niedziela, 27 marca 2016

Rozdział 17

Hey!

I jak zajączek? Obfity? Mam nadzieję, że spędziliście te święta w dobrej atmosferze i bez kłótni (nie to co ja, znowu :v ) :). 
Nie będę się długo rozpisywała, nie mam jakoś weny na 'wstęp'. Jeżeli są jakieś błędy, szczodrze za nie przepraszam, aczkolwiek nie sprawdzałam tak dokładnie treści rozdziału :v

Enjoy :D I śmiało, komentujcie :D

~~*~~


 Dwoje ludzi siedziało przy jasnym, marmurowym stole z filiżankami kawy i żywo ze sobą rozmawiali. Ubrani w białe szaty z uśmiechem przyglądali się chmurze za oknem. Co dziwne, owa chmura była na poziomie ziemi, a nie nieba.

Jeden z nich odłożył swoje okulary na stół i przetarł ręką obolałe od obserwacji oczy.

- Wiesz, kochanie – odezwał się do kobiety siedzącej przed nim – Nie wiem jakim cudem, ale nasz ukochany Łapcio świetnie sobie radzi jako chrzestny naszego syna, nieprawdaż?

Tak. Siedzącymi przy stole byli James i Lily Potterowie. Patrzyli przez okno z nadzieją, że zastąpi to jakiekolwiek uczucie bytu przy Harry’m.
Kasztanowłosa kobieta uśmiechnęła się ciepło do męża marszcząc przy tym swój drobny, usypany delikatnymi piegami nosek.

- Pamiętam jak byłam temu przeciwna – powiedziała swoim lekkim, miłym dla uszu głosem – Cieszę się, że jednak Cię posłuchałam.

Mężczyzna wyprężył się dumnie.

- Co ty byś beze mnie zrobiła, hmm? – uniósł nonszalancko brew przez co oberwał w ramię – Nie musisz od razu mnie bić! – krzyknął rozbawiony.

Westchnęła i spojrzała przed siebie wpatrując się w pewną postać, która im się od dłuższego czasu przyglądała.

- Jesteśmy z Ciebie dumni Syriuszu – szepnęła wprawiając siebie w pewien trans – Będziesz najlepszym opiekunem dla Harry’ego.

Do Lily dołączył głęboki głos Jamesa.

- Nie wyobrażam sobie dnia, w którym odtrąciłbym twoją dłoń Łapo. Bez Ciebie to nie życie.

- Spraw, aby i Harry, mój najukochańszy syn, też tak myślał.

Ich głosy echem rozniosły się po przeszklonym i dziwnie emanującym energią pomieszczeniu. Łapa wilgotnymi oczyma patrzył na nich i poruszył bezdźwięcznie ustami.

- Bądź jego chrzestnym – powiedzieli chórem.

Syriusz poczuł na swoich ramionach dłonie swoich przyjaciół. Spojrzał na ich żywe i rumiane twarze. Właśnie… żywe.

- Będziemy Ci za to dozgonnie wdzięczni – gdy James zrozumiał sens swojej wypowiedzi roześmiał się swoim pięknym, perlistym śmiechem, który już na zawsze ugrzązł w umyśle animaga. W jego śmiechu można było wyczuć nutę smutku i rozpaczy, lecz mężczyzna postarał się, aby nie było jej zbytnio słyszeć.

Obraz przed oczami zaczął mu się zamazywać i zdążył dostrzec kiwającą mu Lily.

- Tylko nie wpadaj tu zbyt często! To jeszcze nie twój czas! – krzyknął w oddali Rogacz po czym wszystko utonęło w otulającej i jednocześnie przytłaczającej czerni.

Obudził się zlany potem. Zerwał się do przysiadu i wziął głęboki oddech. Poczuł jak po policzkach spływały mu łzy. Drżącym szeptem wypowiedział.

- Obiecuję – zacisnął dłoń na pościeli – Nawet nie musicie prosić – przełknął zalegającą mu w gardle gulę i potrząsną głową.

- Sen. To był tylko sen - powtarzał to sobie jak mantrę.

Ale jaki realistyczny.

Skierował się do łazienki i obmył twarz od potoku łez. Spojrzał w lustro i ujrzał tam pociągającą, przystojną twarz trzydziestotrzylatka.

Naprawdę muszę obciąć te kłaki, zbytnio przypominam psa Collie – 
pomyślał i wytarł się ręcznikiem.

Opadł wyczerpany emocjami na poduszki i zapatrzył się na sufit. Cały oblepiony starymi zdjęciami zrobionymi jeszcze za czasów szkolnych.
Nagle coś sobie uświadomił. Sen odbiegł na dalszy plan. Teraz Black był zaabsorbowany czymś zupełnie innym. Jak wiadomo, wpadł na kompletnie… irracjonalny pomysł.

Zerwał się z łóżka. Wybiegł w samych bokserkach i wbił do pokoju Lunatyka dosłownie „z buta wjeżdżam”. Ten obudzony hałasem uniósł się gwałtownie i, gdy ujrzał kto ośmielił się do niego wtargnąć, zgromił go spojrzeniem.

- REMI! Ja nie mam żadnego aktualnego zdjęcia Harry’ego! – krzyknął spanikowany Black, po czym dodał – Co ze mnie za opiekun!

Remus rzucił w niego budzikiem.

- Spójrz która godzina – zagrzmiał.

Spojrzał na zegarek.

- Emm… sorry stary – bąknął czując na sobie natarczywe spojrzenie niewyspanego wilka. Była druga w nocy.

Ten wskazał palcem na drzwi.

- Won zanim Cię dorwę – warknął.

Black uniósł ręce i pospiesznie się ewakuował.

Gdy z powrotem znalazł się w przedsionku prowadzącym do salonu i jego sypialni prychnął rozbawiony i zganił się za własną głupotę. Kręcąc głową powrócił do sypialni w zupełnie innym już nastroju.

W odmętach swojego umysłu usłyszał stłumiony rechot Jamesa, który jak szybko się pojawił tak i znikł wraz ze snem młodego profesora.

~~*~~

- Naprawdę życie Ci nie miłe? – burknął Remus gdy kierowali się w stronę biblioteki. Lekcje rozpoczynali dopiero od jedenastej, więc mieli bardzo dużo wolnego czasu.

- Wybacz, tak nagle mnie wzięło na…

- Panikę?

- Ech, nie – mruknął – Po prostu nie mieć ŻADNEGO zdjęcia Harry’ego? Aktualnego rzecz jasna – zerknął w myślach na fotografię nad kominkiem w ich kwaterach. On, Potterowie i Harry na kolanach swojej Matki. Cóż, jedyne zdjęcie na którym górował młody potomek Jamesa.

Remus przystanął i spojrzał przeciągle na Syriusza.

- Nadrobisz to. Masz mnóstwo czasu.

Westchnął.

- Może i tak… ostatnio dość często przejmuję się takimi błahostkami. Wybacz – posłał mu przepraszający uśmiech.

- I tak Ci nie zapomnę tej pobudki o drugiej nad ranem – sarknął Remus po czym pchnął ciężkie drzwi prowadzące do biblioteki.

W pomieszczeniu siedziało nie więcej niż pięć osób. Skierowali się do działu z księgami w zakresie zaklęć ochronnych. Szukali jednego, który działałby na dużą skalę.
Już jutro miało odbyć się wyjście do Hogsmeade.
Dumbledore wysłał im wiadomość, iż chciałby, aby zajęli się ochroną wycieczki. Jak wiadomo łażenie za dzieciakami nie wchodziło w grę, więc wpadli na pomysł na naniesienie na grupę niewidzialnej tarczy odbijające wszystkie, możliwe do zablokowania zaklęcia. Inkantacje, które znali nie były przystosowane do takich sytuacji. Z wiekiem niektórych rzeczy się zapomina i aby to naprawić nasi profesorowie udali się do Królestwa Pani Pince.

Łapa sunął palcem po trzonach ksiąg i szukał tej jednej odpowiedniej. Jak na złość, książka gdzieś się ukryła i szukanie jej zajęło im trochę czasu.
Remus przechodząc obok jednego z regałów ujrzał pewien tytuł.

Tarcze okalające”

- No nareszcie! – ucieszył się i chwycił dwustustronicową książkę. Położył ją przed siedzącym Blackiem. Czarnowłosy przeglądał Proroka Codziennego. Spojrzał na książkę i zaciekawiony złożył gazetę.

- To chyba to – mruknął i zaczął przeglądać podany mu przedmiot – Tarcza a’la plandeka byłaby idealna. Kojarzę coś z tarcz Brooklyn’a, ale inkantacji… – pokręcił głową i wczytał się w książkę.

Remus oparł ciało o stół i czekał. Zegar wybił dziewiątą. Gong rozniósł się po bibliotece i paru uczniów pospiesznie ją opuściło.

- Hadera… Pusinus… Grecka? – zmarszczył czoło i pochylił głowę – Tarcza pozwalająca przybrać wygląd greckiego boga i omamić wyglądem atakującego – pokręcił głową i prychnął – niezły pomysł. Tylko, że ja nie muszę używać takich tarcz, aby wyglądać jak bóstwo – wyszczerzył się.

Remus przewrócił oczyma i wskazał na książkę.

- I co tam jeszcze masz? – spytał ignorując przechwałki kumpla.

- Są wzmianki o tarczach oplatających dane części ciała, otaczające dom, bądź budynek… - urwał – czekaj… - przekartkował książkę na sam koniec – przecież tu jest spis treści – zaczął się śmiać.

Remus dał sobie mentalne uderzenie w potylicę za swoją głupotę.

- Dobra, mam. Tarcza Beneficium. Przy rzucaniu wypowiada się Benefio i wykonuje trójkątny ruch ręką z małym kółeczkiem na końcu. Promień ma kolor bordowy… to ten odcień czerwieni, prawda? – zapytał.

- Pytasz się mnie, bo mam dziewczynę?

- Yhm – mruknął rozbawiony.

Blondyn westchnął i usiadł koło przyjaciela.

- Tak, to pewien odcień czerwonego. Taki ciemniejszy. Jak szaliki Gryffindoru, można by rzec – oznajmił przeglądając opis zaklęcia.

- Aha – mruknął i przeczesał włosy – To zapiszmy sobie wszystko co potrzebne i chodźmy. Muszę coś załatwić – powiedział nieco ciszej.

Remus zaprzestał wertowania po księdze i spojrzał uważnie na Blacka.

- Załatwić?

Lekkie skinięcie głową. Łapa zasunął cicho krzesło i wstał czując na sobie wzrok wilkołaka.

- Taka mała błahostka – machnął ręką – Spotkamy się na lekcji, dobrze?
Remus z lekka zdziwiony skinął głową. Syriusz uśmiechnął się delikatnie i czmychnął z pomieszczenia biorąc po drodze czarną, skórzaną torbę.

Lupin zauważył jak drzwi od pomieszczenia zamykają się z cichym trzaskiem. Pokręcił głową.

- Nie chce mi powiedzieć, bo ja nie chciałem mu wyznać prawdy z Tonks – mruknął do siebie i stwierdził, że Black to naprawdę jeszcze nastolatek.

Chwycił notatki i skierował się w drogę powrotną.


~~*~~

Zgrzyt pióra o pergamin. Pohukiwanie sowy. Trzepot skrzydeł. Trzask krzesła.

 Za biurkiem w niemałym, dobrze oświetlonym pomieszczeniu zasiadała na ciężkim krześle starsza kobieta, na oko podchodzącą pod sześćdziesiątkę. Z kamiennym wyrazem twarzy, który już niejednego przyprawił o dreszcze, pisała coś na pożółkłym pergaminie. Maczała długie, pawie pióro w czerwonym atramencie i kreśliła z grubsza same T i O na wymiętolonych kartkach. Ubrana w ciasno zawiązaną z tyłu burgundową suknię postukiwała lekko swoim czarnym, niskim obcasem o posadzkę. Co chwilę poprawiała kapelusz na głowie i wkładała z powrotem wysmykujące się spod nakrycia głowy kosmyki czarnych, już posiwiałych włosów.

Usłyszała nagle cichy stukot w drzwi. Zdziwiona nagłym najściem odłożyła pióro na blat biurka i wyprostowała się.

- Proszę! – zawołała poważnym głosem i zerknęła na gościa, wchodzącego do pomieszczenia – Och, Syriuszu! – zdziwiła się i wskazała mu krzesło – Siadaj.

- Witam, profesor McGonnagal – przywitał się grzecznie. Pod jej bacznym, kocim wzrokiem czuł się jak standardowy gówniarz, który coś przewinił.

- Jaka profesor – mruknęła znad pergaminu – Jesteśmy przyjaciółmi po fachu, możesz mi mówić po imieniu. Nie odejmę Ci przecież punktów – zażartowała, lecz przez jej stanowczy ton, żart brzmiał jak reprymenda. 

- Minervo – poprawił się z uśmiechem. Podszedł do siedziska i usiadł na nim wpatrując się w czujny wzrok profesorki.

- Cóż Cię do mnie sprowadza? – spytała składając ręce.
Black chrząknął i oparł od krzesło. Odpowiedział jej konspiracyjnym głosem.

 – Mam małą sprawę dotyczącą wyjścia do Hogsmeade…


~~*~~

Harry spoglądał na szykujących się do wyjścia chłopaków, którzy już od jakiejś pół godziny szukali swoich rzeczy pod łóżkami.

- Widzieliście moją sakwę? – wydarł się ktoś z łazienki. Ta osoba mocowała się ze swoim paskiem do jeansów od jakichś dobrych piętnastu minut.

- A moje skarpetki? – jęknął Dean nurkując pod łóżko.

- Masz je na nogach kretynie – zaśmiał się Seamus, który wyszedł zdyszany walką z paskiem z łazienki.

- Faktycznie – mruknął i poprawił pogniecioną koszulkę.

- Rany, gdzie ten portfel! – krzyknął Ron wertujący po kieszeniach kurtki.

- Nie masz go w torbie? – odezwał się Dean, który zakładał już buty.

- Nie, był w kurtce!

- A pod łóżkiem? – spytał cicho Neville.

- Gdyby dało się tam wejść – zażartował Finnigan – tam jest tego tyle, ile robali na Filchu.

- O fuu! – zarechotał Thomas.

Za dziesięć minut miała odbyć się zbiórka do Hogsmeade. Ten kto się spóźni, nie idzie – według McGonnagal. Przygnębiony Harry przyglądał się zaaferowanym kolegom już od jakieś godziny. Siedział na łóżku i z nudów wykręcał sobie palce.

- Stary, widziałeś mój portfel? – Ron podszedł do niego i stanął nad nim z rozgrzanymi od bieganiny policzkami – Wszędzie go szukam.

- Tam – wskazał na półkę – odłożyłeś go … - spojrzał na zegarek – dokładnie trzy minuty temu.

- Harry, dziękuję – podbiegł do portfela i schował go do kieszeni – Wiesz ile bym go szukał?

- Pewnie z wieczność – starał się wyglądać na wesołego, ale wychodziło mu to dość… marnie.

- Co się dzieje? – spytał zmartwiony rudzielec.

Czarnowłosy wzruszył ramionami i opadł na poduszkę.

- Nie idę do Hogsmeade – odłożył okulary na etażerkę i przymknął oczy. 

Profesor Black miał mu załatwić przepustkę na wycieczkę, lecz ani wczoraj, ani dzisiaj go nie odwiedził. Zasępiony Harry zrozumiał, że Syriuszowi po prostu nie udało się przekonać McGonnagal i w związku z tym musi pozostać w zamku. Naprawdę miał ogromną nadzieję, że odwiedzi kolejne, równie magiczne jak Hogwart miejsce.

Ron widząc jak jego przyjaciel jest smutny, odłożył torbę na ziemię i podszedł do niego.

- Mam Ci coś przynieść? – miał nadzieje, że podniesie go to duchu – Jak nie masz kasy to kupię za swoją. Nie musisz oddawać.

Harry pokręcił głową i uśmiechnął się wdzięcznie.

- Nie trzeba. Serio. Jakoś wytrzymam ten rok bez cukierków z Miodowego Królestwa – wykrzywił usta w smutnym uśmiechu – Odwiedzę Hagrida. Na pewno się ucieszy.

Ron klepnął Harry’ego pocieszająco w ramię i usiadł na materacu.

- A może by tak… – zniżył głos do szeptu – malutki przemyt?

Harry zamrugał oczami i spojrzał na kumpla uważnie, kompletnie zapominając o konsekwencjach swoich decyzji.

- Co masz na myśli?

Ron uśmiechnął się cwanie i wskazał na kufer z wielkim „H”

- Masz przecież niewidkę. O mapie to już nie wspomnę. Założysz pelerynę, weźmiesz pergamin i po kryjomu przemkniesz się obok Filcha. To chyba do trudnych nie należy.

- No tak, ale tym razem eskortę prowadzi Snape – Pomona Sprout musiała pilnie wyjechać, więc jej rolę jako drugiego opiekuna musiał przejąć Mistrz Eliksirów – Jak mnie zauważy, to po mnie, pelerynie i mapie pozostanie jedynie popiół. Przed Nietoperzem nic się nie ukryje.

Weasley westchnął i zastanowił się na moment.

- Ron, masz pięć minut! – krzyknął Seamus, który wraz z Thomasem i Longbottomem schodził już do Pokoju Wspólnego.

- Już idę! – odkrzyknął do nich. Wstał z łóżka i skierował swój wzrok na przyjaciela.

- Znajdźmy na mapie jakieś tajne przejścia. Z tego co pamiętam, przynajmniej połowa z nich prowadzi na zewnątrz zamczyska.

Jak powiedział tak zrobili. Znaleźli jeden mały przesmyk, niedaleko wejścia głównego skąd wycieczka miała się udać wprost do Hogsmeade. Był to wąski korytarzyk pomiędzy korytarzem prowadzącym do Sali Transmutacji i korytarzem gdzie znajdował się gabinet Filcha.

- Dobra, bierz manatki i spadamy!

Harry chwycił swoją torbę gdzie miał galeony, pelerynę i mapę i wraz z Ronem pośpiesznie opuścili wieżę Gryfonów.
Truchtem zbliżali się do miejsca tajnego przejścia.

Gdy Harry miał już wyjmować pelerynę z torby usłyszeli pewien głos zza swoich pleców.

- Och, a wy nie na dziedzińcu? – profesor Black stanął przed nimi jawnie zdziwiony – O Harry’m to wiem, ale ty Ron obyś się nie spóźnił. Wyruszają za trzy minuty.

Chłopacy przełknęli nerwowo ślinę i Ron nie wiedząc co robić cofnął się trochę i zmieszany skinął profesorowi głową.

- T-tak, zaraz się tam udam – posłał Harry’emu przepraszające spojrzenie i pokiwał mu – To… pa kumplu. Jakby co, to coś Ci przyniosę.

Potter już wiedział, że o małym „przemycie” może śmiało zapomnieć. Spojrzał na oddalającego się Rona, który co chwilę obracał się w jego stronę i posyłał współczujące spojrzenia.

- Przemycik, co?

Harry wybałuszył oczy i spojrzał na Syriusza.

- Co? – udał, że nie zrozumiał, o co mu chodzi.

- No nie mów, że nie – wyszczerzył się i podał mu małą karteczkę – Ale mniejsza. Przeczytaj.

Zdziwiony chłopak rozwinął karteczkę i przeczytał to co było na niej napisane. Jego oczy przybrały wielkość galeonów i z uśmiechem spojrzał na profesora.

- Merlinie, dziękuję!

Odpowiedział mu delikatny śmiech.

- Na Merlina to ja chyba nie wyglądam – zażartował po czym położył mu dłoń na ramieniu – Wybacz, że to tak długo trwało, ale znasz profesor McGonnagal. Musiałem się nieco natrudzić, aby się zgodziła. Cóż za kobieta! Mam nadzieję, że nie wywołałem tym u Ciebie zbytnio dużego zamieszania.

- Nie! To znaczy… nie, serio, w porządku! – wypowiedział koślawo, jednakże z dużą dozą uczuć – Kurczę, dziękuję Syriuszu! Już myślałem, że mnie to ominie. 

Black widząc ogromny uśmiech na twarzy chłopaka otoczył go ramieniem i razem z Harry’m skierował się w stronę dziedzińca.

- Grupa zapewne już wyszła – oznajmił Syriusz spojrzawszy na duży zegar nad nimi – Ale to nic, pójdziemy tam razem. I tak muszę coś tam załatwić. Zgoda?

- Jasne! – odpowiedział entuzjastycznie, po czym wyszczerzył się do Blacka – Jak ją przekonałeś?

- Cóż… - uśmiechnął się konspiracyjnie – Trochę uroku osobistego poszło w ruch, drogi panie Potter.

- No weź! Jesteśmy przyjaciółmi po fachu. Proszę z całego serca! Wyszoruję Ci cały gabinet. Mogę zniżyć się nawet do robienia tego językiem. Sprowadzę nawet dla Ciebie kocimiętkę, tą najlepszą. U mugoli nazywają to chyba Herą czy Haszem, ale nieważne!
Minerwa patrzyła na niego w osłupieniu

- Syriuszu…

- Dobra! Kapituluję, odpuszczę sobie nawet czytania prenumeraty „Seksbomby ministerstwa”, ale proszę…

Na to wspomnienie chciało mu się płakać ze śmiechu, ale jednak powstrzymał się

-Zapamiętaj, używaj wszystkiego co może pomóc Ci dojść do celu. Jednakże tego wszystkiego co mieści się w granicach moralnych – zaznaczył z lekkim uśmiechem, aż w końcu nie wytrzymał i rozbawiony klepnął Harry’ego w ramię – Masz wszystko?

Chłopak pokiwał głową i wraz z profesorem udali się w stronę błoni.

- Ach, ta piękna, zimowa pogoda – rozmarzony Black zaciągnął się jej zapachem – Jaka szkoda, że moje urodziny przypadają pod jej koniec – oznajmił z lekkim smutkiem.

- A kiedy masz urodziny? – zapytał zaciekawiony Harry.

- Czternasty marca – poprawił szalik – Gdyby to było miesiąc wcześniej, dostawałbym więcej walentynek, niż sam Lockhart – zachichotali.

- Wiesz, nie wiem czy wiesz, ale i bez walentynek jesteś rozchwytywany.

- Serio? – udał niewiedzę. Przeszli przez główne drzwi i skierowali się w stronę miasteczka – A kogo masz na myśli?

- Cały piąty, szósty i siódmy rocznik – oznajmił beztrosko chłopak. 

Wskoczył na niski murek ścieżki prowadzącej do Hogsmeade. Wystawił ręce jak do lotu i koordynował – Dziewczyn rzecz jasna. Wielu OWTM-owców Ci zazdrości – rzekł uszczypliwie przez co oberwał w bok czapką profesora.

- Żebym ja latał za małolatami – prychnął – Powiedzmy, że wolę rówieśniczki – schował ręce w kieszenie – Wracając jednak do tematu pozwolenia na wyjście. Minerwa wyraziła zgodę, ale prosiła abym czasem doglądał czy Cię gdzieś nie korci na samodzielne zwiady.

- Że mnie ma korcić? – zdziwił się teatralnie po czym złapał się za serce udając zranionego – Moja własna opiekunka domu nie wierzy w swego, grzecznego, nieskalanego złem Gryfona – rzekł rozpaczliwie – zabiję się skacząc z dywanu. Mówię Ci!

Syriusz zaśmiał się i zerknął na chłopca.

- Będziemy tęsknić, panie Potter. Któż by inny wykonał tak wspaniały zwód Wrońskiego?

- Zapewne nikt – rzucił buńczucznie po czym skoczył z murka i dotrzymał kroku Blackowi – A co chcesz kupić w Hogsmeade?

- Och, na pewno zahaczę o Miodowe Królestwo – zerknął na towarzysza – Też się tam udajesz, mam rację?

- Tak, bez tych cukierków ciężko by mi było wytrzymać do wiosny. Z tego co wiem, wtedy jest następne wyjście.

- Zgadza się. Jeżeli nie masz nic przeciwko, udam się tam z tobą, dobrze? Sam mam ochotę na porządną paczkę Fasolek Wszystkich Smaków – wyszczerzył się – Nie masz nic przeciwko?

- Nie! Oczywiście, że możesz tam ze mną iść – uśmiechnął się szeroko -  W końcu, nie jesteś taki jak inni nauczyciele, i można z tobą porozmawiać o wszystkim.

Łapa prychnął rozbawiony.

- Zwróć uwagę na to, że jestem najmłodszym nauczycielem z całej kadry, a to robi swoje.

- A taki Snape, to co? Ma tyle samo lat co ty i Remus, a zachowuje się jakby miał kij w d…

- E, młody! Bez takich – zwrócił mu uwagę.

- No co, a nie jest tak? – zdziwił się.

Black rozejrzał się wokół i zniżył głos do szeptu.

- Gdybym Ci nie przerwał, to zapewne miałbym obniżoną pensję za podburzanie ucznia – Harry popatrzył na niego z niedowierzaniem.

- Ale z pana materialista! – zażartował przez co oberwał łokciem między żebra.

- Żaden materialista. Ja po prostu dbam o swoje własne dobra – zapewnił po czym zaśmiał się. Harry mu zawtórował.

Byli już prawie przed miasteczkiem. Sama droga bardzo przyjemnie im minęła i, jak można było się domyśleć, dosyć szybko.

Po uliczkach kręciło się dość dużo osób, a nieopodal zauważyli grupę i tłumaczącą coś im McGonnagal i stojącego nieopodal znudzonego Snape'a.

- Chyba powinienem poinformować profesor McGonnagal o mojej obecności – stwierdził Potter i ruszył w stronę nauczycielki, lecz powstrzymało go lekkie chwycenie za ramię.

Ze zdziwieniem spojrzał na Blacka. Na jego twarzy widać było lekkie zakłopotanie. Profesor cofnął rękę i posłał chłopcu lekki uśmiech.

- Wie o twojej tutejszej obecności. Była przekonana, że się spóźnisz, a że zdeklarowałem się do doglądania twojej osoby… - zdjął kaptur czarnego płaszcza – tym bardziej nie musisz jej… informować – wskazał na wściekłą profesorkę tłumaczącą coś niekumatemu puchonowi – Tym bardziej nie teraz.

Harry spojrzał na profesorkę i zrozumiał.

- Ach… to może faktycznie jej teraz nie mówmy – szybkim krokiem oddalili się od głównej uliczki i skierowali się w stronę Miodowego Królestwa.

Syriusz opatulony w ciepły, jeszcze dawny, gryfoński szal spojrzał na Harry’ego i uśmiechnął się ciepło. Cieszył się, że chłopak został. Mógł z nim porozmawiać. Nadrobić stracony czas. Poznać go lepiej. Zobaczyć co lubi…

Schował ręce do kieszeni i zwolnił tempa, aby jeszcze dłużej nacieszyć się to chwilą. Chrząknął i odruchowo spojrzał w lewo. Jęknął czym zwrócił uwagę Harry’ego, który obrócił się i spytał:

- Coś… się stało? – spojrzał w tą samą stronę co Syriusz i zmarszczył gwałtownie brwi – Salon fryzjerski?! – podszedł bliżej – bliźniacy nic nie mówili, że jest tu coś takiego.

- A bo nie było! – rzekł niespodziewanie jakiś mężczyzna obok, który wystawiał potykacz swojej kawiarni. Niski, przysadzisty, w grubym płaszczu i szpiczastym kapeluszu o kolorze khaki – Bernie niedawno się tu zaaklimatyzował. Jakiś miesiąc temu? – podrapał się po brodzie – Tak, to będzie już z miesiąc – mruknął i szturchnął potykacz – Same z nimi problemy, no! Już nawet stać prosto nie chce – spojrzał na przedmiot z dezaprobatą.

- Bernie? Właściciela ma pan na myśli? – spytał Black.

- Tak, Bernie’go mam na myśli – mruknął i spojrzał nieprzychylnie na profesora – Nieźle się pan trzyma. Trzynaście lat w takim zakutym lodem kamieniu to idzie sfiksować – czuć było niechęć w jego głosie.

Black czując, że lepiej będzie nie wdawać się w kłótnie odpowiedział krótko:

- Niewinny zawsze będzie wierzył w swoją niewinność i szansę wydostania – oznajmił chłodno po czym pociągnął nosem – Wie pan czy salon jest czynny?

Gruby mężczyzna prychnął i chwycił miotłę, by odgarnąć małe pozostałości po jesieni spod drzwi jego kawiarni. Jej zielonkawy, obdarty szyld chował się za jaskrawymi i większymi reklamami.

- Nic mi nie wiadomo, by Bernie był nieobecny – kaszlnął przeraźliwie i wytarł nos w chusteczkę z materiału, którą niedbale znów schował do kieszeni – Sprawdźcie, prawdopodobnie jest otwarte.

Zdegustowany Harry wlepiał wzrok w jego kieszenie. Tam gdzie właśnie była owa chusteczka.

- Cóż, dziękujemy i życzymy miłego dnia – pożegnał go krótko Black i zwrócił się do Harry’ego – Muszę w końcu obciąć te kłaki, nie? – chwycił czarny kosmyk swoich puszystych, przydługawych włosów.

- Nie wyglądasz wcale tak źle…

- Wyglądam strasznie – przerwał mu – Muszę je skrócić, gdyż po Azkabanie wyglądają jak włosy Trelawney.

Harry spróbował się nie zaśmiać z tego określenia, ale wyszło mu to dosyć koślawo.

- To teraz do fryzjera?

- Jak nie chcesz iść ze mną, to nie idź, dogonię Cię w Miodowym, gdyż od razu po fryzjerze tam zajrzę – stwierdził, że nie będzie trzymał chłopaka na siłę, gdyż jak wiadomo, nastolatki zdecydowanie wolą towarzystwo rówieśników. Z resztą i tak go później dogoni – uśmiechnął się nieznacznie.

- Nie, nie, mogę z tobą iść – zapewnił gorliwie. Jego zielone oczy zamigotały w świetle słońca. Syriusz westchnął i klepnął go w ramię.

- Na pewno? Nie chcę Cię trzymać na siłę. Zapewne chcesz się spotkać z Ronem…

- Syriuszu – przerwał mu i też położył dłoń na ramieniu mężczyzny tworząc pomiędzy nimi „most” – Rona widzę codziennie, a jestem bardzo ciekawy twojej nowej metamorfozy… i reakcji dziewczyn gdy pana zobaczą – zażartował. Uśmiechając się, w jednym z policzków utworzył mu się malutki, prawie niewidoczny dołeczek.

Jak u Lily – zaćwierkał mu przesłodki głosik w głowie.

A zamknij się – burknął Black w myślach.

- Okay – klasnął dłońmi i chwycił klamkę od wejścia – W takim razie, panie Potter. Będziesz jedynym świadkiem mojego pójścia na prawdziwe ścięcie.

Rozbawił tym chłopca, który stanął tuż obok niego podtrzymując torbę na ramieniu.

- A dlaczego na ścięcie ?

- Któż wie, jakie ten Bernie ma pomysły co do męskiego strzyżenia – rzekł znacząco po czym pchnął drewniane drzwi uaktywniając tym złoty dzwoneczek nad nimi. Weszli do przyjemnego, drewnianego pomieszczenia.

- Ach, witam! – zaskoczeni drgnęli gdy doskoczył do nich ekscentryczny Bernie - Witam, panie Black! I panie Potter! Spodziewałem się pana! To znaczy, sir Blacka, rzecz jasna. Potter, nie zmieniaj fryzury dobrze Ci z taką – okrążył zszokowanego sytuacją chłopca. 

Nagle podszedł do Syriusza i wskazał na jego głowę i  niedowierzaniem 

- Któżby chciał chodzić z takimi włosami! Widziałem zdjęcie w gazecie. Aż dziw, że nie przyszedł pan wcześniej… - chudy, starszy mężczyzna z czerwonym fartuszkiem z kieszonką na nożyczki przywitał ich już przy wejściu i rozgadał się na dobre. Miał pomarszczoną, pogodną twarz i wyglądał na prawdziwego fachowca. Może ze słabym wzrokiem, gdyż ciągle mrużył oczy, ale Syriusz czuł, że trafił w dobre ręce… i to bardzo rozgadane ręce.

- Emm, Dzień Dobry – wybąkał równie co Harry zaskoczony profesor.

- Dzień Dobry! – uśmiech na twarzy Bernie’go był tak ogromny, że zmarszczek przybyło, a oczy kompletnie zniknęły – Strzyżenie męskie , tak? Z takimi długimi włosami to kłóciłbym się o damskie – zaśmiał się pogodnie wywołując wrażenie, że nieopodal zaśpiewał skowronek – Zalecam strzyżenie stopniowe. Bardzo popularne w tych czasach. Stracił pan dużo czasu w tym Azkabanie, panie Black. Muszę panu pokazać co jest ostatnio w modzie – zaaferowany potruchtał do stoliczka z jakąś księgą. 
Zapewne z księgą klientów.

Bernie otworzył ją i wskazał pomarszczonym palcem na pierwsze zdjęcie.

- Widzi pan? Tu zastosowałem strzyżenie stopniowe. Ach Ci Francuzi! Mają idealne włosy do tego typu strzyżeń. Wie pan, mój gabinet kiedyś miał miejsce w Bretanii, ale przeniosłem się tutaj – Harry i Syriusz przeczuwali, że nie prędko stąd wyjdą – Czas na Angielskie głowy! Oczywiście, jestem rodowitym Brytyjczykiem, ale tam we Francji… - zacmokał – Piękne kobiety.

- Oj tak, zgadza się – zgodził się Black. Casanova jeden.

Bernie zaśmiał się szczerze.

- No widzisz Merlinie! Nie tylko ja odkryłem piękno tych rudowłosych kobiet – wyszczerzył zadziwiająco białe, i na dodatek własne zęby – Tam jest mnóstwo rudych osób – popukał się po podbródku i nagle chwycił Blacka za ramiona i obrócił do tyłu wywołując chichot Harry’ego – Tak, zdecydowanie stopniowe. Przyznasz mi rację, panie Potter?

- Oj tak, koniecznie stopniowe.

Uradowany Bernie klasnął w dłonie i naprowadził starszego z gości na fotel.

- Proszę się odprężyć – przewiązał mu przez szyję fartuszek ochronny – Nie potrwa to nawet godzinki!

- Nawet – mruknął rozbawiony Harry, który usiadł na kanapie dla czekających trzymając pod pachą jego i profesora kurtki. Czuł, że to będzie naprawdę wesoły dzień. Zwłaszcza w towarzystwie profesora Blacka, którego zaczął naprawdę bardzo lubić. Bardzo to nawet za mało powiedziane. Był jego ulubionym nauczycielem.
Zerknąwszy na Syriusza musiał się powstrzymać przed wybuchnięciem śmiechem, gdy zauważył jego minę na widok nożyczek.

~~*~~


Znowu skończyłam w nieodpowiednim momencie ? Wiem, jestem cholernym polsatem :D, ale cóż zrobić jak jest się ślizgonką :v 

Pozostawcie po sobie ślad, czytelnicy, którzy nie komentują - będzie mi miło przeczytać wasze oceny :D

Ale kończąc, widzimy się za dwa tygodnie (z nowym rozdziałem) :D ♥♥♥





7 komentarzy:

  1. Jak zwwykle spóźniona XD
    Rozdział piękny >.<
    Ale nadal jesteś Polsatem xDD
    Brak Tonks = Smuteczek
    Czekam na nexta
    NLAEPBL - Taki Skrótk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. xD Fajny skrót, powiem Ci :D
      Dzięki serdeczne i do następnego!

      Bye! Cennetyn Black :)

      Usuń
  2. Wow, WoW, Wow
    Nie mogę się doczekać nastepnego rozdziału
    Zyczę weny
    PS mam nadzieje ze Harremu cos się stanie ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, dziękuję! Lubisz jak Harruś cierpi, no nie? Ja też :3 tylko czasem jakoś ciągle mi to umyka przy pisaniu >.< ALE w 18 się postarałam, aby coś tam ten nu było. Nie powiem co :D Zatem widzimy się 10 kwietnia :D

      Pozdrawiam, Cennetyn Black :)

      Usuń
  3. I znowu spóźniona XDD
    Jest bardzo dobrze, trzymam kciuki na następne opowiadania.
    Wielkie gratki i szacun laska za ten wysiłek i magię jaka we mnie iskrzy *.* Powinna być tu ogromniasta zbiórka Potterhead-ów, myślę, że się by nie zawiedli :D
    Podobają mi się Twoje opo, ale nie będę wypowiadać się na temat ich uwag, gdyż to jest jedyna rzecz, której im brakuje - więc nie mam zastrzeżeń :')
    Powodzonka w pisaniu i mam nadziję, że dobrniesz do rozdziału 100, a może i dalej <3
    Życzę wiele komentarzy i twórczej weny. Oczywiście rówież Harrego Pottera. Wiem, że ten komentarz się zrobił krótki, aczkolwiek nie mam pomysłów co Ci tu jeszcze wyklepać na tej klawiaturze, gdyż ode mnie wszystko już wiesz i nie ma takiej potrzeby abym powtarzała Ci, że jesteś świetna w tym co robisz i masz niebywały talent ;)
    Angie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3 <3 <3
      Dziękuję~!
      To jedno słowo powyżej wyraża więcej, niż Ci się zdaje. Kc siostra, kolejny rozdział już w niedziele, trzymaj kciuki! Muszę go w końcu skończyć pisać ;-; xd

      Pozdrowionka, Sister :3

      Usuń
  4. Jeszcze nie skomentowałam wszystkich Twoich rozdziałów :V, ale postaram się nadgonić i nie mogę się doczekać następnego pobytu na tej stronie :D. W końcu będę mogła wyluzować się przy Twoim 20 rozdzialiku :**

    OdpowiedzUsuń