poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział 24 cz.1

Spóźniona!

Ale mam wytłumaczenie - WiFi szwankuje (a jestem na wakacjach, nie w domu) i niestety nie byłam wstanie wstawić tego wczoraj. 
Oczywiście nie zapomniałam również o urodzinach naszego Harry'ego - wczoraj obchodził swoje 36, niedługo będzie z niego stary cep :v :P 

Nie przedłużając, Enjoy!

~~*~~ 

- Wow.

Zdołał wydusić z siebie odkąd udało mu się znaleźć tylne wyjście do ogrodu. Majestatyczny krajobraz przed nim ukazał prawdziwą stronę dzikiej natury. Wysokie góry oblepione na szczytach śniegiem, gęste iglaste lasy, sporadyczny odgłos przelatującego jastrzębia i przelotne opady śniegu.
Zadrżał przypominając sobie, że nie założył kurtki. Urzeczony widokiem schował się do domu i zamknął drzwi obrzucając ogród ostatnim spojrzeniem.

Musi się spytać Remusa gdzie się znajduje. Po prostu musi. Żeby wiedzieć gdzie w przyszłości wyjechać na swoje prawdziwe własne wakacje. Z Dursleyami to chyba raczej sobie nie pojeździ. Jedynie do supermarketu po hurtowe ilości bekonu dla wuja. Że też nie spróbował go przebić igłą… może by pękł od nadmiaru tłuszczu?

Wyobrażając sobie to wzdrygnął się i powolnym krokiem skierował się do małego skrzyżowania. Jedna droga prowadziła do łazienki, druga do kuchni, a trzecia… nie miał pojęcia. Już z daleka poczuł przyjemny zapach gotowanego obiadu. Zauroczony podążył do przodu, zapukał do kuchni i delikatnie je uchylił.

Utrzymana w ciepłych kolorach. Wyglądała tak przytulnie jak ta w domu państwa Weasley. Pomarańczowa lampa, różne akcesoria na blatach, czerwony obrus w kratę na stole, a na nim stara otwarta książka kucharska. Przy nim siedział odprężony Syriusz z gazetą w dłoni i herbatą przed sobą.

Przy kuchence krzątał się Remus z małym fartuszkiem przepasanym na biodrach i rękawicą ochronną na dłoni. Mieszając chochlą w garnku spojrzał w stronę uchylonych drzwi i uśmiechnął się.

- Zapachniało? – uchylił pokrywkę gotujących się warzyw, aby para wodna uleciała z garnka.

Harry uśmiechnął się do mężczyzny i skinął głową. Za namową Syriusza usiadł naprzeciwko niego przy ławie. Black podsunął mu jedną z gazet i wskazał na stronę tytułową.

- Pettigrew znów zaszył się w norze – odchylił się na krześle i skrzyżował ręce – Aurorzy robią co mogą. Mam szczerą nadzieję, że go złapią – zapatrzył się w kubek herbaty. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji – Jeżeli znów spaprają sprawę… sam się tym zajmę – wziął łyk napoju i odstawił go zamaszyście spoglądając prosto w złote oczy przyjaciela – Jeżeli Syriusz Black to obiecuje to tak zrobi. Zwłaszcza jeżeli mówi o tym z ręką na sercu – wstał i podszedł do szafki, aby wyjąć talerze.

- Peter w końcu zapłaci za swoje – mruknął Remus opierając się o blat, co chwilę sprawdzając stan kaczki – Kiedyś przyjdzie taki moment gdy potknie się o własny ogon, a duchy przeszłości dopadną go leżącego w błocie.

- W takim razie od dzisiaj kwalifikujcie mnie jako ducha – odparł Black puszczając Harry’emu oczko.

Chłopak rozsiadł się wygodnie na krześle i wsparł łokieć na oparciu. Wziął oddech i zwrócił się łagodnie do Syriusza.

- Jaki był?

Mężczyźni spojrzeli na niego, później po sobie. Remusowi stężała twarz, a oczy zamgliły się i zatrzymały na jednym punkcie. Spojrzawszy znacząco na Syriusza wrócił do gotowania. Usta Łapy ułożył się w cienką wąską linię jakby nigdy nie miały się otworzyć. Nalegający wzrok chłopaka spoczął na Blacku, aby następnie przerzucić się na Remusa. Czarnowłosy złożył ręce na stole i westchnął ciężko.

- Próbuję myśleć o tamtym Peterze jako o innej osobie - oznajmił bawiąc się rogiem gazety - Ciężko jest przyjąć do wiadomości, że nasz niegdysiejszy przyjaciel stał się... kimś takim - urwał na moment, aby odświeżyć myśli - Kiedyś był miłym, nieco zakompleksionym chłopcem myślącym jedynie o jedzeniu. Sam nie wiem dlaczego się z nim zaprzyjaźniliśmy. Teraz jak na to patrzę stwierdzam, że był taki nijaki. Jednak został naszym kompanem do przygód, nauki, zabawy, smutnych chwil... Wyróżniał się z naszej czwórki płochliwością. To na pewno. Czasem zmuszany do towarzyszenia nam w naszych eskapadach, częściej sam za nami chodził, gdyż bał się zostać sam. Nie raz nas rozśmieszał swoim zachowaniem. Była z niego straszna fajtłapa! - pozwolił sobie na delikatny uśmiech, który po kilku sekundach zniknął ustępując grymasowi - Zmienił się na siódmym roku. Często wychodził, nie mówił gdzie idzie... unikał nas jak ognia. Że też wtedy nas to nie zdziwiło - pokręcił głową biorąc łyka herbaty - Gdy skończyliśmy edukację, Peter odciął się od nas, a jedyną formą komunikacji z nim były listy, na które odpowiadał raz na miesiąc albo i rzadziej. James zajął się budową domu, a ja i Remus mu pomagaliśmy. Choć nie raz mieliśmy gdzieś co robił Peter, to właśnie na niego spadło zadanie bycia strażnikiem tajemnicy. Nikt by go przecież nie podejrzewał, prawda? Taka ofiara losu. A jednak, to był błąd. Ogromny. Przez to twoi rodzice zginęli, a ja zostałem oskarżony o czyny, których dokonał Pettigrew. Tchórz odciął sobie palec i zniknął gdzieś na wiele lat pod postacią szczura. A wiesz dlaczego? - przybliżył się do chłopaka i spojrzał mu w oczy - Aby upozorować własną śmierć.

Harry trawił przez dłuższą chwilę otrzymane informacje. Ciężko było słuchać o osobie, przez którą został sierotą i został skazany na mieszkanie z wujostwem. Chciał pałać do niego nienawiścią, jednak nie znał go osobiście. Nawet go nie widział!

To znaczy...

Widział, ale nie całkowicie. Myśląc Peter Pettigrew widział grubego, zakapturzonego, trzęsącego się mężczyznę z poplamionym od krwi płaszczem i obłoconymi butami. A twarz? Jaka mogła być? Pełna zmarszczek, blizn, krwi, grozy...

Nie wiedział. I wolał nie wiedzieć. Nie chciał poznać człowieka, który zdradził własnych przyjaciół. Najbliższe mu osoby. Tylko potwór byłby do tego zdolny.

- Syriuszu... - zaczął podnosząc wzrok. Nie wyglądał na zdenerwowanego czy zlęknionego. Bardziej na zamyślonego i skonsternowanego – Dlaczego szczur?

- Słyszałeś o czymś takim jak animagia? – zapytał Lunatyk wyjmując piękną kaczkę z piekarnika – Zaraz podam na stół, niech tylko trochę ostygnie. Jest gorąca – oznajmił wskazując na brytfannę.

Siedzący skinęli głowami i znów się do siebie odwrócili.

- Szczur to jego forma animagiczna.

- Forma?

Lunatyk machnięciem różdżki porozkładał kawałki kaczki na talerze i na koniec położył warzywa na stole. Na życzenie Blacka.

- Animagia to bardzo zaawansowana dziedzina transmutacji. Kiedy rozpoczniesz jej naukę, najpierw skupiasz się na odkryciu swojej formy. Może nią być pies, jeż, a nawet najzwyklejszy komar. Kiedy opanujesz tą sztukę, będziesz wstanie zmienić się w owe zwierzę – wyjaśnił Remus odkładając fartuch. Zasiadł przy stole i nałożył sobie warzyw – Harry, lubisz brokuły?

Pokiwał głową spoglądając na porcelanową miskę.

- A marchewkę?

Skinął bardziej ochoczo.

- No to Ci nałożę – uśmiechnął się do niego ciepło – Znajdziesz tam jeszcze fasolkę i groszek. Zjedz też mięsa, bo wyglądasz marnie, a nie chcę być posądzony o głodzenie Cię przez święta – zażartował w lupinowym stylu.

Syriusz przez moment bacznie przyglądał się przyjacielowi. Cicho zachichotał, czym zwrócił na siebie jego uwagę.

- Wiesz co, Remusie? Kiedy przyjedzie tutaj Nimfadora…

- Tonks.

- Tonks – poprawił się – To za żadne skarby nie mów jej, że potrafisz gotować. Bo naprawdę potrafisz. Kaczka jest fenomenalna – pochwalił  wyrób, czym zaskarbił sobie jego wielki uśmiech – Ona to sprawnie wykorzysta. W końcu jest po części z Blacków. I nie pokazuj też tego, że dobrze się czujesz w roli kury domowej. Nie chce mieć za przyjaciela pantoflarza.

Harry postanowił się wtrącić, zanim Remus zganił Łapę za określenie.

- Tonks?

Mężczyźni pokiwali głowami.

- Jego dziewczyna – machnął nadzianą na widelec fasolką – Przyjedzie do nas dzień przed wigilią. Bodajże do…

- Do Sylwestra – uprzedził go Remus.

Skinął głową.

- Dokładnie – ugryzł mięso – Kurde, Remus. Serio jej tego nie mów. Smakuje lepiej, niż pieczeń matki Jamesa – jego mina wyrażała głębokie zafascynowanie.
Zainteresowany Harry rozszerzył oczy i przełknął to co miał w buzi.

- Moja.. babka? 

- Tak, była wspaniałą kobietą. Często odwiedzałem twojego ojca podczas wakacji i ferii. Witała mnie ogromną tacą cukierków, a na obiad podawała smakowitą pieczeń. Wiesz, twoja rodzina nie lubiła gdy skrzaty domowe gotowały – oznajmił opierając się o stół – Twoja babka sama szykowała jedzenie. A wychodziło jej to wyjątkowo dobrze.

Chłopak uśmiechnął się i spuścił wzrok na swój talerz. On również gotował. U Dursleyów. Nie z własnej inicjatywy, jednak nie wychodziło mu to źle. Najwidoczniej odziedziczył to po swojej babci. Najgorsze jest to, że nawet nie znał jej imienia.

- Jak miała na imię?

- Euphemia – odpowiedział składając sztućce – a dziadek Feamont.

Posłał Syriuszowi wdzięczny uśmiech. Gdy skończyli jeść skierowali się na zewnątrz z zamiarem rozejrzenia się po okolicy. Składała się ona głównie z licznych ścieżek pomiędzy skałami, lasami i przełęczami. Harry’emu bardzo się tutaj podobało. Wszystko było takie… spokojne, łagodne i urokliwe. Po pewnym czasie zapytał się Remusa gdzie są, a ten jedynie wzruszył ramionami i odpowiedział.

- Dla mnie to raj, a dla Ciebie Harry?

Później Syriusz szepnął mu na ucho, że są w północnych Włoszech, a to co widzi przez okno swojego pokoju to Alpy. Piękne, wysokie góry.

Zakochał się w tym widoku.

~~~*~~

Nazajutrz powitał go zapach naleśników. Przy stole siedział już ubrany Black uśmiechając się do niego zachęcająco. Wokół niego leżały talerze z plackami i tartami. W miseczkach dwa rodzaje dżemów, a w kubkach gorąca czekolada.

- Dzisiaj idziemy do lasu po choinkę – oznajmił Syriusz biorąc łyka czekolady – A popołudniu czeka Cię niespodzianka – rzucił tajemniczo patrząc mu w oczy.

Zaciekawiony Harry wziął jednego naleśnika i posmarował go powidłami. Nagle drzwi od pomieszczenia uchyliły się i wyłonił się zza nich ubrany w kurtkę Lupin. Wyglądał na wyjątkowo wypoczętego.

- To ja będę czekał na dworze – oznajmił zacierając ręce – Jak skończycie to przyjdziecie? Poprosiłbym was o pomoc – przed wyjściem zagarnął zwiniętego w rulon naleśnika i czmychnął na dwór.

- Hej! To był mój naleśnik – krzyknął Syriusz przez uchylone drzwi.

~~*~~~

Ścięcie drzewka nie zajęło im dużo czasu. Przytargali je do salonu około południa. Lupin wyjął ze strychu karton z bombkami oraz łańcuchami i postawił go na stole obok foteli i kanapy.

- I jak Harry? – zagadnął odchylając folię zakrywającą ozdoby – Chyba pierwszy raz widzisz tak abstrakcyjne bombki, prawda? – posłał mu delikatny uśmiech.

Duże, migoczące kule w różnych kolorach. Na niektórych wzór żył własnym życiem i sunął po ich powierzchni tworząc prześliczne wzory, a na pozostałych widniały ruszające się wesołe figurki bawiące tańcem albo akrobacjami. Harry chwycił jedną zieloną, na której królował gburowaty krasnal z koniczynami zamiast włosów. Postać spojrzała na Pottera i bezwstydnie pokazała mu język. 

Chłopak prychnął i odłożył ją z powrotem do pudełka.

- Mugolskie bombki wyglądają zupełnie inaczej – oznajmił okrążając drzewko i przyglądając mu się – Teraz ją przyozdobimy? – spytał z błyskiem w oku.

Syriusz dotychczas bawiący się włosiem anielskim wstał z kanapy i chwycił kartonik.

- Wolałbym najpierw zacząć od gwiazdy. Kiedyś czyniłem honory i zakładałem ją pod okiem mojego ojca, lecz przypadkiem przewróciłem drzewko i pobiłem wszystkie bombki – skrzywił się na wspomnienie wrzeszczącego ojca – Chciałbyś ją założyć? – zadał proste pytanie.

Harry’ego trochę przytknęło. Zwykle, kiedy jeszcze nie chodził do Hogwartu, robił to ktoś z dorosłych albo sam Dudley. Nigdy nie pozwalano mu nawet dotknąć kolorowego drzewka, a o samym pomaganiu przy ozdabianiu mógł sobie pomarzyć. Propozycja Syriusza była taka…

Naturalna.

Harry’emu zrobiło się ciepło na sercu. Poczuł się jak w domu, którego praktycznie nie miał. Może był nim Hogwart, ale to nie było to.

Uśmiechnął się szeroko i przyjął złotą gwiazdę.

- Mogę prosić o taboret? – zapytał spoglądając na mężczyzn.

Syriusz po chwili wrócił z kuchni i podał mu go.

- Nie chcesz tego zrobić różdżką? Osłony tego domu są zbyt mocne, aby ktokolwiek to wykrył.

Harry pokiwał głową i stanął na stołku.

- Wiem, jednak… - urwał sięgając pamięcią do dzieciństwa – Chciałbym to zrobić po mugolsku. Tak, żeby poczuć swój udział – przeniósł wzrok na przedmiot – Rozumiecie, jeszcze trzy lata temu byłem przekonany o swojej – zastanowił się – zwyczajności? Nie wiedziałem o magii. Nawet po tym kawałku czasu nadal w to niedowierzam, heh – sapnął po czym wyciągnął rękę i sięgnął do czubka choinki. Gwiazda zahaczyła o niego i ze świstem zajęła swoje miejsce.

Remus pokiwał głową ze zrozumieniem i wyjął srebrny łańcuch.

- Chcesz kontynuować podczas tej przerwy świątecznej zajęcia z patronusa? – zagadnął podając mu jeden koniec świecidełka.

Chłopak rozszerzył oczy i pokiwał chętnie głową.

- Gdybyście chcieli…

- Tak szczerze mówiąc to jest właśnie ta niespodzianka – wypalił Syriusz uśmiechając się od ucha do ucha.

- Naprawdę? – zaśmiał się i pokręcił głową – Dziękuję, z chęcią skorzystam.

Syriusz wziął kolejny taborek i stanął po drugiej stronie choinki.

- Uwierz, ja też – posłał mu ciepły uśmiech i zawiesił jedną z bombek.

Przez moment zatrzymał się i przyglądał uśmiechniętemu Harry’emu. Wraz z Lunatykiem ubierali choinkę jakby byli jedną wielką rodziną. Jeszcze tylko brakowało, aby i on stał gdzieś obok z aparatem w ręce.

Nagle coś mu zaświtało w głowie.

Plan doskonały.

Uśmiechnął się szeroko i na pytające spojrzenia chłopaków pokręcił tylko głową i wrócił do dekorowania drzewka.


~~*~~

Krótszy, gdyż jest to część 1. Nie bijcie!

3 komentarze:

  1. Cześć.
    Rozdział jak sama stwierdziłaś krótszy, no cóż wakacje są :). Niestety kończą się. Rozdział fajny. Życzę weny i czekam na następny rozdział. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział Super i czekam na następny.
    Pozdro, Nika
    A.K.A.
    Nicole „Nikita Lily Aries” Evans Potter Black Lupin Malfoy Riddle

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma rozdziału :(... Mam nadzieje, że nie zapomniałaś o blogu, który jest po prostu WoW.
    Gusia125a

    OdpowiedzUsuń