niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 9

Cześć!

Dziękuję za komentarze, są wspaniałe :D Wasze rady są naprawdę cenne.
Jak wiadomo, przerwa świąteczna zacznie się już we wtorek (nie wiem czy u wszystkich, ale u mnie tak jest) i chciałam wszystkim życzyć Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku.
Tym świątecznym akcentem przejdźmy do rozdziału (mniej świątecznego :P).




                                                                                












                                                                                                                                                       ~~*~~

  Dzień meczu.

  Harry i Ron lekko podenerwowani siedzieli w wielkiej Sali przeżuwając bez przekonania jajecznicę z boczkiem. Hermiona niewzruszona wypiła kolejną herbatę i zaczytała się w prasie.

- Coś ciekawego? – rzucił od niechcenia Ron zerkając na stronę tytułową proroka – Dementorzy i ich wizyta w Hogwarcie … Podobno mają być tu o wiele dłużej, niż zapowiadano.
Harry uniósł głowę.

- Dłużej? Ech, znając ministerstwo pewnie będą tu do końca semestru.

Zatopieni w swoich myślach wczytali się w gazetę powoli przeżuwając jedzenie. Jajecznica była dzisiejszego dnia wyborna.
Hermiona widząc to, odłożyła swoją gazetę na stół uniemożliwiając dalsze czytanie chłopakom.

- Powiecie mi, co z wami jest? – zapytała zdziwiona Hermiona  – nie powinniście się aby ekscytować dzisiejszym meczem? Gracie ze Slytherinem, a to zazwyczaj wprawia was w dobry nastrój.

Harry i Ron wzruszyli ramionami.

- Pogoda do kitu – mruknął Harry – do tego dodajmy przeziębienie Wooda. Powiedział, że da radę grać, ale jak wiadomo, z obniżoną odpornością gra się raczej kiepsko.

Nieopodal siedzący Dean westchnął i z uśmiechem zagadał do kumpli.

- Obstawiacie? Ja 200 do 130 dla Gryffindoru, a ty Seamus?

- Tyle samo dla Gryffonów, z tą różnicą, że ślizgoni 100.

- Gryfoni górą! – krzyknął Dean i stuknął puchar z pucharem Seamusa.

Do wielkiej sali wpadli bliźniacy.

- Zakłady! Obstawiajcie! Gryffindor czy Slytherin – wydarł się Fred.

- 100 do 0 albo 0 do 100, nie żałujcie, zakłady! – krzyknął George.
Ron pobladł jeszcze bardziej i schował twarz w dłoniach.

- Kurcze stary, bracia mnie zlinczują jak przegramy – jęknął.

- Ron, damy radę! Mamy fantastycznych graczy, do tego super obrońcę – pocieszał go Harry.
Odpowiedziało mu niewyraźne mruknięcie przyjaciela.

- Cześć chłopaki! – podbiegli do nich Weasleyowie.

- Zakłady zbieramy do dwunastej, potem lecimy na rozgrzewkę i pałeczkę oddajemy Jackowi. – oznajmił Fred – i jak tam, stres? – zwrócił się bezpośrednio do brata.
Chłopak walnął go w ramię.

- Jakbyś nie wiedział, to mój pierwszy mecz.

- Dlatego się martwimy Ronuś – wyszczerzył się Fred.

- Już go nie straszcie, bo mi tu zemdleje – poklepał kumpla Harry – i co z Woodem? – zapytał przejęty.

- Katar i ciągle kicha. Pomfrey nie chce go puścić, ale Oliver się uparł i jednak zagra. Wziął jakiś eliksir odpornościowy i wzmacniający. Możesz go sam zapytać, jeśli chcesz. Jest w szatni – powiedział George.

Fred zniżył się na wysokość uszu Harry'ego i szepnął.

- Powiedz mi lepiej jak tam mapa.

Harry uśmiechnął się.

- Przydatna. Ostatnio dzięki niej uniknąłem potyczki z Filchem.

George klepnął go w ramię.

- I o to chodzi! Będziesz dla niej świetnym właścicielem. Wraz z Ronem rzecz jasna – ucieszył się Fred.

- Jeszcze raz dzięki.

- Drobiazg – mrugnął George – jakby co to jesteśmy już na boisku. Za pół godziny jest rozgrzewka – oznajmił i wziąwszy jeden rogalik ze stołu wyszedł z bratem na boisko.

- Zjedzmy i chodźmy. Musimy się porządnie rozciągnąć – Harry poczuł w sobie ducha walki. Chce wygrać, to wygra i pokaże ślizgonom kto tu rządzi.

-Powodzenia! –krzyknęła Hermiona zanim chłopacy wybiegli z Sali.

   Będąc na błoniach entuzjazm nieco im opadł. Pogoda była o wiele gorsza niż myśleli.. Zachmurzenie, wiatr i do tego siąpiło. W takich warunkach znalezienie i złapanie znicza będzie ogromnym wyczynem.
Wood z resztą drużyny stał na boisku.

- Okej chłopaki… - zaczął Wood

- I dziewczyny. – przerwały mu Katie i Angelina.

- I dziewczyny – uśmiechnął się do nich przepraszająco – Mamy dziś mecz ze Slytherinem. Do meczu pozostały zaledwie dwie godziny. Musimy się porządnie przygotować. Zaczniemy od prostej rozgrzewki, a potem od ćwiczeń na swoich pozycjach, jasne?

- Jasne! – odkrzyknęła cała drużyna.

- Świetnie! Słuchajcie mnie chłopaki...

- I DZIEWCZYNY! – krzyknęły zirytowane ścigające

- Ach, przepraszam. No to drużyno! – zaznaczył -  Dwa kółeczka wokół boiska i potem rozciągające. – rozporządził Wood.

Porządna rozgrzewka pod dowództwem Olivera wyciskała z każdego siódme poty. Ron bardzo ciężko sapał (zresztą jak na każdym treningu).
Przy rozciągających ćwiczeniach musiał się trochę natrudzić. Był w drużynie zaledwie od dwóch tygodni.
Skłon z wyprostowanymi nogami do stóp dla Harry’ego nie zrobił problemu. Położył nawet całe dłonie na trawie.

   Potter był znany z tego, że jest wygimnastykowany. Potrafi zrobić między innymi szpagat, gwiazdę, salto i stać na rękach.
Wood chciał mu nawet dać ksywkę Guma, ale Harry jednak woli gdy zwraca się do niego po imieniu.

Pompki, skłony, rozciągnięcie rąk i palców u dłoni –standardowe ćwiczenia – pomyślał Ron. Cieszył się, że to nie są tym razem jakieś mostki czy coś w tym stylu. Do dziś pamięta jego drugi trening na którym naciągnął sobie mięśnie na brzuchu.
Teraz mieli podawać sobie kafle na zmianę w parach. Harry zazwyczaj był w parze z Angeliną, ale w związku z zaistniałą sytuacją ćwiczył z Ronem.

- Będzie dobrze - zapewnił przyjaciela – Gdy wejdziesz na boisko,  adrenalina od razu da o sobie znać i cały stres gdzieś uleci.

Podanie.

- Miejmy nadzieję. Wiesz… ja naprawdę chcę dać z siebie wszystko, chcę obronić wszystkie gole, tak jak to robiłem w wakacje – otworzył się Ron – tylko najbardziej mnie przeraża to, że gdzieś popełnię gafę, coś zrobię źle i wszystko szlag trafi.

Podkręcony rzut.

Harry pokiwał ze zrozumieniem.

-  Na pierwszym roku miałem te same odczucia,  nawet pocieszenia Wood’a nie pomagały. Bliźniacy do tego jeszcze mi mówili, że czasem zdarzały się przypadki zniknięć na trzy miesiące – zaśmiał się pod nosem - Jakim cudem? Nie mam pojęcia, ale oderwawszy się od murawy na miotle poczułem iskierkę siły, adrenaliny. To bardzo przydatna rzecz.

Kolejne podanie.

- Dzięki stary – oznajmił Ron – może ta adrenalina i mi pomoże? 
Kto wie.

ŁUP!

- Argh! – Harry złapał się za nos.

- Sorki! – krzyknął Fred – Tłuczek się odbił w złą stronę.

- Okej, emm , spoko. Zwykłe Episkey i po sprawie –wymamrotał nie wyraźnie i wyjął różdżkę – Episkey! – wycelował różdżką w swój nos. Po obrzęku nie było śladu.

Ron obserwował to z rozszerzonymi oczami.

- To na treningach tak zawsze? – zapytał.

Harry wzruszył ramionami i chwycił miotłę.

- Raz tak, raz nie. Czasem są małe błędy i idzie oberwać, a już zwłaszcza tłuczkiem.

 Zaskoczony Rudzielec pokiwał głową. Nagle go olśniło.

- To już wiem, skąd ty znasz tyle leczniczych zaklęć.

Harry uśmiechnął się.

- Gdybym miał ciągle latać z takimi drobnostkami do Pomfrey, byłbym jej chyba najbardziej znienawidzonym pacjentem. Słyszałbym ciągle „Panie Potter! Czy pan chce się zabić?!”  – udał wysoki głos pielęgniarki -  Skrzydło szpitalne byłoby moim drugim domem. Miałbym własne łóżko!

- Panowie, nie czas na ploteczki, do roboty! – krzyknął Wood.

Harry usiadł na miotle i wzbił się w powietrze.

- Ron, leć do obręczy, będą teraz rzuty – powiedział głośno i rozejrzał się wokoło. Wood na początku treningu wypuścił znicza w powietrze, a teraz Harry będzie musiał go złapać, wypuścić, znowu złapać i tak w kółko.
Weasley pokiwał głową ze zrozumieniem i chwycił swoją miotłę.

*******************
    
   Uczniowie jak i nauczyciele szli przez błonia na boisko od Quidditcha. Mecz rozpoczynał się o czternastej. Profesor McGonagall, Snape, Dumbledore oraz ex-huncwoci zajęli miejsca przy komentatorze rozgrywki i tablicy wyników.
Uczniowie z transparentami, flagami oraz przebraniami w kolorach drużyn gwarą pozajmowali miejsca jak najlepsze miejsca, żywo krzycząc różne hasła, bądź wierszyki dopingujące drużyny. Niektórzy byli tak pomysłowi, aby uczcić pierwszy mecz w sezonie wyczarowanymi balonami w kolorach domów rozgrywających unoszących się nad stadionem.
  
   Za moment drużyny miały wejść na boisko. Syriusz przebrany w czerwony T-shirt z lwem, pomalowaną twarzą na złoto i chorągiewką z herbem Gryfonów żywo gestykulował do siedzącego koło niego Remusa, który dla zachowania powagi się nie przebrał.

- Co za emocje! Czujesz to? Jakbym się cofnął w czasie! – rozradowany wystrzelił w niebo czerwone iskry układające się w napis Gryffindor.
Zaśmiał się dźwięcznie i wyjął z kieszeni od spodni paczkę fasolek.

- Chcesz troszkę? – zapytał wpychając w usta garść smakołyków.
Remus skrzywił się.

- Nie, dzięki. Mógłbyś się zachować? Uczniowie patrzą.

- A tam patrzą, patrzą! Są skupieni na meczu, a nie na mnie.

- Nawet nie wiesz jaką uwagę na siebie ściągasz. Zwłaszcza, jeżeli nauczyciel od OPCMu szaleje na trybunach jak dwunastolatek przed Bożym Narodzeniem.

Syriusz wzruszył ramionami.

- Ja jeszcze młody jestem. Daj mi się wyszaleć. Ciągle lekcje, sprawdziany, eseje… Zbzikować idzie! A takie coś jest miłą odskocznią od szarej codzienności – oznajmił Syriusz. Remus westchnął i wziął dwie fasolki z paczuszki.

- Yrgh! Trafiłem na gluta – twarz Remusa wykrzywiła się w dużym grymasie.

Syriusz wyszczerzył się.

- Ty to masz szczęście, Remik. Pamiętasz jak raz trafiłeś na smak trolich paznokci? Ależ mieliśmy z chłopakami ubaw gdy wybiegłeś do toalety.

- Bądź tak dobry i mi tego nie przypominaj – wzdrygnął się.

- O! Zaczyna się. – szczęśliwy Black wlepił spojrzenie w boisko .

- Panie i panowie! – wykrzyknął Lee Jordan przez mikrofon – Mam zaszczyt ogłosić rozpoczęcie szkolnego sezonu Quidditcha! – po trybunach rozniosły się krzyki i liczne wiwaty.

- Dzisiaj zagrają drużyny Gryffindoru i Slytherinu!  Jako pierwszych poznamy reprezentantów domu Salazara – na boisko wlecieli gracze w zielonych strojach – Jason Derrick i Victor Bole jako pałkarze! – wymienieni wykonali gest pałką z złowrogimi minami, dając znać, że gra będzie zacięta - Marcus Flint, Cassius Warrington oraz Shelbuse Montague jako ścigający i młody szukający Draco Malfoy! – wiwaty słychać było na ślizgońskiej części trybun – Drużyna pod dowództwem Marcusa jest silnym przeciwnikiem, z którym rozgrywka na pewno nie będzie nudna. Krwawe zakończenia to ich specjalność – rzekł komentator.

- Zwykłe dryblasy z wyrytym cynizmem na twarzy – prychnął Syriusz, który jak reszta Gryffonów zaczął buczeć na ślizgonów. Remus z zażenowaniem próbował uspokoić przyjaciela, który jakby nie spojrzeć był profesorem, a to do czegoś zobowiązuje.

- Natomiast przeciwnikami Slytherinu będą odważni i waleczni Gryfoni! – wykrzyknął Lee do publiczności – Drużyna pod jakże wspaniałym dowództwem Olivera Wood’a nie ma sobie równych. Wiele meczy wygranych pod rząd, idealnie wytrenowani gracze oraz adrenalina we krwi. Już ich widać! Na murawę wlatują niebywale zgrani bliźniacy Weasley, na pozycjach pałkarzy, za nimi Katie Bell, Angelina Johnson i Oliver Wood! Tak jest proszę państwa, nasz drogi Wood będzie grał na pozycji ścigającego. Zatem kto jest obrońcą? – czarnoskóry zmrużył oczy i nagle je rozszerzył do wielkości galeonów - Ronald Weasley?! Niewiarygodne, kolejny Weasley w drużynie, cóż to będzie za miażdżąca gra! – McGonagall dała znak Jordanowi, aby się sprężał 
– A na samym końcu najlepszy szukający w historii, Harry Potter! – na trybunach zagrzmiało od okrzyków radości. Potter pokiwał z uśmiechem wszystkim zgromadzonym i ustawił się na swojej pozycji.

Na boisko wkroczyła Rolanda Hooch.

- Ma być to czysta i ładna gra, zrozumiano? – zwróciła się do kapitanów drużyn. Ci pokiwali głowami, jeden ze zrozumieniem, drugi bez przekonania.

- Kafel ruszył w górę! – krzyknął Jordan – Kafel u Wood’a, nie, teraz już u Bell, Wood, Bell, Johnson, Ach! Przejęty przez Flinta, cóż za brutalny blok. Flint podaje do Warringtona, ten znów do Flinta, już przy bramce, już… TAK JEST! WEASLEY OBRONIŁ!  Kafel znów w grze…

   Harry rozglądał się po całym boisku. Malfoy robił to samo. Złota piłeczka jakby zniknęła, nigdzie jej nie było. Harry’emu od początku meczu znicz nie zaszumiał nad uchem ani nie przeleciał przed oczami robiąc charakterystyczny świst.

- I co Potter? Tak Ci okulary zaparowały, że znicza nie widzisz? – odezwał się wrednie Malfoy.

- Zluzuj poślady Malfoy, bo ci tam miotła utknie – uciął Harry ponawiając poszukiwania.

Robiąc kolejne okrążenie obok trybun dla Krukonów kątem oka zauważył złote mignięcie. Obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i ruszył w tamtą stronę.

- 30 do 10 dla Gryffindoru! – zakomunikował komentator.
Harry nerwowo wypuścił powietrze z ust. Gdzie do cholery jest ten znicz? Przecież nie mógł się zapaść pod ziemię.
   
    Ron nie czuł się lepiej. Trząsł się lekko na miotle ze zdenerwowania. Widząc jak ktoś zbliża się do jego obręczy momentalnie napinał wszystkie mięśnie, mając nadzieję, że to mu pomoże w obronieniu obręczy.

- Weasley! – tup tup tup -  Weasley! – usłyszał doping. Przełknął ślinę i pokazał im kciuk uniesiony w górę. Flint zbliżał się do niego. Czas jakby zwolnił tempo. Kafel powoli przemierzając drogę powietrzną zbliżał się do bramki. Ron widząc to wystawił nogę i kopnął kafel wybijając go daleko przed siebie. Widownia zawrzała. Ron uśmiechnął się i odetchnął z ulgą. Może jednak nie jest tak beznadziejny jak myślał. Z nową siłą usadził się wygodniej na miotle i przygotował na kolejne próby wbicia kafla.
Harry zauważył upragnioną złotą kulkę. Już nawet nie wiedział ile za nim lata. Dziesięć, piętnaście czy dwadzieścia minut. To dla niego nie miało znaczenia. Skupiony był całkowicie na złotym obiekcie przed jego oczami. Wyciągając rękę, znicz złośliwie przyspieszał i oddalał się. Harry musiał zrobić raz młynek, gdyż znicz chciał dziś z nim troszkę się podroczyć. O nie! Kolejny młynek? Co się dzisiaj dzieje z tym zniczem.

- Cholera – wydyszał zmęczony Harry i znów przyspieszył. Już mu się niedobrze robiło od tych młynków i kołowrotków.

- Jeszcze trochę.

Malfoy stąpał mu po piętach, a tłuczki latały nad głową.

Unik.

Gdyby nie bliźniacy tłuczki by go już dawno zrzuciły z miotły.
Skrzydełka znicza łaskotały go po opuszkach palców. Już jest tak blisko!

Łup!

Tłuczek uderzył Harry’ego w rękę, aż ten zasyczał z bólu.

- Tłuczki nie oszczędzają szukającego Gryffindoru. Oby mu się nic nie stało – powiedział Lee Jordan.

Harry jednakże się nie poddał. Teraz? Nigdy w życiu! Z lekko opuchniętą ręką podążył dalej za zniczem. Znów był tak blisko. Wystawił bolącą rękę

- Gryffindor na prowadzeniu. 130 do 50, ależ świetna gra. Biedny Wood krwawi z nosa, ale to dla niego nic strasznego. Montague ledwo trzyma się na miotle. Czy mecz zostanie przerwany z powodu braku zawodników? – Lee spojrzał na Malfoya, który z niedowierzaniem i wściekłością złorzeczył na równie nieruchomego Pottera - A cóż to!  Szukający przystanęli? – Nagle wstrzymał oddech gdy szukający Gryffindoru powoli uniósł rękę w górę trzymając złotą kulkę. Widać było, że jest szczęśliwy -  A NIECH MNIE! HARRY POTTER ZŁAPAŁ ZNICZA! 280 DO 50 DLA GRYFFINDORU, DOM LWA WYGRYWA! – krzyknął uradowany komentator i z radości przytulił oniemiałą McGonagall, która próbowała go od siebie odkleić.

- Panie Jordan, proszę się uspokoić – odczepiła od siebie uradowanego ucznia, który zszedł z trybun dla nauczycieli i podbiegł do kumpli z Gryffindoru aby razem z nimi cieszyć się wygraną.

Drużyna otoczyła Harry’ego i podniosła do góry podrzucając z uśmiechem. Wiwatów nie było mało. Zwłaszcza Syriusz, zapalony fan Quidditcha wystrzelił w górę kolejne czerwone skry układające się w godło gryfonów.

- Panie Wood, reszto drużyny – podeszła do nich Rolanda Hooch – gratuluję wygranej i fantastycznej gry – podała mu rękę i żywo nią potrząsnęła – Panie Flint, zasady nakazują podania sobie dłoni z przegranym, bądź wygranym w tym przypadku – chłopak niechętnie podszedł do Wooda i wysyczał cicho – Następnym razem was zmiażdżymy.

- Chciałbym to zobaczyć – równie cicho odpowiedział mu kapitan lwów z wielkim uśmiechem na ustach.

- Impreza w pokoju wspólnym! – wykrzyknął ktoś z tyłu i jak z dotknięciem czarodziejskiej różdżki (xd) wszyscy Gryfoni pobiegli do wieży świętować.
Syriusz będący w świetnym humorze polewał sobie ognistej, gdy był już u siebie w kwaterach.

- Mój chrześniak! Widziałeś te kołowrotki albo młynki?! Utalentowany chłopak. Aż mnie duma rozpiera. – gadał jak najęty.

- Tak, widziałem – zaśmiał się Remus. Sączył ciepłą herbatę z cytryną gdyż niezły z niego zmarzluch, a na trybunach wyjątkowo wiało.

- Brakuje mi latania – powiedział Syriusz opadłszy na kanapę.

- Mówiłem, że jak chcesz to pójdziemy do kwatery razem i weźmiemy tą miotłę.

- Ech – westchnął Black.

- No co? Jakoś na spotkaniach zakonu dajesz radę.

- Bo muszę – uciął i odstawił alkohol na stolik – Pójdę tam, na pewno. Dla miotły wszystko.
Remus pokiwał głową i usiadł koło przyjaciela.

***********************

Potter! Potter! – słychać było radosne okrzyki w całej wieży.

- No Ron, jednak dałeś radę. Zatrzymamy Cię z chęcią na długie lata – powiedział do rudzielca Wood. W pokoju wspólnym grała jakaś muzyka. Fatalne Jędze były zawsze na topie, więc i teraz DJ postarał się aby ich nie zabrakło. Starsze roczniki po kryjomu popijały ognistą przemyconą do Hogwartu w kątach pokoju. Najmłodsi już poszli spać. Ci starsi, czyli od trzeciego rocznika wzwyż, zadowalali się słodyczami z miodowego królestwa (również przemycone, gdyż wyjście do Hogsmeade zaplanowano na grudzień) i piwem kremowym. Oranżady Seamusa też nie zabrakło.

- Nie ukrywam, miałem pietra, ale postarałem bronić jak najlepiej – wyznał Ron upijając łyk piwa kremowego. Na jego wardze zawitał wąs z piany, który szybko starł rękawem koszulki.

- Dzisiaj Cię nie oszczędzano. Kafle latały przy naszej obręczy bez przerwy. Bardzo dobrze sobie poradziłeś – Wood klepnął go w ramię – następny trening już jutro o piętnastej, nie spóźnij się.

- Dobrze, będę na czas.

Wood uśmiechnął się jeszcze do niego i oddalił w stronę swojej paczki.

Harry mający obandażowaną rękę przez Pomfrey (Hooch zmusiła go do pójścia do skrzydła szpitalnego po incydencie na meczu) wraz z Seamusem, Deanem i Nevillem siedzieli przy kominku mając przed sobą stos słodyczy.

- Rany, ile bliźniacy tego załatwili! – ekscytował się Neville dobierający się do paczki z fasolkami wszystkich smaków.
Seamus zaproponował losowanie fasolek, aż nie zjedzą całej paczki.

Ron, który dołączył do nich, losował jako pierwszy. Wyjął fasolkę w zielonoszarym kolorze. Skrzywił się na ten widok, ale włożył ją do buzi. Skrzywił się tak, że wszyscy się zaśmiali.

- Jaki smak? – dopytywał się Dean.

- Nie chcesz wiedzieć – rudzielec pomlaskał parę razy i wzdrygnął się.

- Dalej, mów – wyszczerzył się Dean

- Nie uśmiechałbyś się gdybyś musiał zjeść smak glutów goblina.

- Fuuuj – powiedzieli chórem zniesmaczeni chłopacy.

Harry podał paczkę Nevillowi.

- Teraz ty.

Chłopak włożył rękę do opakowania i wyjął różową fasolkę. Wyglądała apetycznie, więc mile zaskoczony Neville połknął ją bez wahania. Nagle zakaszlnął, aż łzy mu poleciały.
Seamus poklepał go po plecach i zapytał czy nic mu nie jest.

- Rany, co za ohydztwo! Mandragora. – skrzywił się.
Inni również się wzdrygnęli, ale ich zapał do zabawy wcale nie zmalał.

Grali tak do północy robiąc sobie przerwy na jedzenie, picie piwa kremowego lub po prostu, aby pogadać z innymi.
W tym czasie Harry wylosował fasolkę o smaku chmur,  przez co czuł jakby psiknął sobie dezodorantem w usta, Seamusowi przypadła o smaku trawy, a Deanowi o smaku sernika.
Graliby tak jeszcze dłużej, ale impreza powoli dobiegała końca. DJ zasnął po ognistej na mikserze koło głośników, starsi porozwalali dookoła dowody ich stanu nietrzeźwości, a młodsi od nadmiaru cukru ospałym krokiem skierowali się do dormitoriów. 






12 komentarzy:

  1. Hej. Dzięki za życzenia i nawzajem. co do rozdziału... Nie wiem co powiedzieć... Fajny... Mecz fajnie opisałaś... Ale czegoś mi tu zabrakło... tylko nie wiem co.... Dobra nie ważne. życzę weny pozdro do niedzieli. Igor

    OdpowiedzUsuń
  2. Elo. Fajne obrazki :) rozdział super. Powiem (napiszę) ci coś tylko nie bierz tego do serca.. Jest taki blog w którym dziewczyna dodaje rozdziały co 2 czy 3 dni. Ja twój blog po prostu uwielbiam, piszesz super. Tylko że rozdział jest co TYDZIEŃ, czyli aż (dla mnie) 7 dni. Nie o to chodzi, że masz dodawać rozdziały codziennie. Skąd znowu!! To by było trochę źle. Myślę że rozdziały nie były by "piękne" tak jak teraz. Chciałam tylko wyrazić swoją opinię i jak już powiedziałam na samym początku NIE BIERZ TEGO DO SERCA. życzę wesołych i radosnych świąt i dużo weny Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no spoko, luz, nie obraziłam się :P. Cóż, jak wstawia co 2-3 dni to musi mieć sporo weny *.*. Ja wstawiam co tydzień, aby mieć czas na napisanie reszty rozdziałów. Na komputerze mam napisany już 11. Chcę po prostu być do przodu i przerwa tygodniowa mi to umożliwia.
      Dziękuję za życzenia, pozdrawiam :D Cennetyn Black.

      Usuń
  3. Siemka. Dziś znowu nie udało sie pierwsza, ale udało mi sie w niedzielę napisać komentarz :) Jak Jordan przytulił McGonagall to myślałam że nie posikam ze śmiechu :) fajny fajny rozdział, a syriusz jak sie przebrał po prostu świetne :))))) Twoje rozdziały są zawsze super. Mam nadzieję że zrobisz kiedys takie BUM i zaskoczysz nas wszystkich. życze dużo weny i Wesołych Świat. ps mam takie pytanko a może umieścisz jak to powiedzieć.... chodzi mi o to chciałam wiedzieć jak harry (lub syriusz) upamietniają dzień w którym rodzice harrego zginęli. Pozdro Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj uwierz, to co planuję na pewno będzie BUM :D. Tylko nieco później, prawdopodobnie w 14 lub 15 rozdziale :P Niestety nie wiem jak na to zareagujecie... ale cii xd Nic nie mówię, zrobię niespodziankę. Cieszę się, że rozdział Ci się spodobał :) Trudno mi trafić w gusta wszystkich, ale się staram. Co do twojego pytania. Rocznica śmierci Lily i Jamesa przypada 31 października. Szczerze powiedziawszy ominęłam ten wątek, co teraz uważam za karygodne ._. Chyba przerobię napisany już 10 rozdział tak, aby to o co prosisz się pojawiło. Ale dzięki za radę! Jak dobrze jest mieć tak pomocnych czytelników :D Chyba właśnie dostałam weny... Kurczę, biorę się za pisanie! Dziękuję z calutkiego serduszka!!!

      Pozdrawiam, Cennetyn Black :D

      Usuń
    2. PS Mała zmiana planów! Ten wątek (opłakiwanie Potterów) nie nastąpi w następnym rozdziale, od razu zaznaczam, aby później nie było, że was okłamuję itp. Będzie to nieco później, ale zaznaczam, że mam plan na to jak ma to wyglądać :D

      Usuń
    3. spoko już sie nie mogę doczekać :)

      Usuń
  4. Świetny rozdział. I <3 you.
    Julia
    PS. Zapraszam do mnie www.blog13londie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej. Tu Agnes. A więc rozdział bardzo mis się podoba. Jest idealny. Nie mogę sie doczekać niedzieli. Życzę wesołych świąt i wszystkiego dobrego na świeta. Ps. Chciałam dodać, że miałaś świetny pomysł na wygląd bloga. Expecto patronum (chyba tak sie pisze :P) mam nadzieje że tego zaklęcia harry będzie sie uczył :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakież byłoby to opowiadanie gdyby Harry nie umiał wyczarować patronusa :D Wtłoczę taki wątek, nie martwcie się. Jednakże nie powiem kiedy :) Dziękuję za komplement. Fajnie, że się podoba :D

      Pozdrawiam, Cennetyn Black

      Usuń
  6. Czesc tu Gusia125, a więc:
    -to nie jest blog tylko książka
    - rozdział jest mega
    - wesołych świąt
    -co się stało z parszywkiem i kiedy sie pojawi
    -miałaś świetny pomysł na bloga
    -nie wierze że to jest twój pierwszy blog bo piszesz jagbys pisała od wielu wielu lat
    - zyczę weny
    - nie mogę się doczekać następnego rozdziału
    - pozdrwaiam
    - sory za błędy :P

    OdpowiedzUsuń