niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział 14


Hej!


    Witajcie w ten jakże cukierkowy i pełen miłości dzień ♥.

Cóż... dla mnie Walentynki to nic szczególnego jak kolejny dzień gdzie muszę wstać z łóżka, przeżyć i znowu zasnąć - latanie z czerwonymi kartkami do swoich ukochanych z napisem "Będziesz moją walentynką?" to strata czasu. I tak ta kartka za chwilę wyląduje w koszu na makulaturę.

Może i jest to coś fajnego. Taka odskocznia od rzeczywistości, ale ja nie lubię Walentynek.




Jedyne co mogę powiedzieć na temat dnia miłości to:





Ale wracając do głównego tematu: OPOWIADANIE (fajnie się złożyło :P Wstawiam czternasty rozdział czternastego lutego)
Zapraszam do czytania i pozostawienia komentarza po sobie - jest dla mnie jak krew dla wampira :D



~~*~~




  Któż by pomyślał, że ten weekend tak szybko minie.
Wraz z poniedziałkiem nadszedł i wtorek – znienawidzony przez wszystkich trzeciorocznych gryfonów. 

Pierwszą lekcją z jaką mieli się dzisiaj stoczyć były Eliksiry, z których jak wiadomo, większość miała marne wyniki.

 Severus Snape jednym, zamaszystym ruchem ręki otworzył drzwi klasy, które z rozmachem trzasnęły mocno o kamienną ścianę.
Wystraszone dziewczęta, które siedziały najbliżej wejścia podskoczyły na swoich siedzeniach i patrzyły na profesora z niemałym strachem. Kto dzisiaj będzie jego ofiarą?

- Eliksir Halucynogenny – rzekł przerażającym szeptem, który wywołał nieprzyjemny dreszcz u uczniów  – specyfik powodujący halucynacje i nierealne obrazy w umyśle osoby, która zdecydowała się wypić ten jakże niebezpieczny, a zarazem pożyteczny eliksir – omotał uczniów lodowatym spojrzeniem swoich obsydianowych jak głębia oczu – Wszystko zależy od składników jakie tam umieścimy. Podstawy muszą być wykonane zgodnie z instrukcjami, które znajdziecie na stronie sto dwudziestej czwartej – po sali rozniósł się dźwięk przekartkowywania podręcznika – Kto mnie oświeci jakie ingrediencje sprawiają, iż Eliksir Halucynogenny staje się niebezpieczny i odwrotnie? – cisza.

- Nikt? – uniósł brwi w cynicznym zdziwieniu – Nawet Panna Granger? – zignorował uniesioną dłoń dziewczyny i jej proszący wzrok o udzielenie głosu. Snape miał wrażenie, że dziewczyna za moment eksploduje, pozostawiając po sobie rozżarzony popiół formujący się w uniesioną rękę. 

Cóż za ironia. Jednakże… czyżby on, Mistrz Eliksirów, by się tym zamartwiał? – uniósł lekko kąciki ust, sprawiając wrażenie jeszcze bardziej złowieszczego.

 – A może, ktoś z drugiego rzędu - podszedł bliżej – Na przykład… - udał zastanowienie i łupnął ręką na otwartą książkę jednego z uczniów – Pan Weasley – grupka ślizgonów siedzących na samym końcu pomieszczenia stłumiło śmiech. Jednakże nieudolnie – Posiada Pan jakąkolwiek wiedzę w tym zakresie?

Rudzielec przełknął ślinę i spojrzał błagająco na Hermionę. Ta natomiast wertowała po książce szukając więcej informacji na temat eliksiru.

- Słucham – rzekł profesor krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Zrezygnowany rudzielec pokręcił smętnie głową zaciskając usta w wąską linię.

- Tragicznie. – wycedził Snape z widocznym grymasem – Pięć punktów od Gryffindoru. – przesunął się w prawo stając przed Deanem – A Pan, Panie Thomas? Uratuje honor swojego domu czy pomacha mi białą flagą przed nosem? – widać było, że gnębienie gryfonów sprawiało mężczyźnie jawną zabawę – Też nic – stwierdził gdy Dean wzruszył smętnie ramionami – Okrutne pogwałcenie sztuki ważenia eliskirów - ostatecznie, jak na każdej lekcji, stanął przed Potterem – I nasza gwiazda… również będzie milczeć?

Gryfoni wlepili błagalne spojrzenia w Pottera, lecz większość z nich była przekonana, że czarnowłosy nie zna odpowiedzi na pytanie. Potter i dobra odpowiedź na Eliksirach? To niewykonalne.

Potter spojrzał buńczucznie na profesora. Na twarzy chłopaka zakwitł pewny siebie uśmiech. To nieco zdziwiło tych, którzy siedzieli najbliżej trzynastolatka.

- Aby eliksir – chrząknął – Aby eliksir miał działanie niebezpieczne dla pijącego trzeba dodać do podstaw łuskę z ogona jaszczu… jaszczopilarki i… - tu zastanowił się na moment – podarte płatki krwawej róży.

W klasie zapadła głęboka cisza. Wszyscy patrzyli na Pottera jak na kosmitę, który oznajmił im, że nadchodzi koniec świata. Snape z nieodgadnionym wyrazem twarzy patrzył na chłopaka wywiercając mu wzrokiem dziurę w głowie. Zacisnął usta i skierował się do tablicy.

- Strona sto dwudziesta czwarta, macie godzinę – warknął nie odwracając się do młodzieży. Zasiadł za swoim biurkiem i z trudnym do odgadnięcia wyrazem twarzy zajął się czytaniem jakiejś książki.
Powoli ogarniająca się klasa w ciszy zajęła się tym czym miała się zająć. 

Zszokowany Ron schylił się ku przyjacielowi i szepnął.

- To była miazga.

Dean stłumił chichot i ukrył swoje rozbawienie za książką. Harry również się uśmiechnął i odpowiedział przyjacielowi:

- Czasem warto posłuchać Hermiony, gdy powtarza sobie nagłos przed lekcją.

Dziewczyna prychnęła i popukała palcem w książkę.

- Jak chcesz jeszcze raz zabłysnąć to poczytaj też czasem.

Harry pokiwał energicznie głową. Dziewczyna wróciła do siebie i gdy był pewny, że go nie widzi szepnął do Rona  „Jasne”.

Ważenie eliksiru nie było trudne, jednakże jaka byłaby to lekcja gdyby chociaż jednej osobie nie wybuchł kociołek. Pod koniec zajęć uczniowie złożyli na biurko profesora próbki ich prac i szybko wyszli unikając ostrego jak szpada spojrzenia mężczyzny. Seamus, który chusteczką wycierał swoją osmoloną twarz od wybuchu jęknął i cisnął nią o ziemię.

- Na gacie Godryka! Czy mogę wyjść chociaż raz, RAZ – uniósł jeden palec w górę -  z tej Sali bez czarnej twarzy?

Chłopacy zaśmiali się i klepnęli rozeźlonego chłopaka po plecach.

- Może kiedyś stary – rzekł pocieszająco Dean.

- Chciałbym – mruknął.

Harry niosący swoją torbę na ramieniu skierował się wraz z Ronem na boisko od Quidditcha, a mianowicie do szatni znajdujących się przy głównym wejściu na stadion. Ściany obite deskami, połowa haczyków pourywana, bądź żałośnie zwisająca i nie przydatna. W takim razie po co w zamku Filch, jeżeli nie konserwuje, ani nie sprząta? Truje niepotrzebnie życie dzieciakom i – nawet – nauczycielom. Harry nie rozmyślając nad tym dłużej usiadł na ławeczce i zaczął się przebierać. To samo uczynił Ron. 

Szatnia zaczęła się zapełniać męską częścią trzeciorocznych gryfonów i krukonów, gdyż to właśnie z tym domem mieli łączone lekcje Latania na Miotle. Im jest się starszym, tym lekcje z tego przedmiotu coraz rzadziej się odbywają. Największy nacisk jest na pierwszym roku, na drugim tylko godzina w tygodniu, a na trzecim dwie lekcje na miesiąc. Na czwartym – tak opowiadali bliźniacy – tych zajęć już nie ma. Według Rolandy Hooch w ciągu tych trzech lat opanowanie latania na miotle to pestka, więc po co się z tym użerać, aż do siódmego roku? Miała poparcie wielu uczniów – im mniej lekcji tym lepiej.

Harry przebrany w czerwony T-shirt i czarne, do kolan, sportowe spodenki wyjął z torby zmniejszonego Nimbusa i machnięciem różdżki przywołał go do pierwotnych rozmiarów.

Ron targał się przez cały dzień ze Zmiataczem, którego za chiny ludowe nie chciał zmniejszyć. Chciał pokazać na korytarzu, że to jego miotła, a nie wypożyczona. A zwłaszcza Malfoyowi, który wczoraj wytknął mu jego finansową sytuację w rodzinie i powiedział na forum, iż jest pewien, że rudzielec musi wypożyczać miotłę od Hooch, gdyż to nierealne, że stać go na lepszą miotłę od najgorszego Świetlika*. To bardzo rozwścieczyło rudego nastolatka i z premedytacją chodził ze swoją miotłą, tak wyeksponowaną, że nawet ślepy by ją zauważył. Harry patrzył na to z lekkim rozbawieniem, ale nie pisnął na ten temat żadnego słówka. Schowawszy dłonie w bluzie, którą zarzucił na siebie – jedyne pięć stopni powyżej zera – z powodu chłodu, który uderzył ich już przy wyjściu z przebieralni wyszedł na murawę i ustawił się w szeregu czekając na instrukcje nauczycielki.

Hooch rozejrzała się wokół i zmarszczyła brwi. Chwyciła różdżkę i wypowiedziała Sonorus.

- PANNY! – krzyknęła wzmocnionym głosem, aż chłopacy musieli zatkać uszy dłońmi – NIE CZAS NA PLOTKI, RUSZAĆ ZADKI I NA BOISKO!

Po chwili z równoległej szatni wybiegła grupka dziewcząt, która pospiesznie stanęła przy chłopakach. Ron uniósł jedną brew i spojrzał na Hermionę, która pierwszy raz miała na sobie coś co sięgało powyżej kolana – czarne spodenki. Wyglądała… niecodziennie.

Harry trzepnął go w głowę i z rozbawieniem stwierdził, że jeżeli chce się z nią umówić, to niech to zrobi bez tego durnowatego wyrazu twarzy.

- Weasley! – zwróciła uwagę chłopakowi, widząc jak ten szturcha się z rozbawionym Potterem.

- Przepraszamy – powiedział za niego Harry i patrząc na nauczycielkę ostatni raz walnął Rona w ramię.

Hooch pokręciła głową z dezaprobatą. Obróciwszy się od nich kazała uczniom chwycić miotły i zrobić kilka kółek, a potem coś się wymyśli – jak to określiła.

- Stary, mówię poważnie – powiedział Harry z lekkim uśmiechem gdy znaleźli się w powietrzu.

- Znawca się znalazł – burknął – Nawet mi się nie podoba – zapewnił buńczucznie – plus na razie nie szukam laski. Nie chce chodzić za rączkę na każdej przerwie. Nie teraz.

Harry zachichotał.

- Co? – burknął Ron.

Pokręcił głową i uspokoił się nieco.

- Nic. Tylko tak sobie wyobrażam Ciebie i jakąś dziewczynę chodzących za rączki i posyłający sobie buziaczki – zaśmiał się – Colin by zdobył fortunę na takich zdjęciach.

Ron prychnął i szturchnął Harry’ego w ramię tak mocno, że chłopak musiał się przytrzymać, aby nie spaść z miotły. Upadek z dwudziestu metrów byłby dosyć bolesny.

Hooch zarządziła akrobacje w parach. Hermiona wylądowała w parze z pewną okularnicą, która na słowo miotła wyciągała krzyż i czosnek. Chłopacy posłali jej pełne współczucia spojrzenia.

- Ej, mam pomysł – czarnowłosy wyszczerzył zęby – Wchodzisz w to?

- Ale w co?

- No… wchodzisz czy nie?

- Ale powiedz w co.

Harry uśmiechnął się tylko i podleciał do niego. Chwycił go z rękę (Huh, mózgownica yaoistek rusza w tryb – KAWAIIII ~ przyp. Aut :D) i pociągnął w dół. Ron krzyknął i zorientował się, że wisi do góry nogami.

- Cholera, stary! – krzyknął.

- Nie ruszaj się! Zepsujesz akrobację.

- Spadnę!

- Merlinie, no nie spadniesz – zapewnił go Harry.

Harry podleciał od dołu i chwycił kumpla za przedramiona. Wykonał manewr i zaczęli się kręcić jak na diabelskim młynie tylko w szybszym tempie. Ron zaczął się drzeć, a Harry się śmiał. Kręcili się tak, aż Ron nie spasował. Wylądowali na ziemi i położyli na ziemi ciężko dysząc. Harry z rozbawieniem wyrwał parę źdźbeł trawy i sypnął nimi w Rona, który cały blady leżał na ziemi z zamkniętymi oczyma.
Starł trawę z twarzy i łupnął na Harry’ego.

- Nigdy… więcej – wydusił.

Harry zaniósł się jeszcze większym śmiechem i w końcu wstał. Nie mogą przecież tak wiecznie leżeć. Podał dłoń Ronowi i pomógł mu się podnieść. Poklepał kumpla po plecach podawszy mu do rąk jego Zmiatacza.

- Harry...

- Hmm?

- Lepiej uciekaj – niebieskie oczy rudzielca przybrały niebezpieczny wyraz.

- Okay – i czmychnął mu wskakując na miotłę.

Gonili się po całym boisku robiąc mnóstwo młynków i kołowrotków. Nagle usłyszeli gwizdek Pani Hooch.

- Do szatni! Zaraz będzie przerwa.

Jak stado wiernych owieczek wszyscy zbiegli się przy przebieralniach przepychając do pryszniców.  W męskim były zaledwie trzy kabiny, a chłopaków około piętnastu.

Pierwszy przecisnął się Seamus, który prawie wywrócił się na mokrych płytkach. Następny był Jerry – krukon, szatyn z płaskim nosem. Był na tyle chamski, że kąpał się najdłużej z całej trójki. Harry’emu i Ronowi udało się ustawić w drugiej trójce wraz z Deanem


                                                         ~*~


 Zegar wybił godzinę dwunastą, co oznaczało, że za moment korytarze zapełnią się chmarą uczniów podążających do Wielkiej Sali. Z jakiego powodu? Otóż o dwunastej rozpoczynał się obiad.

Skrzaty postarały się i tym razem. Na stołach widać było piramidki czekoladek w kształcie malutkich kuleczek, srebrne tace z wołowiną, bądź wieprzowiną (wszystko zależało od wyboru małych kucharzy), w piątki podawane były wszelkie rodzaje owoców morza (Ron niezbyt je lubił), a w weekendy spodziewać się można było ogromnych bukietów warzyw i magicznie przyrządzonych sosów (np. z pyłku czarnych os)

Syriusz widząc przed sobą duży, dorodny stek polany ostrym sosem i zestawem surówek oblizał ze smakiem usta i wyszczerzył się do przyjaciela.

- Remus, kocham tutejsze jedzenie. – nabił kawałek mięsa na widelec i zaciągnął się jego zapachem – Pachnie nieziemsko – kawałek zniknął w ustach animaga.

Likantrop spojrzał na niego i wskazał palcem na kąciki ust.

- Widzę. Chcesz chusteczkę? – napotkał zdziwione spojrzenie Syriusza – sos Ci kapie.

Black wymamrotał ciche ouł i wytarł pospiesznie usta.

- Nie wiem skąd Dumbledore wytrzasnął tak utalentowane kulinarnie skrzaty. – dla podkreślenia swojej zadumy chwycił dwoma palcami swój podbródek – Może by tak któregoś po cichu przemycić do Ciebie na wakacje? W życiu nie nauczymy się tak dobrze gotować.

- My w ogóle nie umiemy gotować – zaznaczył.

- No właśnie. – zachichotał i zajął się jedzeniem – Wiesz… chciałbym z Tobą o czymś porozmawiać. Po obiedzie rzecz jasna.

- Coś poważnego? – spytał się Remus.

Syriusz pokręcił głową i wziął łyk soku żurawinowego.

- Nie nie, tylko… ech, dobra. Powiem Ci po obiedzie.

Remus przytaknął nie wiedząc o co może chodzić przyjacielowi.

Nie musiał jednak długo czekać. Jedzenie był tak pyszne, że szybko je zjedli i Syriusz w końcu mógł porozmawiać z Remusem na osobności.

- Bo jest sprawa.

- Tak?

- Wiesz… po powrocie z Azkabanu zatrzymałem się u Ciebie… tymczasowo. Moje wynajęte mieszkanie nadal jest tak jakby moje i… już nie chcę, aby nim było. Blackowie oczywiście mają wiele prywatnych rezydencji jednak… byłbym tam sam. Czy jest możliwość, abym się… przeprowadził – spojrzał mu w oczy – do Ciebie?

Remus wpatrywał się w niego dużymi oczyma i po chwili zachichotał.

- Co? – postawa Remusa nieco zdziwiła Łapę.

- Ty się mnie jeszcze pytasz? Syriuszu, ja bym Cię nawet nie przypuszczał o to, że będziesz się wstydził mnie zapytać czy możesz ze mną mieszkać. Mój dom jest również twoim domem, prawda?

- No tak, ale nie chciałem Ci się pchać na chama, po prostu – mruknął – Nie wiem, czy ta laska z którą się umawiasz nie mieszka u Ciebie i wiesz…

Remus wybuchnął szczerym śmiechem i położył rękę na ramieniu przyjaciela.

- Jesteś jak dziecko.

Syriusz wzruszył ramionami i też się lekko uśmiechnął.

- Nie, moja dziewczyna jeszcze ze mną nie mieszka – zapewnił Remus.

- Jeszcze? – Syriusz zwrócił uwagę na to słowo – Czyli jest taka możliwość.

- No jest, ale dla Ciebie też nie zabraknie miejsca. Dom jest duży.

- To prawda. – stwierdził – Ale ej! Kiedy mi ją w końcu przedstawisz? – zapytał – Kumplowi nie powiesz?

- Ni... dziewczynę? – poprawił się szybko. Syriusz uniósł lekko brwi i uśmiechnął się cwanie.

- Tak, dziewczynę. Ma imię na N, tak? – zamyślił się. Po chwili spojrzał na przyjaciela z przerażeniem – Tylko nie mów, że to Nerda. Proszę, takiego paszczura byś chyba nie po prosił o chodzenie – skrzywił się.

Remus pokręcił głową z lekkim grymasem.

- Łapo, nawet ja, były kujon Gryffindoru, nie chodziłbym z taką… - zabrakło mu słów.

- Kobyłą? – podpowiedział mu.

- Dokładnie – zaśmiał się – O rany, coś ty ze mną zrobił. Staję się przez Ciebie strasznym złośliwcem – jęknął.

Black westchnął i poklepał go po plecach.

- Mówi się trudno – wyszczerzył się.

Nagle przed nimi wylądował mały papierowy samolocik, który po rozłożeniu ułożył się w krótką notkę. Takowa była od Dumbledore’a.


Moi drodzy chłopcy!
Skusilibyście się na filiżankę herbaty?
Serdecznie was zapraszam.
Mam dla was pewną informację, która z pewnością wam  się spodoba. Zwłaszcza Tobie, Syriuszu.
Czekam na was tuż po obiedzie.
A. Dumbledore


- Informację? – zdziwił się Remus – W takim razie chodźmy. Ciekawe cóż to za wiadomość.

Nie tracąc czasu skierowali się w stronę gabinetu dyrektora.


                                                           ~*~

- Melinie, to jajes suda – wyseplenił Ron.

- Ron! Nie mów z pełnymi ustami. – zgromiła go Hermiona, która na widok pełnej buzi przyjaciela skrzywiła się nieznacznie – Jestem zdegustowana twoim zachowaniem.

Rudzielec przełknąwszy kurczaka wzruszył ramionami.

- To jedzenie jest nieziemskie – oznajmił – Nawet mojej mamie nie udało się zrobić tak pysznego kurczaka.

Harry uśmiechnął się lekko i kątem oka zobaczył, że ktoś się do nich zbliża.

- Hej chłopaki! – powitał bliźniaków.

- Hej Harry! – odpowiedzieli chórem z wielkim bananem na ustach – Mamy sprawę – zwrócili się bezpośrednio do Rona.

- Do mnie? – zdziwił się – O nie! Nie będę waszym testerem! Po ostatnim takim zdarzeniu miałem całe fioletowe stopy. Musiałem zmywać to denaturatem.

Bliźniacy pokręcili rozbawieni głowami.

- Następnym razem Cię oszczędzimy. Teraz natomiast przyszliśmy w innej sprawie – Fred wyciągnął zza pazuchy kopertę i podał ją młodszemu bratu.

- Dostaliśmy list od Charliego, a później od mamy. Powiedziała, że na święta zostaliśmy zaproszeni do Charliego. Wszystko masz wytłumaczone w liście – oznajmił George.

Ron otworzył kopertę i sunął wzrokiem po drobnym i bogatym w zawijasy piśmie matki.

- Jedziemy do Rumunii? – uniósł brwi – Wow! Nareszcie. Zawsze prosiłem mamę, abyśmy odwiedzili tam brata. Zobaczę żywe smoki! – cieszył się Ron – I nie będę musiał odśnieżać podjazdu!

Bliźniacy klepnęli młodszego brata w plecy.

- Może wiesz, może nie… ale Charlie ostatnio kupił sobie nowe auto. Garaż też dobudował.

Rudzielec jęknął w akompaniamencie śmiechu bliźniaków, lecz nagle spochmurniał.

– Ale co z Harrym?

Chłopak wzruszył smętnie ramionami.

- Zostanę w zamku – pogrzebał widelcem w jedzeniu - Nie mam papierka na przechodzenie przez granicę, a zresztą gdybym nawet poprosił Dumbledore’a o wyrobienie paszportu magicznego to i tak trwałoby to zbyt długo. Ministerstwo wyrabia dokumenty w okresie trzech miesięcy.

Niestety

Ron poklepał kumpla po plecach.

- Sorry, że tak wyszło – posłał mu przepraszający uśmiech.

- Przecież to nie wasza wina. – udało mu się lekko uśmiechnąć – W takim razie czekają mnie święta w zamku. Mówi się trudno, no nie?

- No – mruknęli Weasleyowie.

Harry  westchnął i od niechcenia rozejrzał się po Wielkiej Sali. Wszyscy pozakrywani gazetami lub pałaszowali pięknie podane dania. Najmniej osób było przy stole Krukonów. Zapewne siedzieli w bibliotece przed stosem książek. Straszne z nich kujony, nie ma co. Jego uwagę przykuł pewien chłopak, który gdy zauważył, że ten na niego patrzy uciekł wzrokiem w talerz.

Dziwne, prawda?

Harry dokładnie się mu przyjrzał. Średniej postury, w tym samym wieku, blondyn z kwadratową twarzą. Nic szczególnego, a jednak przykuł jego uwagę. Czyżby chłopak go obserwował? Na to by wyglądało, bo gdy ich spojrzenia się spotkały, ten drugi urwał kontakt i skupił się na swoim talerzu, który był pusty.
Harry postanowił go poobserwować.


                                                       ~~*~~

 Dwa dni później, po lekcjach na boisku od Quidditcha miał miejsce trening drużyny Gryffindoru. W ciepłych polarach i dresach młodzi Gryfoni pokonywali już piąte kółko wokół stadionu. Oliver Wood biegał razem z nimi i po kolejnym okrążeniu krzyknął:

- Dobra! Krótki meczyk i koniec na dzisiaj!

Podzielili się na dwie drużyny. W składzie pierwszej znaleźli się Harry, Angelina, Ron i Fred. W drugiej zaś Katie, Oliver, George i rezerwowy ścigający – Cheep Walters z szóstego roku.

Gra była zacięta. Punkty co chwilę brnęły w górę, a szukający byli o krok od schwytania znicza.  Zwycięstwo przypadło drużynie pierwszej, gdyż to właśnie tamtejszy szukający go schwytał – Harry Potter.

Zmęczeni i spoceni skierowali się do szatni i usiedli na drewnianych ławkach. Oliver miał im teraz przedstawić plan gry na następny semestr. To jest ich ostatni trening w tym półroczu, gdyż pierwszy sezon gry w tym roku został już zakończony.

Oliver stanął przed drużyną z plikiem dokumentów.

- Okej! Jak wiadomo to nasze ostatnie wspólne spotkanie w tym semestrze. Chciałbym omówić z wami plan oraz strategie, które z pewnością… mam nadzieję – uśmiechnął się rozbrajająco – będą realizowane po świętach.

Wszyscy skupieni wpatrywali się bruneta, który teraz kartkował plik przygotowanych dokumentów. Po chwili znalazł to czego szukał.

- Na sam początek idą ćwiczenia. Coraz więcej treningów.  Przewiduję codziennie po lekcjach, nie mam na myśli weekendów – zdeterminowana drużyna skinęła głowami – Świetnie. Szykujcie się na niezły wycisk. Jako siódmoroczny kapitan drużyny chcę pożegnać Hogwart z satysfakcją podołania zadaniu. Wygraliśmy puchar, jesteśmy najlepsi w zamku. Widzicie to, prawda? – zapytał retorycznie – Ja to widzę, czuję i słyszę. Jestem pewien, że dacie radę. Nasz skład jest fenomenalnie dobry – powiedział z głębokim przekonaniem. 

Każdy niedowiarek, usłyszawszy w tym momencie Wood’a, uwierzyłby nawet, że banany są proste**.

Harry uśmiechnął się poczuwszy nowego ducha walki. Przyjemny prąd energii rozprzestrzenił się po całym ciele trzynastolatka od koniuszków palców, przez krzyż, po łokcie, aż do głowy, dając mu wewnętrzną siłę, mogącą nieść góry.

Spojrzał na Rona, siedzącego obok niego, który wpatrywał się w Olivera jak w bóstwo. W oczach tliły się niesamowite iskierki, nadające wyjątkowo intensywną barwę jego niebieskich oczu. Usta ułożone w lekki uśmiech, zdrowe rumieńce na policzkach, rozwiane włosy. To był Ron. Jego przyjaciel. Najlepszy pod słońcem.
Wood był świetnym strategiem. Jego plany były fantastyczne, dopracowane, zakończone sukcesem. Harry nie dziwił się, że ktoś chciał podsłuchać ich zebrania. Nie zmienia to jednak faktu, że to musi się szybko skończyć.
Uwagę czarnowłosego przykuły drzwi od szatni, a mianowicie szczelina między nimi i podłogą. Widoczny był lekki cień.

Cień?

I coś ciemnego, jakby… podeszwa? Buty?

Co?

Harry wstał powoli skupiając na sobie uwagę całej drużyny. Nie spuszczał szczeliny z oczu. Cień poruszył się nieznacznie, a Harry już wyczuł, że coś jest nie tak.

Szpieg - Przebiegło mu przez myśl. 

- Ty kablu… - wściekły ruszył sprintem w stronę drzwi. Zza wejścia do pomieszczenia usłyszał ciche przekleństwo i odgłosy biegu.

Czarnowłosy wypadłszy impetem z szatni ruszył biegiem za podsłuchiwaczem, który rozpaczliwie próbował mu uciec. Biegli przez błonia, aż do zamku. Za Harrym, pobiegł Ron i Wood, którzy po chwili zdezorientowania, zorientowali się o co chodzi.
Pogoń przeniosła się na korytarze zamczyska, gdzie znajdowali się uczniowie. 

Na nieszczęście Harry’ego.

Cholera.

Grupki ludzi przeszkodziły Gryfonowi w zbliżeniu się do podsłuchiwacza.

- Z drogi! – wydarł się – Sorki! – krzykną do popchniętej przez niego 
Puchonki, która rozmasowywała sobie pośladki.

Slalomem podążał za uciekinierem, jednakże nowy napływ ludzi uniemożliwił mu to w stu procentach. Blond czupryna chłopaka zlała się  z tłumem, przez co Harry nie widział gdzie on jest. Przystanął i wypuścił nerwowo powietrze z ust. Zacisnął pięści i odrzucił głowę do tyłu. Podbiegli do niego Wood i Weasley.

- I jak? – spytał zdyszany Ron.

Harry spojrzał na nich i rozluźnił ręce. Spoceni i z lekka zdenerwowani wlepili w Harry’ego pytające spojrzenia. Ze zrezygnowaniem im odpowiedział.

- Zwiał.


~~*~~


*Rodzaj miotły wymyślony na potrzeby opowiadania J
** Dzięki mamo (xd) :D!









12 komentarzy:

  1. Haha, wiele śmiesznych momentów sisy.
    Coraz lepiej Ci idzie ;D
    Każde opowiadanie przynosi Ci większą ilość widzów, gdyż robisz postępy :*
    Z góry też nienawidzę walentynek i jestem Ci wdzięczna, że faktycznie o nich nie napisałaś ! ♥
    Mam do Cb takie pytanie : ile mniej więcej piszesz takie opowiadanie ?
    Widzę, że sporo czasu Ci to zajmuje, gdyż ma ono jakość, której mi czasem w niektórych brakuje. Kiedy 15 rozdział ?! Mam nadzieję, że już wkrótce ^^
    Zazdroszczę Ci takiego talentu ♡
    Mnie już masz, życzę Ci jak największej publiczności, aby każdy pokochał HP jak Ty. Mnie do niego tym opowiadaniej bardziej zachęciłaś ♥
    Chciałabym być czarodziejką, byśmy wymiatały na miotłach *.* xD
    Nie przesyatawaj pisać plss.
    Różdżki górą !
    Angie ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział pisze z tydzień - tak mniej więcej. Piętnasty za dwa tygodnie sis :D xd Na miotłach xd Zamiast autobusem to bym na miotle leciała do gimby i bym doprowadziła Panią T. do szewskiej pasji (Boże, jak ja nie lubię tej baby - #pozdrawiam ~ nie zapomnę jak groziła Inez, że jej z papcia strzeli czy coś xD).

      BTW Różdżka górą :P /*

      Julcia :*

      Usuń
    2. :P thx. Szkoda :c za długo xD. Srlsy ?! XD :*

      Usuń
    3. Jak bede pisac w takich krotkich odstępach czasu to rozdzialy beda gorszej jakosci :P Serio P.T tak powiedziala xd To bylo przed WF-em czy coś.

      Usuń
  2. Hej! Rozdział fajny, podoba mi się :)
    mam pytanka:
    1. Kiedy pojawi sie rozdział
    2. Kiedy wstawisz jakąś miniaturkę
    3.Lubię bardzo wyzywać sie na bohaterach, więc: kiedy Harremu coś sie stanie :)
    Przepraszam, że znowu sie nie zalogowałam i piszę z anonima ale nie mam na razie jak :)
    Życzę dużo weny i pozdrawiam
    Gusia125a

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1.Miniaturka się pisze (znowu smutna :P) i będzie dosyć długa, więc dajcie mi czasu na jej napisanie :D
      2.Rozdział za 2 tyg.
      3.Kiedy coś się stanie Harry'emu... mam plan na 16 rozdział i właśnie w tym momencie wpadłam na fajny pomysł (Merlinie, dzięki Gusia :D)
      4. Luz :D ważne, że kom jest :)

      Dzięki i pozdrawiam, Cennetyn Black :D

      Usuń
  3. Remi z Tym "Ni..." to się zdradziłeś, ja wiedziałam, a teraz to musi być Nimfadora- Ała, ała, dobra, sorry- Tonks.
    Informacje od Dropsa, to może być ciekawe.
    Szpieg.... Blondasek z obiadu ?
    Rozdział był zaj...czepisty.
    Życzę weny i Pozdro
    Nikkitka Evans-Potter-Black-Lupin
    Zapraszam na mój blog:
    https://www.wattpad.com/myworks/60016164-harry-and-percy-czrodziej-pbogiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :D

      Cóż, wszystkiego dowiesz się w następnym rozdziale :D
      Dzięki wielkie i na pewno wpadnę na twojego wattpada :) (oczywiście skomentuję, bo wiem, że każdy lubi czytać opinie na temat swojego dzieła).

      Pozdro, Julia vel Cennetyn Black :D

      Usuń
  4. Ciekawe, ciekawe.
    W sumie mam strasznie mało czasu, od tygodnia zrzędzę, co mam zabrać a dzisiaj się w końcu pakuję, ale udało mi się w końcu skomentować, bo rozdział już w poniedziałek przeczytałam :>
    Więc!
    Jest okej, zaciekawiłaś mnie wątkiem obserwacji Pottera-typowe jak wszędzie (nawet u mnie XD), a takie inne..
    Nie wiem czy dotrwam do następnego rozdziału, bo o ile teraz mam ferie, to jak wrócę do szkoły to będzie krucho :/
    No ale nic! Postaram się przeżyć, ale nie obiecuję :p
    Tymczasem, robię standardowy spam i zapraszam do mnie: othersidedrarry.blogspot.com
    niedługo powinna się pojawić też miniaturka (prawdopodobnie po następnym rozdziale :])
    Nie zawracam głowy i Adios :>
    |wyimaginowana
    PS dużo wenki, mysza! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz :D Cieszę się, że Cie widzę (czytam xd). Życzę miłych ferii i jak zawsze pozdrowionka.

      Cennetyn Black :D

      Usuń
  5. fajne opowiadanie :D zacznę czytać od początku i yslę że jeszcze bardziej mi się spodoba :D tymczasem zapraszam do siebie ---> missgrangersdiary.blogspot.com <--- chętnie poczytam opinię i zaprszam do obserwowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Chętnie wpadnę na twojego bloga - i pozostawię po sobie komentarz.

      Pozdrawiam, Cennetyn Black :D

      Usuń