poniedziałek, 9 maja 2016

Rozdział 20

Hej!

Z lekkim opóźnieniem, ale przybywam wraz z nowym rozdziałem! Nie będę się rozpisywać, bo po co :D Najważniejszy jest rozdział. Jeżeli są jakieś błędy... to idę się powiesić, bo sprawdzałam to cholerstwo z dziesięć razy i mam ogromną nadzieję, że jednak ich nie znajdziecie :D

Enjoy!

                                                                            ~~*~~

 Nareszcie spadł śnieg. Błonia Hogwartu przywitały uczniów dzisiejszego poranka w puchowym, bielusieńkim płaszczu i zachęcały do świetnej zabawy w wojnę na śnieżki i robienia orłów na śniegu.
Wiele dzieciaków skusiło się na ten widok i od razu po lekcjach pobiegło na błonia z okrzykiem radości.

Niestety, nie wszystkim było do śmiechu.

Lekcje OPCM stały się ostatnio dość… zwyczajne patrząc przez pryzmat nastrojów profesorów. Obydwaj byli przygnębieni i snuli się po zamku jak cienie, często zaglądając do skrzydła szpitalnego z nadzieją, że Harry już się obudził.

Hermiona zauważyła to. Tylko ślepy nie ujżałby w oczach profesora Blacka tej ogromnej troski. Nawet Fred i George odwołali ostatnie przedświąteczne spotkanie umożliwiające zobaczenie nowych produktów na sprzedaż. Gryfoni byli jednością, rodziną, zjednoczoną grupą, która wraz z Ronem i Hermioną odwiedzali Harry’ego w nadziei, że ten powita ich z dużym uśmiechem.

Aczkolwiek tak się jeszcze nie stało.

Hermiona siedziała zmartwiona przy przyjacielu i trzęsącymi dłońmi porządkowała notatki, które specjalnie dla niego napisała podwójnie podczas zajęć. Położyła stosik na etażerce obok łóżka i oparła się o krzesło z westchnięciem. Ron powinien zaraz wrócić. Oliver niedawno rozpoczął spotkanie z drużyną Quidditcha, na którym życzył im wesołych świąt. Ron mówił, że siódmoroczny chciał również z nimi omówić sprawę podsłuchiwacza, którego jak dotąd nie udało się jeszcze schwytać.
Dziewczyna uniosła się, chwyciła przyjaciela za rękę i pogłaskała kciukiem po jej zewnętrznej stronie.


Chłopak wyglądał o niebo lepiej. Madame Pomfrey powiedziała, że już niedługo powinien się wybudzić. Dziewczyna pamięta jak parę dni wcześniej do skrzydła weszli profesor Black i profesor Lupin patrząc na nią i Rona z ogromnym bólem w oczach. Powiedzieli im, że Harry miał wypadek. Przygniotła go konstrukcja jednego z budynków, a mianowicie był to balkon. Wtedy dziewczyna słysząc to zasłoniła swoje usta dłonią i pokręciła niedowierzająco głową. Ron czując obowiązek przyjaciela chwycił ją uspakajająco za ramię i posłał uspokajający uśmiech. Widziała, że w jego niebieskich oczach również tliły się iskry smutku, strachu i przygnębienia.

Za półtorej tygodnia wszyscy mieli wyjechać do swych rodzin, gdyż wraz z dniem wyjazdu rozpocznie się przerwa świąteczna. Ron z całą swoją rodziną wyjedzie do brata do Rumunii, gdyż ten poczuwszy obowiązek starszego syna z chęcią zaprosił swych rodziców i rodzeństwo na święta do siebie. Ron był bardzo podekscytowany możliwością zobaczenia prawdziwych smoków. I to nie tych malutkich miniaturek, a ogromnych przeraźliwych potworów ziejących ogniem i chuchających czarnym jak smoła dymem. Hermiona natomiast wyjedzie do dziadków. Święta u nich były rodzinną tradycją. Dziewczyna bardzo się za nimi stęskniła, jednak na myśl, że jej przyjaciel jako jedyny z całej szkoły pozostaje na ten okres w zamczysku ostudził jej zapał i chętnie zostałaby z nim na miejscu aby dotrzymać mu towarzystwa.

Tak, dokładnie. Jako jedyny. Wszyscy wyjeżdżają do rodzin. Nikt nie pozostaje. Tylko Harry.

Nagle drzwi od skrzydła otworzyły się i wbiegła przez nie zmachana Ginny, która odkąd usłyszała o wypadku Harry’ego codziennie po zajęciach odwiedzała go wraz z prezentami od koleżanek, które nie miały tyle odwagi by samodzielnie dostarczyć je chłopakowi. Były to zazwyczaj jakieś koralikowe bransoletki wykonywane przez połowę dwunastolatek w Hogwarcie. Co z tego, że nie były męskie. Dziewczyny na myśl, że mogłyby zrobić coś dla tego Harry’ego Pottera nie zastanawiały się nawet nad tym co robiły.

Po prostu… tworzyły. ‘Urocze’. ‘Serio’.

- Hej! – lekko uśmiechnięta dziewczyna usiadła obok Hermiony i spojrzała na Harry’ego – Nadal nic?

- Nadal nic.

Ginny westchnęła i wyjęła z czarnej torby jakąś paczuszkę.

- Laura z Ravenclawu kazała mi to przekazać. Kolejny prezent dla Harry’ego – spojrzała na nieprzytomnego ze zmartwieniem – Wiesz… ja się czasem zastanawiam czy nie lepiej by było gdybyśmy ukryły przed nim te prezenty. Na ich widok z pewnością dostanie Smoczej Ospy – zażartowała

Hermiona zaśmiała się cicho i chwyciła paczuszkę w dłonie. Jej przyjaciel lubił prezenty, ale… taką ilość? Do tego trzy czwarte z pewnością przydałaby się bardziej dziewczynom niż jemu. Który chłopak nosiłby wisiorek w serduszka z wyżłobionym wielkim ’I love Quidditch’?
Dziewczyna znów spojrzała na paczkę dostarczoną przez młodszą koleżankę. Przez minuty analizowania jej zawartości w końcu dała za wygraną.

- Co to?

Ginny wzruszyła ramionami.

- Nie wiem – przyznała ruda dziewczyna i oparła nogę o brzeg łóżka – Laura ma dziwne pomysły. Wolę tego nie otwierać – przysłoniła paczkę dłonią – Merlin wie czy jakiegoś eliksiru miłosnego tam nie dodała – napotkała zdziwione spojrzenie koleżanki – Mieszka się pod jednym dachem z Fredem i Georgem, to wie się takie rzeczy – uśmiechnięta wzruszyła bezradnie ramionami.

- Cóż… - z lepszym humorem odłożyła przedmiot na etażerkę – Jak nie otworzymy to się nie dowiemy, prawda? – posłała jej lekki uśmiech
Ginny przeniosła wzrok na nieprzytomnego chłopaka.

Był blady.

Niezdrowo blady. Pod oczami widniały głębokie sińce, a policzki były lekko zapadnięte. Pośród tej nieskazitelnie białej pościeli wyglądał tak niewinnie i krucho. Bez jakiejkolwiek skazy. Chciałoby się go w tym momencie delikatnie do siebie przytulić, pocałować w czoło i ciepłym głosem szepnąć na ucho wszystko będzie dobrze.

- Jak myślisz, kiedy się wybudzi? – spytała cicho nie spuszczając Harry’ego z oczu.

Hermiona spuściła ramiona w dół i przygryzła dolną wargę.

- Nie wiem – odpowiedziała szczerze – Może to być jutro, albo nawet za tydzień. Jednakże nadal czekam z niecierpliwością na ten moment – wyznała i szybkim ruchem wytarła niechcianą malutką łezkę w rogu oka – Dlaczego akurat jemu trafiają się takie nieszczęścia? – zapytała załamana młodszą koleżankę.

Ginny z kamienną miną nie odpowiedziała, lecz jej jedyną reakcją było chwycenie Hermiony za dłoń i posłanie dziewczynie lekkiego uśmiechu.
Do pomieszczenia wpadł zdyszany Ron. Najprawdopodobniej biegł.

- Hej! Już jestem – zmarszczył brwi na widok swojej siostry – A ty przypadkiem nie masz teraz Zielarstwa?

Dziewczyna zarumieniła się i napotkała zszokowany wzrok Hermiony.

- No nie mów, że zerwałaś się z lekcji specjalnie dla tego, aby zobaczyć Harry’ego.

- Ale to mój przyjaciel! – krzyknęła i rozzłoszczona spojrzała na brata – Jak wspomnisz o tym mamie to Cię zabiję. Letnie odgnamianie ogrodu będzie twoim najmniejszym zmartwieniem.

Ron uniósł obronnie ręce i westchnął.

- No nie powiem… ale proszę, nie chcę, aby moja młodsza siostrzyczka opuszczała zajęcia – poczochrał ją po włosach i napotkał rozgniewany wzrok Ginewry – No co?

- Nadopiekuńczy brat mi się trafił – burknęła – I tak masz milczeć – pogroziła palcem.

- Okay, okay – zapewnił ją i przysiadł obok dziewczyn – Coś nowego?

- Nic – odpowiedziały chórem po czym spojrzały na niego. Tym razem odezwała się Hermiona – Oliver przekazał wam coś istotnego?

Chłopak ożywił się i wyjął z kieszeni garść cukierków.

- Tak się złożyło, że Wood miał dzisiaj urodziny i poczęstował nas cukierkami – wyszczerzył się – Chcecie?

Dziewczyny z ochotą wzięły po cukierku i w mgnieniu oka zjadły je z uśmiechem.

- Zostawię trochę dla Harry’ego – oznajmił. Otworzył szufladę szafeczki i wsypał tam trochę cukierków. Jego uwagę przykuła przeźroczysta paczuszka na wierzchu – A to co to?

- Lepiej nie otwieraj – oznajmiła Ginny – To od Laury.

- Tej twojej stukniętej koleżanki? – uniósł brwi i pokręcił lekko głową - Pomylunę bym jakoś przełknął, ale Laura?

Dwunastolatka prychnęła i syknęła w stronę brata:

- A weź się od nich odczep! Laura jest fajna, tylko ty robisz taką atmosferę, więc nie dziw się, że gdy Ciebie widzi to obrzuca Cię czymkolwiek co ma pod ręką.

- Atmosferę?! A co ma atmosfera do jej morderczych zapędów?

- Jakbyś nie nazwał jej ‘Bezzębnym wściekłym pawianem’ to by w Ciebie nie rzucała.

- Masz manię do dziwacznych przyjaciół.

- Luna? – wcięła im się Hermiona – to ta blondynka z wiankiem z suszonych pomarańczy na głowie?

Ginny pokiwała głową.

- Może i jest czasami inna, ale naprawdę świetna z niej przyjaciółka. Jest bardzo inteligentna.

Ron pokiwał ironicznie głową po czym dla własnego dobra zmienił temat. Ginny była bardzo podobna do mamy. Wie jak z takimi osobami się obchodzić. Trzeba być… po prostu ostrożnym i unikać nieprzyjemnych tematów.

- Oliver przekazał całej drużynie wiadomość o podsłuchiwaczu. Teraz już raczej każdy z nas będzie pilnował swoich rozmów. Planujemy rzucać zaklęcie wyciszające podczas zbiórek w szatni. Idealne zabezpieczenie, prawda?

Stukot obcasów. Trzask zamykanych drzwi.

Hermiona skinęła głową, a następnie obróciła się w stronę źródła dźwięku. Z kantorka wyszła Madame Pomfrey wraz z tacką potrzebnych eliksirów dla Harry’ego.

- Och dzieciaki, z waszym przyjacielem ciągle problemy – pokręciła głową – Co chwilę się w coś pakuje. To łóżko już na dobre powinno być podpisane jego imieniem i nazwiskiem – zażartowała - Przeprosiłabym was na chwilę, muszę mu podać potrzebne eliksiry – posłała dzieciakom dobrotliwy uśmiech.

Cała trójka odsunęła się i patrzyła jak Poppy lewituje do siebie woreczek od kroplówki i wymienia eliksir z przeźroczystego na purpurowy.

- To jest eliksir przeciwbólowy – poinformowała Gryfonów – Gdy się wybudzi nie możemy pozwolić aby odczuł ból zrastających się kości. Byłby to zbyt duży ból.

- A na drugim roku? Jak mu pani kość rekonstruowała to jakoś nie dostał takiego eliksiru – zauważył rudzielec.

Starsza kobieta westchnęła i wyprostowała się.

- Wyhodowanie kości to zupełnie inna bajka. Jak dobrze wiesz zrastanie jest o wiele prostszym procesem niż całkowite odrastanie. W tym przypadku eliksir przeciwbólowy zakłóciłby pracę eliksirów wapiennych. Składniki tego pierwszego kolidowałyby ze składnikami tego drugiego. Pamiętasz gdy niedawno podawaliśmy mu eliksiry wapienne? Dzisiaj już tego specyfiku nie znalazłbyś w krwi Harry’ego, więc spokojnie mogłam podać przeciwbólowy.

Ron zrozumiawszy pielęgniarkę skinął delikatnie głową i wymamrotał.

- Skomplikowana ta cała medycyna.

Poppy uśmiechnęła się do niego ciepło i gdy skończyła wymianę płynów w woreczku wsparła dłonie na biodrach i ni stąd ni z owąd odezwała się do chłopca.

- Jak tam treningi?

Ronald wybałuszył na nią oczy i lekko rozwarł usta.

- Eeee

Hermiona zdziwiona cały czas przenosiła wzrok z Rona na pielęgniarkę, aż w końcu zamrugała i chrząknęła.

- Interesuje się pani Quidditchem? – zaintrygowana wlepiła w nią swe czekoladowe spojrzenie.

Madame Pomfrey skinęła głową i poprawiła biały kitel.

- Kiedyś grałam na pozycji Ścigającej – oznajmiła z dumą – Bardzo dawne czasy – westchnęła i machnęła ręką – Nigdy nie zapomnę tej chwili gdy tłuczek uderzył mnie w rękę i z bólu musiałam zejść z boiska. Wtedy szkolna pielęgniarka była tak niedoświadczona, że nie pozostało mi nic innego niż samej zająć się moją złamaną kością. Od tamtej chwili zapragnęłam zostać magomedykiem – chwila ciszy - lub pielęgniarką.
Ron patrzył na nią wielkimi oczyma, aż w końcu bąknął coś przez co kobieta zaśmiała się szczerze.

- Czad.

Chwilę moment usłyszeli rozbawioną Ginny.

- Ciekawe czy gdyby Malfoy wpadł w kompostownik zapragnąłby zostać gajowym – na jej ustach zakwitł niebezpieczny uśmieszek – Zapłaciłabym fortunę za zdjęcie tego tlenionego przydupasa w fartuszku Hagrida i spleśniałymi ciastkami w kieszeniach.

Ron zaśmiał się wesoło, a Hermiona pokręciła głową, aczkolwiek równie jak Ron miała ochotę wybuchnąć gromkim śmiechem.

- No, no – rozbawiona Poppy pogroziła im palcem – Bez takich. Jeszcze zrobi się z tego większa zadyma i jednego i drugiego będę musiała składać w swoim skrzydle.

Ron uśmiechnięty pokręcił głową i zapewnił:

- Nic się takiego nie wydarzy Madame, obiecuję.

~~*~~

Ciemność.

Ta okropna, nocna koleżanka otaczała go zewsząd i przytłaczała niemiłosiernie swą barwą, dotykiem i chłodem, który z czasem robił się coraz bardziej odczuwalny. W tle słyszał jakieś głosy. Stłumione. Jakby za ścianą.

- …Tego  tlenionego przydupasa w fartuszku Hagrida…

Co?

Chwila ciszy, szum jakby znajdował się pod wodą.

- … ciastami w kieszeniach …

Chwila…

- No, no… - odezwał się inny głos - zadyma… składać w moim skrzydle…

Nic nie widzę! Co się dzieje?

Powieki sprawiały wrażenie bardzo ciężkich. Gdy próbował je unieść, jak na złość zaciskały się jeszcze bardziej. Wydawało się, że były przyklejone na klej. Bardzo mocny klej.

Spróbował inaczej. Napiął mięśnie i uniósł powoli dłoń tak, aby oderwała się od miękkiego podłoża.

Miękkiego? Był na łóżku, tak? Tylko dlaczego?

Zdziwiony wydobył z siebie głuchy jęk, gdyż nawet samo uniesienie ręki sprawiało mu niemały ból. Głosy ucichły, a pomieszczenie wypełniły głośne wciągnięcia powietrza.

- Panie Potter, słyszy nas pan?

Słyszał. Na dodatek wyraźniej niż wcześniej. Dźwięki nie były już tak stłumione, a wszystko stawało się bardziej… realne.

- Mmhmhm – wymamrotał i zacisnął kurczowo powieki gdy odczuł jak ktoś ścisnął go za rękę.

Ta osoba wystraszona szybko ją puściła i jęknęła.

- Przepraszam Harry! Nie chciałam, aby zabolało – to z pewnością była Hermiona, wszędzie rozpoznałby ten głos.

- Stary, nareszcie! Witaj wśród żywych! – To był Ron. Na sto procent.

- Lećcie po dyrektora. Chciał być natychmiast poinformowany o wybudzeniu chłopca – poprosiła Pomfrey i zniknęła na moment w kantorku.
Ron skinął głową i dając znak przyjaciółce oraz siostrze, aby zostały wybiegł sprintem ze skrzydła szpitalnego.

Znów usłyszał odgłos obcasów.

- Panie Potter, będę mówić powoli i bardzo wyraźnie – zaakcentowała każdy wyraz – Jest pan w skrzydle szpitalnym. Miał pan wypadek podczas wycieczki w Hogsmeade – patrzyła na niego uważnie – Pamiętasz Potter co tam zaszło?

Harry sięgnął pamięcią do ostatnich wydarzeń. Pamiętał dość niewiele. Tylko jakieś prześwity. Błyski zaklęć, biały rękaw i grubego mężczyznę, który trzęsącą dłonią wycelował różdżką powyżej jego głowy. Później… już nic. Czerń, pustka, cisza. Zrezygnował z dalszego wertowania po wspomnieniach, gdyż czaszka łupała go tak niemiłosiernie jakby ktoś z całej siły wycelował w nią tłuczkiem.

Mruknął coś niezrozumiałego i ostrożnie, prawie niewidocznie skinął głową.

- Pamięta – szepnęła Ginny nerwowo gniotąc krawędź czarnej mundurkowej spódniczki.

Poppy westchnęła i sięgnęła po różdżkę.

- Zapewne niewiele – mruknęła i przesunęła różdżką po całej długości ciała chłopaka – Będzie pan teraz czuł delikatne mrowienie. Proszę leżeć spokojnie i najlepiej by było jak wstrzymałby pan na chwilę oddech – spojrzała na skrzywioną twarz leżącego – Potter, wiem, że i to przychodzi Ci z trudem, ale sam fakt, że byłeś przygnieciony niemałą konstrukcją mówi sam za siebie. Sprawdzę twój stan zdrowotny prostym zaklęciem skanującym, dobrze?

Konstrukcja? Wypadek? Cholera… znowu się w coś wpakowałem?

Pamiętał, że biegł. Przed oczami miał wąskie uliczki, pył, dym i kolorowe promienie zaklęć. Bitwa? Najprawdopodobniej… Tylko pytanie dlaczego?

Nie, dobra – jęknął – Głowa zbyt mocno mnie boli, aby myśleć.

- Harry, możesz ruszać kończynami? – spytała Hermiona.

Harry otworzył usta i wyszeptał zachrypniętym głosem.

- T-tak.

Dziewczyna uspokoiła się nieco i spojrzała na pielęgniarkę.

- I jak Madame?

Pomfrey schowała różdżkę i przeniosła wzrok na gryfonkę.

- Żebra zrosły się w dość szybkim tempie – oznajmiła – Powinien się oszczędzać przez co najmniej miesiąc. Jeżeli nie będzie miał problemów z poruszaniem się podczas przerwy świątecznej i nie będzie miał zawrotów głowy mogę pozwolić mu na uczestnictwo w meczu Gryffindor – Slytherin. Nie obędzie się jednak bez zażywania przez czte… - zastanowiła się –  pięciu tygodni eliksiru wzmacniającego. Poprawi odporność, przyspieszy gojenie złamań i co najważniejsze, postawi chłopaka na nogi – obróciła się do Pottera – Słyszał pan? Oszczędzamy się.

Harry mruknął pod nosem niezadowolony, ale wiedząc, że z Pomfrey jeszcze nikt nie wygrał zgodził się i westchnął cierpiętniczo.

- Otwórz oczy, Harry – rzuciła cicho Ginny czujnie się w niego wpatrując.

Chłopak skrzywił się i uniósł powieki. Tym razem, udało się. Gdy pierwsze promienie światła dotarły do jego źrenic, odruchowo zmrużył oczy i na wpół otwartymi omotał pomieszczenie.

- Skrzydło… - wypowiedział z trudem.

Hermiona poprawiła się na krześle i przybliżyła do łóżka patrząc w zamglone oczy Harry’ego.

- Miałeś wypadek – wyjaśniła – Przygniótł Cię… balkon.

Ba… Balkon?

- Pamiętasz ten atak? Atak na Hogsmeade? – spytała się.

Chłopak skinął delikatnie głową i uchylił usta.

- Syriusz…

- On Cię tu przyniósł, panie Potter – oznajmiła Madame Pomfrey – Dlaczego uczniowie mówią do Blacka i Lupina po imieniu? – zainteresowana skierowała pytanie do dziewczyn.

Te wzruszyły ramionami i odpowiedziały.

- Poprosili nas, aby się do nich tak zwracać. Podobno przydomek ‘Profesor’ ich postarza.

Poppy prychnęła rozbawiona i pokręciła głową mrucząc pod nosem ‘Cały Syriusz’.

- No cóż …

Nie dokończyła gdy do pomieszczenia wszedł Albus Dumbledore w swojej neonowo żółtej szacie w srebrne grochy wraz z rozbieganym Ronem, zaaferowanym Syriuszem i zaskoczonym Remusem.

- Nie śpi?! – krzyknął Syriusz. Remus gwałtownie zacisnął mu dłoń na ramieniu, przez co odburknął – No co?

Dziewczyny odwróciły się w ich stronę i wstały z siedzeń.

- Dyrektorze – skinęły grzecznie głowami.

Albus uśmiechnął się dobrotliwie i ręką wskazał, aby usiadły.

- Ach, siedźcie, siedźcie! Ja tutaj na momencik – poprawił okulary połówki na swym nosie – Panie Potter, dobrze się pan już czuje?

Syriusz wywrócił oczyma i pomyślał: Tak, jasne. Skacze z radości na myśl, że przygniótł go balkon. Kupmy tort i wypijmy po szampanie.

- Obudził się dość wcześnie, ale to dobrze – odpowiedziała za niego Pomfrey – Podaję mu na zmianę eliksir wapienny i przeciwbólowy. Sądzę, że ten pierwszy już sobie odpuścimy i damy jego magii pole do popisu. Niech się zajmie resztą – mruknęła – Ale przetrzymam go jeszcze z parę dni. Chcę mieć pewność, że wszystko prawidłowo się zrośnie. Eliksiry Severusa postawią go na nogi. Jestem tego pewna – uśmiechnęła się.

Syriusz odetchnął z ulgi i podszedł bliżej.

- Jak z nim?

Hermiona zaskoczona pytaniem przez moment milczała, lecz po chwili odpowiedziała profesorowi.

- Nie śpi – przyjrzała mu się uważnie. Szybko oddychał, prawdopodobnie 
biegł, włosy miał rozwiane, a jego ruchy były dziwnie nerwowe jakby powstrzymywał się przed czymś. Tylko przed czym?

- Dzień Do-obry  – wychrypiał Harry otwierając szerzej oczy. Spróbował się lekko uśmiechnąć, ale zamiast uśmiechu, na twarzy zakwitł mu piękny grymas – Jak tam bitwa?

Remus wybałuszył oczy i uniósł lekko kąciki ust. Jak widać, humorek mu dopisywał.

- Rany boskie – szepcze Syriusz – Przygniótł Cię balkon – zaakcentował patrząc na niego intensywnie – A ty mi się pytasz jak tam bitwa… Poppy, czy na pewno wszystko z nim w porządku? – niezwykle poważnie skierował swe słowa do szkolnej pielęgniarki, która na widok oszołomionego Blacka pokręciła rozbawiona głową i podeszła do chłopaka sprawdzając ręką czy nie ma rozpalonego czoła.

- Panie Potter, bez żartów proszę. To był poważny wypadek! – skarciła go lekko po czym podeszła do oglądającego z uśmiechem sytuację Albusa – Pamięta mniej więcej co się tam wydarzyło – szepnęła tak, aby tylko dyrektor mógł to usłyszeć. 

Mężczyzna skinął głową po czym przysiadł obok chłopca na łóżku.

- Chłopcze, mam parę pytań odnośnie bitwy w Hogsmeade – zastukał palcami w metalową ramę łóżka - Z tego co wiem pamiętasz co się tam wydarzyło, prawda? – Harry pokiwał głową – To bardzo dobrze. Możesz nam opisać cały przebieg sytuacji, która skazała Cię na pobyt w skrzydle szpitalnym? – przez szkła okularów połówek przebiegł ostry błysk słońca.

Harry chrząknął i cichszym niż dotychczas głosem odpowiedział dyrektorowi.

- Gdy za prośbą Syr… profesora Blacka…

- Ach, spokojnie! W mojej obecności śmiało możesz nazywać profesora po imieniu. Wszakże była to jego prośba – uśmiechnął się do z lekka bladego mężczyzny.

- Okey… Więc… Za prośbą Syriusza skierowałem się w stronę zamku – wziął wdech – W wąskiej uliczce napotkałem jakiegoś mężczyznę… Przysadzisty, w kapturze i trząsł się jak galareta – wzdrygnął się – Kto takiego wypuszcza na pole bitwy…

Remus prychnął rozbawiony i podrapał się po drgającej wardze. Syriusz uśmiechnął się lekko. Kątem oka zauważył jak Hermiona patrzyła na niego uważnie ze zmarszczonymi brwiami. Jakby nad czymś intensywnie główkowała. Próbował to zignorować, lecz nie mógł się powstrzymać przed posłaniem jej swojego charakterystycznego uśmiechu. Speszona dziewczyna odwróciła się od niego i skupiła na słowach dyrektora.

Czy moje pytanie o stan chłopaka było nie na miejscu? – pomyślał zmartwiony – Każdy profesor przecież mógł się zmartwić… Po za tym i tak bym się nie powstrzymał – stwierdził po czym pokręcił głową, by odrzucić niechciane myśli.

~~*~~

Martwił się – stwierdziła - Przecież każdy nauczyciel pytałby o stan swojego ucznia. Jakby nie patrząc, ulubionego – Hermiona od dłuższego czasu biła się ze swoimi myślami – Tylko jak on gwałtownie zareagował na myśl, że Harry obudził się – uniosła brew – Był przerażony na myśl, że Harry’emu może się coś stać… To aż… nierealne. Nawet profesor McGonnagall tak nie reagowała. Ani nawet dyrektor Dumbledore! – krzyknęła do siebie, po czym westchnęła – Muszę się temu przyjrzeć… Och, no pewnie, że muszę! Głupia ciekawość – burknęła – I pomyśleć, że…

- Wiem! – krzyk otrząsnął dziewczynę z zamyślenia i zaskoczona spojrzała na uniesionego Blacka. Ten z szokiem wymalowanym na twarzy stał tuż obok Pomfrey i żwawo gestykulował.

- Wiem! – doskoczył do Remusa i potrząsnął nim – To był on! ON! – krzyknął do Albusa – Wszędzie rozpoznałbym tą świnię – Hermiona wybałuszyła oczy i spojrzała na profesora z niedowierzaniem. Taki język przy uczniach? Ginny od ponad minuty zbierała swoją szczękę z podłogi, a jej brat próbował powstrzymać opętańczy chichot – Ta zakała ośmieliła zbliżyć się do…

Do Hogwartu, tak?  - pomyślała.

- Syriuszu! – wrzasnęła Poppy i gniewnie zdzieliła go gumową rękawiczką – Nie przy dzieciach! – wysyczała do niego wskazując na oniemiałą młodzież.

Black wziął oddech i zrozumiał, że dał ponieść się emocjom. Skinął delikatnie głową i mruknął.

- Przepraszam - zacisnął usta… lecz nie na długo – Albusie, dobrze wiesz o kim mowa – rzucił gniewnym tonem – Remusie, ty też. Bądź dobrym przyjacielem i mnie powstrzymaj przed wypadnięciem z tej sali z zamiarem dopadnięcia tego szczura – szepnął lodowato.

Harry zaintrygowany spojrzał na wściekłego Syriusza. Miał wrażenie, że mężczyzna za moment będzie fruwał po pomieszczeniu i strzelał zaklęciem zabijającym we wszystkie strony.

- Kt… - chrząknął i przełknął gorzką ślinę – Kto?

Syriusz na cichy szept obrócił się w stronę jego źródła.

- Nie chcesz wiedzieć…

- Chcę – zapewnił poważnie – W końcu… ta osoba spowodowała wypadek… Chciałbym wiedzieć komu w przyszłości złoić dup…

- Harry! – syknęła w jego stronę zdegustowana Hermiona.

- Ach, przestać – jęknął – W takiej sytuacji chyba mi wybaczysz – posłał jej lekki uśmiech.

Dziewczyna westchnęła i złapała go pocieszająco za dłoń. Ginny patrzyła na to z lekkim zirytowaniem. Ile by dała, aby być na jej miejscu.

Stop! Ginny, bo się zapowietrzysz – syknęła do siebie w myślach.

- Był to ktoś za którego zapłaciłbym fortunę by go dorwać. Zabił mi przyjaciela… - i pozbawił połowy życia, osierocił chrześniaka, dużo by tu wyliczać – Ta… osoba – mruknął gniewnie – z pewnością na myśl, że miałaby ze mną walczyć zrobiłaby pod siebie i błagała Merlina, aby ten oszczędził jej tych tortur.

- Kim on jest? – zapytał dociekliwie Harry.

Syriusz podszedł bliżej i z ogromną dozą lodu, gniewu i pogardy wypowiedział nazwisko winowajcy.

- Peter Pettigrew, Harry. Walczyłeś ze zdrajcą twoich rodziców – patrzył na oczy chłopaka, które w kilka sekund przybrały wielkość galeonów i na szok wymalowany na tej młodej, bladej twarzy.

- To był… on? – szepnął pustym głosem.



- Tak Harry, to był on. Najgorsza kreatura jaką przyszło mi spotkać – wysyczał.

~~*~~

8 komentarzy:

  1. .... ... ... ... ... WOW
    Więcej nie mogę napisać epitetów, bo bym sie rozpisała.... WOW... Dziewczyno piszesz MEGA. Zazdroszcze (chodż też coś tam kiedys pisałam, nawet fajny pomysł mam ;) ale nie chce mi sie nigdzie to publikować ani gdzie indziej :/).
    Rozdział jest MEGA WOW ODLOT itp :)
    Nie mogę sie doczekać nastepnego, więc życzę dużo weny i do zobaczenia za 2 tygodnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!

      Również masz plan na pisanie opowiadania z Harry'ego Pottera? W razie czego jakbyś chciała udostępnić to od razu zareklamuj się u mnie na SPAMIE :D :P Tak tylko proponuję :) Powodzenia w pisaniu i dużo weny!

      Pozdrawiam, Cennetyn Black :D

      Usuń
    2. Oj o HP duzo myślałam, mam dużo pomysłów i wogule, ale po prostu nie chce udostępniać tego. I ogólnie myślę o innych opowiadaniach (nie związanych z HP). Ale jak mówię nie bd tego publikować ani nic, bo to mi nie da szczęścia. Powiem tak, pisz Ty teraz a ja bd to czytać z OGROMNĄ CHĘCIĄ. Zyczę weny i pozdrawiam.

      Usuń
    3. Rozumiem :) Ale i tak powodzenia :D !

      Usuń
  2. Teraz mu powie, teraz mu powie.. proszę !
    Nadal jesteś polsatem (nadal nie ma Tonks >.<)
    Pozdro
    NLAEPBL
    Zapro do mnie na nowy rozdział

    https://www.wattpad.com/myworks/68119671-harry-potter-inne-%C5%BCycie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, już naprawdę nie długo - Tonks pojawi się w święta (te u Harry'ego :p ). Nie planuję tak bardzo skupiać się na ich miłości, gdyż jest to "para" z drugiego planu, ale może się coś tam opisze... nwm :3

      Pozdro, Cennetyn Black :D

      Usuń
  3. nie ma nowego rozdziału.. smutam

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudeńko!
    Robisz postępy, podoba mi się, że czerpiesz inspiracje z książek J.K. Rowling, bo pisanie opowiadań, w których występują postaci z Harrego Pottera nie jest łatwe. Tak jak autorka z wielkim poświęceniem starasz się nad każdym rozdziałem, dlatego tak dobrze piszesz. To widać podczas czytania, jak każde słowo pasuje do następnego i tworzy się niesamowita historia i to jeszcze z udziałem Pottera! Nie żałuję ani jednej minuty, którą poświęciłam temu blogowi, po prostu podziwiać. Nie ma nic do poprawki, bo czuję, że Twojej wyobraźni nie trzeba poprawiać.
    Nie rezygnuj z tworzenia na tej stronce, bo szkoda takiego talentu...życzę powodzenia i jeszcze więcej niesamowitych pomysłów na te fantastyczne rozdziały!
    Niech na świat wstąpi więcej Potterhead-ów <3
    Angie

    OdpowiedzUsuń