niedziela, 27 marca 2016

Rozdział 17

Hey!

I jak zajączek? Obfity? Mam nadzieję, że spędziliście te święta w dobrej atmosferze i bez kłótni (nie to co ja, znowu :v ) :). 
Nie będę się długo rozpisywała, nie mam jakoś weny na 'wstęp'. Jeżeli są jakieś błędy, szczodrze za nie przepraszam, aczkolwiek nie sprawdzałam tak dokładnie treści rozdziału :v

Enjoy :D I śmiało, komentujcie :D

~~*~~


 Dwoje ludzi siedziało przy jasnym, marmurowym stole z filiżankami kawy i żywo ze sobą rozmawiali. Ubrani w białe szaty z uśmiechem przyglądali się chmurze za oknem. Co dziwne, owa chmura była na poziomie ziemi, a nie nieba.

Jeden z nich odłożył swoje okulary na stół i przetarł ręką obolałe od obserwacji oczy.

- Wiesz, kochanie – odezwał się do kobiety siedzącej przed nim – Nie wiem jakim cudem, ale nasz ukochany Łapcio świetnie sobie radzi jako chrzestny naszego syna, nieprawdaż?

Tak. Siedzącymi przy stole byli James i Lily Potterowie. Patrzyli przez okno z nadzieją, że zastąpi to jakiekolwiek uczucie bytu przy Harry’m.
Kasztanowłosa kobieta uśmiechnęła się ciepło do męża marszcząc przy tym swój drobny, usypany delikatnymi piegami nosek.

- Pamiętam jak byłam temu przeciwna – powiedziała swoim lekkim, miłym dla uszu głosem – Cieszę się, że jednak Cię posłuchałam.

Mężczyzna wyprężył się dumnie.

- Co ty byś beze mnie zrobiła, hmm? – uniósł nonszalancko brew przez co oberwał w ramię – Nie musisz od razu mnie bić! – krzyknął rozbawiony.

Westchnęła i spojrzała przed siebie wpatrując się w pewną postać, która im się od dłuższego czasu przyglądała.

- Jesteśmy z Ciebie dumni Syriuszu – szepnęła wprawiając siebie w pewien trans – Będziesz najlepszym opiekunem dla Harry’ego.

Do Lily dołączył głęboki głos Jamesa.

- Nie wyobrażam sobie dnia, w którym odtrąciłbym twoją dłoń Łapo. Bez Ciebie to nie życie.

- Spraw, aby i Harry, mój najukochańszy syn, też tak myślał.

Ich głosy echem rozniosły się po przeszklonym i dziwnie emanującym energią pomieszczeniu. Łapa wilgotnymi oczyma patrzył na nich i poruszył bezdźwięcznie ustami.

- Bądź jego chrzestnym – powiedzieli chórem.

Syriusz poczuł na swoich ramionach dłonie swoich przyjaciół. Spojrzał na ich żywe i rumiane twarze. Właśnie… żywe.

- Będziemy Ci za to dozgonnie wdzięczni – gdy James zrozumiał sens swojej wypowiedzi roześmiał się swoim pięknym, perlistym śmiechem, który już na zawsze ugrzązł w umyśle animaga. W jego śmiechu można było wyczuć nutę smutku i rozpaczy, lecz mężczyzna postarał się, aby nie było jej zbytnio słyszeć.

Obraz przed oczami zaczął mu się zamazywać i zdążył dostrzec kiwającą mu Lily.

- Tylko nie wpadaj tu zbyt często! To jeszcze nie twój czas! – krzyknął w oddali Rogacz po czym wszystko utonęło w otulającej i jednocześnie przytłaczającej czerni.

Obudził się zlany potem. Zerwał się do przysiadu i wziął głęboki oddech. Poczuł jak po policzkach spływały mu łzy. Drżącym szeptem wypowiedział.

- Obiecuję – zacisnął dłoń na pościeli – Nawet nie musicie prosić – przełknął zalegającą mu w gardle gulę i potrząsną głową.

- Sen. To był tylko sen - powtarzał to sobie jak mantrę.

Ale jaki realistyczny.

Skierował się do łazienki i obmył twarz od potoku łez. Spojrzał w lustro i ujrzał tam pociągającą, przystojną twarz trzydziestotrzylatka.

Naprawdę muszę obciąć te kłaki, zbytnio przypominam psa Collie – 
pomyślał i wytarł się ręcznikiem.

Opadł wyczerpany emocjami na poduszki i zapatrzył się na sufit. Cały oblepiony starymi zdjęciami zrobionymi jeszcze za czasów szkolnych.
Nagle coś sobie uświadomił. Sen odbiegł na dalszy plan. Teraz Black był zaabsorbowany czymś zupełnie innym. Jak wiadomo, wpadł na kompletnie… irracjonalny pomysł.

Zerwał się z łóżka. Wybiegł w samych bokserkach i wbił do pokoju Lunatyka dosłownie „z buta wjeżdżam”. Ten obudzony hałasem uniósł się gwałtownie i, gdy ujrzał kto ośmielił się do niego wtargnąć, zgromił go spojrzeniem.

- REMI! Ja nie mam żadnego aktualnego zdjęcia Harry’ego! – krzyknął spanikowany Black, po czym dodał – Co ze mnie za opiekun!

Remus rzucił w niego budzikiem.

- Spójrz która godzina – zagrzmiał.

Spojrzał na zegarek.

- Emm… sorry stary – bąknął czując na sobie natarczywe spojrzenie niewyspanego wilka. Była druga w nocy.

Ten wskazał palcem na drzwi.

- Won zanim Cię dorwę – warknął.

Black uniósł ręce i pospiesznie się ewakuował.

Gdy z powrotem znalazł się w przedsionku prowadzącym do salonu i jego sypialni prychnął rozbawiony i zganił się za własną głupotę. Kręcąc głową powrócił do sypialni w zupełnie innym już nastroju.

W odmętach swojego umysłu usłyszał stłumiony rechot Jamesa, który jak szybko się pojawił tak i znikł wraz ze snem młodego profesora.

~~*~~

- Naprawdę życie Ci nie miłe? – burknął Remus gdy kierowali się w stronę biblioteki. Lekcje rozpoczynali dopiero od jedenastej, więc mieli bardzo dużo wolnego czasu.

- Wybacz, tak nagle mnie wzięło na…

- Panikę?

- Ech, nie – mruknął – Po prostu nie mieć ŻADNEGO zdjęcia Harry’ego? Aktualnego rzecz jasna – zerknął w myślach na fotografię nad kominkiem w ich kwaterach. On, Potterowie i Harry na kolanach swojej Matki. Cóż, jedyne zdjęcie na którym górował młody potomek Jamesa.

Remus przystanął i spojrzał przeciągle na Syriusza.

- Nadrobisz to. Masz mnóstwo czasu.

Westchnął.

- Może i tak… ostatnio dość często przejmuję się takimi błahostkami. Wybacz – posłał mu przepraszający uśmiech.

- I tak Ci nie zapomnę tej pobudki o drugiej nad ranem – sarknął Remus po czym pchnął ciężkie drzwi prowadzące do biblioteki.

W pomieszczeniu siedziało nie więcej niż pięć osób. Skierowali się do działu z księgami w zakresie zaklęć ochronnych. Szukali jednego, który działałby na dużą skalę.
Już jutro miało odbyć się wyjście do Hogsmeade.
Dumbledore wysłał im wiadomość, iż chciałby, aby zajęli się ochroną wycieczki. Jak wiadomo łażenie za dzieciakami nie wchodziło w grę, więc wpadli na pomysł na naniesienie na grupę niewidzialnej tarczy odbijające wszystkie, możliwe do zablokowania zaklęcia. Inkantacje, które znali nie były przystosowane do takich sytuacji. Z wiekiem niektórych rzeczy się zapomina i aby to naprawić nasi profesorowie udali się do Królestwa Pani Pince.

Łapa sunął palcem po trzonach ksiąg i szukał tej jednej odpowiedniej. Jak na złość, książka gdzieś się ukryła i szukanie jej zajęło im trochę czasu.
Remus przechodząc obok jednego z regałów ujrzał pewien tytuł.

Tarcze okalające”

- No nareszcie! – ucieszył się i chwycił dwustustronicową książkę. Położył ją przed siedzącym Blackiem. Czarnowłosy przeglądał Proroka Codziennego. Spojrzał na książkę i zaciekawiony złożył gazetę.

- To chyba to – mruknął i zaczął przeglądać podany mu przedmiot – Tarcza a’la plandeka byłaby idealna. Kojarzę coś z tarcz Brooklyn’a, ale inkantacji… – pokręcił głową i wczytał się w książkę.

Remus oparł ciało o stół i czekał. Zegar wybił dziewiątą. Gong rozniósł się po bibliotece i paru uczniów pospiesznie ją opuściło.

- Hadera… Pusinus… Grecka? – zmarszczył czoło i pochylił głowę – Tarcza pozwalająca przybrać wygląd greckiego boga i omamić wyglądem atakującego – pokręcił głową i prychnął – niezły pomysł. Tylko, że ja nie muszę używać takich tarcz, aby wyglądać jak bóstwo – wyszczerzył się.

Remus przewrócił oczyma i wskazał na książkę.

- I co tam jeszcze masz? – spytał ignorując przechwałki kumpla.

- Są wzmianki o tarczach oplatających dane części ciała, otaczające dom, bądź budynek… - urwał – czekaj… - przekartkował książkę na sam koniec – przecież tu jest spis treści – zaczął się śmiać.

Remus dał sobie mentalne uderzenie w potylicę za swoją głupotę.

- Dobra, mam. Tarcza Beneficium. Przy rzucaniu wypowiada się Benefio i wykonuje trójkątny ruch ręką z małym kółeczkiem na końcu. Promień ma kolor bordowy… to ten odcień czerwieni, prawda? – zapytał.

- Pytasz się mnie, bo mam dziewczynę?

- Yhm – mruknął rozbawiony.

Blondyn westchnął i usiadł koło przyjaciela.

- Tak, to pewien odcień czerwonego. Taki ciemniejszy. Jak szaliki Gryffindoru, można by rzec – oznajmił przeglądając opis zaklęcia.

- Aha – mruknął i przeczesał włosy – To zapiszmy sobie wszystko co potrzebne i chodźmy. Muszę coś załatwić – powiedział nieco ciszej.

Remus zaprzestał wertowania po księdze i spojrzał uważnie na Blacka.

- Załatwić?

Lekkie skinięcie głową. Łapa zasunął cicho krzesło i wstał czując na sobie wzrok wilkołaka.

- Taka mała błahostka – machnął ręką – Spotkamy się na lekcji, dobrze?
Remus z lekka zdziwiony skinął głową. Syriusz uśmiechnął się delikatnie i czmychnął z pomieszczenia biorąc po drodze czarną, skórzaną torbę.

Lupin zauważył jak drzwi od pomieszczenia zamykają się z cichym trzaskiem. Pokręcił głową.

- Nie chce mi powiedzieć, bo ja nie chciałem mu wyznać prawdy z Tonks – mruknął do siebie i stwierdził, że Black to naprawdę jeszcze nastolatek.

Chwycił notatki i skierował się w drogę powrotną.


~~*~~

Zgrzyt pióra o pergamin. Pohukiwanie sowy. Trzepot skrzydeł. Trzask krzesła.

 Za biurkiem w niemałym, dobrze oświetlonym pomieszczeniu zasiadała na ciężkim krześle starsza kobieta, na oko podchodzącą pod sześćdziesiątkę. Z kamiennym wyrazem twarzy, który już niejednego przyprawił o dreszcze, pisała coś na pożółkłym pergaminie. Maczała długie, pawie pióro w czerwonym atramencie i kreśliła z grubsza same T i O na wymiętolonych kartkach. Ubrana w ciasno zawiązaną z tyłu burgundową suknię postukiwała lekko swoim czarnym, niskim obcasem o posadzkę. Co chwilę poprawiała kapelusz na głowie i wkładała z powrotem wysmykujące się spod nakrycia głowy kosmyki czarnych, już posiwiałych włosów.

Usłyszała nagle cichy stukot w drzwi. Zdziwiona nagłym najściem odłożyła pióro na blat biurka i wyprostowała się.

- Proszę! – zawołała poważnym głosem i zerknęła na gościa, wchodzącego do pomieszczenia – Och, Syriuszu! – zdziwiła się i wskazała mu krzesło – Siadaj.

- Witam, profesor McGonnagal – przywitał się grzecznie. Pod jej bacznym, kocim wzrokiem czuł się jak standardowy gówniarz, który coś przewinił.

- Jaka profesor – mruknęła znad pergaminu – Jesteśmy przyjaciółmi po fachu, możesz mi mówić po imieniu. Nie odejmę Ci przecież punktów – zażartowała, lecz przez jej stanowczy ton, żart brzmiał jak reprymenda. 

- Minervo – poprawił się z uśmiechem. Podszedł do siedziska i usiadł na nim wpatrując się w czujny wzrok profesorki.

- Cóż Cię do mnie sprowadza? – spytała składając ręce.
Black chrząknął i oparł od krzesło. Odpowiedział jej konspiracyjnym głosem.

 – Mam małą sprawę dotyczącą wyjścia do Hogsmeade…


~~*~~

Harry spoglądał na szykujących się do wyjścia chłopaków, którzy już od jakiejś pół godziny szukali swoich rzeczy pod łóżkami.

- Widzieliście moją sakwę? – wydarł się ktoś z łazienki. Ta osoba mocowała się ze swoim paskiem do jeansów od jakichś dobrych piętnastu minut.

- A moje skarpetki? – jęknął Dean nurkując pod łóżko.

- Masz je na nogach kretynie – zaśmiał się Seamus, który wyszedł zdyszany walką z paskiem z łazienki.

- Faktycznie – mruknął i poprawił pogniecioną koszulkę.

- Rany, gdzie ten portfel! – krzyknął Ron wertujący po kieszeniach kurtki.

- Nie masz go w torbie? – odezwał się Dean, który zakładał już buty.

- Nie, był w kurtce!

- A pod łóżkiem? – spytał cicho Neville.

- Gdyby dało się tam wejść – zażartował Finnigan – tam jest tego tyle, ile robali na Filchu.

- O fuu! – zarechotał Thomas.

Za dziesięć minut miała odbyć się zbiórka do Hogsmeade. Ten kto się spóźni, nie idzie – według McGonnagal. Przygnębiony Harry przyglądał się zaaferowanym kolegom już od jakieś godziny. Siedział na łóżku i z nudów wykręcał sobie palce.

- Stary, widziałeś mój portfel? – Ron podszedł do niego i stanął nad nim z rozgrzanymi od bieganiny policzkami – Wszędzie go szukam.

- Tam – wskazał na półkę – odłożyłeś go … - spojrzał na zegarek – dokładnie trzy minuty temu.

- Harry, dziękuję – podbiegł do portfela i schował go do kieszeni – Wiesz ile bym go szukał?

- Pewnie z wieczność – starał się wyglądać na wesołego, ale wychodziło mu to dość… marnie.

- Co się dzieje? – spytał zmartwiony rudzielec.

Czarnowłosy wzruszył ramionami i opadł na poduszkę.

- Nie idę do Hogsmeade – odłożył okulary na etażerkę i przymknął oczy. 

Profesor Black miał mu załatwić przepustkę na wycieczkę, lecz ani wczoraj, ani dzisiaj go nie odwiedził. Zasępiony Harry zrozumiał, że Syriuszowi po prostu nie udało się przekonać McGonnagal i w związku z tym musi pozostać w zamku. Naprawdę miał ogromną nadzieję, że odwiedzi kolejne, równie magiczne jak Hogwart miejsce.

Ron widząc jak jego przyjaciel jest smutny, odłożył torbę na ziemię i podszedł do niego.

- Mam Ci coś przynieść? – miał nadzieje, że podniesie go to duchu – Jak nie masz kasy to kupię za swoją. Nie musisz oddawać.

Harry pokręcił głową i uśmiechnął się wdzięcznie.

- Nie trzeba. Serio. Jakoś wytrzymam ten rok bez cukierków z Miodowego Królestwa – wykrzywił usta w smutnym uśmiechu – Odwiedzę Hagrida. Na pewno się ucieszy.

Ron klepnął Harry’ego pocieszająco w ramię i usiadł na materacu.

- A może by tak… – zniżył głos do szeptu – malutki przemyt?

Harry zamrugał oczami i spojrzał na kumpla uważnie, kompletnie zapominając o konsekwencjach swoich decyzji.

- Co masz na myśli?

Ron uśmiechnął się cwanie i wskazał na kufer z wielkim „H”

- Masz przecież niewidkę. O mapie to już nie wspomnę. Założysz pelerynę, weźmiesz pergamin i po kryjomu przemkniesz się obok Filcha. To chyba do trudnych nie należy.

- No tak, ale tym razem eskortę prowadzi Snape – Pomona Sprout musiała pilnie wyjechać, więc jej rolę jako drugiego opiekuna musiał przejąć Mistrz Eliksirów – Jak mnie zauważy, to po mnie, pelerynie i mapie pozostanie jedynie popiół. Przed Nietoperzem nic się nie ukryje.

Weasley westchnął i zastanowił się na moment.

- Ron, masz pięć minut! – krzyknął Seamus, który wraz z Thomasem i Longbottomem schodził już do Pokoju Wspólnego.

- Już idę! – odkrzyknął do nich. Wstał z łóżka i skierował swój wzrok na przyjaciela.

- Znajdźmy na mapie jakieś tajne przejścia. Z tego co pamiętam, przynajmniej połowa z nich prowadzi na zewnątrz zamczyska.

Jak powiedział tak zrobili. Znaleźli jeden mały przesmyk, niedaleko wejścia głównego skąd wycieczka miała się udać wprost do Hogsmeade. Był to wąski korytarzyk pomiędzy korytarzem prowadzącym do Sali Transmutacji i korytarzem gdzie znajdował się gabinet Filcha.

- Dobra, bierz manatki i spadamy!

Harry chwycił swoją torbę gdzie miał galeony, pelerynę i mapę i wraz z Ronem pośpiesznie opuścili wieżę Gryfonów.
Truchtem zbliżali się do miejsca tajnego przejścia.

Gdy Harry miał już wyjmować pelerynę z torby usłyszeli pewien głos zza swoich pleców.

- Och, a wy nie na dziedzińcu? – profesor Black stanął przed nimi jawnie zdziwiony – O Harry’m to wiem, ale ty Ron obyś się nie spóźnił. Wyruszają za trzy minuty.

Chłopacy przełknęli nerwowo ślinę i Ron nie wiedząc co robić cofnął się trochę i zmieszany skinął profesorowi głową.

- T-tak, zaraz się tam udam – posłał Harry’emu przepraszające spojrzenie i pokiwał mu – To… pa kumplu. Jakby co, to coś Ci przyniosę.

Potter już wiedział, że o małym „przemycie” może śmiało zapomnieć. Spojrzał na oddalającego się Rona, który co chwilę obracał się w jego stronę i posyłał współczujące spojrzenia.

- Przemycik, co?

Harry wybałuszył oczy i spojrzał na Syriusza.

- Co? – udał, że nie zrozumiał, o co mu chodzi.

- No nie mów, że nie – wyszczerzył się i podał mu małą karteczkę – Ale mniejsza. Przeczytaj.

Zdziwiony chłopak rozwinął karteczkę i przeczytał to co było na niej napisane. Jego oczy przybrały wielkość galeonów i z uśmiechem spojrzał na profesora.

- Merlinie, dziękuję!

Odpowiedział mu delikatny śmiech.

- Na Merlina to ja chyba nie wyglądam – zażartował po czym położył mu dłoń na ramieniu – Wybacz, że to tak długo trwało, ale znasz profesor McGonnagal. Musiałem się nieco natrudzić, aby się zgodziła. Cóż za kobieta! Mam nadzieję, że nie wywołałem tym u Ciebie zbytnio dużego zamieszania.

- Nie! To znaczy… nie, serio, w porządku! – wypowiedział koślawo, jednakże z dużą dozą uczuć – Kurczę, dziękuję Syriuszu! Już myślałem, że mnie to ominie. 

Black widząc ogromny uśmiech na twarzy chłopaka otoczył go ramieniem i razem z Harry’m skierował się w stronę dziedzińca.

- Grupa zapewne już wyszła – oznajmił Syriusz spojrzawszy na duży zegar nad nimi – Ale to nic, pójdziemy tam razem. I tak muszę coś tam załatwić. Zgoda?

- Jasne! – odpowiedział entuzjastycznie, po czym wyszczerzył się do Blacka – Jak ją przekonałeś?

- Cóż… - uśmiechnął się konspiracyjnie – Trochę uroku osobistego poszło w ruch, drogi panie Potter.

- No weź! Jesteśmy przyjaciółmi po fachu. Proszę z całego serca! Wyszoruję Ci cały gabinet. Mogę zniżyć się nawet do robienia tego językiem. Sprowadzę nawet dla Ciebie kocimiętkę, tą najlepszą. U mugoli nazywają to chyba Herą czy Haszem, ale nieważne!
Minerwa patrzyła na niego w osłupieniu

- Syriuszu…

- Dobra! Kapituluję, odpuszczę sobie nawet czytania prenumeraty „Seksbomby ministerstwa”, ale proszę…

Na to wspomnienie chciało mu się płakać ze śmiechu, ale jednak powstrzymał się

-Zapamiętaj, używaj wszystkiego co może pomóc Ci dojść do celu. Jednakże tego wszystkiego co mieści się w granicach moralnych – zaznaczył z lekkim uśmiechem, aż w końcu nie wytrzymał i rozbawiony klepnął Harry’ego w ramię – Masz wszystko?

Chłopak pokiwał głową i wraz z profesorem udali się w stronę błoni.

- Ach, ta piękna, zimowa pogoda – rozmarzony Black zaciągnął się jej zapachem – Jaka szkoda, że moje urodziny przypadają pod jej koniec – oznajmił z lekkim smutkiem.

- A kiedy masz urodziny? – zapytał zaciekawiony Harry.

- Czternasty marca – poprawił szalik – Gdyby to było miesiąc wcześniej, dostawałbym więcej walentynek, niż sam Lockhart – zachichotali.

- Wiesz, nie wiem czy wiesz, ale i bez walentynek jesteś rozchwytywany.

- Serio? – udał niewiedzę. Przeszli przez główne drzwi i skierowali się w stronę miasteczka – A kogo masz na myśli?

- Cały piąty, szósty i siódmy rocznik – oznajmił beztrosko chłopak. 

Wskoczył na niski murek ścieżki prowadzącej do Hogsmeade. Wystawił ręce jak do lotu i koordynował – Dziewczyn rzecz jasna. Wielu OWTM-owców Ci zazdrości – rzekł uszczypliwie przez co oberwał w bok czapką profesora.

- Żebym ja latał za małolatami – prychnął – Powiedzmy, że wolę rówieśniczki – schował ręce w kieszenie – Wracając jednak do tematu pozwolenia na wyjście. Minerwa wyraziła zgodę, ale prosiła abym czasem doglądał czy Cię gdzieś nie korci na samodzielne zwiady.

- Że mnie ma korcić? – zdziwił się teatralnie po czym złapał się za serce udając zranionego – Moja własna opiekunka domu nie wierzy w swego, grzecznego, nieskalanego złem Gryfona – rzekł rozpaczliwie – zabiję się skacząc z dywanu. Mówię Ci!

Syriusz zaśmiał się i zerknął na chłopca.

- Będziemy tęsknić, panie Potter. Któż by inny wykonał tak wspaniały zwód Wrońskiego?

- Zapewne nikt – rzucił buńczucznie po czym skoczył z murka i dotrzymał kroku Blackowi – A co chcesz kupić w Hogsmeade?

- Och, na pewno zahaczę o Miodowe Królestwo – zerknął na towarzysza – Też się tam udajesz, mam rację?

- Tak, bez tych cukierków ciężko by mi było wytrzymać do wiosny. Z tego co wiem, wtedy jest następne wyjście.

- Zgadza się. Jeżeli nie masz nic przeciwko, udam się tam z tobą, dobrze? Sam mam ochotę na porządną paczkę Fasolek Wszystkich Smaków – wyszczerzył się – Nie masz nic przeciwko?

- Nie! Oczywiście, że możesz tam ze mną iść – uśmiechnął się szeroko -  W końcu, nie jesteś taki jak inni nauczyciele, i można z tobą porozmawiać o wszystkim.

Łapa prychnął rozbawiony.

- Zwróć uwagę na to, że jestem najmłodszym nauczycielem z całej kadry, a to robi swoje.

- A taki Snape, to co? Ma tyle samo lat co ty i Remus, a zachowuje się jakby miał kij w d…

- E, młody! Bez takich – zwrócił mu uwagę.

- No co, a nie jest tak? – zdziwił się.

Black rozejrzał się wokół i zniżył głos do szeptu.

- Gdybym Ci nie przerwał, to zapewne miałbym obniżoną pensję za podburzanie ucznia – Harry popatrzył na niego z niedowierzaniem.

- Ale z pana materialista! – zażartował przez co oberwał łokciem między żebra.

- Żaden materialista. Ja po prostu dbam o swoje własne dobra – zapewnił po czym zaśmiał się. Harry mu zawtórował.

Byli już prawie przed miasteczkiem. Sama droga bardzo przyjemnie im minęła i, jak można było się domyśleć, dosyć szybko.

Po uliczkach kręciło się dość dużo osób, a nieopodal zauważyli grupę i tłumaczącą coś im McGonnagal i stojącego nieopodal znudzonego Snape'a.

- Chyba powinienem poinformować profesor McGonnagal o mojej obecności – stwierdził Potter i ruszył w stronę nauczycielki, lecz powstrzymało go lekkie chwycenie za ramię.

Ze zdziwieniem spojrzał na Blacka. Na jego twarzy widać było lekkie zakłopotanie. Profesor cofnął rękę i posłał chłopcu lekki uśmiech.

- Wie o twojej tutejszej obecności. Była przekonana, że się spóźnisz, a że zdeklarowałem się do doglądania twojej osoby… - zdjął kaptur czarnego płaszcza – tym bardziej nie musisz jej… informować – wskazał na wściekłą profesorkę tłumaczącą coś niekumatemu puchonowi – Tym bardziej nie teraz.

Harry spojrzał na profesorkę i zrozumiał.

- Ach… to może faktycznie jej teraz nie mówmy – szybkim krokiem oddalili się od głównej uliczki i skierowali się w stronę Miodowego Królestwa.

Syriusz opatulony w ciepły, jeszcze dawny, gryfoński szal spojrzał na Harry’ego i uśmiechnął się ciepło. Cieszył się, że chłopak został. Mógł z nim porozmawiać. Nadrobić stracony czas. Poznać go lepiej. Zobaczyć co lubi…

Schował ręce do kieszeni i zwolnił tempa, aby jeszcze dłużej nacieszyć się to chwilą. Chrząknął i odruchowo spojrzał w lewo. Jęknął czym zwrócił uwagę Harry’ego, który obrócił się i spytał:

- Coś… się stało? – spojrzał w tą samą stronę co Syriusz i zmarszczył gwałtownie brwi – Salon fryzjerski?! – podszedł bliżej – bliźniacy nic nie mówili, że jest tu coś takiego.

- A bo nie było! – rzekł niespodziewanie jakiś mężczyzna obok, który wystawiał potykacz swojej kawiarni. Niski, przysadzisty, w grubym płaszczu i szpiczastym kapeluszu o kolorze khaki – Bernie niedawno się tu zaaklimatyzował. Jakiś miesiąc temu? – podrapał się po brodzie – Tak, to będzie już z miesiąc – mruknął i szturchnął potykacz – Same z nimi problemy, no! Już nawet stać prosto nie chce – spojrzał na przedmiot z dezaprobatą.

- Bernie? Właściciela ma pan na myśli? – spytał Black.

- Tak, Bernie’go mam na myśli – mruknął i spojrzał nieprzychylnie na profesora – Nieźle się pan trzyma. Trzynaście lat w takim zakutym lodem kamieniu to idzie sfiksować – czuć było niechęć w jego głosie.

Black czując, że lepiej będzie nie wdawać się w kłótnie odpowiedział krótko:

- Niewinny zawsze będzie wierzył w swoją niewinność i szansę wydostania – oznajmił chłodno po czym pociągnął nosem – Wie pan czy salon jest czynny?

Gruby mężczyzna prychnął i chwycił miotłę, by odgarnąć małe pozostałości po jesieni spod drzwi jego kawiarni. Jej zielonkawy, obdarty szyld chował się za jaskrawymi i większymi reklamami.

- Nic mi nie wiadomo, by Bernie był nieobecny – kaszlnął przeraźliwie i wytarł nos w chusteczkę z materiału, którą niedbale znów schował do kieszeni – Sprawdźcie, prawdopodobnie jest otwarte.

Zdegustowany Harry wlepiał wzrok w jego kieszenie. Tam gdzie właśnie była owa chusteczka.

- Cóż, dziękujemy i życzymy miłego dnia – pożegnał go krótko Black i zwrócił się do Harry’ego – Muszę w końcu obciąć te kłaki, nie? – chwycił czarny kosmyk swoich puszystych, przydługawych włosów.

- Nie wyglądasz wcale tak źle…

- Wyglądam strasznie – przerwał mu – Muszę je skrócić, gdyż po Azkabanie wyglądają jak włosy Trelawney.

Harry spróbował się nie zaśmiać z tego określenia, ale wyszło mu to dosyć koślawo.

- To teraz do fryzjera?

- Jak nie chcesz iść ze mną, to nie idź, dogonię Cię w Miodowym, gdyż od razu po fryzjerze tam zajrzę – stwierdził, że nie będzie trzymał chłopaka na siłę, gdyż jak wiadomo, nastolatki zdecydowanie wolą towarzystwo rówieśników. Z resztą i tak go później dogoni – uśmiechnął się nieznacznie.

- Nie, nie, mogę z tobą iść – zapewnił gorliwie. Jego zielone oczy zamigotały w świetle słońca. Syriusz westchnął i klepnął go w ramię.

- Na pewno? Nie chcę Cię trzymać na siłę. Zapewne chcesz się spotkać z Ronem…

- Syriuszu – przerwał mu i też położył dłoń na ramieniu mężczyzny tworząc pomiędzy nimi „most” – Rona widzę codziennie, a jestem bardzo ciekawy twojej nowej metamorfozy… i reakcji dziewczyn gdy pana zobaczą – zażartował. Uśmiechając się, w jednym z policzków utworzył mu się malutki, prawie niewidoczny dołeczek.

Jak u Lily – zaćwierkał mu przesłodki głosik w głowie.

A zamknij się – burknął Black w myślach.

- Okay – klasnął dłońmi i chwycił klamkę od wejścia – W takim razie, panie Potter. Będziesz jedynym świadkiem mojego pójścia na prawdziwe ścięcie.

Rozbawił tym chłopca, który stanął tuż obok niego podtrzymując torbę na ramieniu.

- A dlaczego na ścięcie ?

- Któż wie, jakie ten Bernie ma pomysły co do męskiego strzyżenia – rzekł znacząco po czym pchnął drewniane drzwi uaktywniając tym złoty dzwoneczek nad nimi. Weszli do przyjemnego, drewnianego pomieszczenia.

- Ach, witam! – zaskoczeni drgnęli gdy doskoczył do nich ekscentryczny Bernie - Witam, panie Black! I panie Potter! Spodziewałem się pana! To znaczy, sir Blacka, rzecz jasna. Potter, nie zmieniaj fryzury dobrze Ci z taką – okrążył zszokowanego sytuacją chłopca. 

Nagle podszedł do Syriusza i wskazał na jego głowę i  niedowierzaniem 

- Któżby chciał chodzić z takimi włosami! Widziałem zdjęcie w gazecie. Aż dziw, że nie przyszedł pan wcześniej… - chudy, starszy mężczyzna z czerwonym fartuszkiem z kieszonką na nożyczki przywitał ich już przy wejściu i rozgadał się na dobre. Miał pomarszczoną, pogodną twarz i wyglądał na prawdziwego fachowca. Może ze słabym wzrokiem, gdyż ciągle mrużył oczy, ale Syriusz czuł, że trafił w dobre ręce… i to bardzo rozgadane ręce.

- Emm, Dzień Dobry – wybąkał równie co Harry zaskoczony profesor.

- Dzień Dobry! – uśmiech na twarzy Bernie’go był tak ogromny, że zmarszczek przybyło, a oczy kompletnie zniknęły – Strzyżenie męskie , tak? Z takimi długimi włosami to kłóciłbym się o damskie – zaśmiał się pogodnie wywołując wrażenie, że nieopodal zaśpiewał skowronek – Zalecam strzyżenie stopniowe. Bardzo popularne w tych czasach. Stracił pan dużo czasu w tym Azkabanie, panie Black. Muszę panu pokazać co jest ostatnio w modzie – zaaferowany potruchtał do stoliczka z jakąś księgą. 
Zapewne z księgą klientów.

Bernie otworzył ją i wskazał pomarszczonym palcem na pierwsze zdjęcie.

- Widzi pan? Tu zastosowałem strzyżenie stopniowe. Ach Ci Francuzi! Mają idealne włosy do tego typu strzyżeń. Wie pan, mój gabinet kiedyś miał miejsce w Bretanii, ale przeniosłem się tutaj – Harry i Syriusz przeczuwali, że nie prędko stąd wyjdą – Czas na Angielskie głowy! Oczywiście, jestem rodowitym Brytyjczykiem, ale tam we Francji… - zacmokał – Piękne kobiety.

- Oj tak, zgadza się – zgodził się Black. Casanova jeden.

Bernie zaśmiał się szczerze.

- No widzisz Merlinie! Nie tylko ja odkryłem piękno tych rudowłosych kobiet – wyszczerzył zadziwiająco białe, i na dodatek własne zęby – Tam jest mnóstwo rudych osób – popukał się po podbródku i nagle chwycił Blacka za ramiona i obrócił do tyłu wywołując chichot Harry’ego – Tak, zdecydowanie stopniowe. Przyznasz mi rację, panie Potter?

- Oj tak, koniecznie stopniowe.

Uradowany Bernie klasnął w dłonie i naprowadził starszego z gości na fotel.

- Proszę się odprężyć – przewiązał mu przez szyję fartuszek ochronny – Nie potrwa to nawet godzinki!

- Nawet – mruknął rozbawiony Harry, który usiadł na kanapie dla czekających trzymając pod pachą jego i profesora kurtki. Czuł, że to będzie naprawdę wesoły dzień. Zwłaszcza w towarzystwie profesora Blacka, którego zaczął naprawdę bardzo lubić. Bardzo to nawet za mało powiedziane. Był jego ulubionym nauczycielem.
Zerknąwszy na Syriusza musiał się powstrzymać przed wybuchnięciem śmiechem, gdy zauważył jego minę na widok nożyczek.

~~*~~


Znowu skończyłam w nieodpowiednim momencie ? Wiem, jestem cholernym polsatem :D, ale cóż zrobić jak jest się ślizgonką :v 

Pozostawcie po sobie ślad, czytelnicy, którzy nie komentują - będzie mi miło przeczytać wasze oceny :D

Ale kończąc, widzimy się za dwa tygodnie (z nowym rozdziałem) :D ♥♥♥





sobota, 26 marca 2016

Wielkanoc - obfitego zajączka i smacznego jajeczka :D


Wesołych Świąt Wielkanocnych!

* Obfitego zajączka, aby przyniósł wiele prezentów.
* Smacznego Jajka.
* Mam nadzieję, że na święconce nie staliście długo :D.
* Dobrze spędzonego czasu z rodziną 

Mam nadzieję, że spędzicie ten czas szczęśliwie i bez jakichkolwiek kontuzji (jak ja, no jakżeby inaczej). Rozdział wstawię już jutro. Oby się wam spodobał :D. Trochę spędziłam nad nim czasu, starałam się, aby był na Powyżej Oczekiwań, albo i Wybitny, ale do tego drugiego jeszcze mi duuużo brakuje. W każdym razie dziękuję wam też za komentarze pod rozdziałami. Ci co jeszcze nie wystawili swojej oceny, śmiało nie krępujcie się :v :D. Cieszy mnie też fakt, że mam coraz więcej wyświetleń... może nie jest ich jakoś wyjątkowo dużo, ale małe też cieszy :) .

Do niedzieli

A dla tych co mają doła: Na poprawę humoru ♦♣♥ Wielkanoc i dobre samopoczucie - lepiej spędzona przerwa od szkoły, prawda?





czwartek, 17 marca 2016

Rozdział 16

No hej!

Tak jak poinformowałam pod poprzednim postem, rozdział 16 wstawię prawdopodobnie z tygodniowym opóźnieniem, ALE! Udało mi się tego uniknąć :3 i dodać go teraz. Następny w następną niedzielę (nie w tą oczywiście). Wyjazd do Londynu udany :D Zgadzam się ze stwierdzeniem, że podróże kształcą.

Każdemu Potterhead naprawdę polecam odwiedzenie studia Harry'ego Pottera (Warner Bros) - fantastyczne miejsce! Te wszystkie rekwizyty, pomieszczenia... jakbym przeniosła się do książki. I filmu :D

Jednakże wracając do głównego tematu: dodaję rozdział 16. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu i - co najważniejsze - będzie ciekawy. 
Nie jestem z niego w stu procentach zadowolona, ale...

Enjoy! 

~~*~~



  Pomieszczenie kompletnie inne od tych, które były w posiadaniu profesor McGonnagal bądź Dumbledore’a. Ściany ciemno-bordowe, czarne zasłony,  dwa mahoniowe biurka w rogach salonu, puchaty brązowy dywan na drewnianych panelach i kominek dający efekt przytulnego mieszkania. Na ścianach powieszono liczne zdjęcia i plakaty drużyn quidditcha – z tego co Złote Trio wie, Syriusz jest zapalonym kibicem Harpi z Hollyhead.
Lampy zastąpiły świece w szklanych kinkietach na ścianie.
Koło kominka znajdowała się żerdź dla popielatego puchacza Remusa, który w tym momencie cicho sobie gruchał i czyścił pióra dziobem.
 Na środku stała szafa. Ciemna, podniszczona, mosiężna i co najdziwniejsze – wydobywał się z niej ciemny dym.

Trzynastolatkowie spojrzeli po sobie i powolnym krokiem zbliżyli się do przedmiotu skanując je dokładnie wzrokiem.

- To jest właśnie to co będzie nam dzisiaj potrzebne – rzekł Syriusz i klepnął mebel ręką – stare ustrojstwo, a jakie niezbędne.

Do pomieszczenia wszedł Remus z tacą ciastek czekoladowych i serwisem do herbaty.

- Nauka na sucho to nie nauka – wyszczerzył się i odstawił tacę na stolik – Widzę, że się przygotowaliście – wskazał na książki i notatnik w dłoniach dziewczyny.

- Tak – skinęła Hermiona – stwierdziliśmy, że podręczniki nam się przydadzą.

Syriusz gestem zaprosił ich na kanapę.

- Słusznie Hermiono. Mogę tak do Ciebie mówić?

- Tak, oczywiście.

- Dobrze – potarł ręce – może zaczniemy od tego na czym polega owe zaklęcie. Wszakże nic o nim nie wiecie i przez długie lata byście o nim nie usłyszeli. To materiał dla szóstych roczników – chwycił jedno ciasteczko i je ugryzł – Ustalmy na początku jedną rzecz. Nauczenie się zaklęcia Patronusa jest bardzo trudne i dla wielu to żmudna praca. Miejmy nadzieję, że wam się uda. Nie zamartwiajcie się, jeżeli przez miesiąc nie uda wam się wykrzesać cząstki swego patronusa z różdżki, gdyż jak mówiłem – to trudne.

Harry kiwnął głową.

- Dobrze. Nie pozostało nam nic innego jak wyjaśnienie o co właściwie chodzi z tą sztuką magii.

- Patronus podlega pod rodzaj zaklęć obronnych i komunikacyjnych, jednakże tym drugim zajmiemy się kiedy indziej. Skupmy się na obronnej stronie zaklęcia. Tak jak widzieliście w pociągu, jest to świetlista smuga światła formująca się w pewien kształt. I nie bez powodu – blondyn uniósł palec – Każdy z nas posiada własnego obrońcę. W tym przypadku pod postacią patronusa. Samo słowo patron oznacza kogoś kto osłania, broni i jest naszą opoką.

Hermiona w szaleńczym tempie zapisywała słowo w słowo wypowiedź Remusa na kartkach notesu.

- Najczęściej są to zwierzęta – kontynuował - Magiczne jak i te mugolskie. Rzadko się zdarza, aby ich postura przybrała postać człowieka, chociaż zarejestrowano kiedyś taki przypadek, gdzie bardzo kochające się małżeństwo miało patronusy pod postacią swojej drugiej połówki. Jednakże mówię – to był ewenement.

- A dlaczego właśnie zwierzęta? – spytał zaciekawiony Ronald

- Otóż dlatego, iż są odzwierciedleniem naszych osobowości. Ktoś może być sprytny i chytry, a jego 
patronusem najczęściej w tym przypadku jest lis. Rozumiecie mnie?

Pokiwali głowami.

- Okay – mruknął Remus – Żeby wyczarować patronusa trzeba wypowiedzieć pewną formułkę. Nie jest ona trudna – zapewnił – powtarzajcie za mną; Expecto Patronum.

- Expecto Patronum – powtórzyli.

- Dajcie nacisk na ostatnie num i trochę głośniej proszę.

- Expecto Patronum!

- Świetnie – oznajmił uśmiechnięty Syriusz – Aby zaklęcie zostało 
rzucone poprawnie trzeba pomyśleć o czymś co wywiera w nas szczęście, uśmiech bądź pozytywne emocje. Ważne jest, aby to było bardzo emocjonujące wspomnienie. Takie które podnosi nas na duchu. Poszperajcie przez chwilę we wspomnieniach i 
odnajdźcie te, które uznacie za słuszne.

Mężczyźni dali dzieciakom chwilę na zastanowienie się. Black w między czasie wpatrywał się  wzrokiem w czarnowłosego chłopaka. Na jego przekrzywione na nosie okulary, na rozwiane, gęste włosy i szczupłą posturę.  

Jasny gwint! Znam go od trzynastu lat… ­- przerwał na moment i sapnął ociężale - a raczej od roku i sześciu miesięcy, a nadal zachwycam się nim jak w dniu jego narodzin. Ja naprawdę nie znam tego dziecka. Przecież chłopak zmienił się w ciągu mojej niewoli. Jest innym człowiekiem… ciekawe kiedy nadrobię te moje stracone dwanaście lat – zamyślił się i pokręcił lekko głową – Oby los był dla mnie łaskawy i dał mi jeszcze pożyć ze cztery dekady.

Po piętnastu minutach Złote Trio spojrzało na profesorów i dało znak, że są przygotowani. Harry posłał im lekki uśmiech.

Nie uśmiechaj się tak, nie uśmiechaj się tak, nie uśmiechaj się tak… Argh! Uśmiechnąłeś się – jęknął w myślach – Dlaczego akurat TO musiałeś po niej odziedziczyć? Oczy bym już jakoś zniósł... wyglądają jakbyś je jej ukradł… Cholera, Black uspokój się! – skarcił się w myślach i odwzajemnił pospiesznie gest.  

Harry miał nie tylko uśmiech i oczy, lecz także drobny, jasny nosek odziedziczony po swej rodzicielce, który marszczył się zabawnie gdy czegoś nie wiedział. Rysy twarzy i włosy były wypisz wymaluj Jamesa. Tak jakby ktoś zrobił mężczyźnie odlew twarzy i zaklęciem wszczepił w młode dziecko.


Z charakteru bardziej przypominał matkę – stwierdził Black – spokojniejszy, nie jest mistrzem rozrabiaków, ani nie ma na twarzy tego wyrazu dumy i niepodważalnej pewności siebie.

Był sobą – uśmiechnął się i westchnął.

Chłopak spojrzał na notatki dziewczyny i przeskanował je wzrokiem. Później skierował swój wzrok na wpatrującego się w niego Syriusza. Nieco go to zmieszało, ale zlekceważył to. Był przyzwyczajony, że prawie każdy taksuje go wzrokiem.

- Znaleźliście? – zapytał pozytywnie Remus.

- Chyba tak – oznajmiła Hermiona patrząc na przyjaciół, którzy skinęli głowami.

Black wstał i zsunął ciemną narzutę z szafy stojącej na środku pomieszczenia. Ujrzeli staromodny mebel z zadrapanymi drzwiczkami. Na zdobieniach u szczytu wyryte były srebrne runy układające się w trzy długie wyrazy. Niestety, nawet Hermiona nie wiedziała co one oznaczają.

- Oto Imitator – rzekł Lunatyk – Jest to przyrząd, który po otwarciu wydobywa z siebie to co chcemy, aby imitował. Może to być dowolne zwierzę, bądź istota magiczna, lecz jeżeli chodzi o osoby zmarłe, imitator ich nie ukazuje. Gdy otworzymy szafę ujrzymy czarną przestrzeń bez dna. Jakbyśmy spoglądali wprost we wnętrze czarnej dziury.

Ron miał już zapytać co to jest ta czarna dziura, lecz Hermiona uciszyła go przyciśnięciem jego stopy obcasem.

- Wyimaginowany obraz nic nam nie może zrobić, jednakże my możemy rzucać w niego zaklęcia. Stańmy przed nim i wyobraźmy sobie jakiegoś zwierzaka. Może być ptak.

Jak powiedział tak zrobili. Z szafy wyłonił się czarny kruk w otoczeniu czarnej mgiełki, która powolnym tempem wydobywała się z mebla. Ptak niespokojnie rozglądał się po pomieszczeniu i zaskrzeczał głośno. Hermiona chciała podejść i go pogłaskać, lecz powstrzymała ją dłoń na ramieniu.

- Nie możesz go dotknąć, bo zniknie – oznajmił Syriusz – nie reaguje tylko na zaklęcia. Dziwne zjawisko, prawda?

Dziewczyna cofnęła rękę i przyglądała się zwierzęciu.

- To tylko obraz?

- Tak.

- Strasznie realistyczny – szepnęła.

Black wyszczerzył się i uniósł ręce do góry.

- A jaki przydatny!  Podejdźcie bliżej – zaprosił ich ręką - O tak. Teraz niech ktoś z was rzuci na ptaszysko zaklęcie pomniejszające.

Harry wyjął różdżkę z tylnej kieszeni spodni i rzucił czar. Ptak zmniejszył się do rozmiarów małej portmonetki.

- Widzicie?

- Tak. Zaklęcia na niego działają.

- Dokładnie – odpowiedział Remus i podszedł do obrazu – A gdy go dotknę…

Palec dotknąwszy piór kruka sprawił, iż po zwierzęciu pozostała jedynie ciemna, gęsta mgiełka oraz chłodny powiew powietrza. Po chwili i ona zniknęła.

Zaciekawione spojrzenia dzieciaków spoczęły na profesorze Lupinie. Ten otrzepawszy ręce stanął przed szafą i wyobraził sobie dementora. Straszna postać w jednej chwili znalazła się razem z nimi. Poczuli chłód, lecz nie tak ostry jak przy ostatnim spotkaniu z monstrum. Ron zbladł nieznacznie, gdy spojrzał w te przerażające oczy… lepiej będzie, jeżeli określimy to jako głębię. Tam nie było oczu.

- Trzymaj – Remus w jednej chwili znalazł się przy rudzielcu i podał mu czekoladę – To tylko obraz. Nic wam nie zrobi.

- A w dodatku, możesz się na nim wyżyć – wyszczerzył się drugi z profesorów – Zaklęcie patronusa daje im niezłego kopa.

Ron uśmiechnął się lekko, a bladość zastąpiły zdrowe rumieńce.

- W takim razie zaczynamy – rozporządził Lupin.

Pierwsza była Hermiona. Gdy podjęła się próby, z jej różdżki nie wydostało się nic, prócz maluteńkich iskier wielkości siąpiącego deszczu.

Spochmurniała i spróbowała ponownie. Niestety efekt był ten sam.

- Nie martw się. Z czasem iskry przemienią się w smugi, aż dotrzemy do zamierzonego efektu – pocieszył ją Remus – Może wybierz inne wspomnienie? – zaproponował
Dziewczyna skinęła głową i odsunęła się dając miejsce Ronowi. Ten z lekko drżącą różdżką stanął przed czarną istotą.

- No to czas się z panem zmierzyć, Panie „Czarny Kocyk” – mruknął do siebie i skierował patyk na wprost – Expecto Patronum!

Niestety, efekt był ten sam co u dziewczyny.

- No i się zmierzyłem – rzekł z ironią.
Spróbował ponownie i ponownie, ale jak sami się domyślacie – nie wyszło mu.

- Dobra Harry, pomścij mnie – powiedział z lekkim uśmiechem do kumpla i zamienili się miejscami po drodze przybijając sobie piątkę.

Harry prychnął z rozbawienia, ale wykonał prośbę przyjaciela.

- Miałeś mnie pomścić! – jęknął Ron widząc nieudolne starania Harry’ego.

- Staram się – pokazał mu język. Przymknął na chwile oczy i wziął duże wdech. Rzucił zaklęcie.

- Expecto Patronum!

Z jego różdżki wydobyły się nieco większe iskry, niż te u Hermiony, ale nadal to nie było to.

- Hmm – mruknął – Może inne wspomnienie? – rzucił do Syriusza.

Mężczyzna, który z uśmiechem przypatrywał się staraniom chrześniaka skinął lekko głową.

- Może – oznajmił – Jednakże czekają was długie próby zanim otrzymacie zamierzony efekt. Damy 
wam parę publikacji mówiących o zaklęciach tarcz, między innymi zaklęciu patronusa. Przyda wam się więcej wiedzy w tym zakresie. Sądzę, że pomoże wam to w nauce Expecto Patronum.

- Dziękujemy.

- Nie ma za co – oznajmił Remus i zaprosił ich na kanapę.

Gdy usiedli wziął w ręce tacę z ciasteczkami i podsunął ją pod nosy młodzieży.

- Ciasteczka?

Z chęcią się poczęstowali. Dostali również szczerą filiżankę herbaty.

- Jak wam mija trzeci rok nauki? – zapytał Syriusz z błyskiem w oku – Słyszałem… Mogę Ci mówić 
po imieniu prawda? – zapytał rudego.

- Tak, jasne – uśmiechnął się.

- Cieszę się – oznajmił ciepłym tonem - Słyszałem Ron, że twoi bracia są prawdziwymi mistrzami w wytwarzaniu to nowych wynalazków o podłożu ułatwienia życia … uczniowi – dodał ze znacznym uśmieszkiem.

Ron pokiwał rozbawiony głową i oparł łokcie na udach.

- Najgorsze jest to, że muszą mieć testera zanim dadzą ten produkt na rynek. Muszą przetestować, czy wszystko gra. Zazwyczaj pada na mnie – skrzywił się.

Remus zaśmiał się i dolał sobie herbaty.

- Najważniejsze, że żyjesz – widać było, że dzisiejszego dnia Remus był w znakomitym humorze.

- Tak – zaśmiał się i ugryzł ciastko.

- A ty Hermiono – Black zwrócił się do dziewczyny – podobno jesteś najmądrzejszą uczennicą. 
Porównują Cię do samej Roweny Ravenclaw.

Dziewczyna zarumieniła się i ukryła to za filiżanką.

- Oh, tak! – wtrącił się Harry – Gdyby nie ona, z pewnością oblalibyśmy parę przedmiotów. Świetnie tłumaczy.

Rumieńce na twarzy dziewczyny pogłębiły się. Trzepnęła przyjaciół w ramiona.

- Przestańcie, bo się wzruszę – mruknęła z delikatnym uśmiechem.

Zaśmiali się, a Harry otoczył ją ramieniem.

- No a nie jest tak? – zapytał.

- No jest, jest. Co byście bezemnie zrobili – rozpromieniła się.

- Zapewne widziałabyś nas pakujących się do domów już w połowie semestru – oznajmił rzeczowo 
Ron.

Atmosfera zrobiła się przyjemna. Pili herbatę, rozmawiali, jedli ciastka. Syriusz cieszył się, że może ich bliżej poznać. I stwierdził, że wyrosły z nich wspaniałe dzieciaki.

- A ty Harry? Doszły mnie słuchy, że mieszkasz u wujostwa.

Chłopak westchnął.

- Tak – mruknął – strasznie upierdliwi.

- Jak to dorośli – zażartował mężczyzna.

Ron odstawił filiżankę na stół.

- Przenigdy w życiu nie widziałeś takich ludzi. Założyłbym się o własne ręce.

Black zdębiał na moment. Coś mu się tu nie podobało.

- Aż tak źle?

Harry wzruszył ramionami. Pałeczkę przejął Ron.

- Upierdliwi to mało powiedziane. Rok temu, gdy chciałem odebrać Harry’ego stamtąd na wakacje do mnie napotkałem kraty w oknie od jego pokoju – poczuł ściśnięcie na nadgarstku, lecz nie zwrócił na to uwagi – Podobno Dursleyowie tak boją się magii, że próbowali uniemożliwić powrót Harry’ego do Hogwartu! – uniósł się.

- Że co?! – krzyknął Syriusz.

- No właśnie! Wiedziałem, że zrozumiesz. No i gdy tam byliśmy, wraz z bliźniakami i Ginny na tylnym siedzeniu*, postanowiliśmy go uratować. Harry’ego znaczy się – Ron pod wpływem emocji mówił bardzo szybko – Przywiązaliśmy linę do krat i wyważyliśmy je.

Remus zmarszczył brwi.

- Jak to Ginny na tylnym siedzeniu… i jak wyważyliście.

- Ach – westchnął – nie wspomniałem, że tata ma Forda, to znaczy się auto. Takie niebieskie, nie duże. Potrafi latać – oznajmił z dumą – Pożyczyliśmy je sobie i polecieliśmy po Harry’ego.

Syriusz wybałuszył oczy.

- Umiecie prowadzić pojazd?

- Fred umie. Ja tak połowicznie, ale jak się ma ojca maniaka motoryzacji, to nauczę się w przeciągu roku – powiedział lekko – Ale wracając do tematu, auto ma dużą moc, więc w łatwością wyważyliśmy kraty. Niestety, obudziliśmy tym wujostwo Harry’ego.

- Pobudziliście? Czyli jechaliście w nocy?

Ron zarumienił się.

- No… tak jakby – wyszczerzył się nerwowo – ale ważne, że uratowaliśmy Harry’ego. Wuj stawiał opór, bo trzymał Harry’ego za nogawkę, ale daliśmy radę mu uciec.

Harry nagle zachichotał czym zwrócił na siebie uwagę.

- Co?

- Nie zapomnę jak wuj za mocno wychylił się przez okno. Nie chciał mnie puścić. Nie moja wina, że się tak spasł i wypadł z pierwszego piętra w krzaki.

Ron zarechotał.

- Boże, gdyby był tam basen, pewnie spowodowałby tsunami.

Zaśmiali się ponownie. Hermiona patrzyła na to z dezaprobatą, lecz i jej usta nieznacznie zadrżały. 

Łapa pokręcił rozbawiony głową.

- Ale nic mu się nie stało?

- A nie wiem. Jak wróciłem na wakacje to tylko burczał coś o recydywistach i darł się na mnie za byle co. Ale to jest wuj, to normalne – wzruszył ramionami z rozbrajającym uśmiechem.

I bardzo dobrze, że wypadł. Słoń, wieprz, dup…

Rozmyślania Syriusza przerwała Hermiona.

- Mam małe pytanie. Wiecie już kiedy rozpoczyna się przerwa świąteczna? Od dwudziestego czy osiemnastego grudnia? – dziewczyna bardzo stęskniła się za swoimi rodzicami, a zwłaszcza za babcią do której była wyjątkowo podobna. Rozumiały się bez słów. Była jej wzorem do naśladowania.

Zaskoczyło ich to pytanie. Spojrzeli po sobie.

- Szczerze to nawet sami nie wiemy – oznajmili spoglądając po sobie – ale myślimy, że nie prędzej niż dwudziestego.

Dziewczyn skinęła i napiła się herbaty.

- A jak treningi chłopcy? Dla trzecioklasistów gra z takimi dryblasami raczej do łatwych nie należy. Zwłaszcza dla szukającego, prawda Harry?

Chłopak podrapał się po potylicy.

- No, nie powiem, łatwo nie jest, ale jeżeli gra się od pierwszego roku to da się przyzwyczaić.

- Nie obyła się bez kontuzji, prawda? – posłał mu swój firmowy uśmieszek.

Harry rozbawiony skinął głową i wskazał na swoją rękę.

- Rok temu waszym poprzednikiem był Lockhart. Gilderoy Lockhart.

- Napuszony dup… - urwał Ron zatykając sobie usta dłonią.

- Dokładnie – zachichotał Harry – Był okropny. Nie potrafił nic, prócz pokazywania swoich dzieł i dawania nam na nie zniżki. Ile dziewczyn się na to nabrało.

- Zwłaszcza puchonek – dodał Ron.

- Ogólnie to większość lasek za nim szalała.

- Nawet MOJA mama! – uniósł się ponownie Weasley.

- Ale najbardziej nastolatki. Nie wiem co w nim widziały. Był kompletnym idiotą – nauczyciele musieli powstrzymać swój wybuch śmiechu, przez co ich rumieńce na twarzy pogłębiły swą barwę, a w płucach brakowało tlenu.

- Raz ten napuszony paw usunął kość Harry’emu – Ron dopił swoją herbatę i wziął kolejne ciastko – To było na meczu, kiedy Harry, o ile dobrze pamiętam, dostał tłuczkiem w rękę i kość pękła. Chcieliśmy go wziąć do Pomfrey, ale Lockhart nam przeszkodził i stwierdził, że sam mu pomoże.

- Chciał pomóc – mruknęła lekko oburzona Hermiona. No cóż, przecież chłopacy właśnie ją określili mianem zakochanej puchonki .

- No i tak pomógł, że Harry siedział dwa razy dłużej w szpitalnym – rzekł dobitnie Ron i oparł się o oparcie kanapy – Ile Ci zrastała? – zapytał przyjaciela.

Harry zastanowił się na moment.

- Z dwa tygodnie, bądź trzy.

- I co, tylko nie mów Miona, że chciało Ci się przez ten czas chodzić codziennie do szpitalnego i targać ze sobą stos notatek.

Dziewczyna westchnęła i ugryzła ciastko.

- Jakoś daliśmy radę, prawda?

- Ale Ci się nie chciało – bardziej stwierdził niż zapytał Harry.

Chwila ciszy.

- No dobra, po tygodniu miałam dość.

Chłopacy przybili sobie piątkę.

- Czy wasz były profesor był za to wezwany na dywanik? – zapytał rozbawionym głosem Remus.

Złote Trio pokręciło głowami.

- Szczerze, to się nie dziwię Dumbledore’owi…

- Dyrektorowi Dumbledore’owi – zwróciła mu uwagę dziewczyna.

- … że go nie poprosił do siebie, bo i mi by się nie chciało z tym bufonem użerać. Już lekcje i jedzenie z nim w jednym pomieszczeniu to za dużo. Współczuje ludziom, którzy leżą z nim na jednym oddziale.

Harry prychnął i zgodził się z przyjacielem.  Hermiona uniosła brwi i zmrużyła oczy.

- Jesteś straszny.

Ron wzruszył ramionami.

- Też byś taka była, gdybyś wychowała się w towarzystwie Freda i George’a.

Syriusz uniósł delikatnie kąciki ust.  Uparł głowię o zagłowie kanapy i zaciągnął unoszącym się zapachem kokosów.

James

Był przekonany. Po prostu to wiedział. James zza grobu robił mu żarty. Męczące jak cholera, a jednak figle.
Dlaczego Harry przesiąkł jego zapachem? Zapachem kokosów?
Świetnie. Po prostu świetnie. Trzeba będzie i temu stawić czoła.

Rogaś, kochanie**. Po kiego grzyba mnie tak męczysz? Tak bardzo się za mną stęskniłeś, że chcesz mnie szybciej sprowadzić do siebie? Wybacz, jeszcze sobie trochę poczekasz. Wykorzystaj tą chwilę na zabawę z Lily. O ile dobrze pamiętam, to kiedyś narzekałeś, że zbyt często do was wpadam. Ile razy to ja was widziałem podczas gry wstępnej.

Uśmiechnął się złośliwie. Spojrzał na zegar. Dochodziła dziewiętnasta.

- Ach, jak ten czas leci – przeciągnął się – Będziemy musieli chyba kończyć…

Jasne, że nie chcę kończyć, ale Harry musi coś zjeść. Lily zabiła by mnie za głodzenie jej syna, który nie patrząc, jest już dość chudy.

- Już tak późno? – zdziwiła się Hermiona – Musimy iść na kolację.

- Właśnie. Z pewnością ciastka nie nakarmiły was tak jak hogwarckie jedzenie. Albus pozwałby nas za głodzenie uczniów – zażartował Black i wstał z kanapy – Kolacja zaczyna się za dziesięć minut. Jeżeli pozwolicie, udamy się tam z wami, no nie Remus? – szturchnął kumpla w kostkę.

Remus oprzytomniał trochę i skinął głową z uśmiechem.

- Tak, również zgłodniałem.

- Świetnie! – klasnął w dłonie i chwycił czarny sweter leżący obok – Chłodno się ostatnio zrobiło, nieprawdaż Hermiono – uśmiechnął się w taki sposób, że dziewczyna strzeliła pomidora.

Wyszli z pomieszczenia i skierowali się w stronę Wielkiej Sali. Uczniowie, którzy również tam zmierzali spoglądali na nich z dużym zdziwieniem. No bo który nauczyciel towarzyszy uczniom w drodze na kolację?

Remus gawędził z Ronem i Hermioną, a Harry i Syriusz zostali z tyłu.

- Dziękujemy, że chcieliście nas czegoś nauczyć – oznajmił z wdzięcznością Harry.

Syriusz położył mu dłoń na ramieniu.

- To sama przyjemność uczyć tak pojętnych uczniów. Uwierz mi, nie robiłbym tego tak chętnie gdybym miał nauczać Filcha.

Zaśmiali się.

Harry czuł coraz większą sympatię do Blacka. Był… taki miły. I patrzył na wszystko… no może pomijając Snape’a, z ogromnym uśmiechem i był fantastyczną osobą. Rozmawiało się z nim tak lekko! Nie dziwił się, że jego ojciec się z nim przyjaźnił. Jego nie da się nie lubić.

- Doszły mnie słuchy, że nie masz podpisanej zgody na pójście do Hogsmeade – oznajmił nagle mężczyzna.

Harry jakby posmutniał.

- No… niestety. Powiedzmy, że wuj nie chciał mi jej podpisać – mruknął spuszczając głowę.

Syriusz zasępił się.

- Niby dlaczego Ci jej nie podpisał? – zapytał oburzony.

Harry milczał przez chwilę i bąknął pod nosem.

- Bo nadmuchałem ciotkę Marge.

Cisza. Syriusz wpatrywał się w niego wielkimi oczyma, aż nagle zakrztusił się.
Harry przeniósł na niego zdziwione spojrzenie, a odpowiedział mu wybuch. Wybuch opętańczego śmiechu.

Meżczyzna śmiał się i śmiał, aż musiał stanąć i oprzeć dłonie na kolanach. Zgiął się w pół i i z czerwoną twarzą zdołał wykrztusić do Harry’ego.

- Genialne!

Harry’emu z łoskotem opadła szczęka. Zaśmiał się nerwowo i poklepał po plecach kaszlącego od śmiechu Syriusza.

Ten odwzajemnił gest i rozbawiony powiedział.

- Ja też kiedyś miałem taki przypadek. Niechcący wydepilowałem swoją matkę z rzęs i brwi. Nie chciałbyś słyszeć jej krzyków.

Tym razem to Harry się zaśmiał i wraz z Syriuszem zwolnili tempa, aż w końcu stanęli.

- Więc zostajesz w zamku?

Harry skinął niechętnie głową.

- Na to wygląda.

Syriusz zmarszczył brwi w skupieniu. Pogładził się po lekko wyrastającym już zaroście i odezwał się.

- Chyba dam rade załatwić Ci przepustkę – uśmiechnął się tajemniczo, czym wzbudził podejrzenia u chłopaka – Nie pytaj, ma się swoje sposoby.

- Nawet na McGonnagal? – zapytał nieprzekonany.

- Nawet na Minervę – był bardzo pewny siebie – James zabiłby mnie gdybym czegoś nie zrobił w tym kierunku. W końcu byłem jego przyjacielem. Chociaż wolę używać zwrotu jestem – uśmiechnął się smutno.

Harry w osłupieni patrzył na profesora i wlepił w niego wdzięczne spojrzenie.

- Będę za to Ci dozgonnie wdzięczny. Serio! Jak chcesz to kupię Ci czekoladę. Ognistą zwinę 
starszakom, jeżeli tak bardzo byś chciał.

Rozbawił Blacka i poczuł na swoim ramieniu jego dłoń.

- Nie trzeba młody. Ważne jest, abyś się dobrze bawił. Będzie to dla mnie idealna rekompensata.

Harry skinął delikatnie głową i posłał Łapie najpiękniejszy uśmiech pod słońcem.

 Będąc w Wielkiej Sali rozeszli się w swoje strony żegnając jednym, promiennym wygięciem ust.
Łapa dołączył do siedzącego za stołem Remusa i nie był świadom tego, że cały czas się uśmiecha.
Jego plan na zbliżenie się do chrześniaka wypalił. Jednakże nie wiedział, że to jeszcze nie koniec. Czeka go wiele wspaniałych wspomnień z udziałem Harry’ego. Wiele niebezpiecznych oraz szalonych.
Czuł w sobie euforię. Gdyby miał teraz wgląd w niebo, ujrzałby uśmiechnięte twarze Jamesa i Lily, którym po policzkach lecą maleńkie łzy szczęścia.
Black wiedział, że od teraz rozpoczął się etap „Być dobrym chrzestnym”. Pomimo, że ciągnęło to za sobą wiele odpowiedzialności, cieszył się z tego.

W końcu… czy nie tego chciał?

~~*~~

*  - postanowiłam dodać Ginny, gdyż... stwierdziłam, że wtedy będzie ciekawiej.
** - spokojnie, tylko żartobliwe określenie, nie planuję parringu yaoi.