czwartek, 17 marca 2016

Rozdział 16

No hej!

Tak jak poinformowałam pod poprzednim postem, rozdział 16 wstawię prawdopodobnie z tygodniowym opóźnieniem, ALE! Udało mi się tego uniknąć :3 i dodać go teraz. Następny w następną niedzielę (nie w tą oczywiście). Wyjazd do Londynu udany :D Zgadzam się ze stwierdzeniem, że podróże kształcą.

Każdemu Potterhead naprawdę polecam odwiedzenie studia Harry'ego Pottera (Warner Bros) - fantastyczne miejsce! Te wszystkie rekwizyty, pomieszczenia... jakbym przeniosła się do książki. I filmu :D

Jednakże wracając do głównego tematu: dodaję rozdział 16. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu i - co najważniejsze - będzie ciekawy. 
Nie jestem z niego w stu procentach zadowolona, ale...

Enjoy! 

~~*~~



  Pomieszczenie kompletnie inne od tych, które były w posiadaniu profesor McGonnagal bądź Dumbledore’a. Ściany ciemno-bordowe, czarne zasłony,  dwa mahoniowe biurka w rogach salonu, puchaty brązowy dywan na drewnianych panelach i kominek dający efekt przytulnego mieszkania. Na ścianach powieszono liczne zdjęcia i plakaty drużyn quidditcha – z tego co Złote Trio wie, Syriusz jest zapalonym kibicem Harpi z Hollyhead.
Lampy zastąpiły świece w szklanych kinkietach na ścianie.
Koło kominka znajdowała się żerdź dla popielatego puchacza Remusa, który w tym momencie cicho sobie gruchał i czyścił pióra dziobem.
 Na środku stała szafa. Ciemna, podniszczona, mosiężna i co najdziwniejsze – wydobywał się z niej ciemny dym.

Trzynastolatkowie spojrzeli po sobie i powolnym krokiem zbliżyli się do przedmiotu skanując je dokładnie wzrokiem.

- To jest właśnie to co będzie nam dzisiaj potrzebne – rzekł Syriusz i klepnął mebel ręką – stare ustrojstwo, a jakie niezbędne.

Do pomieszczenia wszedł Remus z tacą ciastek czekoladowych i serwisem do herbaty.

- Nauka na sucho to nie nauka – wyszczerzył się i odstawił tacę na stolik – Widzę, że się przygotowaliście – wskazał na książki i notatnik w dłoniach dziewczyny.

- Tak – skinęła Hermiona – stwierdziliśmy, że podręczniki nam się przydadzą.

Syriusz gestem zaprosił ich na kanapę.

- Słusznie Hermiono. Mogę tak do Ciebie mówić?

- Tak, oczywiście.

- Dobrze – potarł ręce – może zaczniemy od tego na czym polega owe zaklęcie. Wszakże nic o nim nie wiecie i przez długie lata byście o nim nie usłyszeli. To materiał dla szóstych roczników – chwycił jedno ciasteczko i je ugryzł – Ustalmy na początku jedną rzecz. Nauczenie się zaklęcia Patronusa jest bardzo trudne i dla wielu to żmudna praca. Miejmy nadzieję, że wam się uda. Nie zamartwiajcie się, jeżeli przez miesiąc nie uda wam się wykrzesać cząstki swego patronusa z różdżki, gdyż jak mówiłem – to trudne.

Harry kiwnął głową.

- Dobrze. Nie pozostało nam nic innego jak wyjaśnienie o co właściwie chodzi z tą sztuką magii.

- Patronus podlega pod rodzaj zaklęć obronnych i komunikacyjnych, jednakże tym drugim zajmiemy się kiedy indziej. Skupmy się na obronnej stronie zaklęcia. Tak jak widzieliście w pociągu, jest to świetlista smuga światła formująca się w pewien kształt. I nie bez powodu – blondyn uniósł palec – Każdy z nas posiada własnego obrońcę. W tym przypadku pod postacią patronusa. Samo słowo patron oznacza kogoś kto osłania, broni i jest naszą opoką.

Hermiona w szaleńczym tempie zapisywała słowo w słowo wypowiedź Remusa na kartkach notesu.

- Najczęściej są to zwierzęta – kontynuował - Magiczne jak i te mugolskie. Rzadko się zdarza, aby ich postura przybrała postać człowieka, chociaż zarejestrowano kiedyś taki przypadek, gdzie bardzo kochające się małżeństwo miało patronusy pod postacią swojej drugiej połówki. Jednakże mówię – to był ewenement.

- A dlaczego właśnie zwierzęta? – spytał zaciekawiony Ronald

- Otóż dlatego, iż są odzwierciedleniem naszych osobowości. Ktoś może być sprytny i chytry, a jego 
patronusem najczęściej w tym przypadku jest lis. Rozumiecie mnie?

Pokiwali głowami.

- Okay – mruknął Remus – Żeby wyczarować patronusa trzeba wypowiedzieć pewną formułkę. Nie jest ona trudna – zapewnił – powtarzajcie za mną; Expecto Patronum.

- Expecto Patronum – powtórzyli.

- Dajcie nacisk na ostatnie num i trochę głośniej proszę.

- Expecto Patronum!

- Świetnie – oznajmił uśmiechnięty Syriusz – Aby zaklęcie zostało 
rzucone poprawnie trzeba pomyśleć o czymś co wywiera w nas szczęście, uśmiech bądź pozytywne emocje. Ważne jest, aby to było bardzo emocjonujące wspomnienie. Takie które podnosi nas na duchu. Poszperajcie przez chwilę we wspomnieniach i 
odnajdźcie te, które uznacie za słuszne.

Mężczyźni dali dzieciakom chwilę na zastanowienie się. Black w między czasie wpatrywał się  wzrokiem w czarnowłosego chłopaka. Na jego przekrzywione na nosie okulary, na rozwiane, gęste włosy i szczupłą posturę.  

Jasny gwint! Znam go od trzynastu lat… ­- przerwał na moment i sapnął ociężale - a raczej od roku i sześciu miesięcy, a nadal zachwycam się nim jak w dniu jego narodzin. Ja naprawdę nie znam tego dziecka. Przecież chłopak zmienił się w ciągu mojej niewoli. Jest innym człowiekiem… ciekawe kiedy nadrobię te moje stracone dwanaście lat – zamyślił się i pokręcił lekko głową – Oby los był dla mnie łaskawy i dał mi jeszcze pożyć ze cztery dekady.

Po piętnastu minutach Złote Trio spojrzało na profesorów i dało znak, że są przygotowani. Harry posłał im lekki uśmiech.

Nie uśmiechaj się tak, nie uśmiechaj się tak, nie uśmiechaj się tak… Argh! Uśmiechnąłeś się – jęknął w myślach – Dlaczego akurat TO musiałeś po niej odziedziczyć? Oczy bym już jakoś zniósł... wyglądają jakbyś je jej ukradł… Cholera, Black uspokój się! – skarcił się w myślach i odwzajemnił pospiesznie gest.  

Harry miał nie tylko uśmiech i oczy, lecz także drobny, jasny nosek odziedziczony po swej rodzicielce, który marszczył się zabawnie gdy czegoś nie wiedział. Rysy twarzy i włosy były wypisz wymaluj Jamesa. Tak jakby ktoś zrobił mężczyźnie odlew twarzy i zaklęciem wszczepił w młode dziecko.


Z charakteru bardziej przypominał matkę – stwierdził Black – spokojniejszy, nie jest mistrzem rozrabiaków, ani nie ma na twarzy tego wyrazu dumy i niepodważalnej pewności siebie.

Był sobą – uśmiechnął się i westchnął.

Chłopak spojrzał na notatki dziewczyny i przeskanował je wzrokiem. Później skierował swój wzrok na wpatrującego się w niego Syriusza. Nieco go to zmieszało, ale zlekceważył to. Był przyzwyczajony, że prawie każdy taksuje go wzrokiem.

- Znaleźliście? – zapytał pozytywnie Remus.

- Chyba tak – oznajmiła Hermiona patrząc na przyjaciół, którzy skinęli głowami.

Black wstał i zsunął ciemną narzutę z szafy stojącej na środku pomieszczenia. Ujrzeli staromodny mebel z zadrapanymi drzwiczkami. Na zdobieniach u szczytu wyryte były srebrne runy układające się w trzy długie wyrazy. Niestety, nawet Hermiona nie wiedziała co one oznaczają.

- Oto Imitator – rzekł Lunatyk – Jest to przyrząd, który po otwarciu wydobywa z siebie to co chcemy, aby imitował. Może to być dowolne zwierzę, bądź istota magiczna, lecz jeżeli chodzi o osoby zmarłe, imitator ich nie ukazuje. Gdy otworzymy szafę ujrzymy czarną przestrzeń bez dna. Jakbyśmy spoglądali wprost we wnętrze czarnej dziury.

Ron miał już zapytać co to jest ta czarna dziura, lecz Hermiona uciszyła go przyciśnięciem jego stopy obcasem.

- Wyimaginowany obraz nic nam nie może zrobić, jednakże my możemy rzucać w niego zaklęcia. Stańmy przed nim i wyobraźmy sobie jakiegoś zwierzaka. Może być ptak.

Jak powiedział tak zrobili. Z szafy wyłonił się czarny kruk w otoczeniu czarnej mgiełki, która powolnym tempem wydobywała się z mebla. Ptak niespokojnie rozglądał się po pomieszczeniu i zaskrzeczał głośno. Hermiona chciała podejść i go pogłaskać, lecz powstrzymała ją dłoń na ramieniu.

- Nie możesz go dotknąć, bo zniknie – oznajmił Syriusz – nie reaguje tylko na zaklęcia. Dziwne zjawisko, prawda?

Dziewczyna cofnęła rękę i przyglądała się zwierzęciu.

- To tylko obraz?

- Tak.

- Strasznie realistyczny – szepnęła.

Black wyszczerzył się i uniósł ręce do góry.

- A jaki przydatny!  Podejdźcie bliżej – zaprosił ich ręką - O tak. Teraz niech ktoś z was rzuci na ptaszysko zaklęcie pomniejszające.

Harry wyjął różdżkę z tylnej kieszeni spodni i rzucił czar. Ptak zmniejszył się do rozmiarów małej portmonetki.

- Widzicie?

- Tak. Zaklęcia na niego działają.

- Dokładnie – odpowiedział Remus i podszedł do obrazu – A gdy go dotknę…

Palec dotknąwszy piór kruka sprawił, iż po zwierzęciu pozostała jedynie ciemna, gęsta mgiełka oraz chłodny powiew powietrza. Po chwili i ona zniknęła.

Zaciekawione spojrzenia dzieciaków spoczęły na profesorze Lupinie. Ten otrzepawszy ręce stanął przed szafą i wyobraził sobie dementora. Straszna postać w jednej chwili znalazła się razem z nimi. Poczuli chłód, lecz nie tak ostry jak przy ostatnim spotkaniu z monstrum. Ron zbladł nieznacznie, gdy spojrzał w te przerażające oczy… lepiej będzie, jeżeli określimy to jako głębię. Tam nie było oczu.

- Trzymaj – Remus w jednej chwili znalazł się przy rudzielcu i podał mu czekoladę – To tylko obraz. Nic wam nie zrobi.

- A w dodatku, możesz się na nim wyżyć – wyszczerzył się drugi z profesorów – Zaklęcie patronusa daje im niezłego kopa.

Ron uśmiechnął się lekko, a bladość zastąpiły zdrowe rumieńce.

- W takim razie zaczynamy – rozporządził Lupin.

Pierwsza była Hermiona. Gdy podjęła się próby, z jej różdżki nie wydostało się nic, prócz maluteńkich iskier wielkości siąpiącego deszczu.

Spochmurniała i spróbowała ponownie. Niestety efekt był ten sam.

- Nie martw się. Z czasem iskry przemienią się w smugi, aż dotrzemy do zamierzonego efektu – pocieszył ją Remus – Może wybierz inne wspomnienie? – zaproponował
Dziewczyna skinęła głową i odsunęła się dając miejsce Ronowi. Ten z lekko drżącą różdżką stanął przed czarną istotą.

- No to czas się z panem zmierzyć, Panie „Czarny Kocyk” – mruknął do siebie i skierował patyk na wprost – Expecto Patronum!

Niestety, efekt był ten sam co u dziewczyny.

- No i się zmierzyłem – rzekł z ironią.
Spróbował ponownie i ponownie, ale jak sami się domyślacie – nie wyszło mu.

- Dobra Harry, pomścij mnie – powiedział z lekkim uśmiechem do kumpla i zamienili się miejscami po drodze przybijając sobie piątkę.

Harry prychnął z rozbawienia, ale wykonał prośbę przyjaciela.

- Miałeś mnie pomścić! – jęknął Ron widząc nieudolne starania Harry’ego.

- Staram się – pokazał mu język. Przymknął na chwile oczy i wziął duże wdech. Rzucił zaklęcie.

- Expecto Patronum!

Z jego różdżki wydobyły się nieco większe iskry, niż te u Hermiony, ale nadal to nie było to.

- Hmm – mruknął – Może inne wspomnienie? – rzucił do Syriusza.

Mężczyzna, który z uśmiechem przypatrywał się staraniom chrześniaka skinął lekko głową.

- Może – oznajmił – Jednakże czekają was długie próby zanim otrzymacie zamierzony efekt. Damy 
wam parę publikacji mówiących o zaklęciach tarcz, między innymi zaklęciu patronusa. Przyda wam się więcej wiedzy w tym zakresie. Sądzę, że pomoże wam to w nauce Expecto Patronum.

- Dziękujemy.

- Nie ma za co – oznajmił Remus i zaprosił ich na kanapę.

Gdy usiedli wziął w ręce tacę z ciasteczkami i podsunął ją pod nosy młodzieży.

- Ciasteczka?

Z chęcią się poczęstowali. Dostali również szczerą filiżankę herbaty.

- Jak wam mija trzeci rok nauki? – zapytał Syriusz z błyskiem w oku – Słyszałem… Mogę Ci mówić 
po imieniu prawda? – zapytał rudego.

- Tak, jasne – uśmiechnął się.

- Cieszę się – oznajmił ciepłym tonem - Słyszałem Ron, że twoi bracia są prawdziwymi mistrzami w wytwarzaniu to nowych wynalazków o podłożu ułatwienia życia … uczniowi – dodał ze znacznym uśmieszkiem.

Ron pokiwał rozbawiony głową i oparł łokcie na udach.

- Najgorsze jest to, że muszą mieć testera zanim dadzą ten produkt na rynek. Muszą przetestować, czy wszystko gra. Zazwyczaj pada na mnie – skrzywił się.

Remus zaśmiał się i dolał sobie herbaty.

- Najważniejsze, że żyjesz – widać było, że dzisiejszego dnia Remus był w znakomitym humorze.

- Tak – zaśmiał się i ugryzł ciastko.

- A ty Hermiono – Black zwrócił się do dziewczyny – podobno jesteś najmądrzejszą uczennicą. 
Porównują Cię do samej Roweny Ravenclaw.

Dziewczyna zarumieniła się i ukryła to za filiżanką.

- Oh, tak! – wtrącił się Harry – Gdyby nie ona, z pewnością oblalibyśmy parę przedmiotów. Świetnie tłumaczy.

Rumieńce na twarzy dziewczyny pogłębiły się. Trzepnęła przyjaciół w ramiona.

- Przestańcie, bo się wzruszę – mruknęła z delikatnym uśmiechem.

Zaśmiali się, a Harry otoczył ją ramieniem.

- No a nie jest tak? – zapytał.

- No jest, jest. Co byście bezemnie zrobili – rozpromieniła się.

- Zapewne widziałabyś nas pakujących się do domów już w połowie semestru – oznajmił rzeczowo 
Ron.

Atmosfera zrobiła się przyjemna. Pili herbatę, rozmawiali, jedli ciastka. Syriusz cieszył się, że może ich bliżej poznać. I stwierdził, że wyrosły z nich wspaniałe dzieciaki.

- A ty Harry? Doszły mnie słuchy, że mieszkasz u wujostwa.

Chłopak westchnął.

- Tak – mruknął – strasznie upierdliwi.

- Jak to dorośli – zażartował mężczyzna.

Ron odstawił filiżankę na stół.

- Przenigdy w życiu nie widziałeś takich ludzi. Założyłbym się o własne ręce.

Black zdębiał na moment. Coś mu się tu nie podobało.

- Aż tak źle?

Harry wzruszył ramionami. Pałeczkę przejął Ron.

- Upierdliwi to mało powiedziane. Rok temu, gdy chciałem odebrać Harry’ego stamtąd na wakacje do mnie napotkałem kraty w oknie od jego pokoju – poczuł ściśnięcie na nadgarstku, lecz nie zwrócił na to uwagi – Podobno Dursleyowie tak boją się magii, że próbowali uniemożliwić powrót Harry’ego do Hogwartu! – uniósł się.

- Że co?! – krzyknął Syriusz.

- No właśnie! Wiedziałem, że zrozumiesz. No i gdy tam byliśmy, wraz z bliźniakami i Ginny na tylnym siedzeniu*, postanowiliśmy go uratować. Harry’ego znaczy się – Ron pod wpływem emocji mówił bardzo szybko – Przywiązaliśmy linę do krat i wyważyliśmy je.

Remus zmarszczył brwi.

- Jak to Ginny na tylnym siedzeniu… i jak wyważyliście.

- Ach – westchnął – nie wspomniałem, że tata ma Forda, to znaczy się auto. Takie niebieskie, nie duże. Potrafi latać – oznajmił z dumą – Pożyczyliśmy je sobie i polecieliśmy po Harry’ego.

Syriusz wybałuszył oczy.

- Umiecie prowadzić pojazd?

- Fred umie. Ja tak połowicznie, ale jak się ma ojca maniaka motoryzacji, to nauczę się w przeciągu roku – powiedział lekko – Ale wracając do tematu, auto ma dużą moc, więc w łatwością wyważyliśmy kraty. Niestety, obudziliśmy tym wujostwo Harry’ego.

- Pobudziliście? Czyli jechaliście w nocy?

Ron zarumienił się.

- No… tak jakby – wyszczerzył się nerwowo – ale ważne, że uratowaliśmy Harry’ego. Wuj stawiał opór, bo trzymał Harry’ego za nogawkę, ale daliśmy radę mu uciec.

Harry nagle zachichotał czym zwrócił na siebie uwagę.

- Co?

- Nie zapomnę jak wuj za mocno wychylił się przez okno. Nie chciał mnie puścić. Nie moja wina, że się tak spasł i wypadł z pierwszego piętra w krzaki.

Ron zarechotał.

- Boże, gdyby był tam basen, pewnie spowodowałby tsunami.

Zaśmiali się ponownie. Hermiona patrzyła na to z dezaprobatą, lecz i jej usta nieznacznie zadrżały. 

Łapa pokręcił rozbawiony głową.

- Ale nic mu się nie stało?

- A nie wiem. Jak wróciłem na wakacje to tylko burczał coś o recydywistach i darł się na mnie za byle co. Ale to jest wuj, to normalne – wzruszył ramionami z rozbrajającym uśmiechem.

I bardzo dobrze, że wypadł. Słoń, wieprz, dup…

Rozmyślania Syriusza przerwała Hermiona.

- Mam małe pytanie. Wiecie już kiedy rozpoczyna się przerwa świąteczna? Od dwudziestego czy osiemnastego grudnia? – dziewczyna bardzo stęskniła się za swoimi rodzicami, a zwłaszcza za babcią do której była wyjątkowo podobna. Rozumiały się bez słów. Była jej wzorem do naśladowania.

Zaskoczyło ich to pytanie. Spojrzeli po sobie.

- Szczerze to nawet sami nie wiemy – oznajmili spoglądając po sobie – ale myślimy, że nie prędzej niż dwudziestego.

Dziewczyn skinęła i napiła się herbaty.

- A jak treningi chłopcy? Dla trzecioklasistów gra z takimi dryblasami raczej do łatwych nie należy. Zwłaszcza dla szukającego, prawda Harry?

Chłopak podrapał się po potylicy.

- No, nie powiem, łatwo nie jest, ale jeżeli gra się od pierwszego roku to da się przyzwyczaić.

- Nie obyła się bez kontuzji, prawda? – posłał mu swój firmowy uśmieszek.

Harry rozbawiony skinął głową i wskazał na swoją rękę.

- Rok temu waszym poprzednikiem był Lockhart. Gilderoy Lockhart.

- Napuszony dup… - urwał Ron zatykając sobie usta dłonią.

- Dokładnie – zachichotał Harry – Był okropny. Nie potrafił nic, prócz pokazywania swoich dzieł i dawania nam na nie zniżki. Ile dziewczyn się na to nabrało.

- Zwłaszcza puchonek – dodał Ron.

- Ogólnie to większość lasek za nim szalała.

- Nawet MOJA mama! – uniósł się ponownie Weasley.

- Ale najbardziej nastolatki. Nie wiem co w nim widziały. Był kompletnym idiotą – nauczyciele musieli powstrzymać swój wybuch śmiechu, przez co ich rumieńce na twarzy pogłębiły swą barwę, a w płucach brakowało tlenu.

- Raz ten napuszony paw usunął kość Harry’emu – Ron dopił swoją herbatę i wziął kolejne ciastko – To było na meczu, kiedy Harry, o ile dobrze pamiętam, dostał tłuczkiem w rękę i kość pękła. Chcieliśmy go wziąć do Pomfrey, ale Lockhart nam przeszkodził i stwierdził, że sam mu pomoże.

- Chciał pomóc – mruknęła lekko oburzona Hermiona. No cóż, przecież chłopacy właśnie ją określili mianem zakochanej puchonki .

- No i tak pomógł, że Harry siedział dwa razy dłużej w szpitalnym – rzekł dobitnie Ron i oparł się o oparcie kanapy – Ile Ci zrastała? – zapytał przyjaciela.

Harry zastanowił się na moment.

- Z dwa tygodnie, bądź trzy.

- I co, tylko nie mów Miona, że chciało Ci się przez ten czas chodzić codziennie do szpitalnego i targać ze sobą stos notatek.

Dziewczyna westchnęła i ugryzła ciastko.

- Jakoś daliśmy radę, prawda?

- Ale Ci się nie chciało – bardziej stwierdził niż zapytał Harry.

Chwila ciszy.

- No dobra, po tygodniu miałam dość.

Chłopacy przybili sobie piątkę.

- Czy wasz były profesor był za to wezwany na dywanik? – zapytał rozbawionym głosem Remus.

Złote Trio pokręciło głowami.

- Szczerze, to się nie dziwię Dumbledore’owi…

- Dyrektorowi Dumbledore’owi – zwróciła mu uwagę dziewczyna.

- … że go nie poprosił do siebie, bo i mi by się nie chciało z tym bufonem użerać. Już lekcje i jedzenie z nim w jednym pomieszczeniu to za dużo. Współczuje ludziom, którzy leżą z nim na jednym oddziale.

Harry prychnął i zgodził się z przyjacielem.  Hermiona uniosła brwi i zmrużyła oczy.

- Jesteś straszny.

Ron wzruszył ramionami.

- Też byś taka była, gdybyś wychowała się w towarzystwie Freda i George’a.

Syriusz uniósł delikatnie kąciki ust.  Uparł głowię o zagłowie kanapy i zaciągnął unoszącym się zapachem kokosów.

James

Był przekonany. Po prostu to wiedział. James zza grobu robił mu żarty. Męczące jak cholera, a jednak figle.
Dlaczego Harry przesiąkł jego zapachem? Zapachem kokosów?
Świetnie. Po prostu świetnie. Trzeba będzie i temu stawić czoła.

Rogaś, kochanie**. Po kiego grzyba mnie tak męczysz? Tak bardzo się za mną stęskniłeś, że chcesz mnie szybciej sprowadzić do siebie? Wybacz, jeszcze sobie trochę poczekasz. Wykorzystaj tą chwilę na zabawę z Lily. O ile dobrze pamiętam, to kiedyś narzekałeś, że zbyt często do was wpadam. Ile razy to ja was widziałem podczas gry wstępnej.

Uśmiechnął się złośliwie. Spojrzał na zegar. Dochodziła dziewiętnasta.

- Ach, jak ten czas leci – przeciągnął się – Będziemy musieli chyba kończyć…

Jasne, że nie chcę kończyć, ale Harry musi coś zjeść. Lily zabiła by mnie za głodzenie jej syna, który nie patrząc, jest już dość chudy.

- Już tak późno? – zdziwiła się Hermiona – Musimy iść na kolację.

- Właśnie. Z pewnością ciastka nie nakarmiły was tak jak hogwarckie jedzenie. Albus pozwałby nas za głodzenie uczniów – zażartował Black i wstał z kanapy – Kolacja zaczyna się za dziesięć minut. Jeżeli pozwolicie, udamy się tam z wami, no nie Remus? – szturchnął kumpla w kostkę.

Remus oprzytomniał trochę i skinął głową z uśmiechem.

- Tak, również zgłodniałem.

- Świetnie! – klasnął w dłonie i chwycił czarny sweter leżący obok – Chłodno się ostatnio zrobiło, nieprawdaż Hermiono – uśmiechnął się w taki sposób, że dziewczyna strzeliła pomidora.

Wyszli z pomieszczenia i skierowali się w stronę Wielkiej Sali. Uczniowie, którzy również tam zmierzali spoglądali na nich z dużym zdziwieniem. No bo który nauczyciel towarzyszy uczniom w drodze na kolację?

Remus gawędził z Ronem i Hermioną, a Harry i Syriusz zostali z tyłu.

- Dziękujemy, że chcieliście nas czegoś nauczyć – oznajmił z wdzięcznością Harry.

Syriusz położył mu dłoń na ramieniu.

- To sama przyjemność uczyć tak pojętnych uczniów. Uwierz mi, nie robiłbym tego tak chętnie gdybym miał nauczać Filcha.

Zaśmiali się.

Harry czuł coraz większą sympatię do Blacka. Był… taki miły. I patrzył na wszystko… no może pomijając Snape’a, z ogromnym uśmiechem i był fantastyczną osobą. Rozmawiało się z nim tak lekko! Nie dziwił się, że jego ojciec się z nim przyjaźnił. Jego nie da się nie lubić.

- Doszły mnie słuchy, że nie masz podpisanej zgody na pójście do Hogsmeade – oznajmił nagle mężczyzna.

Harry jakby posmutniał.

- No… niestety. Powiedzmy, że wuj nie chciał mi jej podpisać – mruknął spuszczając głowę.

Syriusz zasępił się.

- Niby dlaczego Ci jej nie podpisał? – zapytał oburzony.

Harry milczał przez chwilę i bąknął pod nosem.

- Bo nadmuchałem ciotkę Marge.

Cisza. Syriusz wpatrywał się w niego wielkimi oczyma, aż nagle zakrztusił się.
Harry przeniósł na niego zdziwione spojrzenie, a odpowiedział mu wybuch. Wybuch opętańczego śmiechu.

Meżczyzna śmiał się i śmiał, aż musiał stanąć i oprzeć dłonie na kolanach. Zgiął się w pół i i z czerwoną twarzą zdołał wykrztusić do Harry’ego.

- Genialne!

Harry’emu z łoskotem opadła szczęka. Zaśmiał się nerwowo i poklepał po plecach kaszlącego od śmiechu Syriusza.

Ten odwzajemnił gest i rozbawiony powiedział.

- Ja też kiedyś miałem taki przypadek. Niechcący wydepilowałem swoją matkę z rzęs i brwi. Nie chciałbyś słyszeć jej krzyków.

Tym razem to Harry się zaśmiał i wraz z Syriuszem zwolnili tempa, aż w końcu stanęli.

- Więc zostajesz w zamku?

Harry skinął niechętnie głową.

- Na to wygląda.

Syriusz zmarszczył brwi w skupieniu. Pogładził się po lekko wyrastającym już zaroście i odezwał się.

- Chyba dam rade załatwić Ci przepustkę – uśmiechnął się tajemniczo, czym wzbudził podejrzenia u chłopaka – Nie pytaj, ma się swoje sposoby.

- Nawet na McGonnagal? – zapytał nieprzekonany.

- Nawet na Minervę – był bardzo pewny siebie – James zabiłby mnie gdybym czegoś nie zrobił w tym kierunku. W końcu byłem jego przyjacielem. Chociaż wolę używać zwrotu jestem – uśmiechnął się smutno.

Harry w osłupieni patrzył na profesora i wlepił w niego wdzięczne spojrzenie.

- Będę za to Ci dozgonnie wdzięczny. Serio! Jak chcesz to kupię Ci czekoladę. Ognistą zwinę 
starszakom, jeżeli tak bardzo byś chciał.

Rozbawił Blacka i poczuł na swoim ramieniu jego dłoń.

- Nie trzeba młody. Ważne jest, abyś się dobrze bawił. Będzie to dla mnie idealna rekompensata.

Harry skinął delikatnie głową i posłał Łapie najpiękniejszy uśmiech pod słońcem.

 Będąc w Wielkiej Sali rozeszli się w swoje strony żegnając jednym, promiennym wygięciem ust.
Łapa dołączył do siedzącego za stołem Remusa i nie był świadom tego, że cały czas się uśmiecha.
Jego plan na zbliżenie się do chrześniaka wypalił. Jednakże nie wiedział, że to jeszcze nie koniec. Czeka go wiele wspaniałych wspomnień z udziałem Harry’ego. Wiele niebezpiecznych oraz szalonych.
Czuł w sobie euforię. Gdyby miał teraz wgląd w niebo, ujrzałby uśmiechnięte twarze Jamesa i Lily, którym po policzkach lecą maleńkie łzy szczęścia.
Black wiedział, że od teraz rozpoczął się etap „Być dobrym chrzestnym”. Pomimo, że ciągnęło to za sobą wiele odpowiedzialności, cieszył się z tego.

W końcu… czy nie tego chciał?

~~*~~

*  - postanowiłam dodać Ginny, gdyż... stwierdziłam, że wtedy będzie ciekawiej.
** - spokojnie, tylko żartobliwe określenie, nie planuję parringu yaoi. 




9 komentarzy:

  1. *.* - Tyle, to moje określenie na ten rozdział.
    /Nikk9itka Lily Aries Evans-Potter-Black-Lupin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy z każdym komentarzem twoje nazwisko wzbogaca się o kolejny człon :D ? Arles jest chyba nowe, prawda? :) Dziękuję, bardzo mnie cieszy, że Ci się podoba.

      Pozdrawiam, Cennetyn Black

      Usuń
    2. YYY możliwe, że w tamtym komie nie było Aries :D

      Usuń
  2. Wow, wow, wow, wow, wow, wow i jeszcze raz wow.
    Rozdział.. jest mega, nie da sie tego opisać jednym słowem.. po prostu WoW.
    życzę dużo weny :)
    I mam nadzieje ze rozdział pojawi sie szybko
    Ps mam nadzieje również ze Harremu coś sie stanie ;)
    Pozdro Gusia 125a

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D Miło mi to słyszeć. Co do jakiejś 'krzywdy' wyrządzonej Harry'emu mam pewien plan, jednakże na pewno nie ukarze się w rozdziale 17, a zapewne w 18. Taki mały spojler, abyś mnie nie zabiła za kolejny rozdział bez rozlewu krwi :v
      Rozdział w przyszłą niedziele, już tylko tydzień ! :D

      Pozdro, Cennetyn Black :)

      Usuń
  3. Siemka :D
    Tak, to znowu ja <3 Czytałam to opowiadanie z szokiem, co daje Ci tyle weny przy tych opowiadaniach XD ?
    W każdym razie, to mało komentarzy tu widzę :/ dalej ludziska czytać tego bloga ^^
    Mam nadzieję, że pomysłów będzie coraz więcej i coraz lepsze (co graniczy się z cudem, gdyż Twe opowiadania na tym stopniu już jest rewelacyjnie ;))
    Nie zapominajcie, że dziś 18 rocznica drugiej bitwy o Hogwart, więc za wszystkich zmarłych ---> /*
    Smacznego kebaba i przepraszam, że po tak długim czasie dopiero komentuje :c
    Angie Girl :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weny daje mi moje otoczenie, filmy co oglądam, arty, które widuję na fanpage'ach i moi znajomi :D Dziękuję z całego serca za tak miłe słowa :3
      Tak, 2 Maja 1998 - ważna data dla każdego Potterhead'a /* /* /*

      Pozdro, Cennetyn Black :3

      Usuń
  4. Naprawdę świetnie piszesz ;o trzymam kciuki za Twoją dalszą "karierę" i życzę więcej inspiracji przy pisaniu :DD

    OdpowiedzUsuń