed zaatakowaniem go. Doszło by do bójki, gdyby nie Hermiona co ich rozdzieliła. Malfoy zwyzywał ich jeszcze od najgorszych i zadowolony z siebie wyszedł z przedziału.

- Dupek. Jeszcze nas popamięta. – mruknął zdenerwowany Ron.

Harry wrócił do czytania proroka. Ron po pewnym czasie zaczął opowiadać przyjaciołom jak było w Egipcie.

- Ale ja wam mówię!! Ta mumia ruszała palcem. To coś… żyło! To przez magię i a… - nie dokończył bo Hermiona mu przerwała.

- Mumia nie mogła się od tak ruszać Ron. Żaden organizm bez organów, krwi i na dodatek zmumifikowany nie ma prawa żyć.

- Jesteś taka pewna? A taki dementor to co? Ma żołądek i kiedy zgłodnieje to wcina kanapki? – odciął się sarkastycznie. Harry zachichotał wyobrażając sobie tą scenę.

- Dementor to istota magiczna, Ron. A Mumia była kiedyś człowiekiem, mugolem. Nadążasz? – wyjaśniła rudzielcowi Hermiona. – Ona nie mogła tak sobie ożyć. Przewidziałeś się i tyle.

- No… ok, ale i tak uważam, że ona ruszała tą ręką. – uparł się.
Harry i Hermiona westchnęli. Gdy pociąg zaczął nagle zwalniać wszyscy uczniowie z zainteresowaniem spoglądali ze swoich przedziałów na korytarzyk. Nagle pociągiem wstrząsnęło, światło zgasło i zrobiło się zimno.

-Co się dzieje? –zaniepokojony Ron wyjrzał na korytarz. Słychać było poddenerwowanych uczniów oraz płacz kilku pierwszorocznych. Uczniowie pozamykali się w przedziałach. Ron zrobił to samo i spojrzał przez okno.
Nagle od niego odskoczył.

- Na brodę merlina… - jęknął i osunął się na kanapę.

-  Ron?  Stary co Ci jest… - Harry przerwał cucenie rudzielca i zwrócił uwagę na czarną, lejącą się postać na korytarzu. Była jak demon, czarny duch. Hermiona skulona w kącie kanapy trzymała kurczowo Harry’ego za rękaw bluzy. Kruczowłosy lekko zbliżył się do drzwi i chciał zerknąć na ”to coś”, lecz nie zdążył, bo owa postać została dosłownie odepchnięta przez smugę światła. Było to zaklęcie. Do przedziału wpadł mężczyzna, prawdopodobnie z grupy patrolującej pociąg.

-Nic wam nie jest dzieciaki? O! Co się stało? – spojrzał na cucącego się rudzielca - Niech pan zje czekoladę, pomaga. Serio – uśmiechnął się szczerze i na chwilę zawiesił swój wzrok na Harry’m. – Ochrona prosi abyście do końca podróży nie spacerowali po pociągu. Mamy sprawę do ogarnięcia.

-Co to było panie… - zapytał się Harry.

-Lupin – uśmiechnął się do nich – był to dementor. Ministerstwo wydało nakaz ochrony i tymczasowego nadzoru Hogwartu. Rozpatrzona jest  bowiem pewna sprawa nad zbiegiem z Azkabanu. Znacie go z pierwszych stron gazet. Nie martwcie się. Nawet nie odczujecie ich obecności w szkole. Będą zaledwie tydzień.

-Jeżeli dementorzy mieli nadzorować Hogwart to dlaczego go pan zaatakował? – zapytała podejrzliwie Hermiona, która już otrząsnęła się po obecności stwora. – Przecież jest pan z ochrony i..

-Mieli nie zbliżać się do uczniów, no a taki jeden sobie pomyślał, że jego ten nakaz nie dotyczy. Niektóre stwory są takie, żeby nad nimi zapanować trzeba… przejść do ostateczności. Z dementorami nie można się cackać jak z jajkiem.                                                                        

Złote trio uśmiechnęło się. Mężczyzna był bardzo sympatyczny. Jedyny, który im w końcu coś wyjaśnił. Ochroniarzy – m.in. aurorów – widać już było na King’s Cross. Naradzali się, dwoili, troili i nadzorowali. Ron nie zwrócił na to uwagi, bo był zajęty rozmową z Hermioną. 
 Okey, dobrze. Ochrony dla uczniów nigdy za wiele, ale dla Harry’ego dziwne było jednak to, że ten ochroniarz ciągle mu się przypatrywał. Być może przez to, iż zauważył jego bliznę? Przecież Chłopca-Który-Przeżył chce poznać każdy. – pomyślał z goryczą Zielonooki.

-Ja tu gadu-gadu, a muszę iść. Miło było, ale czas nagli – uśmiechnął się – Proszę bardzo chłopcze, masz czekoladę – podał kawałek Ronowi.

-Dziękujemy za pomoc – powiedział jeszcze Harry, przed ostatecznym wyjściem mężczyzny.

- Nie ma za co. To miłej podróży. - i wyszedł.

-Ciekawe, prawda? Dementorzy, ochroniarze… Ten Black to aż taki niby niebezpieczny jest? No uciekł z Azkabanu, jako jedyny, ale do Hogwartu już by się nie dostał. – zastanawiał się na głos Ron zajadając przy tym czekoladę od członka grupy nadzorczej. – Nie dotarłby, przez samego Dumbla. Podczas wojny przecież nawet Sami-Wiecie-Kto się go obawiał. A co dopiero ten Black. Czmychałby, aż by się piach unosił. Wiecie… bo tata mi mówił, że Black ostatnio widziany był w ministerstwie! Była rozprawa. Sam przyszedł!!! Bez przymusu oddał się w ręce ministerstwa i chciał jeszcze raz zeznawać, ale pod veritaserum. Zgodził się, no to czemu by nie, prawda? Tata niestety więcej się nie dowiedział. Podobno jest to jeszcze w toku. Nie wpuszczają nawet reporterów Proroka. Takie to tajne.  Harry, wiesz kim był Black, nie?

- Tak, mówiłeś mi to gdy mnie spotkałeś w Dziurawym Kotle. Black z pewnością się wywinie. Jeżeli po tym… no jak mu tam.. Pettigrew! No to właśnie po nim został tylko palec, to czemu nie miałby zastraszyć i członków Wizengamotu? Morderstwa mu poszły z łatwizną no to zastraszenie tym bardziej. A ty Hermiono jak myślisz? 

Dziewczyna tępo wpatrywała się w okno. Ocknęła się dopiero gdy Ron ją lekko puknął w ramie.

-Emm… wybaczcie, zamyśliłam się. No tak. Obydwaj macie racje, ale jest chyba jeszcze coś. W tym morderstwie Pettigrew’a coś mi nie pasuje.

- Ty to zawszę znajdziesz dziurę w całym– powiedział Harry, który bawił się zamkiem swojej bluzy.
Brązowooka wzruszyła ramionami. Spojrzała na zegarek na ręce.

- Zaraz będziemy na miejscu. Ubierzmy szaty. – oświadczyła wyciągając z torby czarną togę.