niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 5

 Cześć!

Z dedykacją dla mojej koleżanki Klaudii i przyjaciółek Angie, Oli, Zuzi, Julii i Sylwi :)

                                                                        ~~*~~ 




- Wiesz, że sądzę co innego…


- Rozumiem, ale teraz nastąpiła okazja, aby zmienić mój stosunek do wę…

- TO BYŁO NIEPOWAŻNE POSUNIĘCIE!

- Hermiono, wiem, że Ci się to nie podoba, ale…

- CO JEŻELI TA INFORMACJA DOTRZE DO MINISTERSTWA! POMYŚLAŁEŚ O TYM?!

- Pomyślałem…

- Nie sądzę.

- DAJ MI DOKOŃCZYĆ! – wydarł się wytrącony z równowagi Harry – Przepraszam, nie powinienem był krzyczeć – dodał ze skruchą – Hermiono…

- Panie Potter! Jak chce pan krzyczeć to na korytarz zapraszam. To jest biblioteka! – syknęła w ich stronę wyłaniająca się zza regałów Pani Pince.

- Przepraszam – mruknął z udawanym przejęciem.

 Bibliotekarka przeszyła ich wzrokiem typu „ Jeszcze raz, a popamiętasz” i powróciła do swoich zadań.
Harry i Hermiona byli w bibliotece już od pół godziny. Odrabiali swoje zadania domowe. Nauczyciele pomimo pierwszego dnia nauki nie próżnowali. Zadawali im jak najwięcej, gdyż chcieli poprzypominać uczniom rzeczy, których z pewnością pozapominali przez wakacje.

- Po kiego grzyba, za przeproszeniem Harry, napisałeś o wężomowie na Obronie? Wiesz, że to było nierozważne, Ba! Bardzo nierozważne! Na drugim roku ta informacja na szczęście nie wydostała się poza mury Hogwartu, ale teraz? Nie znamy tych nauczycieli. A ten Black, aby mieć lepsze wpływy w Ministerstwie może to wykorzystać! Dwanaście lat w Azkabanie robi swoje Harry – drżąca ze zdenerwowania Hermiona nareszcie ucichła. Musiała ochłonąć. Martwi się o przyjaciela.

-Rozumiem, że się martwisz – położył jej rękę na ramieniu – Ale, wiem, że oni tego nie wygadają ministerstwu. Czuję to.

- Czujesz? To dosyć niewiarygodne. Słuchaj, nie możesz wszystkim bezgranicznie ufać. Trzeba trochę dystansu…

- Dystans mam nieźle wyćwiczony dzięki Snape’owi, więc się nie martw. A Syriusz i Remus tego nie powiedzą ministerstwu, bo… No po prostu tak przeczuwam, ok?

-Przeczuwasz- mruknęła cicho wpatrując się w te niezwykle zielone oczy chłopaka – Te przeczucie czasem może Cię nieźle zwieść. Miejmy nadzieję, że nie dziś. – Wstała z krzesła i chwyciła torbę – Ja już skończyłam. Powodzenia w Transmutacji – rzuciła mu krótkie spojrzenie i wyszła z pomieszczenia pozostawiając chłopaka na pastwę Transmutacji. Harry odprowadził ją wzrokiem.
Spojrzał na swój esej i jęknął z zażenowania.

- No to do dzieła – rzekł do siebie bez entuzjazmu. Nie, żeby nie lubił zajęć McGonagall, ale akurat na pierwszy dzień szkoły został zadany ten temat, który nie do końca przypadł chłopakowi do gustu. No bo komu chce się pisać referat na trzy stopy o tym jak 
zmienić zapałkę w latarnię?

 Po jakiejś godzinie do biblioteki wpadł zdyszany i rozbawiony Ron.

- Stary, bierz manatki i chodź na dziedziniec! Fred i George mają swój pokaz. Gdybyś widział biedną Susan Bones… Biedaczka skusiła się na zjedzenie nowych cukierków Freda. Jest teraz cała zielona!

- Pokaz? – Harry posłał mu zdziwione spojrzenie.

- Tak! Prędzej, bo nie wiadomo jak długo to będzie trwać. Snape czai się teraz dosłownie wszędzie.
Harry szybko wrzucił skończony referat, pióro i kałamarz do torby i pobiegł z Ronem pozostawiając książki biblioteczne na biurku. Pani Pince będzie musiała to sama posprzątać. Z pewnością nie wpuści Harry’ego za tak bestialskie traktowanie książek do biblioteki przez co najmniej tydzień.

 Na miejscu zastali dużą grupę uczniów przyglądającym się braciom Weasley, którzy promowali swój kolejny nowy wynalazek.

- ELIKSIR NIEOBECNOŚCI!!!

- I to dosłownej!

- Jeden łyk…

- … A nauczyciele nie będą mogli dać Ci szlabanu…

- …Ujemnych punktów za spóźnienie…

- … Bo po prostu o tobie zapomną!

-MACIE ZAGWARANTOWANY CAŁY WOLNY DZIEŃ– wydarli się.

- Można go zakupić za nie całe sześć galeonów!

Wszyscy zebrani wiwatowali i klaskali. Całkiem dobra cena za chwilę wolności. Ku ucieszy młodzieży całe zebranie się na tym nie zakończyło.

- Feorge…

- Gred… -  bliźniacy posłali sobie tajemnicze uśmiechy.

- Czas chyba przedstawić naszym drogim klientom nowy sprzęt!

- Kto chce być naszym królikiem doświadczalnym?– krzyknął Fred do publiczności. Nikt się nie odezwał. George widząc to, pociągnął jakiegoś pierwszorocznego gryfona za rękaw i ustawił na środku „sceny”.

- No młody! Będziesz naszym asystentem. – wyszczerzył się do jedenastolatka, który nie był zadowolony z obrotu sytuacji.

- Drodzy koledzy i koleżanki, czas najwyższy zaspokoić wasze pragnienie adrenaliny.

- Przedstawiamy wam…

- Pędzipety! – chwycił przedmiot i pokazał go zebranym.

- A niby co to jest? – spytał się ktoś z tłumu. Był to Dean Thomas.

- A to mój drogi Dean’ie są skarpetki umożliwiające nam poruszanie się jak skrzat. – George wziął pędzipety* (Połączenie wyrazów pędzi i skarpety) i pokazał zebranym z bliska.

- Czyli, możemy dzięki temu się teleportować gdziekolwiek chcemy, no ale niestety tylko w obrębie 20 metrów.

-Mamy też możliwość szybkiego przebierania nóżkami. Biegamy tak szybko jak Snape ucieka przed szamponem – młodzież zaśmiała się.

- UWAGA! – Fred uniósł ręce, aby uczniowie się trochę uspokoili 
– Od dzisiejszego dnia można to zakupić tylko za dziesięć galeonów!

- Promocja trwa… - zmarszczył brwi i policzył coś na palcach - Do kiedy trwa George?

- Promocja trwa do końca tego miesiąca. Potem to już niestety będzie piętnaście galeonów, ale dla takiego cudeńka warto wydać parę groszy.

Większość osób już wertowała w kieszeniach szukając potrzebnych pieniędzy.

- Młody, załóż to, a potem przedstaw jak to działa –  Fred podał wynalazek pierwszorocznemu. Chłopiec niepewnie założył podany mu sprzęt i odczekał chwilę, aż jego piekło się rozpocznie. Nie musiał długo czekać. Zrobił tylko jeden mały krok, a już był przy drzwiach wejściowych zamku. Zawrócił i znowu stał obok Freda. Wszyscy byli zachwyceni nowym wynalazkiem bliźniaków.

- Powiedz teraz gdzie chciałbyś się znaleźć – poradził mu George – Ale tylko w okolicach dwudziestu metrów, jasne? Bo inaczej nie zadziała.

Gryfon powiedział drżącym głosem

- Chcę stać obok Taddley’a Doutch’a.
Z cichym pyknięciem charakterystycznym dla teleportacji znalazł się obok kolegi. Słychać było oklaski uczniów.

- Ok. Mamy nadzieję, że wam się to spodobało! Młody, oddaj pędzipety – George odebrał od chłopca wynalazek i włożył do brązowej skrzynki z logiem firmowym Weasley’ów. – Wszystko okej? – zapytał się lekko wystraszonego dzieciaka

- T-tak.

- Spokojnie, młody! Jak będziesz w naszym wieku to kto wie, cóż będziesz wyrabiał – Fred posłał młodemu pokrzepiający uśmiech.

- Jeżeli ktoś chce kupić przedstawione dzisiaj rzeczy zapraszamy teraz albo po lekcjach do nas!

 Uczniowie staranowaliby ich z powodu nabycia wynalazku, gdyby nie jedna osoba.

- Ja chyba będę pierwszym klientem panowie.
Wszyscy skierowali wzrok w stronę mężczyzny.
Bliźniacy zdębieli.

- Em… Dzień Dobry, profesorze – wydukał Fred

- Witam, Witam i Ach! Mówcie mi po imieniu. Naprawdę jestem dumny z tego przydomku, ale jednak wolę gdy nie zwracacie się do mnie per profesor. Czuję się wtedy taki stary – uśmiechnął się do nich – Ale tak jak mówiłem, będę waszym pierwszym klientem. Uszy dalekiego zasięgu i te pędzipety bym poprosił panowie.

- Czyli nie jest pan przeciwko temu…

- Ależ skąd panie Weasley! Wręcz popieram takie spotkania. Przynajmniej nie jest nudno – Syriusz wskazał palcem na skrzynkę z wynalazkami – To ile będę winien?

 George zadowolony z obrotu sytuacji wyjął przedmioty ze skrzynki dla profesora.

- Wychodzi na to, że pański portfel schudnie o dwadzieścia pięć galeonów.

 Syriusz poszperał w kieszeni, podał chłopakom monety i z uśmiechem odebrał od nich nabytek.

- Liczę, że to nie ostatnia taka okazja do zakupu.

- Oczywiście! – odkrzyknęli zgranie bliźniacy – Planujemy jeszcze takich z pięć. Życzymy miłego dnia.

-Nawzajem chłopcy – profesor z uśmiechem oddalił się w kierunku swoich komnat.

 Po chwili wszyscy zgromadzeni obskoczyli bliźniaków, kupując ich wynalazki. Pod koniec podeszli do nich Harry i Ron.

-Wow! To było świetne! Słuchajcie, a może taka zniżka dla brata, co? Jestem zainteresowany tymi pędzipetami . – zapytał Ron.

Fred przeniósł wzrok na brata.

- Oj Ronuś, Ronuś – rzekł podejrzanie czule otaczając młodszego brata ramieniem – Przecież mieszkasz z nami pod jednym dachem od ponad trzynastu lat i nie wiesz, że my nie dajemy od tak sobie zniżek?

- No, ale dla brata…

- Nie ma zniżek, młody – oznajmił George trzymający Weasley’owską skrzynię  – Jak chcesz kupić pędzipety to musisz nam zapłacić dziesięć galeonów.

- Zdzierstwo – mruknął niezadowolony Ron.

- Jak dobrze, że to był Syriusz, a nie Snape – Harry przypomniał o swojej obecności – Nietoperz pewnie by wam dał po szlabanie i skonfiskował sprzęt!

- Z pewnością –  Fred poklepał wybrańca po ramieniu - Nie jesteś zainteresowany naszą ofertą? Wiesz… mamy dla Ciebie coś spod lady… - dodał tajemniczo szukając czegoś w swoich kieszeniach
W końcu znalazł to czego szukał.

- Mamy teraz Sumy – usta chłopaka wygięły się w odwróconą podkówkę - i niestety musimy się przyłożyć do nauki. Więc jak widzisz, to – wskazał na trzymaną przez siebie pergamin – nie jest teraz nam tak bardzo potrzebne.

-Dzięki temu potrafimy poruszać się po hogwarcie…

- …Pozostając niezauważonym –oznajmił Fred wciskając pergamin w dłonie chłopaka.

Harry rozwinął papier

- A do czego to służy – obejrzał z każdej strony kartkę. George 
wyjął różdżkę i mruknął inkantację

- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.
Ku zdziwieniu młodszych chłopaków na papierze zaczęło pojawiać się coś na wzór mapy.

-To mapa Hogwartu! – wykrzyknął Ron, lecz Fred zaraz zakrył mu usta ręką

- Krzycz dalej, a na pewno nikogo tu nie sprowadzisz.

Ron naburmuszył się, ale zamilkł pod karcącym spojrzeniem brata.

- Tak, to jest mapa Hogwartu. Harry… - George zwrócił się do niższego chłopaka -  wiemy, że lubisz wieczorami pochodzić sobie po zamku. Widzieliśmy Cię nie raz. Zauważ, że ta mapa nie jest taka zwyczajna, mugolska, a magiczna! Pokazuje nie tylko mury zamku, ale też i osoby w nim przebywające. Patrz – wskazał na biuro dyrektora – Dumbledore zawsze się przechadza wieczorami po swoim gabinecie. Widzisz… jeżeli będziesz miał tą mapę przy sobie, będzie mniejsze ryzyko napotkania jakiegoś nauczyciela na drodze. Gryffindor na tym zyska. Nie obwiniamy Cię za straty punktów, ale chcemy w tym roku ponownie wygrać puchar domów.

- Jasne, rozumiem – Harry spojrzał na pergamin – Dajecie mi to? Rany, dzięki!

- Nie dziękuj nam, a raczej tym, którzy ją stworzyli.

- To nie nasza mapa – dodał Fred – Tylko ich – wskazał na pewne pseudonimy z przodu mapy.

- Panowie Rogacz, Łapa, Lunatyk i Glizdogon … - przeczytał cicho – Nie kojarzę.

- My też, ale wiele im zawdzięczamy –rzekli chórem bracia.
Chłopcy rozmawiali przyciszonymi głosami o mapie nie będąc świadomym o podglądaniu.

- Łapa?

Syriusz podskoczył.

- Rany, Lunio nie strasz mnie tak – szepnął w jego stronę łapiąc się za serce.

- Co robisz? – zapytał jawnie zainteresowany działaniem przyjaciela.

- Pamiętasz mapę Huncwotów? – zapytał ni z gruszki ni z pietruszki.

- Oczywiście, ale co to ma do rze…

- Wydaje mi się, że ją znalazłem – wskazał palcem na stojących nieopodal chłopaków.

Remus spojrzał na niego jak na idiotę.

- Przecież to niemożliwe. Mapa zaginęła lata temu, a teraz tak nagle by się znalazła. Słuchaj musiało Ci się coś pomylić…

- Nie pomyliło mi się! Patrz.

Syriusz pociągnął Lupina za rękaw i wskazał na mapę będącą w rękach Harry’ego.

-Niemożliwe – szepnął Remus.

- A jednak, Luniu – uśmiechnął się z tym zapomnianym przez Lupina błyskiem w oku. Owy błysk mieli jedynie James i Łapa gdy coś kombinowali. Niestety… Syriusz nigdy się już tak nie uśmiechał po pamiętnej nocy ’81. Aż do dziś.

 - Nie wiem o czym rozmawiają, ale widziałem jak bliźniacy Weasley podają mapę jelonkowi. Najwidoczniej mój chrześniak odziedziczył w końcu skarb Huncwotów. To oczywiste, że syn Rogacza musi posiadać tę mapę! To dziedzictwo!

Remus przyjrzał się dokładnie pergaminowi w dłoniach młodego Pottera. Rzeczywiście to było to o czym mówił Wąchacz.

- Nurtuje mnie jednak jedno pytanie, Luniaczku… Jakim cudem mapa była w posiadaniu Weasley’ów? Gdzież ona była!? Szukałem jej przez cały siódmy rok. Zapodziała się gdzieś po naszej ostatniej eskapadzie po zamku… Trzymał ją ten szczur… Mówiłem, że Glizdogon ją zgubi!

- Spokojnie Syriuszu, mnie też to ciekawi. I proszę… nie mów na mnie Luniaczek. Kojarzy mi się z Jamesem. – posłał mu smutne spojrzenie sponiewieranego przez życie człowieka.

- Remi – położył mu dłoń na ramieniu – Mi WSZYSTKO, dosłownie wszystko kojarzy się z tamtymi czasami, ale trzeba to przeboleć. Mamy teraz za zadanie opiekować się synem naszego najlepszego i najodważniejszego przyjaciela jakiegokolwiek znałem. No i oczywiście złapanie tego szczura, który nie jest wart więcej niż zepsuta łajno bomba. –zamyślił się – Hmm… cóż.. to raczej ty tu jesteś od pocieszania Remusie. Merlinie, co ty ze mną robisz?! – zaśmiał się krótko, widząc rozbawione spojrzenie wilkołaka.

- Ja nic nie robię. Ty sam się zmieniasz w odpowiedzialnego ojca chrzestnego – posłał mu lekki uśmiech.

- No wiadomo – wyszczerzył się Black – Tylko mam problem. Jak mu to powiedzieć?

- Normalnie. Dopiero wtedy gdy poczujesz się na siłach.

- Ja nigdy nie będę na siłach – mały grymas przemknął przez twarz Syriusza.

Remus poklepał go po plecach.

- Chodźmy do kwater. Napijemy się czegoś.

Syriusz zszokowany spojrzał na przyjaciela.

- Na brodę Merlina, kim ty jesteś i co zrobiłeś z Remusem!

Lunatyk zaśmiał się.

- Mam ognistą…

-Pędzę!! – krzyknął Syriusz wyprzedzając roześmianego Remusa na korytarzu.

- To co… Mała wycieczka po zamku?

- Z chęcią, ale chciałbym na razie trochę się zapoznać z tą mapą… Nie znamy jeszcze żadnych tajnych przejść.

- A nie możemy tego zrobić na korytarzu? – zapytał nie tracący nadziei Ron. Pożegnali się z braćmi rudego parę minut temu.

- Jeszcze nas ktoś złapie i…

- Ale będziemy widzieć te osoby na mapie, więc się nie bój.
Harry spojrzał na niego podejmując decyzję.

- No okej, zgoda.

Ron uśmiechnął się, wyrwał mu mapę z rąk i pobiegł przed siebie. Teraz Harry na pewno się nie wywinie. Przegrany czarnowłosy ruszył za przyjacielem. Stojąc za obrazem Grubej Damy, Ron wypatrywał czy nikt nie idzie (na mapie rzecz jasna).

- Zacznijmy od najbliższego przejścia… Patrz, jest jedno koło pokoju wspólnego Krukonów -  wskazał dany punkt na mapie – musimy udać się na zachodnią wierzę – kierując się tam Harry przyjrzał się uważnie jednej kropce poruszającej się po… ICH DORMITORIUM!?

- Ron, ktoś obcy jest w naszym dormitorium! Musimy wracać. Jeszcze nas obrabuje!

Ron spojrzał na niego zamyślonym wzrokiem, a potem na mapę.

-Peter Pettigrew? A któż to taki i… Merlinie, Parszywek! – wyprzedzając Harry’ego wbiegli do PW Gryfonów i skierowali się do ich sypialni.

- Wyjmij różdżkę – polecił mu Harry – I cicho, bo go spłoszymy.

- Ale co zrobimy? Znasz jakiś czar obezwładniający? – spytał się lekko spanikowany Ron.

- Hermiona coś mówiła o Drętwocie… Znam to zaklęcie. Czekaj, wejdę pierwszy… - Potter uchylił drzwi i ostrożnie wszedł. Nagle zatrzymał się z głupim wyrazem twarzy. Ron wpadł na niego.

- Czemu stoisz? Atakuj! – rozporządził rudzielec. Przepchnął kumpla i rozejrzał się po pokoju, a na jego twarz wpłynęło zdezorientowanie.

- Nie mam czego Ron. Tu nikogo nie ma. Sprawdź na mapie czy dobrze widziałem – Weasley otworzył mapę wypowiadając potrzebną inkantację.

-Ewidentnie ktoś tu jest. Ten Pettigrew stoi obok klatki Parszywka!

- Stoi? Przecież, tam nic nie ma! – zirytowany Harry wziął do rąk mapę i wyśledził na dane nazwisko.

- Kurczę, Harry co jest grane?

-Nie wiem. Słuchaj, leć po bliźniaków, może ta mapa się myli…

- Okej, zaraz wrócę – Harry z mapą w ręce i różdżką w drugiej skierował się do klatki szczura. Zwierze kręciło się w tę i z powrotem jakby było zdenerwowane. Zauważył, że Parszywek chce za wszelką cenę się stąd wydostać.

- Parszywku, co się dzieje? – zwrócił się czule do zwierzęcia. Chciał go wziąć na ręce, ale nie zdążył, bo do pokoju wpadł zdyszany Ron z braćmi.

- To tutaj! Daj mapę Harry. – czarnowłosy podał mu przedmiot. Ron wskazał braciom obiekt ich zmartwień.

- Peter Pettigrew?-  Fred z niedowierzaniem spojrzał jeszcze raz na mapę -  Przecież tu nic nie ma.

- Dlatego się do was zwróciliśmy. – wtrącił się Harry -  Czy mapa ma tendencję do przekręcania informacji lub do psucia się?

- Nigdy! – krzyknęli Fred i George – Mapa nigdy nie kłamie. To jest po prostu… może wskazuje jakiegoś ducha, który się przed nami ukrył?

- Nie, to głupie! – rzekł rozgoryczony Ron – Sir Nick kiedyś mi powiedział, że sam chętnie by sobie zniknął, dla prywatności i w ogóle, ale nie ma takiej możliwości. Mapa po prostu szwankuje.

- To niemożliwe. Zawsze działała fantastycznie. – sprzeciwił się Fred.

- To jak nam wyjaśnisz TO – stuknął palcem w nazwisko.

- Nie wiem – wzruszył ramionami – Nie możemy się z tym zwrócić do nauczyciela, bo mapa była kiedyś u Filcha. My ją tak jakby „pożyczyliśmy”. Nie chcecie chyba jej stracić, bo widzicie jakieś nazwisko.

- Oczywiście, że nie. Tylko nie podoba nam się perspektywa spania w jednym pokoju z jakimś Peterem, którego nawet nie znamy – rozgoryczony Harry podszedł do klatki zwierzęcia – Może chodzi o Parszywka?

Ron spojrzał na niego jak na idiotę.

- Parszywek to szczur, nie człowiek.

Bliźniacy Weasley wymienili spojrzenia.

- A może wypytacie jakiegoś nauczyciela o tego Pettigrew, co? To wcale nie głupie – stwierdził George.

- Plan nie najgorszy, ale teraz pytanie… kogo? – zastanowił się czarnowłosy, który od dłuższego czasu przyglądał się szczurowi. 

Zwierze przyglądało się chłopakowi z najdalszego kąta klatki.

- Harry przestań, tylko go straszysz – Rudzielec odsunął przyjaciela od Parszywka – Widzisz? Zawału prawie dostał!

- W pociągu jakoś nie wariował, a cicho to tam nie było. – zwrócił mu uwagę młody Potter.

- No, ale tam było jedzenie…

- Tak? To go nakarm. Może wtedy przejdzie mu ta cała depresja – zirytował się – Dobra… Fred, George, dzięki za pomoc. Może ten plan wypali.

- Jasne Harry.

- Jak coś…

- To wbijaj do nas. Damy Ci niezłe wskazówki, jak obudzić Rona na śniadanie – szepnął Fred.

-Ej, słyszałem! – obruszył się obgadywany.

Zaśmiali się. Bliźniacy wyszli chwilę potem z dormitorium, a męska część złotego trio zastanawiała się, do kogo się zwrócić.

- Może Dumbledore? – spytał Ron.

- Jest zajęty.

-McGonagall?

-Zwariowałeś? Będzie zadawać niewygodne pytania.

- Dobra, no to może Flitwick?

-Flitwick? Jest stary i pewnie pozapominał połowy faktów ze swojego życia.

- No to nie wiem- zrezygnowany Ron usiadł na łóżku.

Harry leżąc na swoim wpadł na genialny pomysł.

-Syriusz i Remus!

- Że co?

- Do nich się zwrócimy. Im można zaufać.

- Niby skąd to wiesz? – spojrzał na kumpla z dezaprobatą.

- Po prostu to wiem. Chodź – pociągnął go za rękaw i wybiegł  z pokoju.

****************
  W pokoju nauczycielskim słychać było zazwyczaj dyskutujących profesorów, czuć zapach kawy, a stoły były poprzykrywane stosami dokumentów i esejów. Dziś jednak pokój był wyjątkowo opustoszały, jak na wcześniejsze lata działania szkoły.
Przy jednym ze stolików pracowali Remus i Syriusz. Ten drugi wyciągnął przyjaciela z ich komnat po to, by spróbować hogwarckiej, nauczycielskiej kawy. Było to marzeniem Syriusza od jego czwartego roku.

- Mmmmm – zamruczał Black rozkoszując się smakiem napoju – Jaka pyszna. Remik, no weź spróbuj – podsunął mu filiżankę pod nos – Wiem, że chcesz.

- Próbuję się skupić. – Lupin odsunął kawę i wrócił do czytania esejów uczniów – Byś mi chociaż pomógł.

- Ależ Ci pomagam. Dzięki kawie nie przyśniesz, a to takie nudne zajęcie – wyszczerzył się widząc mordercze spojrzenie Remusa.

- Wiesz jak mi możesz pomóc? – kontynuował widząc przytaknięcie Blacka – Sprawdzając resztę wypracowań. O! Masz tutaj – podsunął mu pod nos –wypracowania siódmego rocznika. Czy to tak wiele dla Ciebie?

Syriusz westchnął, odstawił filiżankę na blat stołu i wziął do ręki jedno z nich.

- „Szybki refleks” – przeczytał tytuł – Merlinie, dlaczego Ci wszyscy się tak rozpisali? Esej na cztery stopy? No błagam. –uderzył głową w stół i wymruczał coś pod nosem.

- Im szybciej zaczniesz tym lepiej. Zostały Ci tylko siódme roczniki. Ciesz się, resztę już sprawdziłem, bo rano pomimo zapewnień, jakoś się do tego nie kwapiłeś. – poradził mu.

- Dzięki, jesteś taki łaskawy – mruknął niezadowolony – Czemu powiedzieliśmy, że nie mamy nic przeciwko dłuższym wypracowaniom?

Remus wywrócił oczami.

- Nie marudź Łapo, chciałeś być profesorem OPCM-u no to jesteś – zmęczony marudzeniem przyjaciela, wziął łyk kawy proponowanej mu wcześniej, oparł się o krzesło i rozejrzał po pomieszczeniu. Miało ono owalny kształt, z dużych okien profesorowie mieli widok na błonia i część boiska od Quidditcha, pod oknami stały mahoniowe stoliki przykryte bordowymi obrusami, a na nich serwisy do herbaty. Nie brakowało tu też regałów na książki i miejsc dla nauczycieli będących jeszcze na służbie. Mianowicie walało się przy tych stanowiskach od esejów, wypracowań i zamoczonych piór w atramencie. Przy takim właśnie stoliku stacjonowali Remus i Syriusz. Nie byli jednak jedynymi, którzy przebywali w tym pokoju.

 Minerva McGonagall prowadziła ciekawą konwersację z Pomoną Sprout przy herbacie i talerzyku ciastek. Ustalały termin wyjścia do Hogsmeade, gdyż Dumbledore prosił je oto osobiście. Co chwilę było widać krzątającego się profesora Binns’a w pobliżu regałów. Mógłby szukać tego czego chce w bibliotece, ale najwidoczniej to znajduje się właśnie tutaj. Remus pamięta Binns’a jeszcze za czasów własnego dzieciństwa. Wcale nie dziwi się uczniom, że przysypiają na jego zajęciach. Miał wyjątkowo monotonny głos.
Jednak leniuchowanie nie było dane Remusowi. Musiał robić notatki dla przyjaciół, aby chociaż zdali Historię Magii na zadowalający.

 Drzwi od pokoju otworzyły się, a w nich stanął Severus Snape. Nad jego głową przeleciała zagubiona, młodziutka świstoświnka, która najwidoczniej wybrała drogą wewnątrz zamku do adresata. Czarnowłosy posyłając parę gniewnych spojrzeń do Syriusza i Remusa podszedł do Minervy w celu przekazania jej informacji od Albusa.

- Severusie, ależ my mamy już wszystko ustalone…

- Jednakże trzeba to zmienić – przerwał jej w pół zdaniu -  Wyjście do Hogsmeade nie może odbyć się prędzej niż zimą – rzucił jej ostre spojrzenie, gdy kobieta otworzyła usta – Nie do mnie zażalenia. To nakaz Albusa – obrócił się na pięcie, zamachnął szatami z zamiarem wyjścia z pomieszczenia.

- Severusie, jeżeli Ci na tym zależy, możesz do nas dołączyć. Twoja pomoc będzie nam z pewnością potrzebna – rzuciła słodkim głosem Pomona z nadzieją na przytaknięcie przyjaciela po fachu. Mistrz Eliksirów uniósł brew i bez słowa wyszedł z pomieszczenia.

- Biedny Sevuś, zawstydził się – rzekł uszczypliwie Syriusz zwracając na siebie uwagę innych. Lupin wbił mu łokieć w bok z jawnym rozbawieniem na twarzy. Nauczycielki posłały Black’owi spojrzenia pełne politowania.

- Ile Ci zostało? – zapytał przyjaciela Remus zerkając na jego pracę.

- Pisanie komentarzy nie jest tak męczące, ale w takiej ilości czuję się jak ten bufon, Gilderoy Lockhart odpisujący na listy swoich fanek – widząc pytający wzrok współpracownika, objaśnił odkładając pióro obok pergaminu – Wiesz… musiałem trochę się ogarnąć w tym świecie, a po dwunastu latach w Azkabanie było to wręcz ode mnie wymagane. Widziałem artykuły sprzed iluś tam lat i mówiąc szczerze, ten świat schodzi na psy Remik – zaśmiali się krótko – Nie żeby psy były czymś złym.

- Kojarzę Gilderoya z naszych młodzieńczych lat. Był chyba krukonem, o ile dobrze pamiętam. I był młodszy. To na pewno.

- Dodajmy do tego, że był kompletnym narcystycznym bufonem patrzącym jedynie na swój nos. Dziwię się, że nie wylądował w Slytherinie. Kłamać to on potrafił, tylko dlaczego wszyscy wierzyli w jego „dokonania”? Rzucił jakiś urok czy co? – uniósł się Syriusz, lecz zaraz przeniósł wzrok na pergamin będący w dłoniach Remusa – Pomóc Ci w tym?

- Jeżeli już skończyłeś komentować swoją działkę to proszę Cię bardzo – podał mu esej.

- Praca Harry’ego – stwierdził szybko – zapomnieliśmy napisać komentarza.

- Tak. Wiem, że chciałeś równie mocno jak ja pomóc mu w rozwinięciu swoich ukrytych umiejętności, więc zostawiłem to jako wisienkę na torcie.

- Spróbowałbyś sam się za to zabrać – pogroził mu komicznie palcem.

- Byłoby ze mną krucho.

- Otóż to.

**************************

- Pukamy?

- No, a po co tu przyszliśmy? By podpierać ściany? – sarknął Harry coraz mniej zadowolony tym, że jakiś typ siedzi im w pokoju.

- Luzik stary. Jeżeli twierdzisz, że oni nam pomogą to tak będzie – poklepał go po ramieniu.

Harry zapukał do drzwi. Przez moment czekali, lecz nikt im nie otwierał. Spróbowali ponownie, lecz efekt był ten sam.

- Może są w WS? – zaproponował Rudzielec gdy usiedli pod ścianą z zamiarem poczekania na nauczycieli przed ich gabinetem.

- Po co mieliby tam być, jak kolacja dopiero za dwie godziny.

- No tak. – zamilkli na moment, lecz nie trwało to długo, bo Ron 
przypomniał sobie o mapie – Jakie z nas tępaki!
Harry spojrzał na niego zdziwionym spojrzeniem.

- Mapa stary! Sprawdź gdzie są! – Harry wpatrywał się na niego jeszcze chwilę, jakby się zawiesił. Jak mogliśmy na to nie wpaść?! Pomyślał gdy z zamachem wyjął pergamin z kieszeni.

- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

Na mapie ukazał się tak jak wcześniej rysunek hogwartu. Szybko wypatrzył profesorów.

- Są w pokoju profesorskim – stwierdził. Podnieśli się i skierowali 
w tym kierunku. Kwatery Syriusza i Remusa znajdowały się na czwartym piętrze, więc musieli zejść jedynie dwa piętra w dół do celu.

 Będąc na miejscu zapukali do pokoju. Otworzyła im profesor McGonagall.

- Potter? Weasley? Słucham was.

- Mamy pewną sprawę do Syr… profesora Black’a i Lupina – odpowiedział jej Harry.
Wychowanka lwów zmierzyła ich wzrokiem i kazała poczekać.

- Syriuszu i Remusie.

Profesorowie podnieśli głowy znad stosu esejów.

- Tak? – odezwał się ten drugi.

- Uczniowie do was. Czekają za drzwiami – kończąc zdanie wróciła do herbaty z Pomoną. Mężczyźni wymienili między sobą spojrzenia i skierowali się do drzwi. Zdziwił ich widok Harry’ego i Rona.

- Witajcie chłopcy. W czymś wam pomóc? – zwrócił się do nich Lunatyk z lekkim uśmiechem. Syriusz oparł się o ramę drzwi wpatrując w chrześniaka.

- Właściwie to tak – przełknął ślinę – Bo… ktoś jest w naszym pokoju, a my go nie widzimy.

Remus zmarszczył brwi będąc pewny, że to jakiś żart (bardzo niedopracowany). No cóż… przecież ma styczność z synem Rogacza.

- Twierdzicie, że zauważyliście obecność pewnej osoby w waszym pokoju, która jest niewidzialna?

Chłopacy wymienili niepewne spojrzenia.

- Wiemy, że to brzmi niewiarygodnie, ale mamy na to dowód. Bo widzi pan… - Zaczął Ron, lecz nie dokończył, bo zniecierpliwiony Harry otworzył mapę przed profesorami i wskazał na mapie punkt, w którym zauważyli ostatnio obecność pewnej osoby. Wyczuł, że może im śmiało pokazać nowy nabytek od Georga i Freda.

- Ja tu nic nie widzę chłopcy – rzucił im karcące spojrzenia – znamy się na żartach z Syriuszem i niestety ten wam nie wyszedł.

Harry z niedowierzaniem spojrzał na mapę.

- Było tu! Widzieliśmy dokładnie. Był to jakiś Petty Petercrowe czy jakoś tak. Ron może potwierdzić!

Rudzielec potwierdził skinieniem głowy.

- Chłopcy – dołączył do dyskusji Syriusz* (Syriusz uciekając z Azkabanu w mojej histori nie miał pojęcia, że Peter to szczur Weasley’ów. Pomimo, że przeglądał artykuły z gazet po ucieczce, to nie zwrócił uwagi na zwierzaka trzymanego przez Ronalda na zdjęciu z Egiptu) – Widzieliście tą osobę w wieży Gryffindoru, tak?

- A dokładniej w naszym dormitorium – dodał Harry.

- Posłuchajcie mnie – kucnął przed nimi wlepiając w nich prawie, że ojcowskie spojrzenie – Kawały to trudna sztuka i jeżeli chcecie by wam dobrze wyszły musicie stale ćwiczyć. Polecam takiego Filcha. Idealny materiał na tester.

Harry oburzył się lekko.

- Świetnie to rozumiemy, ale my nie żartujemy!

Syriusz uśmiechnął się.

- Tak jak powiedziałem trening czyni mistrza, panie Potter.

- Ale to praw…

- Chłopcy, naprawdę nie mamy teraz czasu. Może gdy nie zadamy wam esejów znajdziemy czas na poduczenie was w sztuce żartu. Pozwólcie, że wrócimy do swoich przerwanych czynności. Do zobaczenia na następnej lekcji.

Harry wbił w niego niedowierzające wzrok z nutką zawiedzenia, które dość mocno poruszyły Lunatyka. Chłopcy bez codziennej iskierki radości będącej ich znakiem rozpoznawczym wymruczeli swoje pożegnania i skierowali się w stronę wieży.

- Wiesz Lunio, gdyby ta historia nie była tak abstrakcyjna, uwierzyłbym Harry’emu całkowicie – stwierdził Syriusz z błąkającym się po jego twarzy uśmieszkiem – Byłem wręcz krok od uwierzenia mu, taki był przekonujący – zachichotał - To co. Kończymy zdaniem „Trening czyni mistrza, a my panu w tym pomożemy” ?


Nieobecny Remus usiadł naprzeciw Syriusza.

- C-co? – zapytał ocknąwszy się z transu

- Chodzi mi czy takie zakończenie naszego komentarza Ci pasuje – odpowiedział jakby to było oczywiste – Co jest Remusie, jakiś nieobecny jesteś.

- Myślę, że zbyt ostro zareagowaliśmy.

Syriusz posłał mu pytające spojrzenie. Remus westchnął.

- Zazwyczaj kłamstwo widać w oczach, prawda?. Nie dziwię Ci się, że prawie byś mu uwierzył. Pomimo, że to ewidentnie nieprawda, nie czuć było go od Harry’ego.

- Wykluczasz swoje własne słowa Remusie. Niby kłamał, ale nie tak naprawdę. Bardzo sensowne.

Remus przetarł ręką oczy.

- Pamiętasz jakie imię i nazwisko powiedzieli, gdy pytaliśmy się kogo widzieli na mapie?

Czarnowłosy przytaknął.

- Czy nie wydaje Ci się dziwne, że było ono nieprawdopodobnie podobne do Pettigrew’a?

Syriusz machnął na to ręką i dolał przyjacielowi kawy.

- Ech, Luniek. Starzejesz się.
 

6 komentarzy:

  1. Łał.. blog ekstra, bomba. życzę dużo weny i mam nadzieję że rozdział pojawi się za niedługo. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D Rozdział już w przyszłą niedzielę. Również pozdrawiam, Cennetyn Black ;)

      Usuń
  2. Moim zdaniem twój blog jest świetny :D. nie mogę się doczekać następnego rozdziału. coś czuje, że coś się wydarzy. ps sory że z anonima (gal anonim ;) ) ale inaczej nie mam jak. życzę weny i do niedzieli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło się czyta takie komentarze :D Cóż, mam na dzieję, że to co planuję w najbliższych rozdziałach będzie ciekawe i wam się spodoba. Szczerze, piszę ze spontana i to co wpadnie mi do głowy (oczywiście odpowiednio przemyślanego) przelewam na papier. Wszystkie moje pomysły łączę w jedną spójną całość i cieszę się, że udało mi się stworzyć historię, która się spodobała.

      Pozdrawiam serdecznie ;) Cennetyn Black

      Usuń
  3. Hej. niedawno znalazłam tego bloga i czytając pierwszy rozdział od razu mnie zachwycił a szczególnie ten ostatni 5 rozdział. po prostu nie mogę się doczekać następnego i cóż mogę dodać więcej życzę weny :) pozdrawiam Gusia125a

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Merlinie, aż tak się spodobało? Wow, no to super! :D Również pozdrawiam, Cennetyn Black :)

      Usuń