niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 18

Hej!

Wybaczcie, że tak późno,  ale miałam dużo na głowie + wczorajszy Pyrkon :v Jednakże ścisnęłam poślady, dałam sobie mentalnego kopa w d... i dodałam rozdział dzisiaj - obawiałam się, że będę musiała przesunąć to na jutro, ale jakoś dałam radę.
Sprawdzany metodą 'na oko' - czyli możecie się spodziewać pewnych błędów, zapewne językowych, jak to u mnie często bywa - szczerze przepraszam :"(

W każdym razie Enjoy! i pozostawcie komentarze :D

~~*~~



Zgrzyt nożyczek.

Odgłos odkładania metalowego przyrządu na szklany stolik.

Odgłos odpinania rzepu.

Westchnięcie.

- Pięknie – szepnął starszy mężczyzna po czym okręcił oczarowanego Blacka na krześle – Jak fantastycznie się układają – nie mógł wyjść z zachwytu – Ta finezja! – chwycił równo przystrzyżone, odżywione włosy Blacka w dłoń i przeczesał je palcami – Niech mi pan spróbuje to zaniedbać! Do strzyżenia co trzy miesiące. Do mnie oczywiście! Nikt inny lepiej panu tego nie zrobi.

Włosy trzydziestotrzylatka układały się gęstymi kaskadami do ramion - a nie jak wcześniej - łopatek, czym sprawiały wrażenie zaniedbanych. Teraz lekko uniesione, przystrzyżone stopniowo prezentowały się na młodym profesorze bardzo przyzwoicie.

Syriusz wstał, przyjrzał się sobie samemu w lustrze i skinął głową z uznaniem.

- Świetna robota, panie Bernie – pochwalił go po czym uścisnął z nim dłoń.
Fryzura dla włosów średnich, wpadająca w podtyp długich. Jego gęste włosy przystrzyżone stopniowo wyglądały na nim bardzo dobrze. Blackowi zawsze pasowały te dłuższe, niż krótkie fryzury.

Bernie oparł się o półeczkę koło lustra i skrzyżował ręce.

- Naprawdę jestem z siebie dumny – nigdy nie był skromnym człowiekiem, co Syriusz wraz z Harry’m zdążyli już zauważyć – tak dobrze przystrzyc…

Łapa chrząknął i przeczesał po raz ostatni włosy.

- Naprawdę dziękuję – uśmiechnął się wdzięcznie -  Ile będę winien? – spytał sięgając po portfel.

Staruszek zniknął na moment i wrócił z dwoma wizytówkami.

- Jedyne dwadzieścia Galeonów, panie Black. Proszę, o to… - podał (czyt. wcisnął) im w dłonie małe karteczki – wizytóweczki.

Skinęli głowami i ubrali kurtki.

- Dziękuję i życzymy Wesołych Świąt! – wyszczerzył się do mężczyzny, który na ten gest jeszcze bardziej się rozpromienił. Facet uścisnął też dłoń trzynastolatka i również życzył im spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, które będą już za dwa tygodnie. Wyjście do Hogsmeade odbyło się jednak dziesiątego, a nie dwudziestego grudnia.

W końcu wyszli z salonu i odetchnęli świeżym powietrzem.

- Wyglądasz świetnie – zachichotał Harry – To co? Idziemy do Miodowego Królestwa?

Black kiwnął głową i dziarskim krokiem skierowali się do miejsca przesączonym smakiem czekolady, zapachem landrynek i odgłosem głośnej, roześmianej młodzieży.

Idąc zapełnioną uliczką musieli się zmierzyć z natarczywymi spojrzeniami i westchnięciami młodych nastolatek, które zauważywszy Blacka… można śmiało powiedzieć, że rozdziawiły swe paszcze jak Bazyliszek na Pottera rok temu.

Harry miał z tego niezły ubaw, a przerażony Black chciał być jak najprędzej na miejscu.

- Warto było przeczekać tą godzinkę dla takiego widoku – zaćwierkał Harry, przez co oberwał w żebra. To wzmogło w nim chichot.

- Gdybyś był w moim wieku, już byś się tak nie śmiał – burknął profesor.

- Gdybym był w twoim w wieku miałbym już żonę i to ona strzygłaby mi włosy.

Black rozdziawił usta i spojrzał na chłopaka, który wybuchnął śmiechem.

- Musiałbyś sobie znaleźć bardzo utalentowaną wybrankę. Dla takiej szopy potrzeba mistrzowskich umiejętności – dowalił do pieca.

- Uwielbiam ironię, ale to już była przesada – burknął rozbawionym głosem Harry.

- Wybacz, taki już jestem – wzruszył bezradnie ramionami i w świetnych humorach znaleźli się na miejscu. Czarnowłosy już przy wejściu musiał zamrugać parę razy, iż taka ilość cukru - nawet w powietrzu - była drażniąca dla oczu i dobrze znanego nam łakomczucha Weasley’a, którego Potter zauważył na końcu sklepu.

- Jeżeli chcesz iść, to idź – oznajmił stojący za nim Black, który się uśmiechnął  – Przecież nie muszę stać koło Ciebie dwadzieścia cztery godziny na dobę, prawda? Zabaw się z kumplami, nie trzymam Cię na smyczy – klepnął go w ramię.

Harry przeczesał dłonią włosy i pomyślał.

Chciałbym jeszcze zostać chwilę z Syriuszem… Ron, może poczekać prawda? Może się jeszcze czegoś nowego dowiem o moich rodzicach.

Chłopak pokręcił głową.

- Z chęcią z Tobą zostanę, naprawdę – oznajmił po czym oparł ręce na biodrach – Ktoś musi nadzorować twoje nowe włosy. Nie chcemy, aby jakaś psychofanka obśliniła je w zamiarze zaznaczenia swojego terenu.

Syriusz wzdrygnął się i zniesmaczony spojrzał na rozbawionego chrześniaka.

- Nie wiem skąd masz takie pomysły, ale proszę! Zaraz będziemy jeść coś słodkiego, a nie chcemy przecież zwymiotować na samym środku Królestwa.

Harry pokiwał głową po czym pociągnął Blacka do najbliższej z półek.

- Byłem tu już nie raz. Niestety tylko w dzieciństwie – z bólem przypomniał sobie te dwanaście lat w Azkabanie – I przenigdy w życiu nie widziałem czegoś takiego jak ‘Smocze Mleczaki’ – chwycił nieopodal stojące czerwone pudełko z białymi… kłami? Na to wyglądało, że to były kły.

- Według Freda pojawiły się tu ponad rok temu. Słodkie jak herbata Trelawney – wzdrygnął się – Podobno potrafią nieźle postawić na nogi.

Łapa zamrugał zdziwiony i przyjrzał się cukierkom.

- Wyglądają jak nowsza wersja ‘Wykrętków’ – mruknął zamyślony – Pamiętam jak James używał kiedyś tego jako cukru do kawy. Naprawdę słodkie cholerstwo – wyszczerzył się – Kurczę, młody! Ile ja mam Ci do opowiedzenia… - zagłębił się we wspomnienia – Kupimy słodycze i poopowiadam Ci o naszym dzieciństwie. Moim i Jamesa. Zgadzasz się?

- Jasne – posłał mu lekki uśmiech – Mam nadzieję, że nie będzie to historia żywcem wzięta z horroru? – zażartował.

- Ależ, skąd! Żywcem wzięta z komedii – zaśmiali się i rozpoczęli sprawunki.

Miodowe Królestwo jak sama nazwa wskazuje było istnym królestwem wszystkiego co słodkie, pyszne i niezdrowe. Na żółtych ścianach wisiały oblegane półki, przy których gromadziły się tabuny dzieciaków. Na regałach można było znaleźć wszystko. Od Fasolek Wszystkich Smaków Bertiego Botta, po lizaki wielkości okna. Ekspedientka siedziała znudzona za ladą i kręciła sobie loka na lukrową pałkę. Zrobiła balona z gumy i strzeliła nim tuż obok ucha jednego z uczniów odwiedzających
jej sklep. Przestraszony dzieciak podskoczył i posłał kobiecie oburzone spojrzenie.
Przy wejściu do sklepu stały kręcące się pasiaste tuby mające za zadanie zwracać uwagę przechodniów. Ich czerwono-niebiesko-białe paski kręcąc się dawały wrażenie sunięcia z góry do dołu.
Za wiszące ozdoby w witrynach robiły nawleczone na żyłkę pianki o smaku ciasta marchewkowego i waty cukrowej. W rogu pomieszczenia stał stolik ze wszystkim co czekoladowe. Jedno dziecko chwyciło małe, fioletowe pudełeczko i niechcący je upuściło wypuszczając z niego żywą, czekoladową żabę.

Urzeczony Harry podszedł do jednej z półek i jego uwagę przykuła przeźroczysta paczuszka przewiązana u góry złotym rzemykiem, aby zawartość nie uległa wysypaniu się.
Chwycił ją w dłoń i obejrzał dokładnie.

- ‘Śmiertelne Drażetki’ – przeczytał cicho po czym zaintrygowany chwycił paczkę po pachę z zamiarem jej zakupu. Obejrzał jeszcze inne stoiska. Wziął ‘Fasolki Wszystkich Smaków’, ‘Żelki Wszelkich Rozmiarów’, wisiorek z cukierków pudrowych i coś co w konsystencji przypominało budyń, lecz nim nie było. Harry uznał, że wypróbuje w zamku cóż to jest.

Rozejrzał się po sklepie i nagle ktoś krzyknął mu do ucha.

- Siema stary!

Wystraszony podskoczył i wyciągnął przeciw temu komuś ‘Śmiertelne Drażetki’ .

- Harry! Ty tutaj?! – odsunął od siebie paczkę, którą się mu grożono – Wybacz, że tak krzyczę, ale byłem po prostu zdziwiony widząc twoją czuprynę w Miodowym Królestwie.

Harry uniósł oczy ku górze.

- Zawału bym dostał, Ronaldzie – prychnął w stylu Hermiony, lecz po chwili posłał przyjacielowi szeroki uśmiech – Syriusz zdobył dla mnie przepustkę – rozejrzał się wokół – Gdzieś się tu kręci…

Rudzielec uniósł brwi i również się uśmiechnął. Sięgnął do swojej siatki z zakupami i wyjął coś czym chciał się pochwalić.

- Udało mi się zdobyć jeden z trzech unikatowych wydań fasolek – wypiął dumnie pierś i podał przyjacielowi pudełko – Jak wrócimy do zamku, to zrobimy sobie słodki wieczór z chłopakami. Jak myślisz, mam kupić wiadro dla Neville’a? Wiesz jaki on ma słaby żołądek – skrzywił się.

Harry zaciekawiony chwycił białą paczuszkę w czerwonego paski do ręki i spojrzał na napis.

- ‘Limitowana Edycja’ – przeniósł wzrok na Weasley’a – Mam się bać? – wykrzywił usta w znaczący uśmiech.

Chłopak prychnął i schował paczkę z powrotem do siatki.

- Nie masz czego – zapewnił – Dodali tylko parę nowych smaków.

- Z tego co wiem, smaki w fasolkach są dość… wymyślne.

- No… - urwał – Dobra, też się boję – zaśmiał się. Nagle usłyszeli krzyk McGonnagal.

- Macie trzy godziny wolnego! – przyszpiliła wzrokiem najmłodszych - Nie rozpraszać mi się po całym miasteczku, nie mam zamiaru was szukać do wieczora. Czekam na was o czternastej tuż przed Miodowym Królestwem. 
Czy to jasne? – spytała tonem nieprzyjmującym odmowy.

Gdy uczniowie skinęli głowami i rozproszyli się – ku niezadowoleniu Minervy – Ron spojrzawszy na Black’a uśmiechnął się w stylu 'Okay, już kumam'.

- To może ja już się będę zwijał – chłopak wyczuł, że Harry nie chce zrezygnować z towarzystwa Syriusza, a on by im tylko przeszkadzał – Widzimy się w zamku, okay? Pamiętaj tylko, że wieczorem biba u nas – wyszczerzył się do przyjaciela i kiwnął na pożegnanie znikając za drzwiami Królestwa.

Harry prychnął i skierował się do kasy. Znudzona ekspedientka zaprzestała kręcenia loka na lukrową laskę i przyjęła dwadzieścia galeonów od chłopaka. Włożyła jego zakupy to specjalnej, nierozerwalnej reklamówki z wydającym mdlący zapach logo sklepu i życzyła miłego dnia.
Harry rozejrzał się wokoło i spostrzegł przy drzwiach profesora z aż trzema siatkami wypełnionymi po brzegi.

- No co? – zapytał spojrzawszy na zdziwioną minę chrześniaka – Uwielbiam słodycze.

Idąc główną uliczką Black zdążył już wsunąć trzecią paczkę z cukrowymi piankami, które jak widać były ulubionymi profesora. Stwierdził, że przed opowiadaniem musi się dobrze najeść. Podsunął paczkę pod nos chłopaka, ale widząc, że ten pokręcił głową, wzruszył ramionami i wepchnął sobie do buzi kolejne dwie.
Wiele uczennic, które rozpoznało Blacka na ulicy, wybałuszyło oczy i popędziło do Zonka z zamiarem kupna Eliksiru Miłosnego. Harry śmiejąc się współczuł nauczycielowi i wskazał na jeden ze sklepów.

- Wstąpimy? – zapytał z błyskiem w oku.

Wchodząc zwrócili uwagę na bogate, drewniane, emaliowane wejście, z wyrzeźbionym zniczem na drzwiach. Nad drzwiami wisiały lampy naftowe z czarnym obramowaniem. Za szybą stały da postumentach wielorakie preparaty odżywcze do mioteł. Tuż nad nimi unosiła się najnowsza miotła w tych czasach.

- Błyskawica – wyszeptał zauroczony Harry i jakby opętany powolnym krokiem zbliżył się do niej. Z zamglonym wzrokiem przyglądał się miotle nie mogąc nadziwić się jej pięknem. Uratował go Syriusz potrząsając za szczupłe ramię.

- Hola, hola! – rozbawiony odseparował Harry'ego od miotły – Muszę Cię dzisiaj doprowadzić do zamku, a nie chcę płaczu, że odciągam Cię od twojej życiowej miłości.

Już chyba wiem, co Ci kupić na święta. 
Z podpisem ‘Tęskniłam kochanie’

- Taka piękna – nie zwrócił uwagi na złośliwości profesora.

- Fakt, ale może zajrzymy w inne miejsce? – chwycił chłopaka za ramiona i poprowadził w głąb sklepu.

Tak. Miejsce w którym się znajdowali było ewidentnie ‘Miotlarskim Niebem’. Jednym z najlepiej wyposażonych sklepów.

Podłoga była zrobiona z sosnowego drewna, pomalowana ochronną farbą (a raczej muśnięta zaklęciem przeciw próchniczym) , ściany również z mnóstwem fiolek na półkach z substancjami przeznaczonymi do konserwacji tego jakże szybkiego środka transportu. Pod sufitem wisiały różne modele mioteł i przyczepionymi obok nich cenami, na których widok nie jeden dostał zawału. W powietrzu unosił się ciężki zapach, porównywalny do pasty do butów – jak stwierdził Harry.

- Muszę się zaopatrzyć w olejek do trzonu – oznajmił Harry gdy stanęli przed jedną z półek – Tamten mi się już niestety skończył. Dostałem go od Rona na urodziny. Fantastyczny prezent – uśmiechnął się.

Nagle usłyszeli siarczyste przekleństwo i wstającego z podłogi mężczyznę w ciemnozielonej szacie.

- Moglibyście państwo wytrzeć tu trochę! – zwrócił się do właściciela – Podłoga od tych past i olejków jest śliska jak lód.

Mężczyzna złorzeczył jeszcze chwilę, aż w końcu kupił co chciał i wyszedł z odbitą kością ogonową.

Black patrzył na to z rozbawieniem i zaciekawiony zwrócił się do Harry’ego .

- A jakiego olejku szukasz?

Harry odłożył jedną z fiolek.

- Ostatnio miałem kokosowy, ale z tego co słyszałem, piżmowy też będzie dobry.

- Piżmowy?! – Black nie krył zdziwienia – Nawet nie wiesz jaki to mocny aromat. Nie ukrywam, świetny specyfik i zapach, ale podczas gry może to dezorientować i utrudniać pracę w znalezieniu znicza. A propos, następny mecz… ?

- Tydzień po przerwie świątecznej. Gramy ze Ślizgonami  - potwierdził Harry – Czyli piżmo odpada?

Syriusz pokiwał głową.

- Zdecydowanie. Od kogo to słyszałeś?

- Jacyś siódmoroczni puchoni gadali o tym na przerwie i twierdzili, że piżmowy jest fantastyczny.

Black prychnął i zaczął przeglądać stoiska w poszukiwaniu olejku.

- Phi! Może dla nich. A niech sobie smarują te miotły czym chcą, ale ja moim gryfonom na to nie pozwolę. Już tylko czekam, aż ci siódmoroczni będą spadać z mioteł pod wpływem odurzenia.

Harry uniósł brwi.

- Moim?

Syriusz uśmiechnął się lakonicznie.

-  Byłem i nadal jestem gryfonem. Do tego profesorem. Mam sentyment do tego domu.

Harry pokiwał głową ze zrozumieniem i podszedł do innej półki.

- A pasta się nada? – spytał profesora, który spojrzał mu przez ramię.

- Pokaż – chłopak podał mu pudełko – Jabłkowa – powąchał zawartość, po czym spojrzał na opis – Działanie czterdziesto-ośmio godzinne, nie pozostawia smug, działa ochronnie i poprawia wygląd zewnętrzny – przeczytał.

Harry zamrugał.

- Takie małe coś, a ile zalet.

Syriusz skinął głową po czym odłożył specyfik z powrotem na jego miejsce.

- Z mojego doświadczenia kokosowa dodatkowo poprawia stan wewnętrzny drewna i do tego podtrzymuje działanie zaklęć ochronnych, którymi można zaklinać miotłę – stwierdził – Jednakże tak działa olejek. Nie ma pasty kokosowej, a ona działa nieco lepiej od olejku i radziłbym Ci zakup tego drugiego.

Ekspedient słysząc słowa Black’a wykrzywił twarz w grymasie i zaczął coś notować. Zapewne słowa Syriusza. Hah, ironia….

- Czyli… - zaczął – lepiej będzie jak kupię pastę?

- Dokładnie – stwierdził z uśmiechem, po czym pociągnął go do koszyka pełnego okrągłych, kolorowych pudełeczek.

- Za moich czasów był o wiele mniejszy wybór. Jednakże nie sądzę, aby skład past się jakoś szczególnie zmienił. Nie zawsze te najnowsze są najlepsze. Opieraj się na doświadczeniu i opisie. Musisz też znać z jakiego drewna jest zrobiona twoja miotła. Posiadasz Nimbusa 2000 prawda?

Harry pokiwał głową.

- Wiesz z jakiego drewna jest zrobiony trzon?

Chłopiec zmarszczył brwi i zastanowił się.

- Chyba Buk, albo Dąb. Skłaniałbym się raczej do tego drugiego.

- Yhm – skwitował po czym chwycił czerwone opakowanie z kosza. Podał je Harry’emu i oparł się o kosz.

- Żurawina. Idealnie łączy się z drewnem drzew niemagicznych. Z miotłami z drzew magicznych jest większy problem, gdyż jest na nie mniej preparatów i nigdy nie wiadomo jak takie drewno na daną pastę, olejek czy Merlin wie co jeszcze zareaguje. Często takie drewno zmienia swoje właściwości i lepiej z nim nie eksperymentować. Zapytasz się skąd tyle wiem – dodał widząc zszokowaną minę chłopaka – To wszystko z młodzieńczych lat. Tak to jest jak się kiedyś mieszkało siedem lat pod jednym dachem z najbardziej zapalonymi fanami Quidditcha na świecie. Teraz już się to wyrównało i prawdziwymi fanami jest zaledwie garstka osób z domu. Reszta to amatorzy.

Harry pokiwał smętnie głową i zgodził się z Black’iem. Zaledwie tylko osoby z drużyny Quidditcha i przyjaciele graczy znali się na tym sporcie jak mało kto. A reszta? Dla innych to była tylko rozrywka. Nic więcej. Niestety.

- Czyli mam wziąć żurawinę?

Black uniósł ręce w niewiedzy.

- Ja Ci ją tylko proponuję. Przejrzyj inne. Zapewne jeszcze parę wpadnie Ci w oko – ton jego głosu przybrał wyraz rodzicielskiego. Jak wszyscy wiedzą, rodzicielski ton umie perfekcyjnie wprowadzić ‘ofiarę’ w stan niewiedzy, zakłopotania i niepewności.

Harry zamrugał parę razy i sięgnął po inną pastę.

- Cytryna – mruknął i przeczytał skład.

Black skrzyżował ręce i czekał, aż chrześniak podejmie decyzję. Chciał być dobrym opiekunem. Takim jak James. Postępował w tym momencie tak samo jak postępowałby Rogacz, czyli czekał, aż dzieciak sam zdecyduje co będzie dla niego najlepsze, a jego zadaniem będzie lekkie nakierowywanie go na dobrą drogę. Pomysł doskonały.

- Nie – Harry odłożył pudełeczko do kosza – rozjaśniłaby kolor mojej miotły i doprowadziła do złuszczenia warstwy ochronnej i polerującej. Działa tylko na miotłach bez powłoki.

Syriusz pokiwał z uznaniem i poszerzył uśmiech.

- A tutaj… - wziął fioletowe opakowanie – Synsepal – zaakcentował każdą sylabę. Zmarszczył brwi – Synsepal?

Black skinął głową i wyjaśnił.

- Ładnie konserwuje i dodatkowo nadaje dobrego zapachu. Jest to pewien afrykański owoc. Nigdy nie próbowałem, ale jak widać ma dobre działanie na magiczne sprzęty.

Chłopak po chwili zastanowienia wrzucił pudełko do koszyka na zakupy i sięgnął po kolejne.

- Wezmę dwa – oznajmił i pomachał okrągłym pudełeczkiem – Pasta z dodatkiem wyciągu z żołędzi też będzie dobra - po czym dodał - A raczej powinna. W końcu trzon Nimbusa jest z dębu, prawda?

Black zadowolony z wyboru chrześniaka zapłacił z nim za zakupy i wyszli na ulicę.

- Chciałbym jeszcze kupić prezenty dla przyjaciół – zakomunikował Harry po czym skierował się w stronę sklepów z gadżetami – Ron od dawna marzył o samopiszącym piórze – uśmiechnął się lekko.

Chłopak zakupił gadżet i dodatkowo dla Freda i George’a wziął dwie paczki ‘Gryzących Pluskiew'. Dla Hermiony zajrzał do kameralnej ‘Księgarni Shouter’a’. Stoi tutaj od ’34, odkąd niemiecki bibliotekarz zainspirował się miasteczkiem i osiadł się tutaj wraz z bliskimi zakładając rodzinny interes – księgarnię.
Dla przyjaciółki kupił poradnik ‘Wszystko o włosach kręconych’. Był pewien, że Hermiona nie obrazi się za taki prezent, gdyż sama mówiła, że ma problemy ze swoją ‘szopą’ na głowie.
Dla Ginny kupił bransoletkę z zawieszką Nimbusa 2000. Z tego co usłyszał, młodsza siostra Rona uwielbiała Quidditcha. Uznał, że będzie to wspaniały prezent. Dla państwa Weasley zaopatrzył się w książkę kucharską ‘Dania Mugolskie’. Pan Artur oszaleje ze szczęścia.
Gdy profesor Black nie patrzył, Harry kupił mu nowe wydanie 'Quidditch’a przez wieki' z różnymi dodatkowymi informacjami. Remusowi zakupił biografię słynnego łowcy żmijoptaków. Miał nadzieję, że przypadnie mu do gustu.

Idąc powolnym krokiem kierowali się w stronę drużki prowadzącej do zamku. Było już po czternastej, a więc wycieczka również powoli zbierała się do powrotu. Nagle Syriusz usłyszał wielki trzask. Harry zatkał uszy, gdyż odgłos był tak głośny, że z łatwością mógłby ogłuszyć na parę sekund.
Black zdezorientowany rozejrzał się wokół i dostrzegł dosyć sporą grupę ludzi w czarnych płaszczach i zamaskowanych twarzach. To właśnie oni spowodowali ten trzask. Trzask aportacji.

- Śmierciożercy! – krzyknął ktoś z tłumu i rozpoczęła się masowa panika. 

Wszyscy próbowali uniknąć trafienia zaklęciem, których promienie latały im nad głowami.

Syriusz rozszerzył oczy w przerażeniu i błyskawicznie wysłał patronusa do Remusa, aby skołował posiłki. Ochraniając własnym ciałem Harry’ego rzucał tarcze obronne i atakował narastających w siłę wrogów. Hogsmeade było kompletnie nie przygotowane na taki atak. Nikt się tego nie spodziewał. Po pięciu minutach na pole wkroczyli uzbrojeni aurorzy. Black zyskawszy tym chwilę przewagi obrócił się do Harry’ego, który z lekka blady trzymał kurczowo w swojej dłoni różdżkę.

- Harry, biegnij do najbliższego schronienia, jakie zdołasz ujrzeć, dobrze? Wybierz najmniej zaludnione miejsce, dla bezpieczeństwa. Potem spróbuj odnaleźć jak najkrótszą drogę do zamku i rzuć na siebie zaklęcie kameleona. W razie niepowodzenia, skryj się w jak najmniej odwiedzanym przez ludzi budynku – trzymał chłopaka za ramiona i potrząsnął nim lekko – Szybko! Nie mamy czasu! Ktoś Cię odnajdzie.

- Ale Syriusz…

- Musisz uciekać! – krzyknął po czym dał mu mały scyzoryk – Bierz, w razie utraty różdżki. Nie wahaj się.

Harry zaaferowany całą sprawą chwycił scyzoryk i schował do kieszeni.

- A co z tobą…

- Dam radę – oznajmił pewnym głosem – Proszę, uciekaj, już! – popchnął go lekko i skinął głową na dodanie otuchy.

W jego głosie można było wyczuć nerwowość, niepewność i ogromną troskę.

Harry przełknął ślinę i cofnął się do tyłu, aby w końcu przyspieszyć kroku, który już wkrótce miał zmienić się w bieg. Obejrzał się za siebie, aby ostatni raz spojrzeć na Blacka, lecz ten już dawno wkręcił się w wir walki. Z zaciętą miną rzucał zaklęcia w śmierciożerców i odbijał ich własne najlepszymi tarczami jakie znał.
Chłopak nie czekając rozejrzał się wokół. Wszędzie unosił się dym, błyskały kolorowe promienie zaklęć i rozbiegani ludzie popychali się nawzajem. Musiał się skoncentrować. Nie mógł bujać w obłokach. Nie teraz!

- Cholera – warknął nerwowo. Skrył się za jakąś beczką trzymając różdżkę w prawej dłoni. Uznał, że najlepiej będzie, jak teraz rzuci na siebie to zaklęcie. Jak dobrze, że interesował się OPCM’em i zaglądał do innych książek z tej dziedziny. Po prostu nauka ponadprogramowa.
Wypowiedział inkantację i po chwili wtopił się w tło. Jednakże tylko na godzinę. Powoli skierował się w stronę jakiegoś zaułka i schylony truchtem przebiegł go jak najszybciej, zaglądając w każdy zakamarek. Chciał znaleźć się koło przyjaciół, ale był pewien, że McGonnagal już się nimi zajęła. Tylko oczywiście z nim będzie problem. Zawsze w złym miejscu i o nieodpowiedniej porze. Potter, ty to masz szczęście! – mruknął ironicznie w myślach po czym obrócił się nerwowo w prawo usłyszawszy głośny szelest. Zauważył coś, bądź kogoś – nie był pewien – za drugim stosem beczek tuż przy drzwiach zaplecza jakiegoś sklepu. Nie przejmując się konsekwencjami rzucił w ich stronę  Bombarda! Następnie upewniwszy się, że nikt nie zaatakuje go od pleców ruszył biegiem przed siebie. Był niewidzialny. Zyskał tym przewagę.

Znalazł się na mniej zaludnionej uliczce.

Wciąż za dużo ludzi – pomyślał z goryczą widząc zrozpaczoną matkę uciekającą z małym dzieckiem na rękach, które z przerażenia pochlipywało w jej ramię.

Ruszył więc dalej. Sprawdzał, czy nikt za nim nie idzie. Bacznie obserwował wszystko wokół, każde drzewo, zaułek, sklep.
Nie chciał uciekać. Czuł się jak tchórz. Ale nim nie był. Gdyby tak było rozbeczałby się i zaczął sikać w portki.
On po prostu ratował swoją skórę. Co trzynastolatek mógłby zdziałać na polu pełnym doświadczonych śmierciożerców, którzy – co było do przewidzenia – zbierali się w jedną zgraną grupę?
Praktycznie nic. Byłby skazany na klęskę. Trzynastolatek kontra doświadczony przez życie mroczny czarodziej? To się kupy nie trzymało. Aby odbić sprawnie pałeczkę trzeba zregenerować siły, poduczyć się i poczekać na idealną okazję na zemstę. Przecież nie będzie się rzucał na żywca jak jakiś idiota. Trzeba pomyśleć logicznie. Strategicznie. Tak jak uczył go Ron, podczas gry w szachy, albo Hermiona, gdy cytowała książki swoich ulubionych autorów.

Dobry czarodziej, to żywy czarodziej’

Cytat  jednego z podręczników poświęconym zaklęciom obronnym i kontratakującym. Całkowicie się z tym zgadzał.
Zacisnął szczękę i ostrożnie wyjrzał zza kamiennej ściany. 

Pusto. 

W oddali było słychać krzyki i odgłosy wypowiadania inkantacji.
Powoli wyszedł na uliczkę, aż nagle coś przeleciało mu nad głową. Cofnął się gwałtownie i przywarł do ściany.

Co jest?! – pomyślał po czym spojrzał na ramię. Było całe białe.

Farba.

Otarł się o świeżo malowaną ścianę. A dobrze znanym minusem zaklęcia kameleona jest to, że sprawia niewidzialnym to na co zaklęcie było naniesione, ale nie już na to co zostało założone na ciało po rzuceniu zaklęcia. Efekt jest taki, że Harry wyglądał jak latająca biała plama. 

Świetnie.

Kolejny promień zaklęcia przeleciał mu tuż koło nosa. Harry wystrzelił w stronę atakującego Drętwotę, lecz osoba zdążyła się przed nią schylić. Postać rzuciła w stronę Harry’ego mocne Tormenta, lecz Harry również był tak zwinny jak przeciwnik i tak samo płynnie uniknął zaklęcia. Rzucił sprytną Tarantallegrę i trafił prosto w skrawek spodni mężczyzny.

Tak. Atakującym był mężczyzna. I to dość słabo wyedukowanym, gdyż był na równi w pojedynkowaniu się z trzynastolatkiem. Tylko pogratulować rodzicom za niedopilnowanie dzieciaka. Naprawdę.

Facet zaczął, a raczej jego nogi, wykonywać dzikie pląsy. Harry prychnął i już miał rzucić zaklęcie obezwładniające, gdyby nie jeden istotny fakt. Mężczyźnie plątały się nogi, a nie język i ręce, więc nadal mógł czarować.

- Bombarda Maxima! – wykrzyczał i skierował promień zaklęcia tuż nad głowę Harry’ego, czyli na balkon jednego z małych, miejscowych mieszkań.

Chłopak zdążył jedynie wyczarować skrawek tarczy ochronnej, lecz i tak cała konstrukcja zwaliła się wprost na niego. Cały przesmyk pomiędzy mieszkaniami i kawałek ulicy wypełnił się gęstym pyłem spowodowanym wybuchem. Mężczyzna nie pomyślał jednak, że balkony były ze sobą połączone. Idiota niszcząc jedną część, zawalił całość, skazując i siebie na dwutygodniowy pobyt w Mungu.

Wszystko ucichło. Dym i zapach krwi unosił się w powietrzu. Śmierciożercy aportowali się z powrotem do miejsca skąd przybyli zadowoleni, że wprowadzili chaos i nową erę. Erę powstania. Powstania wysłanników Czarnego Pana.

 Poranieni Aurorzy zaczęli liczyć szkody i rannych cywili, a zaniepokojony, lekko pokiereszowany Black wypowiedział zdartym od krzyków furii głosem:

­- Wskaż mi Harry’ego Potter’a.

~~*~~



11 komentarzy:

  1. Nie wierze... nie wierze... Jak można skończyć w TAKIM momencie gdzie Harremu coś się stało a ja nie wiem CO!? Co ma zrobić byś dodała jak naszybciej rozdział? Zrobie wszystko ( palec w ogień nie wsadze). Błagam na kolanach. Dodaj jak najszybiej rozdział. Piszesz SWIETNIE za mało... MEGA piszesz! Masz talent jak mało kto :). Życzę weny (chodź masz pewnie jej dużo). i proszę o jedno dodaj szybko rozdział. PS przed egzaminami gimnazjalnymi xD mam w tym roku egzaminy... za tydzień... nie dodasz rozdziału szybko,... będę rozmyślać o nowym rozdziale co będzie xD xD xD :) jak zrobisz tak będzie, uszanuje to :) Oj rozpisałam sie , więc pozdro ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D Ach, piszesz egzamin w tym roku? Ja za dwa lata :D Życzę powodzenia i jak najlepszych wyników (i abyś dostała się do wymarzonej szkoły średniej :D). Najpierw to ja muszę rozpocząć pisać ten 19 :v Testy rozpoczynają się 16? 17? Hmmm, zobaczę czy się wyrobię - ale niczego nie obiecuję xd

      Pozdro, Cennetyn Black :)

      Usuń
    2. dzieki ;).. testy rozpoczynają się 18 (chyba xD). Jak dodasz szybciej rozdział będę meeega wdzięczna, naprawde :* Z góry dziekuje
      na marginesie dodam że piszesz świetnie.. hym.. a ten "śmierciożerca" z którym walczył Harry to nie Pater przypadkiem? Erę powstania. Powstania wysłanników Czarnego Pana- to jest świetne... mega życzę weny :)

      Usuń
    3. Tak szczerze mówiąc sama nwm kto walczył z Harrym xD Wymyślę gościa podczas pisania 19 rozdziału (ech, moja logika xd). Miło, że się podobało :D
      Postaram się, obiecuję.

      :D :) :D

      Usuń
  2. Ty polsacie :/
    Rozdział jest przepiękny tyle powiem :*
    Pozdro
    NLAEPBL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha xd Wybacz :v Dziękuję za tak miłe słowa :D

      Pozdrawiam, Cennetyn Black :)

      Usuń
  3. Oh, nie mogę sie doczekać nastepnego rozdziału. Twój blog jest swietny :). Dodaj szybko rozdział i nie bądź polsatem. Zyczę weny i powodzenia wszystkim gimnazjalistom w pisaniu egzaminów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiam się, czy nie dodać do swojej nazwy Polsat... :D xD Dziękuję i rozdział już się pisze - ma już 12 stron z 20 :D

      Pozdrawiam, Cennetyn Black :)

      Usuń
    2. A tak z ciekawości kiedy dodasz następny rozdział? Ps na pewno będzie świetny, jak każdy

      Usuń
    3. Dziękuję :) Rozdziały dodaję co dwa tygodnie w niedziele (czasem są wyjątki, ale zazwyczaj o nich informuję), czyli 19 roz. wstawię 24 kwietnia.

      Usuń
  4. Ej sis!
    Mega boskie, czytałam z zapałem! Wiesz, Harry Potter w Twoich oczach naprawdę mnie zachęca to tej książki. Cieszę się, że piszesz opowiadania, bo zarażasz czytelników i zachęcasz do dalszego wgłębiania się w przygody i czytanie tej książki. Życzę powodzonka i pisz więcej! Nawet ustawiłam sobie na tapetę Voldemorta XDD Tak, wiesz po co? Żeby podróżował ze mną klimat ''Potterowy''. Oczywiście masz się czym chwalić :D
    Tak mnie zmieniły te rozdziały, że teraz nie wyobrażam sobie nie kochać Harrego Pottera...więc ludzie, jeżeli szukacie odpowiedniej książki/filmu dla swojego gustu, to z tej strony mogę Wam polecić Harrego Pottera, a oczywiście po seansie zapraszam do czytania tego fantastycznego bloga warto, gdyż jest to wisienka na torcie *.*

    OdpowiedzUsuń